Ten wątek jest ciekawy, ale trochę odleciał w kosmos.
Big picture jest taki, że LOT cały czas walczy z płynnością, co widać po tym ile aktualnie organizują wyprzedaży na loty prawie w przyszłym roku. Poza tym, jak już teraz mam nadzieję dobitnie wiadomo nie pokaże się żaden rycerz na białym koniu i nie uratuje tej firmy, zatem LOT musi wreszcie wypracować jakiś zysk i to nie za pięć lat, ponieważ wtedy będą już po nim tylko mdłe wspomnienia.
Czyli decyzje odnośnie połączeń muszą przede wszystkim brać pod uwagę wpływ na płynność i zysk short term. Long term jest nice, ale to jest praca na później.
Powyżej jest mnóstwo ciekawych obrazków i tabel, ale jedyna rzecz która mnie w aktualnej sytuacji interesuje, to że average fare LO do JFK jest kilkadziesiąt procent wyższa niż do EWR. Oczywiście można powiedzieć, że jest kilkadziesiąt czynników, które mają na to wpływ i które LO może poprawić (c/s, dystrybucja, etc.), ale to się nie zmieni w dwa dni.
Dodatkowo, segmenty, które opisał Alacherbauer nie opisują całości rynku, a w dodatku są to akurat segmenty, które rosną najwolniej lub których udział ilościowy i wartościowy nawet spada, ponieważ USA nie są już od wielu lat ziemią masowej emigracji z regionu Europy Wschodniej. Także ustawianie oferty pod tracący na znaczeniu i deficytowy rynek byłoby co najmniej dziwne.
Jakie segmenty zostały pominięte: po pierwsze wszystkie osoby, które nie mieszkają w NY, NJ i okolicach (czyli dobrych kilkadziesiąt procent), na przykład:
- ruch turystyczny do Nowego Jorku osób, które nie mają krewnych lub znajomych w okolicy
- ruch biznesowy do jednego z największych hubów światowej gospodarki, którego epicentrum jest Manhattan
- ruch związany z organizacjami międzynarodowymi, które też wszystkie siedzą na Manhattanie.
I udział wszystkich tych segmentów rośnie, ponieważ gospodarka polska rośnie szybciej od amerykańskiej.
Poza tym, o czym my tu w ogóle mówimy jeśli LO historycznie w zimie na EWR i tak prawie nie latał.
Zakładki