Widziałem dzisiaj takie manewry /pewnie w ramach szkolenia?/ robione na popularnej Cessnie. Ma to sens? Kiedy może się przydać w takim samolocie?
Wersja do druku
Widziałem dzisiaj takie manewry /pewnie w ramach szkolenia?/ robione na popularnej Cessnie. Ma to sens? Kiedy może się przydać w takim samolocie?
Do nauki startów i lądowań.
Touch and go jest wykonywane podczas szkolenia, aby natłuc jak najwięcej startów/lądowań w jak najkrótszym czasie. Nie tracisz już czasu na dobieg, kołowanie do progu pasa i ponowny start. Poza tym jeżeli na kręgu lata więcej niż jeden samolot znacznie zwiększa to przepustowość.
A przydać może się zawsze, jak ktoś Ci wejdzie na pas albo za szybko zbliża się koniec pasa.
W Świdniku raz wylądowałem na mokrej trawie daaaaaleko za progiem pasa, więc zamiast na siłę hamować poszedłem w górę. Niby GA, ale już z ziemi.
Przydaje się i nie przydaje.
Bo prawidłowe dotknięcie pasa, niekoniecznie oznacza poprawnie zakończone lądowanie.
No ale, tak jak ktoś wcześniej zauważył, jest to spowodowane ekonomicznym podejściem, ale nie do prawidłowego wylądowania, tylko do nabijania godzin w powietrzu.
A potem są przewroty w przód i kapotaż, bo na ziemi kupa leżała, albo hamulce coś za ostre...
Prawidłowe przyziemienie to zdecydowanie najważniejszy element lądowania. Nie wiem jaki sens miałoby ćwiczenie dobiegu po każdym przyziemieniu.
Czy zrobisz T&G czy pełne zatrzymanie i ponowny start godzin w powietrzu będziesz miał dokładnie tyle samo, tylko że do godzin w powietrzu będziesz musiał też zaliczyć czas kołowania do ponownego startu, za który w niektórych ośrodkach dodatkowo zapłacisz, więc albo szkolenie wyjdzie droższe, albo mniej czasu spędzisz w powietrzu, a więcej na ziemi przy tym samym nalocie.
I to wszystko z powodu ćwiczenia T&G zamiast pełnych lądowań ? Chyba przesadziłeś.
Poza tym, ile wykonuje się takich lądowań w czasie szkolenia? A ile normalnych, pełnych lądowań? Jakoś nie wydaje mi się by były aż tak wielkie różnice, by pilot później miał problemy z dobiegiem po lądowaniu.
Nie wyobrażam sobie jak miałoby wyglądać ćwiczenie kręgów na lotnisku, na którym lata na raz 5-6 samolotów plus jakieś przyloty i odloty. Tzn. wiem, czas na ziemi przekroczyłby czas w powietrzu. To dopiero byłoby nabijanie godzin :)
Ale to czy warto ćwiczyć dobiegi czy nie, to już kwestia oceny instruktora. Zawsze można robić tzw. stop and go, byle tylko dać kontrolerowi albo samolotowi za nami znać, żeby sobie odpowiednio zaplanował własny krąg.