Zamieszczone przez
Lucass
Służby, które były na miejscu to standard w cywilizowanych krajach przy tego typu zdarzeniach. Policja - wiadomo, ambulans - wiadomo. A straż po co? A po to, żeby w razie konieczności, a ta jest przy wypadkach komunikacyjnych bardzo często, rzekłbym prawie zawsze, wyciąć poszkodowanych z wraku samochodu, zabezpieczyć miejsce zdarzenia pod kątem p-poż, zneutralizować płyny, które wyciekły z rozbitych pojazdów, posprzątać miejsce zdarzenia i co bardzo ważne, a często niedostrzegane - udzielić pierwszej pomocy. Ponieważ tak się jakoś dziwnie składa, że zazwyczaj to straż pożarna jest na miejscu jako pierwsza.
Co do tego czy i kto powinien odwoływać śmigłowiec - nie wiem jakie są procedury, więc nie będę zajmował stanowiska. Podobnie w sprawie kosztów. Nie wiemy gdzie był śmigłowiec w momencie gdy na miejscu zjawiły się pierwsze służby. Ale wbrew temu co piszesz, ambulans był jeszcze na miejscu w chwili lądowania śmigłowca. Z oznaczenia ambulansu (litera "P" na boku) wynika, że lekarza w nim nie było. A jak mi się wydaje tylko lekarz być może mógłby ocenić stan pacjenta i uznać, że jest on w stanie dojść do szpitala sam
Ale żaden szanujący siebie i swój fach lekarz tego by nie zrobił, dlatego że niektórych obrażeń nie jest się w stanie zdiagnozować bez choćby podstawowych badań diagnostycznych.
Odwróćmy scenariusz - ktoś na miejscu na podstawie zachowania i zewnętrznych obrażeń ocenia, że pijaczek jest lekko ranny i poleca odwołać śmigłowiec, który jest o powiedzmy 4 minuty od miejsca zdarzenia, skąd z kolei ma 12 minut do specjalistycznego szpitala w Olsztynie. Czyli w ciągu maksimum 20-25 minut pacjent miał szansę znaleźć się na stole.
Ale śmigłowiec zawróciliśmy i wezwany zostaje drugi ambulans. Zanim przyjedzie mija 20 minut. W tym czasie stan chorego stopniowo się pogarsza na skutek krwotoku wewnętrznego, którego skutki dopiero teraz zaczynają dawać o sobie znać. Po 20 minutach facet zaczyna tracić przytomność, na miejsce dociera ambulans z ratownikami bez lekarza (bo pacjent miał być lekko ranny) i bez wyposażenia. Pakują go do środka i z ogniem na dachu walą 20 min do Ostródy. A tam ups... nie ma warunków do skutecznego udzielenia mu pomocy. Pędzą więc dalej do Olsztyna, ale to 40 km, więc zajmuje im to kolejne 30 min. Po drodze facet umiera...
Łącznie minęło 70 minut.
[...]
Na forum lotnictwo.net.pl od kilku dni trwa dyskusja pt: jak mogło dość do śmierci pacjenta na skutek odwołania smigłowca i kto za to odpowiada? ...
Zakładki