Daj spokój. Bez sensu, szkoda kasy i czasu. Musisz wstawać przed wschodem słońca, pracować na lotnisku cały dzień, do domu wrócisz i tak dopiero w nocy. W ogóle to poparzenia słonecznego można dostać przez to czekanie i bieganie w tą i z powrotem po pasie jak głupi, a wszystko po to, żeby wykonać kilka pięciominutowych lotów, no a jak się już pogoda albo wyciągarka popsuje to nie polecisz w ogóle. Najwyżej każą ci pomóc pchać jakiemuś staremu dziadowi szybowiec :/ Ja się w ogóle dowiedziałem, że te szybowce to nawet awioniki nie mają, raptem kilka banalnych przyrządów. Zresztą czasem i tak będziesz musiał określać
prędkość na podstawie szumu powietrza, a siłę wznoszenia w kominie rozpoznawać własnym "tyłkiem"- trochę obiciach, a tacy piloci beningów i airbusów to mają wszystko elegancko wyświetlone. Jak gdzieś już lecisz to też nie lecisz gdzie chcesz po kresce, tylko musisz szukać obszarów noszeń, a później kręcić się w kółko... zupełnie nie przydatne jeśli chce się w przyszłości latać po drogach lotniczych. Autopilota też żadnego nie ma, wszystkie obliczenia nawigacyjne w głowie trzeba robić, a to boli. No, a najlepsze jest to, że czujesz jakiś taki dziwny strach przed potęgą natury. Widzisz jakąś chmurkę płynącą w Twoim kierunku (bardzo ładna, ma nawet takie fajne kowadełko na górze) i nagle robi Ci się gorąco i zawracasz. Cały przelot idzie w diabły, a Ty siedzisz w jakimś kartoflisku, muchy gryzą, słońce piecze, a jaki wstyd przed dziewczyną będzie (respekt, że w ogóle znalazłeś na nią czas)! Lotnik za dychę. W samolocie to byś się na IFR przełączył i można by pociąć...
Moja rada- odpuść sobie. Dla dobra własnego, instruktorów i kolegów z lotniska.
Pozdrawiam.
Zakładki