W latach 80-tych pokazywano w książkach projekty samolotów pasażerskich o układzie z grubsza takim jak 737 czy 320, ale z silnikami *nad* skrzydłami. Ciekawe czemu żaden z producentów w tę stronę jednak nie poszedł? Zwiększenie wysokości środka ciężkości? No bo zaletą byłaby chyba większa szansa na uratowanie silników przy lądowaniu na brzuchu. (Nie wiem swoją drogą, jak z uratowaniem/zniszczeniem silników było w przypadku SP-LPC. Czy, inne okoliczności, US1549.)
PS. Skądinąd, być może taki układ wymagałby usterzenia "T", no ale ono akurat nie jest niczym nietypowym.
W/g mnie - prawdopodobieńtwo i praktyka.
Prawdopodobieństwo - ile takich lądowań na brzuchu się odbyło? A nawet jeśli - co jest tańsze - wymienić silniki czy naprawa strukturalna samolotu? O ile po takim lądowaniu na brzuchu (a nie na silnikach!) byłoby CO naprawiać...
Praktyka czyli obsługa naziemna takich silników - w samolotach z silnikami pod skrzydłami żeby sprawdzić czy dolać olej wystaczy otworzyć wziernik, nawet maski stojąc na ziemi. Wyobraź sobie dostęp do silnika nad skrzydłem np. zimą - bez specjalistycznej drabinki czy podnośnika się nie obejdzie...
No i aerodynamicznie zysk z takiego układu jest raczej mierny...
Ostatnio edytowane przez bedrzich ; 07-03-2021 o 08:32
Pozdrawiam!
Piotr
Nie stosuje się bo jest to drogie i niepraktyczne. Jest kilka rosyjskich samolotów s takim układzie. Aerodynamicznie to akurat korzyści są i to jest główne uzasadnienie tego układu - strumień gazów opływający z duża prędkością górna powierzchnie skrzydła zwiększa sile nośną.
uklad T ma swoje zalety w pewnych okolicznościach ale raczej więcej wad - bardziej skomplikowana i wytrzymała konstrukcja (żeby statecznik pionowy mógł przenosić obciążenia generowany przez statecznik poziomy), ryzyko „deep stall” i pare innych.
To co opisujesz to silnik w skrzydle (jak w An-72/74), wtedy faktycznie działa efekt Coandy, Czterosilnikowi chyba chodziło o silniki montowane nad skrzydłami (jak w przywołanym Honda Jecie, był jeszcze jakiś niemiecki projekt z tak montowanymi silnikami). W takim przypadku chyba jedyne korzyści to mniejsze ryzyko zassania czegoś do silnika i możliwość zastosowania krótszego podwozia.
To był taki wynalazek: https://en.wikipedia.org/wiki/VFW-Fokker_614
Majac silnik nad skrzydlem jak np w hondajecie moze i masz szybszy przeplyw powietrza na gorze w zwiazku z jetem - ale to na pewno nie jest przeplyw laminarny wplywajacy na sile nosna. Jako ze gorna czesc skrzydla jest dosc 'wrazliwa' aerodynamicznie wszelkie turbulencje tam sa niechciane (czyt rime ice, jakies inne zabrudzenia).
Inna rzecz - silniki odrzutowe sa dosc glosne. Skrzydła niweluja chociaz czesc tego halasu podczas gdy majac takiego Trenta nad skrzydlem mogloby byc sporo glosniej w kabinie - co dalej wymuszaloby zastosowanie grubszej izolacji -> zmniejszenie uzytecznej ladownosci samolotu -> piniondze uciekajace przez palce
No i chyba główna rzecz w lotnictwie - bezpieczenstwo. Były sytuacje w których silniki... odpadały od samolotów. Jak ma odpaść to niech spada i tyle nie chciałbym żeby kilkutonowy silnik zaczął mi się turlać po skrzydle np je urywając albo coś w tym stylu. Poza tym wyobrażacie sobie wypadek z serii uncontained engine failure? I fanty wystrzelone z predkoscia bliska predkosci dzwieku wbijajace sie w poszycie samolotu? Nawet ta niedawna akcja United Airlines pokazuyje ze dostalo sie kadlubowi pod skrzydlami. Gdyby silnik byl na wysokosci kabiny gość z telefonem ktory wrzucil nagranie palacego sie silnika moglby czasem nie miec okazji zeby to zrobic.
No i takie pierdoły jak były wspomniane już tu - wszelkie prace serwisowe duzo latwiej i bezpieczniej zrobic majac silnik relatywnie blisko ziemi.
Honda to w ogóle miała ciekawe pomysły na konstrukcje płatowców:
https://en.wikipedia.org/wiki/Honda_MH02
japończycy... nic wiecej nie trzeba dodawać. Był też model HFB320 z (nie wiem jak to po naszemu...) forward swept wings.
Dzięki, Panowie.
O Anie-72/74 pamiętałem, ale właśnie on ma silniki tuż nad/przed skrzydłami, nie na pylonach jak te w początkowym pytaniu. No i jest górnopłatem, czyli uncontained failure jest, w razie czego, "we właściwym kierunku". (Inna sprawa to owo poturlanie się silnika.)
W przypadku tej Hondy HA-420 to zanim się dokładniej przyjrzeć zdjęciom, ma się wrażenie że silniki są zamontowane z tyłu kadłuba, czyli zwyczajnie. Dopiero potem widać, że ten kadłub byłby na to za krótki!
Wracając do wyjściowego (informatycznie: wejściowego) pytania: skoro właściwie jedynym istotnym pozytywnym skutkiem była(by) mniejsza szansa wessania czegoś z pasa czy drogi kołowania, to skąd w ogóle wziął się (albo: utrzymał dłużej niż przez mgnienie oka) pomysł takiego układu? Nawet jeśli go jednak zrealizowano (w wersji bliższej początkowego pytania) - ciekawy ten VFW-Fokker 614. Wprawdzie, jak wynika z opisu, zbudowano tylko 19 egz., ale jednak polatały (w sumie) 37 lat. BTW, ciekawe że usterzenie miał jednak klasyczne. Czyli wpływ gazów wylotowych na sterowność jednak nie był tu aż tak istotny. (Vide układ Galaxego vs. Rusłana.)
Ostatnio edytowane przez Czterosilnik ; 11-03-2021 o 20:12
Wisz - ludzka pomyslowosc do wielu roznych rzeczy doprowadzila - ilosc samolotow i wyprodukowanych egzemplarzy tegoz zweryfikowala wyzszosc tego typu montazu silnikow wzgledem 'klasycznego'.
Wychodzisz z założenia że to co wiemy dzisiaj o budowie samolotów dzisiaj było znane konstruktorom „od zawsze” - co jest oczywistym nonsensem. W latach 40-50 kiedy pojawiły się pierwsze samoloty odrzutowe nic na ich temat nie wiedziano. Powstały dziesiątki różnych typów i parę lat to trwało zanim wykrystalizował się układ “klasyczny” samolotu pasażerskiego czyli z silnikami podwieszonymi...
Pozdrawiam!
Piotr
Concorde to nie była wariacja na temat położenia silników czy budowy samolotu w ogóle. Zabiła go średnia konstrukcja i fakt ze fala dzwiekowa przy locie naddzwiekowym nawet na wysokosci 65 tysiecy stóp była trudna do zaakceptowania - stad fakt ze taki concorde mogl latac nad woda.
Zakładki