Był to MiG-29, po starcie pilot otrzymał informację o pożarze lewego silnika, na całe szczęście okazało się, że uszkodził się jeden z czujników i pożaru nie ma, co sprawdził też drugi pilot lecący obok na drugim MiG-u. Tak czy inaczej procedura przewiduje traktowanie takiego samolotu tak jakby pożar był i pilot dostał całą "asystę" ze strażą pożarną włącznie.
Trochę stresująca sytuacja, dobrze, że pod bokiem był ktoś kto zweryfikował prawdziwość sygnału.
I tyle jeżeli chodzi o awaryjne lądowanie.
Zakładki