Ostatnio edytowane przez saturn5 ; 27-03-2015 o 23:54
Wpuścili na pokład i pozwolili sterować samolotem (prawdopodobnie naćpanemu) świrowi. W mojej opinii to właśnie jest największym problemem. Żadne wychwalanie procesu szkolenia i weryfikacji przydatności do wykonywania zawodu pilota nie pomoże. Fakty wskazują na to, że system jest dziurawy. Nie wiem z jakiego powodu bronią się do upadłego pokazując wywiady z przyjaciółmi i sąsiadami tego mordercy. Nienormalny facet udowodnił, że nigdy nie powinien był się znależć za sterami samolotu. Pomimo wspominanych systemów weryfikacji jednak tam się znalazł. Czyli psychopata może być pilotem linii lotniczych spełniając wszyskie wymogi i przechodząc wszystkie obowiązujące testy. I właśnie tu należałoby szukać rozwiązania problemu, zadając sobie pytanie jak zmodyfikować system dopuszczenia do latania w liniach komercyjnych dla pilotów by uniknąć takich sytuacji, a nie jak walczyć z ewentualnymi skutkami dziurawego systemu.
Media niemieckie podawały ze gdyby przyczyna była techniczna itp. to suma by była taka jak podajesz. Ale przyczyna jest wina pilota (zaniechanie koncernu) i w takim przypadku nie ma górnej granicy. Przy czym fakt ze ofiarami byli obywatele USA może się zakończyć pozwem zbiorowym z USA... tak więc będzie ciekawie.
W ogóle jest ciekawie teraz, bo LH stoi w bezpośredniej konkurencji do amerykańskich, Brytyjskich czy Francuskich przewoźników przecież. I myślę ze tutaj widać tez grę na osłabienie LH. Niemcom jest na przykład strasznie nie na rękę działanie francuskiej prokuratury, która podała nazwisko pilota i tak szybko zasugerowała umyślne spowodowanie katastrofy. Widać to w komentarzach, gdy się czyta miedzy wierszami. Gdyby ta katastrofa byla na terenie Niemiec, to byśmy dziś (i w następnych miesiącach) wiedzieli bardzo mało. Niemcy by się starali maksymalnie wyciszyć sprawę.
Także komentarz NYT i brytyjskich gazet, na temat chorego pilota i braku drugiej osoby w kokpicie mocno bije w LH....na korzyść przewoźników z USA i UK. Moim zdaniem konkurencja jest taka ze tu nie ma sentymentów. Kazdy błąd będzie teraz nagłaśniany. Szczegolnie dla tego, ze LH szczyciła się właśnie jakością pilotów w stosunku do konkurencji.
Wydaje mi się, że nie jest to wycelowane w Lufthansę, a po prostu taka specyfika BEA, która już wcześniej dała się poznać jako mocno otwarta i transparentna komisja. Podobnie postępowali w sprawie AF447, w związku z czym z tego co czytałem mieli spory zatarg z przewoźnikiem, których chciał swoich pilotów kreować na nieomylnych.
"Andreas Lubitz, podejrzewany o celowe spowodowanie katastrofy samolotu Germanwings we francuskich Alpach, nie leczył się na depresję - oświadczyła klinika w Düsseldorfie. Jednocześnie potwierdzono, że pilot przebywał w szpitalu w tym roku - w lutym i marcu.
Doniesienia sugerujące, że Andreas L. był leczony w naszej placówce na depresję, nie odpowiadają prawdzie - oświadczyła rzeczniczka szpitala. Placówka nie podała bliższych szczegółów o rodzaju ewentualnej choroby mężczyzny ani o oddziale, na którym był leczony.
27-letni mężczyzna zgłosił się po raz pierwszy do kliniki w Duesseldorfie w lutym 2015 roku, a ostatni raz odwiedził placówkę 10 marca. - Chodziło o diagnostyczne wyjaśnienia - poinformowały władze szpitala. Jak zaznaczono, szczegóły leczenia objęte są tajemnicą lekarską."
Zaraz okaże się, że chłop miał jakiegoś raka, który dawał mu 2-3 miesiące życia...
Jednocześnie potwierdzono, że pilot przebywał w szpitalu w tym roku - w lutym i marcu. Szczegółów nie podano ze względu na tajemnicę lekarską.
Czytaj więcej na Klinika: Andreas Lubitz nie leczyĹ siÄ na depresjÄ - fakty.interia.pl
Ostatnio edytowane przez hawky ; 28-03-2015 o 07:28
Nie mówię że jest wina lekarza, ale system jest dziurawy na linii pracodawca-lekarz. Może w takich zawodach powinna być większa jawność i przepływ informacji. A tu tajemnica lekarska ponad wszystko.
Szkolenie przerwał z powodu leczenia psychiatrycznego, to powinno być wyłapane i taka osoba nie powinna być pilotem. Podobno tyle stawia się na zdrowie u pilotów, a tu wielka LH dopuszcza za stery chorego. Masakra.
Chcielibyście tworzyć zasady pod ten jeden przypadek, nie myśląc o innych. Lekarz miałby informować o chorobie pracodawcę?
1. O jakich chorobach? Jest tyle chorób i stadiów ich rozwoju, że nie da się tego zapisać.
2. Skąd lekarz ma wiedzieć gdzie pacjent pracuje? (nie każda choroba wiąże się od razu ze zwolnieniem, gdzie podajesz pracodawcę. Zresztą nawet, jakby podał Germanwings, czy LH, to skąd lekarz ma wiedzieć, że dana osoba jest pilotem, a nie asystentem biura?)
3. Jak lekarz będzie wiedział gdzie pacjent pracuje, to skąd ma wiedzieć, że np. pacjent zmienił pracodawcę?
4. Już widzę jak się godzicie, żeby Wasz lekarz przesyłał informację o Waszych chorobach do Waszego pracodawcy.
Niestety, ale jeśli chodzi o zdrowie, to opiera się wszystko na tym, że przechodzisz badania wstępne, okresowe, a wobec tego, co się dzieje pomiędzy, musimy zdać się na pracownika, że jest odpowiedzialny i sam poinformuje pracodawcę. Jeśli nie przechodzi wstępnych psychologicznych, bo stwierdza się, że np. jest skłonny do kłamania, dużego ryzyka - takim osobom średnio można ufać i się ich nie zatrudnia, ale w innym przypadku nie widzę powodu do braku zaufania. Przez sito zawsze ktoś przejdzie, ale badania wstępne i okresowe powinny sprawiać, że szanse na przejście osoby z problemami, która jest skłonna to zatajania, będzie jak najmniejsze.
Wiec pokaz mi kraj w ktorym pracodawca jest informowany przez lekarza lub ubezpieczyciela zdrowotnego o tym, ze jego pracownik jest niezdolny do pracy na krotki okres czasu.
Tu gdzie mieszkam masz 3 dni robocze na dostarczenie zwolnienia do pracodawcy, jesli jestes nieobecny to pracodawca wysyla info do kasy chorych a ta potwierdza wystawienie na ten czas zwolnienia i wyplaca pieniadze. Jak na razie ten system sie sprawdza i nikt go nie zmienia.
W niektorych zawodach lekarz powinien mieć prawo bezpośrednio informować pracodawce o tym ze pracownik ma wypisane zwolnienie na dany dzień. Tylko tyle. To by już sporo dalo.
A tak poza tym to wczoraj pilot wojskowy Luftwaffe powiedzial ze w wojsku jest nie do pomyslenia zeby pilot szedl do jakiegoś "swojego" lekarza, nie informując o tym przełożonych. Zasugerował, ze piloci powinni mieć wyznaczonych przez LH lekarzy, tak jak jest w Luftwaffe.
Moim zdaniem to jest sluszna sugestia. Jak ktos chce byc pilotem, to powinien być gotów oddać część swoich praw. W wielu zawodach tak jest, ze poświęcamy część różnych praw.
No i oczywiście pytanie - gdzie znajdziemy pilota który będzie wstanie posadzić samolot od małego DH4 do A380. Po drugie co nie wyobrażam sobie by jakakolwiek firma oddała swoja maszynę pod sterowanie obcej osobie.
Sorry ale dla mnie to chory pomysł. Nie ma z tej sytuacji wyjścia idealnego i zawsze trzeba będzie iść na kompromis.
Ja proponuje trzech pilotów na rejs ten trzeci to nich będzie siedział sobie cały lot na jumpseatcie i jak jeden wychodzi to on siada w zastępstwie. Proste rozwiązanie ale kosztowne i kto pokryje koszty my pasażerowie a i tak większość tych co teraz krzyczy i chce linczować będą podnosić larum że to bez sensu. Ot taka ludzka natura.
http://youtube.com/szajber - Video spotter EPWA
Taki obrazek mi się napatoczył:
https://pbs.twimg.com/media/CBL04uYWsAA3Is_.jpg
Coś w tym jest
Ja widzę takie rozwiązanie.
Pilot który wychodzi z kabiny wciska specjalny przycisk, który uruchamia monitorowanie parametrów lotu i jeśli te ulegną zmianie (przestawienie autopilota itp) to automatycznie blokowana jest możliwość użycia przycisku LOCK do drzwi. To gwarantuje, że ten co wyszedł będzie mógł wrócić do kokpitu jeśli temu co został coś uderzy do głowy.
Zakładki