No właśnie. Lecimy nad oceanem przez cztery godziny; zakładając, że lotniska znajdują się tuż przy brzegu po obu stronach wody, samolot nigdy nie jest oddalony od najbliższego lotniska o więcej niż dwie godziny lotu.
Trochę się przeliczyłaś, rzeczywiście jest o wiele lepiej, ponieważ przy lotach nad oceanami pilotów obowiązują tzw. ETOPS-y, w skrócie muszą lecieć tak aby w każdym momencie lotu być maximum 2 h od jakiegoś lotniska. Co do rady Pluxe'a - życiowa powiedziałbym, nie tylko odnosząca się do lotów.
@Kara
W pierwszym swoim poście nazwałaś się pacjentką, ja chociaż nie jestem lekarzem ani psychologiem, myślę, że powinnaś nazwać się kuracjuszką. Tobie potrzebne jest "senatorium" a nie szpital, uszy do góry ( reszta ciała oczywiście też) i poczuj ten nowy wymiar pięknego świata.
No właśnie. Lecimy nad oceanem przez cztery godziny; zakładając, że lotniska znajdują się tuż przy brzegu po obu stronach wody, samolot nigdy nie jest oddalony od najbliższego lotniska o więcej niż dwie godziny lotu.
Mają 180. Ale 120 też by starczyło
A na samopoczucie SPLa ETOPS 180 zadziała lepiej niż 120
Pozdrawiam, Pluxe
Ja tylko tutaj dodam jedną rzecz dotyczącą tego prawdopodobieństwa. Dotyczy on 1 zakładu, a gros ludzi robi tych zakładów przynajmniej kilka - standardem jest bodaj 5 czy 6 (nie wiem ile, bo nie gram). Dlatego też podana wyżej statystyka wprowadza w błąd . Osobiście znalazłem takie oto dane:
"W dużego lotka gra średnio 3 mln. Polaków przy średniej liczbie zakładów 16 mln."
Zakładając, że tak faktycznie jest - 16/3 = 5 i 1/3. Czyli tak jak przypuszczałem, między 5-6. Zatem tak naprawdę przy każdym losowaniu ktoś powinien wygrać - i dlatego wielkie kumulacje są raczej rzadkością. Niemniej wracając do owych wyliczeń. 14.000.000/5.333333... wynosi 2.625.000 - zatem w rzeczywistości prawdopodobieństwo trafienia 6 wynosi 2.625.000:1 (przez kogoś podczas danego losowania, bo uwzględniamy, że niektórzy robią więcej niż 1 zakład stąd prawdopodobieństwo rośnie!), z kolei ktoś podał statystykę, że prawdopodobieństwo zginięcia w katastrofie to 2.500.000:1 (brani pod uwagę są tylko pasażerowie samolotów, czyli 2.1 mld rocznie - przy czym oczywiście ci pasażerowie się "powtarzają", no ale to mniej więcej jak z zakładami w Lotto - jeden weźmie 1 zakład, a inny 100 - i dane te nie uwzględniają tych, co nie latają wcale, jak wspomniałem np. w Anglii prawdopodobieństwo zginięcia w katastrofie wynosi 1:11.000.000 zatem można zakładać, że tam 3/4 społeczeństwa w danym roku nie wsiada do samolotu) zatem podsumowując można stwierdzić, że prawdopodobieństwo zginięcia w wypadku lotniczym jest praktycznie takie samo, jak trafienie 6 w Totka, przy czym rzecz jasna jeśli chodzi o Totka, to mówimy tutaj o jednym losowaniu (a nie w skali całego roku ).
TakaMaladzejka myślenie mam takie samo jak Ty .. i tez mam 9 godzinny lot.. i mysle ze nic tylko posadzic nas razem bedziemy mialy wspolny temat do obgadania ;D Mam identyczny pogląd myślę ze tam kolo tej isladnii jest najgorzej .. w tamtym roku siedzialam w okienku i czekaląm az przelecimyyy wreszcie nad tym ;D chociaz widoki byly calkiem niezle
http://www.humorpage.pl/obrazki/s/23...luga_szyja.jpg
To tak troche z humorem
Ja jak przeleciałem ocean po raz 1wszy to doszedłem do wniosku że lot był tak długi i tak nudny, że nie chce mi się wracać, i zostaję w US&A. Zostać nie zostałem i powrót jak zawsze miną znacznie szybciej.
USA jest warte odwiedzenia i szkoda by było nie pojechać mając taką możliwość tylko dla tego, że mamy lęk przed lataniem.
Z drugiej strony ojciec mojego kumpla nigdy nie pojedzie do USA bo nie wytrzyma 9 godzin bez papierosa, więc tak tez można...
Zawsze w tym temacie to powtarzam: "latanie przez ocean jest mega nudne a nie starszne"
Prawdopodobieństwo to jedno a życie to drugie. Szanse w lotto są małe, zginięcia w katastrofie lotniczej też a jednak ludzie trafiają szóstki i giną w wypadkach lotniczych.
ural: Niekoniecznie prawie zawsze ktoś powinien wygrać w sytuacji gdy 3 miliony osób wypełnia po pięć kuponów w każdym losowaniu. Niektóre kombinacje liczb mogą się powtarzać kilka razy albo i więcej, a inne mogą nie wystąpić.
Zastanawiam się jaką miarę przyjąć w celu porównania poziomu bezpieczeństwa różnych środków transportu (np. samolot, kolej, samochód).
Skoro czytałeś inny mój wątek, to wiesz, że ta linia jeszcze kilka lat temu była na czarnej liście UE, samoloty najnowsze nie są, w dodatku prognozy pogody nie są optymistyczne (u nas obwite deszcze, tam są teraz burze piaskowe) więc rada "nie przeżywaj tego" nie jest taka prosta do zastosowania
maarzenka; A może po prosty Ty chcesz być ciągle w centrum zainteresowania, i niezależnie od tego jakich argumentów użyjemy aby Ciebie uspokoić i zapewnić komfort psychiczny, Ty ciągle będziesz twierdzić, że lot jest niebezpieczny, więc podsuwamy kolejne argumenty, a Ty dalej swoje
Bursztyn, oczywiście, że jako kobieta lubię czasem być w centrum uwagi, zwłaszcza w odniesieniu do mężczyzn, ale tutaj naprawdę nie o to mi chodzi Myślisz, że każdego stać na to, aby na publicznym forum przyznać się do strachu? I żeby nie było: przyjmuję do wiadomości Wasze argumenty, wierzę w profesjonalizm pilotów i w pomyślne dotarcie na wakacje i z powrotem Mimo strachu
W moim przypadku to się naprawde boje się ale racji w tym co powiedzales jest duzo.. pamietam że w tamtym roku po jakis 4 godzinach chcialam zasnąc ale sie nie dalo na tych "wygodnych" siedzeniach ;D
Donoszę, że również tym razem udało mi się dolecieć do celu i wrócić do domu Oba loty przebiegały spokojnie, bałam się tylko przed startem, ale jak już samolot osiąga wysokość przelotową jestem w miarę spokojna. A już w trakcie podchodzenia do lądowania zero strachu - im bliżej ziemi, tym bezpieczniej się czuję, choć to przecież, zdaje się, najniebezpieczniejsza faza lotu... Jedynie zakrętów nadal się boję, boję się, że samolot za bardzo się przechyli i straci równowagę
Jedynym problemem było 3-godzinne opóźnienie samolotu w drodze powrotnej z powodu strajku kontrolerów ruchu lotniczego we Francji. Planowo wylot miał być o 15.25, kiedy przed 18 wreszcie znaleźliśmy się w samolocie, kapitan powiedział, że jest pozwolenie na start dopiero na 20.10 Na szczęście ostatecznie polecieliśmy wcześniej, choć całkiem inną trasą (przez Rzym ). I w dodatku pomalowanym na złoto samolotem LOT-u, co rekompensowało całe opóźnienie
Dzień przed wylotem spędziłam kilka godzin na plaży w Barcelonie, obserwując podchodzące do lądowania samoloty - co kilka minut kolejny samolot. Bardzo uspokaja taka obserwacja - tyle ich ląduje i z żadnym nic złego się nie dzieje
Zakładki