Z tym generalnie nie polemizuję, choć zastrzegam się, że tylko dla nas była to operacja wojskowa. Dla nich niewątpliwie państwowa, niekomercyjna, ale niekoniecznie wojskowa. Ichnie wojsko miałoby ją głęboko w nosie, gdyby mieli lądować na Szeremietiewie albo innym lotnisku międzynarodowym.
Dopowiem do końca, aby nie było wątpliwości. Ja bym wolał, żeby w tym konkretnym przypadku na tym konkretnym lotnisku przy takim a nie innym wyposażeniu radionawigacyjnym samo lądowanie, skoro już miało się odbyć, było przeprowadzone wg wojskowych reguł z czasów Układu Warszawskiego, gdy kierownik lotów to był dla bojowego pilota "car, Boh i woinskij naczalnik". Kontroler powinien rzucić w eter krótko i treściwie "Odchodź na zapasowe", ewentualnie puścić w ślad kwiecistą wiązankę niecenzuralnych słów i te słowa powinny być dla wojskowego pilota rozkazem. Byłoby po sprawie. Kazali na zapasowe, to się leci na zapasowe. Ale to wszystko nie jest takie proste. Polskiego "inostrańca" można było tak potraktować 30 lat temu, gdy był w tym samym bloku i wojsko nasze kierowało się prawie takimi samymi normami jak wojsko ich. Ale nie dzisiaj. W dzisiejszych czasach Polak po prostu leci inaczej. Mówi, że lądował na wojskowym lotnisku, ale wysokością nie kwituje, choć po wojskowemu powinien. Nie traktuje słów z ziemi jak komendy podlegającej bezwzględnemu wykonaniu. Z drugiej strony w Rosji też trochę się zmieniło. Tyle to wojskowy dyspeczer musi wiedzieć, że przy zagranicznych spiec-riejsach w ostatniej instancji odpowiada pilot, więc nie ma mowy, żeby komenderował polskiemu 101 tak samo stanowczo, jak kiedyś komenderował swoim MiG-om. No i wyszło jak wyszło.
Ot, zderzenie dwóch światów. Ale to wiemy post factum.
Zakładki