Szkoła Lotnicza - Prairie Air Service w Benton
Niedawno miałem okazje szkolić się w Prairie Air Service w Benton, Kansas. Szkoła (a właściwie szkółka) prowadzona jest przez niejakiego Herba Pello.
W miejscu tym wyszkoliło się wielu polskich pilotów latających teraz w LOT czy Eurolot - i krążą o niej pozytywne legendy. Trafiłem tam z polecenia jednego kolegi, który lata obecnie w Eurolocie.
Spędziłem tam ostatnie 6 tygodni i zrobiłem szkolenie wielosilniki + IFR (zdałem).
Po tym czasie chciałbym szczerze OSTRZEC wszystkich, który brali pod uwagę wyjazd do tego miejsca. Strata czasu i pieniędzy.
Być może kiedyś było tam świetnie - legendy nie biorą się z niczego. Niestety obecnie (a pewnie już od jakiegoś czasu, bo słyszałem już od innych osób skargi) jest tam FATALNIE. Minusów jest sporo. Postaram się je wymienić:
1. Fatalna jakość sprzętu (a jestem przyzwyczajony do aeroklubowych standardów sprzętowych). Jest C-150 i PA-23 Apache. C-150 jest nieźle wyposażona (2 radia, 2 VOR’y, ILS, ADF, Loran), ale cóż z tego, jak połowa nie działa. Właściciel w ogóle nie dba o sprzęt. W czasie 6 tygodni mojego pobytu cessna psuła się z 6 czy 7 razy. Raz, moim kolegom, którzy polecieli na inne lotnisko i silnik zaczął wariować mechanik znalazł GNIAZDO PTAKÓW koło cylindrów!!!
C-172, które są pobliskim Airparku nie są w lepszym stanie. Raz po locie kumpel zauważył, że uszkodzony jest ster wysokości (pewnie ktoś przywalił podczas hangarowania) i zgłosił to u właściciela. Odpowiedź – „ohh it has been like that for a while...”. Kiedy indziej znajomym podczas lotu nocnego wysiadł sztuczny horyzont i alternator.
Mi raz podczas ćwiczenia sytuacji awaryjnych (engine out) – po wylądowaniu prawy silnik wchodził tylko na część obrotów (w porywach 1700-1900 RPM). Herb na to, że startujemy, bo on nie będzie naprawiał swojego samolotu na obcym lotnisku – i startowaliśmy przy 35’C, na niepełnej mocy z barachlącym silnikiem. Cud, że się nie zabiliśmy.
Jeśli jesteście przyzwyczajeni do przeglądów samolotów co 100 h przez mechaników to zapomnijcie o tym w Benton. Przegląd przedlotowy przez pilota jest JEDYNYM jaki tam się uskutecznia. W ciągu dwóch tygodni na C-150 wylataliśmy (było chyba 5 osób) ze 150 h. Właściciel nawet na nią nie spojrzał.
2. Fatalna obsługa. W PAS jest dwóch instruktorów – Kenny i Herb (właściciel). Nie wiem z jakiego powodu, ale obaj traktują Polaków jak gówno. Kenny szkolący IFR na symulatorze, nawet nie ukrywa swojej antypatii. Nie udziela żadnych wyjaśnień, nie mówi żadnych wskazówek, na pytania odpowiada monosylabami. Po prostu rzuca ci kartę podejścia Jeppesena i każe ci to lecieć. On tymczasem żre chipsy, telefonuje z komórki do znajomych, wychodzi na 20 minut, pisze maile na swoim laptopie. Generalnie interesuje się wszystkim, tylko nie Twoim lotem. O spóźnieniach po 2-3 godziny, czy nieprzychodzeniu na lekcje bez żadnej informacji już nie wspomnę. Na jakiekolwiek bardziej rozbudowane pytania wkurwia się i wrzeszczy, że to są podstawy i masz sobie poczytać w materiałach. W czasie 20h symulatora powiedział do mnie może z 5 pełnych zdań. Odprawa przed lotem i omówienie po – nie istnieją. Musieliśmy z kumplami iść do innego zaprzyjaźnionego instruktora z Airparku, żeby nam pewne kwestie tłumaczył. Kiedy znajomy skarżył się u właściciela na Kennego usłyszał „że ma negatywne nastawienie” i „że jak mu się nie podoba to może wyjechać”. Oczywiście nawet gdy załatwiliśmy sobie instruktora to Herb nie zgodził się, żeby kto inny poza Kennym prowadził symulator.
Co do Herba to jest trochę dziwny - nie oczekujcie gorącego przyjęcia. Koleś nas przez większość czasu unikał, prawie nic nie mówił. Jakiekolwiek wprowadzenie do latania (gdzie się tankuje samolot, gdzie się wpisuje loty, skąd bierze olej) zrobili nam chłopaki (tez Polacy), który przyjechali wcześniej. Herb stosuje kompletną spychotechnikę (my z kumplem musieliśmy sami sobie szukać instruktorów do lotów sprawdzających). Chłopak, który tego nie zrobił siedział tydzień na glebie. Za wszystkim musisz biegać sam. Jakiś plany szkolenia są w Benton czymś kompletnie abstrakcyjnym. O locie szkolnym dowiadujesz się tuż przed nim. W pewnym momencie przychodzi Herb i mówi „lecimy za 5 minut”. I nie ważne, że przygotowywałeś sobie śniadanie, właśnie wyszedłeś z basenu czy jeszcze śpisz... Przecież nie można się umówić na godzinę dzień wcześniej...
Próby pytania o cokolwiek Herba (jakie plany lotne? Kiedy umówił Cię na egzamin?) kończą się tym że koleś po prostu UCIEKA!!! Dosłownie!!! „Don’t know”, „Later!” I gna do swojego pokoju zamykając drzwi. Jak go przycisnąć to facet reaguje gniewem!
Najgorsze jest to, że oni (Kenny i Herb) zachowują się tak tylko w stosunku do Polaków. Jak przyjadą amerykanie to goście im po prostu wchodzą w tyłek.
3. "Niespodzianki" finansowe. PAS wydaje się być generalnie tani. Tak wychodzi po obejrzeniu strony internetowej. Bliższe przyjrzenie się ofercie pokazuje jednak, że strona jest nieaktualna. Nawet mail z cenami od właściciela nic nie znaczy. Po zakończonym szkoleniu (bo do zakończenia szkolenia koleś nie chce gadać o kasie) okazuje się, że w twoim rachunku są dodatkowe pozycje, o których słowa nie było kiedy gadaliście o kasie – np. dopłata paliwowa, opłata za korzystanie z materiałów pomocniczych, podatek za pokój, itp., itd. Generalnie mój rachunek był o 10% niż spodziewany. Facet też dolicza godziny ponad program (myślałem, że może źle latam, ale dowiedziałem się, że dolicza wszystkim).
4. Słabe jedzenie – w opłacie za pokój zawiera się wyżywienie. Kiedy gotuje żona Herba, nie jest źle. Czasem da się to zjeść, czasem jest nawet smaczne. Czasem je się makaron z dorzuconymi resztkami hamburgerów sprzed 2 tygodni. (u Herba nie wyrzuca się jedzenia). Jeśli chodzi jednak o śniadania i lunch – to generalnie słowem kluczem jest tu pusta lodówka i przeterminowane jedzenie.
Co do dobrych stron to przychodzą mi do głowy dwie:
- lata się dużo.
- Podobno nikt, kto przyjechał do Herba na szkolenie nie wyjechał bez zdanego egzaminu. W powietrzu facet jest furiatem – opieprza za wszystko, nawet najdrobniejsze błędy, robi atmosferę terroru w kokpicie, kompletnie odbiera ochotę do latania. Dla mnie dwa egzaminy praktyczne FAA ( ME + IR) to były najprzyjemniejsze loty z całego szkolenia.
No i generalnie szkolenie się w USA to genialny pomysł – temat na cały osobny artykuł – infrastruktura, lotniska, pomoce radionawigacyjne, ATC – wszystko stworzone po to, aby przyjemniej Ci się latało.
Podsumowując: nie wiem co się stało, że Prairie Air Service odbiega obecnie od opowieści starszych kolegów o szkoleniu sprzed kilku lat. Może coś właścicielowi podpadły jakieś „polaczki”, może ludzi przyjeżdża za dużo (w początku roku było 10 Polaków) i Herb przestaje się starać. Ja wiem jedno – mam do zrobienia w USA jeszcze CPL (teraz zabrakło mi urlopu) i zamierzam robić go w USA, ale na pewno nie w Benton w PAS.
SZCZERZE WSZYSTKIM ODRADZAM!!!
Pozdrawiam
Marcin Zajdel
Re: Szkoła Lotnicza - Prairie Air Service w Benton
Cytat:
Zamieszczone przez Marcin Zajdel
Jeśli jesteście przyzwyczajeni do przeglądów samolotów co 100 h przez mechaników to zapomnijcie o tym w Benton. Przegląd przedlotowy przez pilota jest JEDYNYM jaki tam się uskutecznia.
Piszesz takie rzeczy i zaraz mam podejrzenia co do wiarygodnosci reszty. Co moze twierdzisz ze te samoloty nie przechodzily nawet "annual"? Nawet za nie robienie 100 h przegladow FAA moglaby zamknac caly biznes w jedna dobe. Powiem ci za mama spore podejrzenia co do wiarygodnosci twoje informacji, latalem w wielu klubach/szkolach w USA i nigdy sie nie spotkalem z miejscem ktore by oszczedzalo na obowiazkowych przegladach. A ze instruktorzy moga tam byc niesympatyczni to zupelnie inna para kaloszy.