To była przygoda życia! - mówi dębiczanin Piotr Głogowski, który wraz z siedmioma innymi śmiałkami odbył lot bezgrawitacyjny.

Wybrańcom niesamowitych wrażeń dostarczyły nie tylko podniebne wariacje, ale także tydzień spędzony w Las Vegas.

Wyprawę o nazwie Maxmisja zorganizowały Pepsi Max i Onet.pl. Żeby się na nią dostać, trzeba było wymyślić motto ekspedycji i uzasadnić, dlaczego jest się idealnym kandydatem do udziału w przedsięwzięciu.

Mały łyk człowieka...

- Sparafrazowałem myśl pierwszego człowieka na księżycu Neila Armstronga i ułożyłem hasło "Mały łyk człowieka, wielki smak Pepsi" - mówi Głogowski, na co dzień pracownik działu controllingu w fabryce farb Śnieżka. - Do tego dołożyłem zdjęcie astronauty na orbicie. Człowiekowi "wmontowałem" w dłoń butelkę Pepsi. Poza tym napisałem, że moje największe marzenie, czyli lot w kosmos pewnie się nie spełni, ale może chociaż poczuję uczucie nieważkości podczas Maxmisji. I udało się! Przekonałem komisję i poleciałem.

Specjalne kombinezony

Zwycięstwo w konkursie wiązało się z pewnymi uciążliwościami. Najgorsze było wyrobienie wizy. Trzeba było o nią postarać się samodzielnie. Na szczęście udało się. Przed lotem wszyscy uczestnicy przeszli szkolenie. Na podróż dostali specjalne kombinezony. Organizatorzy zapewnili też niskoproteinowy posiłek, nie obciążający żołądka i wyposażyli śmiałków w plastry skopolaminowe.

- Te plastry to coś w rodzaju aviomarinu, tylko mocniejsze - wyjaśnia Głogowski.

To po prostu trzeba przeżyć

Sam lot odbywał się w samolocie przerobionym z wersji cargo, czyli do przewozu towarów. Uczucie nieważkości nie towarzyszyło podróżnym przez cały czas, a jedynie przez krótką chwilę, kiedy pilot prowadził maszynę po ściśle określonej paraboli. Grawitacja zanikała na około 20 sekund, kiedy samolot pokonywał szczyt paraboli.

- Stan nieważkości jest tak niesamowitym uczuciem, że nawet nie wiem jak to opisać! To po prostu trzeba przeżyć - zachwyca się Głogowski.

Lądowanie... na głowie

Pilot kilkanaście razy wprowadzał pasażerów w ten niesamowity stan. Organizatorzy zapewnili wtedy dodatkowe atrakcje, np. rozsypali drażetki M&M's, które krążyły po kabinie, innym razem rozlewane było pepsi, a krople napoju o kształcie kulek uczestnicy zabawy próbowali łapać ustami. Innym razem pasażerowie odbijali piłkę, w rolę której wcielił się znany dziennikarz Marcin Prokop.

Mimo, że za każdym razem informowano, kiedy maszyna przejdzie do normalnego lotu, nie wszystkim udawało się do tego przygotować.

- To wcale nie jest takie proste, dlatego czasem dochodziło do zabawnych scen np. lądowania na głowę. Ale oczywiście nic nikomu się nie stało i wszyscy wróciliśmy szczęśliwi i pełni wrażeń - wspomina Głogowski.

Nowiny Rzeszów