Maszyna spadła na farmę niedaleko miasta Muncie w stanie Indiana - podaje przedstawiciel amerykańskiego Dowództwa Obrony Przestrzeni Powietrznej (NORAD). Nie podano, czy pilot przeżył. Wiadomo jednak, że był jedyną osobą na pokładzie samolotu.
Według wstępnych informacji nikt na ziemi nie ucierpiał wskutek katastrofy.
To nie ma związku z terroryzmem
F-16 zostały wezwane na miejsce po tym, jak z pilotem nie udało się skontaktować z pilotem. Jak podaje Dowództwo Obrony Przestrzeni Powietrznej, wojskowe samoloty w takich przypadkach mają instruować pilota, gdzie może bezpiecznie wylądować.
- Nie mamy pewności, dlaczego pilot nie odpowiadał - mówi przedstawiciel NORAD. Zaznacza jednak, że zdarzenie nie miało nic wspólnego z terroryzmem. Najprawdopodobniej pilot zasłabł.
Gazeta.pl
Zakładki