Teraz to żeś palnął
Twoim zdaniem ta kobitka siedząca na skrzydle miała jakiś wpływ na tę katastrofę i jej ocenę? Jakby ten doświadczony pilot rozbił się (z nieznanych jeszcze przyczyn, być może technicznych) wykonując lot odwrócony na małej wysokości to dopiero wtedy zasługiwałby na szacunek? No ale skoro miał pasażerkę na skrzydle to w zasadzie taki pajac w cyrku był ta?
Co do przyczyn to zastanawiająca dla mnie jest gwałtowność manewru ktory zakonczyl się uderzeniem w ziemie. Czy przy przeciągnięciu w ten korkociąg nie sypnąłby się jednak łagodniej?
A ja zgadzam się z Kobuchem, że pokazy mają w sobie coś z cyrku i pochłaniają niezliczone ilości niepotrzebnych ofiar - ta lista jest dość wymowna(mimo, że nie kompletna!) I wcale nie chodzi mi o to, by nie podejmować ryzyka i nie robić wielkich rzeczy - ale czym innym jest ściganie się w Formule 1 czy Red Bull Air Race, wyznaczanie w taki czy inny sposób nowych granic w lotnictwie a czym innym 'latanie do kotleta' i chałtury na pokazach, gdzie widownie stanowi tłuściutki tatuś z hamburgerem w ręku, który mówi do synka - ooo, popatrz, leci, samolot... jak nisko... Nie mi oceniać chałturzenie, każdy musi z czegoś żyć, ale nie znam innej dziedziny gdzie podejmuje się tak duże ryzyko dla tak niewielkiej nagrody.
Żeby to lepiej zilustrować zacytuję Felixa Baumgartnera, któremu mentor (nie pamiętam czy chodziło o Kittingera) powiedział, że jeśli już ma zginąć w tragicznym wypadku to niech to będzie spektakularny wyczyn a nie kolejny nielegalny base jump.
Owszem, w porównaniu z "rutynowymi" przykładami tego manewru, jakie Canonier podlinkował na stronie pierwszej, tym razem przejście nastąpiło strasznie opornie (i w ogóle obrót nie został nawet wykonany do końca). Może jednak jakaś awaria układu sterowania?
Są pokazy, które mają duży walor edukacyjny, zbliżają lotnictwo do publiczności i publiczność do lotnictwa i to jest super. Ale takie, gdzie ku uciesze gawiedzi robi się figury tak nisko, że trzeba 10g przeciążenia by wyprowadzić metr nad ziemią to nie bardzo to rozumiem.
Myślę, że każdy ma w tym temacie trochę racji bo taka katastrofa nagle zmienia punkt widzenia. Jeszcze przedwczoraj pewnie rozmawialibyśmy o wing walking zupełnie w inny sposób. Nagle błąd, 2 osób zabitych i pojawia się pytanie nad sensem takich pokazów. Z jednej strony jak to ktoś fajnie napisał wyżej pokazy mają zbliżać ludzi do lotnictwa. Z drugiej strony wykonywanie takich figur na tak małych wysokościach niesie ogromne ryzyko i przez takie wypadki niestety cierpi ogólna opinia na temat pokazów. Wiadomo jest to też chałtura. Kilka razy podczas pokazów słyszałem wśród publiczności teksty w stylu "a może coś się dziś rozbije"...
Lotnictwo, zwłaszcza latanie tego "typu" nie jest jedyną dziedziną gdzie biorący udział ponoszą ryzyko. To tak jakby zakazać rajdowcom się ścigać bo mogą się zabić. Tacy ludzie mają wkalkulowane ryzyko w to co robią. Czy ktoś z Was wróciłby do rajdów gdyby przeżył taki wypadek jak np. ten Kubicy...? No cóż, szkoda, że zginęły dwie osoby, można powidzieć - szczęście w nieszczęściu, że nie zginęło więcej. Można sobie tylko zadać pytanie - czemu cały "numer" był wykonywany tak nisko? Ryzyko pomyłki (o ile nie była to kwestia usterki) istnieje na każdej wysokości, nie na każdej niestety wysokości da się tą pomyłkę naprawić
W przypadku Roberta wina leżała po stronie organizatorów bo nie zauważyli, że ludziska odkręcą barierkę aby skracać sobie drogę. Popadło na niego... Cud, że żyje i robi to co kocha nadal pomimo niepełnosprawności.
Na organizatorach ciąży największa odpowiedzialność. Przykład najświeższy: W Zetlweg w tym roku nie ma F18 w pokazie. Dlaczego? Bo prawie się rozwalił na treningu. Ale armia już powiedziała pas czytaj "ochłoń chłopie".
Jeżeli w Twoje działania wkrada się rutyna to lepiej sobie odpuścić. Na Dayton Air doszła jeszcze brawura.
Na moje wyglada, że gość zrobił beczkę zbyt nisko/na za małej prędkości. Podczas beczki samolot mu się slizgać po skrzydle do ziemi. Żeby się ratować, podczas przechodzenia na plecy pilot energicznie wypchnął drążek, co doprowadziło do dynamicznego przeciagnięcia na ujemnych kątach natracia...
Jak to mówi amerykańskie przysłowie: "they ran out of height, speed and ideas at the same time"...
No i wlasnie minuty temu przeszedl, 22 minuty trwalo przejscie, zadnych zabezpieczen, spadochronow, siatek, itp., wszystko sie dobrze skonczylo.
Bylo w TV na kanale Discovery na zywo, reklama dla plemiona indian Navajo na ktorego terytorium sie to rozegralo.
Jesli ktos cos bardzo dlugo cwiczyl, uwaza ze jest w czyms 'dobry', zrobil wysilek aby nie narazac innych do dlaczego nie.
Ostatnio edytowane przez saturn5 ; 24-06-2013 o 04:45
Dla mnie właśnie ta ostatnia część wypowiedzi jest ważna: nie naraża innych. Jest wiele osób igrających ze śmiercią: BASE jumperzy, akrobaci cyrkowi, kaskaderzy (mam tu na myśli nie filmowych, ale takich w stylu Evel Knievel) itp. Akrobaci lotniczy to tylko ich podgrupa. Skoro chcą się popisywać, wiedzą z czym to się wiąże i nie narażają przy tym innych to czemu nie? Trzeba tylko zadbać, żeby nie dopuszczać do takich popisów osób bez odpowiedniego doświadczenia za to z wielkimi ambicjami...
Ktoś tu napisał "nie porównywać Red Arrows z cyrkiem" - a czym innym jest mijanie się dwóch odrzutowców lecących z prędkością wypadkową ponad 1200 kph o kilkanaście metrów od siebie jak nie sztuką służącą uciesze gawiedzi? Jeśli autor, lub ktokolwiek inny, widzi w popisach Redsów jakiś głębszy cel prosiłbym o wyjaśnienie. Dzięki.
Zakładki