Pod jaką banderą pływa ten "Blue Horizon"?
No niestety, od rana leje jak z cebra, poranna wyprawa na plażę jest niemożliwa, zbieramy się wcześniej do Kolombo. Po drodze pada coraz mocniej, coś oglądamy przez szyby busika ale postój nie wchodzi w rachubę bo z nieba dosłownie biją wiadrami – klasyczny torrential rain – tylko przez cały dzień!!
Kierowca kręci głową, bo nie pamięta takiej zlewy w połowie listopada.
Dojeżdżamy do Kolombo, pada i pada, co z tego, że jest ciepło jak wyjście na zewnątrz równoważne jest wejściem w ubraniu do basenu… Pociągi chyba zaczęły jeździć
Cały plan zwiedzania Kolombo bierze w łeb.. Przejeżdżamy przez centrum w ulewach deszczu, woda płynie ulicami, korki rosną z godziny na godzinę. Słabo się jeździ po Kolombo w takiej ulewie. W necie informacje o powodziach na prowincjach i ofiarach śmiertelnych.
Lotus Tower - wygląda cokolwiek festyniarsko
Nie ma co się napinać, jedziemy na ostani lunch i na lotnisko, bo mamy dziś przelot na Malediwy
Lunch naprawdę fajny, jem kolejną lokalną potrawę: Pot Biriyani - ale super danie! extra przyprawione i z kurczakiem:
Fajna knajpka naprawdę:
Dostajemy negatywne wyniki naszego testu PCR z soboty i wbijamy się na lotnisko.
Kupiłem przelot na Malediwy linią Emirates, bo byli najtańszy. Na pokład wchodzi z nami do B777 około 35 osób, głównie wyglądających na pracowników na Malediwy lub Dubaju.
Start w niezłej burzy ale Emirates B777 daje radę. Lot na Malediwy trwa godzinę i 10 minut. Emirates serwuje małe pudełeczko z kanapką i wodą
Po wylądowaniu na Malediwach – nie pada!!!
Po przejściu immigration łapiemy bagaże i wychodzimy z całą grupą z samolotu przed terminal. Wszyscy czekają na taksówki lub busiki a po nas …… przypływa nasza łódka, pod sam terminal!!!!
Miny innych ludzi z samolotu bezcenne jak praktycznie tuż przed terminalem na ich oczach ładujemy się na naszą łódkę
No następne 5 dni spędzimy na pokładzie jachtu… czy w końcu będzie ładna pogoda????
Moja relacja tu zwolni trochę, bo co nieco pożeglujemy , ale tylko jedna fotka z dzisiaj na temat: "jaka jest pogoda na Malediwach…"
Nie idźcie nigdzie!! Jeszcze tu będzie się działo!!!
Pod jaką banderą pływa ten "Blue Horizon"?
Pozdrawiam Marcin (mkonst)
Jeżeli wydawało Wam się, ze turystyczne Malediwy to przepiękne kolory, cieplutka woda, biały piasek, chatki na palach i kolorowe ryby …..
… to dobrze Wam się wydawało
To właśnie oglądamy z naszego pokładu, niezliczone wysepki i otaczające je wody. Co nie znaczy, że całe Malediwy tak wyglądają i są tak cukierkowo piękne i czyste, o tym też wam napiszę w kolejnych odcinkach.
Żeglujemy na południe, bez specjalnie wyznaczonej trasy, wieje pięknie:
Oglądamy te kurorty na małych wysepkach przepływając obok nich. To ekskluzywne wyspy/hotele z wakacjami all inclusive kosztujące fortunę za noc, do których dolatują z Male wodnosamoloty lub dedykowane łodzie. Wstęp na nie jest tylko dla gości. Można w niektórych z nich wykupić pakiety one-day-visit (bez noclegu) kosztujące zwykle od 100USD wzwyż, ale obecnie jest to możliwe tylko ze świeżym testem PCR.
Ale Malediwy to nie tylko „superluksus” dla celebrytów i bogatych turystów. To także trochę bardziej dostępne i zwykłe miejsca, gdzie można naprawdę budżetowo pojechać .. tfu to znaczy dopłynąć!
Oczywiście my mamy pełną swobodę z własną łódką więc korzystamy do woli z pustych bezludnych łach piachu, raf koralowych i bardziej zamieszkałych wysp, gdzie są normalne knajpki i sklepy.
Wpadamy na Maafushi zatankować wodę. Wyspa jest zamieszkana. Ma wiele małych hosteli i łatwo tu dopłynąć również z Male.
Uliczki Maafushi tak wyglądają, turystów bardzo mało.
Kulminacją naszego rejsu jest nurkowanie z rekinami wielorybimi, na południowym atolu Fulidhoo. Jesteśmy całkowicie sami, nikt nam nie przeszkadza. Fotki od kolegi Arka, co miał odpowiedni aparat:
To trochę dziwne, ale podczas 5 dni nie spotkaliśmy ani jednego innego jachtu żaglowego, tylko speedboaty i promy oraz oczywiście luksusowe jachty motorowe. Hmm, nie wiem dlaczego?
Skutkuje to też zabawnymi sytuacjami, jak płyniemy w pobliżu takich luksusowych kurortów, to obserwujemy poruszenie z aparatami na brzegu i focenie naszego jachtu pod żaglami. A potem na Instagramie możemy odnaleźć nasze fotki (szukamy po hashtagu blue horizon)
Łachy piachu (sand banks) są wszechobecne
Na jachcie gotujemy sobie sami (no i dla skippera), co znakomicie obniża koszty wyprawy. Mamy na pokładzie dwóch specjalistów od gotowania (w tym mnie ).
5 dni mija w błogiej atmosferze, pogoda jest cudowna, woda ciepła, pełna kolorowych ryb, rekinów, żółwi i mant.
Dobijamy do Hulhumale i kończymy rejs – ale jeszcze nie nasz pobyt na Malediwach. Będzie ciąg dalszy…
@mkonst – jacht zarejestrowany jest na Malediwach, tak zeznawał nasz skipper.
Ten kolorowy obraz Malediwów jest obecny we wszystkich folderkach i zapewne zorganizowani turyści przywiezieni do resortów i tam dopieszczeni nie widzą innego.
Jak zapewne się domyślacie, Malediwy mają również ciemniejsze oblicze. To są przede wszystkim góry śmieci produkowane przez turystów, z którymi coś trzeba zrobić i wszechobecne odpady plastikowe, które pływają sobie w morzu. Wygląda to mniej więcej tak:
A niektóre łachy piachu, z daleka wyglądające pięknie, też są traktowane jak śmietniska:
Śmieci są również na zamieszkanych wyspach, te żółte kanistry dwóch gości wywalało z paki przy nas:
No i oczywiście Malediwy to nie tylko rajskie wysepki i kurorty. To również wyspa Male czyli stolica Malediwów, na której praktycznie nie ma turystycznych hoteli a jest za to ścisk i proza życia.
Tak Male wygląda z zewnątrz:
Wyspa Male jest mała, zajmuje powierzchnie prawie 8 kilometrów kwadratowych i mieszka na niej ponad 230.000 ludzi!!! Jedno z większych na świecie gęstości zaludnienia.
Po oddaniu łódki, mamy w planach ją zwiedzić. Jedziemy tam taksówką z Hulhumale (koszt 75 MRV)
Spacerujemy bardzo wąskimi uliczkami, wśród motorków i dostawczaków, po szczątkowych chodnikach. Widać tylko miejscowych, zwykłe sklepy, usługi i targ owocowo-warzywny z kolosalną ilością bananów.
Idziemy na Plac Republiki, w międzyczasie zapada już zmierzch.
Przy placu okazały meczet:
A zaraz obok mały ale niesamowicie kolorowy Park Sułtana, miejsce zabaw dzieci i odpoczynku od upału.
Ostatnią noc spędzamy na sztucznej wyspie Hulhumale, którą od 2004 roku Malediwy tworzą i zabudowują blokami mieszkalnymi w trochę luźniejszy sposób niż na Male.
Są tam niewielkie, przystępne cenowo hostele i bardzo ładna plaża ale również wielkie blokowiska, zupełnie nie pasujące do takiego miejsca. No cóż miejscowa ludność musi gdzieś mieszkać, na Male już nie ma miejsca:
Plaże Hulhumale, niestety tylko publiczne co w muzułmańskim kraju oznacza zakaz rozbierania się do bikini dla kobiet.
Jest też tam lądowisko dla wodnosamolotów.
Male i Hulhumale łączy z położonym pomiędzy nimi lotniskiem nowoczesny most, otwarty w 2018 roku.
Ostatni dzień poświęcimy na wyprawę szybką łodzią na inną rajską wyspę na północy: Thulusdhoo
Stay tuned
Jak patrzę na fotki domków na palach w błękitnej lagunie, gdzie jedynym zajęciem może być wylegiwanie się przez np tydzień + snorkeling, to stwierdzam, że taki pobyt na Malediwach jednak nie dla mnie. Zdecydowanie lepiej wypożyczyć jacht
Ponieważ wylot mamy wieczorem o 22.45 więc cały ostatni dzień na Malediwach chcemy poświęcić na spokojne plażowanie. Ale na Hulhumale są tylko plaże publiczne, jak wspominałem i nasze dziewczyny ogłosiły protest, że nie są dostatecznie „dopieczone” i nie pójdą na plażę bez możliwości opalania
Zapytałem na recepcji gdzie są najbliższe plaże „bikini” i okazuje się , że albo na Maafushi (byliśmy już tam) a kolejna najbliższa na wyspie Thulusdhoo (czyta się „tulusdu”). To 26km od Male w linii prostej. Pani sprawdza i można tam rano popłynąć speedboatem i po południu wrócić. Juppi, jedziemy tzn. płyniemy!
Speedboat odpływa z terminalu lotniska, dokładnie tam, gdzie tydzień wcześniej odbierał nas nasz skipper naszym jachtem.
Wypłynięcie miało być najpierw o 11 (tak też stoi na stronie przewoźnika), potem zmienili na 9.20, żeby ostatecznie potwierdzić 10. Niezły galimatias, na szczęście ogarnia to dla nas miła pani z recepcji hostelu. Na miejscu tysiąc łodzi i speedboatów zabiera tysiąc turystów w sobie tylko znane miejsca, jest tłok i rozgardiasz i nie mamy pojęcie która to nasza łódka, nie ma żadnych oznaczeń i nikt nic nie wie. Łódki podpływają do nabrzeża, zabierają w 5 minut tabuny turystów i znikają. W okolicach 10-tej biegamy od jednej do drugiej pytając o destynację. Na szczęście trafiamy w końcu na naszą.
Speedboat płynie na Thulusdhoo całe 25minut. Nieźle pruje przez fale!
W hotelu dowiedzieliśmy się, że transport kosztuje 25USD od osoby w jedną stronę (tak, jest drogo ale to Malediwy przecież). Na szczęście po przybyciu na wyspę negocjujemy całą grupą stawkę i wychodzi 35USD od osoby w obie strony co już jest znacznie znośniej.
Cała wyspa ma 700m długości i 300m szerokości. Tak wyglądają uliczki Thulusdhoo:
Dochodzimy do plaży na której widnieją tabliczki „Bikini beach”
No nie jest brzydko, sami oceńcie
Wzdłuż plaży są hotele z infrastrukturą, z której bezproblemowo korzystamy, nikt nas nie przepędza.
Piękna plaża, słońce i super krystaliczna woda wraz z kawałkiem rafy koralowej. Korzystamy ze snorkowania i udaje się mi zobaczyć pod wodą manty!!! Wow, jakie wielkie.
Mamy wracać dopiero o 18 więc praktycznie cały dzień na leniuchowanie. Na wyspie jest kilka czynnych restauracji, idziemy na obiad. Zamawiam stek z tuńczyka ze świeżego połowu.
Kosztował ….. 10USD, całkiem przystępnie jak za taką porcję. Do tego bezalkoholowe piwo
O 18 zachodzi słońce i pakujemy się na łódkę powrotną do Male.
Wszystko zgrywa się czasowo, przebieramy się i jedziemy na lotnisko na nasz lot powrotny Turkishem do Stambułu.
Boarding do B777 z autobusu:
Lot trwa 7,5h, dwa ciepłe posiłki; całkiem smaczny obiad:
I drętwa jajecznica z jajek w proszku na śniadanie
W Stambule 1,5h na przesiadkę do A321 do Warszawy. Turkish serwuje identyczny zestaw śniadaniowy co na locie z Male.
Lądujemy o 8 rano w Warszawie.
Ło rety, jak tu zimno!! Ehhh to już koniec tej wyprawy, czas planować następną
Piękne zdjęcia, piękne plaże. Pozazdrościć - chętnie poleżałbym na plaży. Dzięki za relację!
Pozdrawiam
STYRO
LOS SUAVES - już nie pójdę na taki koncert ...
Gratuluję super wyprawy, dzięki za relację
Super wyprawa!
Zwlaszcza jako alternatywa siedzenia na jednej wyspie zamienionej w kurort. Co zreszta tez ma swoje niezaprzeczalne zalety, ale tylko do czasu, bo jak sie pozna wszystkie rafy wokol danej wyspy, zaczyna byc ciut nudno.
Zakładki