Kiedy polscy politycy będą latać bezpiecznie.
Mało brakowało, żeby przetarg na samoloty dla polskich VIP-ów został odwołany. Resort obrony wycofał się jednak z tego pomysłu. Dlaczego? Bo zaprotestowali obserwatorzy z Transparency International
Wątpliwości MON budzi fakt, że warunki przetargu - zdaniem fachowców - wyraźnie preferują brazylijskiego embraera (u góry). Takie maszyny ma m.in. LOT
foto:LOT
Każde lądowanie polskiego samolotu rządowego na lotnisku któregoś z państw Europy Zachodniej wywołuje duże zainteresowanie - nie ze względu na pasażerów samolotu, a na jego archaiczny typ.
O konieczności zakupu nowych samolotów odrzutowych, którymi prezydent, premier, marszałkowie Sejmu i Senatu, a także członkowie rządu będą latać na oficjalne wizyty zagranicę, mówi się od wielu lat. Kilka
prób zorganizowania przetargu nie powiodło się, ostatni - na zakup sześciu maszyn - ogłosił były szef MON Radosław Sikorski. Chęć uczestniczenia w nim zadeklarowało sześć firm. Samoloty mają kosztować ok. ćwierć miliarda dolarów.
Najtańszy czy najlepszy?
Przetarg formalnie prowadzi podległa MON Agencja Mienia Wojskowego. Pod koniec kwietnia sekretarz komisji przetargowej Jerzy Krawiec zaproponował, aby wystąpić o unieważnienie całej procedury. Skąd taki pomysł? - Kiedy zapoznaliśmy się z dokumentami przetargu, okazało się, że był w nich bardzo duży bałagan - mówi rzecznik resortu Jarosław Rybak. To jeden z powodów. Drugi - to niewłaściwa, zdaniem obecnego ministra, konstrukcja przetargu. - Nie może być tak, żeby o wyborze decydowała w50 procentach cena, a tylko w 10 procentach bezpieczeństwo -mówi Rybak.
Choć resort obrony nie mówi o tym oficjalnie, duże zastrzeżenia szefa MON budzi też fakt, że parametry, które ustalił resort, preferowały, w opinii wielu fachowców, brazylijskiego embraera. Chodzi m.in. o wymagany zasięg, który określono na5 tysięcy kilometrów. Nie pozwoli on np. na bezpośredni przelot z Polski do Stanów Zjednoczonych. We wcześniejszym, unieważnionym przetargu z 2002 roku minimalny zasięg wynosił7 tysięcy kilometrów.
Propozycja sekretarza komisji wywołała ostrą dyskusję. Przeciwko unieważnieniu przetargu zaprotestowali przedstawiciele Transparency International, którzy zasiadają w komisji zaproszeni przez Sikorskiego (były minister chciał w ten sposób zagwarantować przejrzystość procedury). Transparency International w piśmie do szefa MON krytykuje pomysł odwołania przetargu.
Rzecznik MON twierdzi, że pomysł unieważnienia przetargu ostatecznie upadł. Nie oznacza to jednak, że resort nie będzie ingerował w procedurę zakupu nowych maszyn. - Inaczej kupilibyśmy samolot co prawda tani, ale drogi w eksploatacji i niezbyt nowoczesny -mówi Rybak.
Latające muzeum
Zakup nowych samolotów jest pilną koniecznością, bo flota polskichsamolotów dla VIP-ów jest w fatalnym stanie. Nawyposażeniu36. Pułku Specjalnego Lotnictwa Transportowego są dwa Tu-154, którymi można odbywać podróże międzykontynentalne. Samoloty wyprodukowane pod Moskwą, trafiły do nas na początku lat 90. i miały służyć do2008 roku. -Jeśli będzie taka potrzeba, to mogą dociągnąć do2010 - mówi ekspert wdziedzi nie lotnictwa Grzegorz Hołdanowicz.
Polskie VIP-y latają też ponad 30 -letnimi mniejszymi i często psującymi się odrzutowcami Jak-40 (najmłodszy z 1976 roku). - Nie znam na świecie żadnego innego samolotu dla VIP-ów, który miałby ponad 30 lat - mówi Hołdanowicz.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja jeśli chodzi o śmigłowce. W tej chwili pułk ma do dyspozycji zaledwie dwie maszyny mogące wystartować z VIP-ami, w tym tylko jedną nowoczesną. Przetarg na zakup nowych śmigłowców, choć zapowiadany od lat, wciąż nie wystartował.
GRZEGORZ PRACZYK
--------------------------------------------------------------------------------
Latanie z przeszkodami
Awarie samolotów, którymi podróżują polscy politycy, nie są rzadkością. Pod koniec kwietnia 2007 roku w śmigłowcu Mi-8, na którego pokładzie był szef MON Aleksander Szczygło, zepsuł się silnik i pilot musiał przymusowo lądować. W październiku 2004 roku odrzutowy Tu-154 z premierem Markiem Belką na pokładzie nie doleciał do Wietnamu. W 2001 roku rządowy Jak-40, którym leciał m.in. premier Leszek Miller, zepsuł się w Norymberdze. W 1999 r. w Arabii Saudyjskiej utknęła marszałek Senatu Alicja Grześkowiak. Rok wcześniej w Wilnie zepsuł się Jak, którym do Polski miał wracać premier Jerzy Buzek. O kiepskim stanie technicznym rządowych maszyn przekonał się też kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder - w 2003 roku Jak-40, którym miał polecieć, nie wystartował z Okęcia.
Zakładki