Lądowanie pewnie bardziej zapobiegawcze niż awaryjne.
Nie lubię zakładać tutaj wątków, ale niestety:
Jarosław: Awaryjne lądowanie awionetki w pow. jarosławskim - 7 lipca 2013
Wie ktoś coś więcej?? Słyszałem, że zgłaszał niskie ciśnienie oleju.
Per aspera ad astra!!!
Pagonów się nie kupuje - pagony się zdobywa! [layoverlover]
Lądowanie pewnie bardziej zapobiegawcze niż awaryjne.
Czyli niestety się nie przesłyszałem i rzeczywiście ktoś po 9tej zgłaszał do "Kraków Informacja" awarię silnika i lądowanie w terenie przygodnym w okolicy Rzeszowa(Jarosławia).
Nie chcę nic przekręcić, ale chyba właśnie "Kraków Informacja" przez jakiś czas po zgłoszeniu tej awarii, naprowadzał inny samolot będący w okolicy, który usiłował zlokalizować dokładne miejsce lądowania(SP-WBW?).
Chyba SP-WBW. Lezy w pszenicy podwoziem do gory.
Pilot zauważył awarię silnika awionetki. Musiał lądować
Pozdrawiam
STYRO
LOS SUAVES - już nie pójdę na taki koncert ...
Szacun dla goscia , abstrachujac od tego jesli nawet cos spieprzyl . Mial problem i ogarnal go jak trzeba i to deficycie czasu, nawet jesli maszyna troche sie posula - to nic
szkda tylko ze w tvn24 na pierwszej stronie nie pisza , no coz nie ma trupow wiec poco pisac?
Jak mawia stare przysłowie - każde lądowanie po którym możesz odejś o własnych siłach od samolotu jest dobrym lądowaniem.
A czemu to jest dziwne ? Przecież mógł lądować bez klap.
Nie dyskutuj z idiotą. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.
Jeśli lądował bez silnika lub z ograniczoną mocą to nie ma sensu wysuwać klap od razu, bo może być potrzebny maksymalny zasięg, co najwyżej pod koniec podejścia jak miał zapas wysokiści do wybranego pola. Może tego zapasu wysokości nie miał i na klapach do pola by nie doleciał, a może w stresie zapomniał lub nie zdążył wysunąć klap w ostatniej chwili.
Nie dyskutuj z idiotą. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.
Owszem dolot do pola musi być zapewniony ale jak już jesteś pewien lądowania to wywalasz klapy na max. Pola są różne, są takie zadbane ale też zdarzają się takie, które mają rowy / kamienie etc. W momencie jak pada Ci silnik i nie możesz pola dokładnie obejrzeć to musisz przyziemiać na jak najmniejszej prędkości a to wiąże się z wypuszczeniem klap. Nie chce spekulować ale kapotaż mógł być właśnie spowodowany nie wypuszczeniem klap i lądowaniem na zbyt dużej prędkości. Technika lądowania w takim polu swoją drogą zakłada minimalną prędkość i niemalże przeciągnięcie samolotem tuż nad płaszczyzną przyziemienia jaką w tym wypadku były wierzchołki roślin.
Zapomnienie o czymś w stresie jest wytłumaczeniem (aczkolwiek powinniśmy eliminować sytuacje, że stres nas paraliżuje) ale celowe nie wypuszczenie klap do przyziemienia w momencie jak była ku temu okazja to jakaś pomyłka. Jedyne co to może sobie MASTERa wyłączył ... za wcześnie lub odpowiednio. Dlatego mówiłem, że tu dużo od sytuacji zależy.
Witam
Z tego co słyszałem to lot odbywał sie na wysokości 300-350 metrów nad ziemią czyli samolot mógł szybować 2-3 NM zgodnie z instrukcją.
Teren był pagórkowaty a to pole było jednym z niewielu zaoranych wzdłuż kierunku lądowania.Ponadto na podejściu były linie wysokiego napięcią i też trzeba było jakoś nad nimi przelecieć.Od momentu awarii do przyziemienia pilot miał miał kilkadziesiąt sekund. Podobno dzień przed były ulewne deszcze więc pole było zapewne mokre co na pewno nie pomogło.
Właśnie o to mi chodzi. Ja też jestem nauczony lądować awaryjnie nawet na pełnych klapach, o ile jest to 150tka. Do zwykłego lądowania na 150 podchodzę na 30tkach.
Mój instruktor zawsze wbija mi do głowy jak wyczuć odpowiedni moment wywalenia klap. Widząc takie wysokie (!) zboże, starałbym się mieć jak najmniejszą prędkość przy przyziemieniu. O kapotaż nawet przy małej prędkości w tych chaszczach nietrudno.
Oczywiście kwestia stresu w tym przypadku ma też decydującą rolę i wytłumaczeniem dla mnie jest ewentualnie wcześniejsze wyłączenia mastera.
Stąd moje zdziwienie, że klapy niewypuszczone. To, że mógł wylądować (i wylądował ! - great work :-) ) to wiem.
Wracając do meritum, zastanawiam się, czy właśnie to nie miało wpływu na kapotaż przy dobiegu.
Podczas szkolenia są ćwiczone takie sytuacje ale z instruktorem obok no i bez tego dreszczyku emocji...
To czego Cię nauczył instruktor możesz wykorzystać tylko w danym ułamku w takiej sytuacji i z takim małym doświadczeniem jakie on miał.Lepiej poczekać na raport PKBWL niż gdybać. Takie jest moje zdanie.
Lepsze lądowanie bez klap i kapotaż niż przeciągnięcie na prostej i korek, co jest chyba najczęstszym elementem raportów z polskich wypadków po awarii silnika.
Zakładki