Strona 2 z 3 PierwszyPierwszy 1 2 3 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 21 do 40 z 58
Like Tree560Likes

Wątek: LIVE: W paszczę tygrysa, czyli LOTem na tramping po Sri Lance

  1. #21
    Awatar Wamo

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie


    Polecamy

    Kości z wieloryba

  2. #22

    Dołączył
    Mar 2014

    Domyślnie

    To nie są przypadkiem korpusy kałamarnic/mątwy?
    KubaB likes this.

  3. #23

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    Zagadka rozwiązana, nie - to nie są to kości wieloryba (choć to znacznie bliższa prawdy odpowiedź niż mrożona panga ), ale T0pek ma rację. Zawierają sporo wapnia, są stosowane np jako źródło wapnia dla gadów i ptaków

    Cytat Zamieszczone przez hiszpan2007 Zobacz posta
    Skoro jeszcze tam jesteś i możesz wybierać cele podróży: polecam - znalazłem fajne miejsce: super wieża w Ambuluwawa:

    https://www.google.com/maps/place/Am...8!4d80.5471461

    kosmiczna wieża z wejściem wąskimi schodkami, może Wam się spodoba i jest niedaleko Kandy.
    Tak, znam tę wieżę, ale chyba tam nie pojedziemy, choć jutro się okaże. Na razie leje jak z cebra.

    Na koniec pobytu w Jaffna zrobiliśmy zakupy najpotrzebniejszych artykułów na wieczór. Sklepy z alkoholami są zawsze zakratowane, tak jakby miały być szturmem zdobywane.





    Przyjechaliśmy na dworzec autobusowy - fotka rozkładu jazdy poniżej, może się komuś przyda. Czeka nas 240km w takim autobusie, który swoim stanem odpowiada raczej dolnej strefie stanów średnich, za to cena biletu wynosi 10 zł.





    Na szczęście to nie w naszym autobusie trzeba było wymieniać koło, więc odjechaliśmy o czasie.



    Plecaki leżą na silniku, który umieszczony jest z przodu pojazdu, jak za dawnych czasach np w tzw "ogórkach". Kierowca jedzie ile wlezie, gaz ma w podłodze, pojazd rozpędza się nawet do 95km/h.




    Piękne ryżowiska po drodze:



    Dojechaliśmy to Trincomalee, jeszcze tuk-tukiem do hotelu i pora na welcome drink z widokiem na morze.



    Pora na spacer po plaży i kąpiel.



    Wieczorem widoki też są piękne.



    Żubrówka z "piwem" imbirowym wchodzi wyśmienicie.



    stay tuned
    dak04, Piotr1974, tartal and 13 others like this.

  4. #24

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    Podróżowanie "off the beaten path" ma swoje niezaprzeczalne zalety. Jest ich nawet kilka:
    1. po pierwsze nie jest się w tłumie białych turystów. W tej podróży taką miejscówą jest niezaprzeczalnie Mannar, również w części Jaffna i Trincomalee. W porównaniu do głównego szlaku, a zwłaszcza południa i południowego-zachodu Cejlonu, prawie nie ma tutaj białych (na wyspie Mannar w ciągu półtora dnia widziałem tylko jedną białą turystkę, w dodatku podróżującą samotnie)
    2. miejscowi bardzo się cieszą jak widzą białego turystę, zapytują skąd jesteśmy, mówią, że im miło, że przyjechaliśmy, pytają czy mogą sobie zrobić z nami pamiątkową fotkę. Szczególną frajdę mają dzieciaki, jak np. przybiję z nimi piątkę
    3. ceny są niższe niż gdzie indziej. Choć tuk-tukarze i tak próbują nas wykorzystywać

    Bardzo mi się podoba takie przebywanie z lokalnymi, podróżowanie z nimi, jedzenie w tych samych, nieskażonych luksusem knajpach.

    Natomiast wracając do fotorelacji, to w Trincomalee wstałem rano, bo poprzedniego dnia zgadałem się z miejscowymi, że będą wracali z połowu. Średnio mi się udało zobaczyć ten powrót, może z powodu pogody, która się skiepściła i morze się rozbujało



    Jednak jakieś porządki ze swoim sprzętem i sieciami robili



    Na Sri Lance jest dużo bezpańskich psów. O ile np. w Anaradhapura i Jaffna były one "parchate", to w Trincomalee wyglądają zdecydowanie lepiej. Akurat stadko spało sobie na plaży



    Łodzie ładnie wyglądają, ale trzeba przyznać, że plaże niebędące kąpieliskami są mocno zaśmiecone. I nikomu to nie przeszkadza, a już na pewno nie rybakom mieszkającym na skraju plaży







    Ponieważ pogoda się skiepściła i z planowanego snoreklingu przy Pigeon Island nic nie wyszło, to pojechaliśmy do centrum miasta. Na początek fish market





    Okazało się, że na Sri Lance żyje jakiś gatunek endemicznych jeleniowatych, które akurat dobrze czują się w Trincomalee. Nawet na dworcu autobusowym sobie hasają



    A na terenie wzniesionego w XVII wieku Fortu Frederick, to już są całe stada





    Wjazd do fortu



    Fort jest zbudowany przez Portugalczyków, ale do tej pory jest używany przez Armię Lanijską











    Zwróćcie uwagę na rozmiar tego drzewa



    Powyżej fortu jest słynna świątynia hinduistyczna, ale miałem za krótkie gacie, to nie wchodziłem, za to uwieczniłem stoisko z darami ofiarnymi



    Obejrzeliśmy też muzeum morskie. Młodzież była bardzo zadowolona, zwłaszcza, że oprowadzał nas bardzo sympatyczny pan (szczególnie doceniony zostal model statku Paruwa z miasta Dodanduwa).







    Poniżej ciekawy justem armat (holenderskich) z wyjmowanym pojemnikiem na proch- można dotykać eksponatów



    Dzięki uprzejmości pracownika muzeum mogliśmy też wejśc na dach budynku i popatrzeć na zatokę, która w średniowieczu była portem





    Wracamy plażą do hotelu, fajny widok stada łódek (na szczęście udało się tak skadrować, że śmieci mało widać)



    Stay tuned

  5. #25

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    Śniadanko miszczów, na które czekałem cały tydzień: curd, czyli jogurt z bawolego mleka. Sprzedają go w glinianych miseczkach, jest to przykryte folią, która jest obciągnięta gumką recepturką. Żadnego jednorazowego, czy sterylnego zamknięcia nie ma i jakoś wszyscy żyją.
    Po zdjęciu folii curd polewa się miodem i pałaszuje ze smakiem



    Zapakowaliśmy się w autobus, by udać się w pięciogodzinną podróż do Kandy, gdzie mieliśmy zaplanowany tylko nocleg, jednak ponieważ udało się dojechać na miejsce całą godzinę wcześniej, to pojawiły się nieplanowane atrakcje. Ale o tem potem

    Dziewczyny dostały miejsca w biznesklasie autobusowej. Mogły spokojnie nogi wyciągać )), do czasu aż współpasażerowie nie złożyli w tym miejscu swoich bagaży



    W pewnym momencie na poboczu "autostrady" minęliśmy słonia, który sobie wyszedł z lasu



    Jakby ktoś nie wiedział jak się wyprzedza na zakrętach, to poniżej filmik poglądowy jak się to robi na Sri Lance.



    W Kandy nocleg mamy w takim ładnym, post-brytyjskim budynku, w którym mieści się obecnie hotel.



    Ponieważ zostało trochę czasu, to postanowiliśmy wybrać się na wieżę, którą @hiszpan2007 linkował kilka postów wyżej (ja o niej wiedziałem, ale nie była w planach). Ponieważ Uber czy pick.me nie chciały nas tam zabrać za cenę którą pokazywała aplikacja (w dwie strony żądali 7000LKR) więc zatrzymałem tuk-tuka i pojechaliśmy za uzgodnioną cenę 3000.


    Wieża jest specyficzna, wchodzi się po wąskiej galeryjce na zewnątrz konstrukcji, a jako, że była niedziela, to akurat były tłumy. Galeryjka taka wąska, że trudno się wyminąć (do ilu dziewczyn się wtedy mocno poprzytulałem ), a czym wyżej tym bardziej wąsko.


    Na poniższym zdjęciu widać jeszcze niski poziom z osobami oczekującymi na wejście. Potem wyminąć się to już była ekwilibrystyka przy niskiej barierce





    Widoki z góry faktycznie cudne, tak samo jak to przytulanie do obcych dziewczyn







    A to my, praktycznie na szczycie



    Zejść nie było łatwo, bo zrobił się korek. Jeden Niemiec (słychać było po akcencie i wymowie angielszczyzny) dosyć władczym tonem mówił, że jak to może być, że on nie może przejść i żeby mu miejsce zrobiono. A że był "słusznej postury", to mu odpowiedziałem, że jest sposób na zejście w dół - po prosu musi jeść mniej wursztu (dla niewtajemniczonych we ślunsko godka, czy niemieckiego języka chodziło mi o kiełbasy czy parówki). Facet aluzju paniał, i nawet nieładnie odpowiedział, ale był tak nieuprzejmy, że zasłużył na docinek z mojej strony.

    No to jeszcze fotka w dół i schodzimy



    Wracamy tuk-tukiem (kierowca na nas poczekał, zeszło się dobrą godzinę by wieżę zaliczyć), jechał bardzo sprawnie, omijał, wyprzedzał, nie stał w korkach. Krótki filmik poniżej. Jak mówił, jeździ tuktukami trzydzieści lat. Bezwypadkowo. Zasłużył na nagrodę, dostał więcej niż uzgodniliśmy.



    Do hotelu wróciliśmy po ciemku





    A na koniec mam zdjęcie dziewczyny, co to chyba na ślub się wybierała



    Sięgała mi do ramion, ale to ja jak wypłoch przy niej wyglądam



    stay tuned

  6. #26

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez KubaB Zobacz posta
    A to my, praktycznie na szczycie
    Super fotka. Rozumiem, że na tą wieżę tylko przy dobrej pogodzie się wchodzi. Zazdroszczę też smaku curdu, naprawdę fajny przysmak zwłaszcza z miodem.
    No a gdzie fotki tych panien co je wymijałeś na wieży???
    KubaB and Adik_s like this.

  7. #27

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    @hiszpan2007 nie wiem jak jest z ograniczeniami pogodowymi dla wchodzenia na wieżę, ale sądząc po tym, że nie ma żadnych ograniczeń dot. liczby ludzi tam przebywających to bym raczej sądził, że zawsze jest otwarta. Jak się dowiedziałem lepiej przyjechać w tygodniu, a nie w weekend, bowiem w tygodniu jest tam mało ludzi.

    Następnego ranka (czyli poniedziałek rano - relacja nadal jest w trybie LIVE) poszliśmy na stację kolejową w Kandy by pojechać pociągiem do Haputale. Po drodze mijamy bardzo ładny budynek



    A to stacja kolejowa. Bilety nadal są w postaci kartonikowej, ja wybrałem 3-cią klasę, ze względu na to, że spodziewałem się zatłoczenia (zresztą do drugiej klasy duża liczba białych turystów kupowała), a w trzeciej jest częstsza rotacja podróżnych i łatwiej upolować miejsce do siedzenia. Czeka nas dystans 125km który pokonamy w 6 godzin



    Koszt biletu wynosi 155 LKR czyli 3 złote







    Oczywiście zaprzyjaźniłem się z panem nastawniczym, który obiecał mi, że wpuści nas na właściwy tor





    Wjeżdża nasz pociąg. Są to składy chińskiej produkcji specjalnie zaprojektowane na kręte trasy - wagony są krótkie, tak mniej więcej połowa długości wagonu znanego w Polsce, a to dlatego, żeby na ostrych zakrętach wagony za bardzo ich nie ścinały. Nam trafił się akurat nowy , jeszcze czysty skład pociągu



    W środku oczywiście full, o miejscu do siedzenia można pomarzyć





    Oczywiście zatłoczenie pociągu nie przeszkadza różnym sprzedawcom przeciskać się z koszami przekąsek, betelu czy napojów



    Po jakiejś półtorej godziny jazdy udało się usiąść, po około następnej godzinie nawet zdobyłem miejsce przy oknie. Pociąg, który mijaliśmy na jakiejś stacji też był zatłoczony, normą jest siedzenie w drzwiach z nogami na zewnątrz



    Zaczyna robić się pięknie. Plantacje herbaty są niesamowicie zielone, mienią się różnymi odcieniami zieleni, pokrywają wzgórza, są przecudne. Popatrzcie sami













    Córka też obserwuje krajobrazy



    Uchwyciłem moment kiedy zawiadowca stacji przekazuje tzw token załodze nadjeżdżającej lokomotywy. System mechanicznych tokenów jest stosowany na liniach jednotorowych aby uniemożliwić wjazd na jeden odcinek pociągów jadących z przeciwnej strony. Maszyny do tokenów pokazywałem w poprzedniej relacji, kto oglądał to widział, kto nie - niech tam zobaczy



    Jedziemy dalej





    Dojechaliśmy do stacji Patipola, to najwyżej położona stacja kolejowa na Sri Lance. Około 800 metrów dalej znajduje się przełęcz z najwyższym punktem do którego dociera kolej lankijska. Wysokość wynosi 1898m npm, to tak jakby wjechać pociągiem na Kasprowy Wierch- tylko, że jakoś śniegu tutaj nie mają







    Dojechaliśmy do Haputale. Piękna ta podróż była, zdecydowanie warta tych 3 złotych , które wydałem na bilet. Dopłaciłbym nawet pięćdziesiąt groszy



    Żona zadowolona



    To jeszcze krótki filmik pokazujący jazdę przez plantacje. Pociąg jedzie powoli, jest czas na filmowanie i robienie fotek



    stay tuned
    Ostatnio edytowane przez STYRO ; 22-02-2022 o 23:07

  8. #28
    Awatar Wamo

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    Można się zakochać w tej soczystej zieleni
    Gabec, KubaB, T0pek and 1 others like this.

  9. #29
    Awatar myszygon

    Dołączył
    Jan 2018
    Mieszka w
    Warszawa

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez KubaB Zobacz posta
    normą jest siedzenie w drzwiach z nogami na zewnątrz
    Też tak jeździłem u nas w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku w wagonach klasy "Acht Pferde oder achtundvierzig Mann". Latem-sama przyjemność! No i zwykle mieliśmy z kumplem cały wagon dla siebie
    Przed rozpoczęciem naprawy drapaka wyłącz kota!

    "Nie w tym rzecz, towarzysze, żeby zbudować silnik na wodę ale w tym, aby produktem odpadowym pracy takiego silnika był spirytus."

  10. #30

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    Po przyjechaniu do Haputale, zostawieniu bagaży w "hotelu", zjedzeniu rice&curry (jesz ile chcesz za 7 zł) w lokalnej knajpce tuż obok naszego lokum, poszliśmy na spacer w kierunku fabryki herbaty (można ją zwiedzać w godz 9-17, wstęp 20 zł, ja uważam że drogo). Fabryki nie zwiedzaliśmy bo już kilka widziałem, zarówno starych, jak i nowoczesnych, np w Katowicach, gdzie koncern Unilever produkuje np herbatę Lipton, ale jak przystało na porę five o'clock napiliśmy się naparu z lokalnych upraw







    Rosną tutaj drzewa z olbrzymimi kwiatostanami, nie wiem co to za gatunek, ale pięknie wygląda





    W lokalnym sklepiku sprzedają m.innymi ryż. Sklepik malutki, prowincjonalny, więc jest tylko 17 gatunków





    Następnego ranka, ponieważ plantacje herbaciane i tzw Lipton Seat mamy już "zaliczone" podczas poprzedniego pobytu w 2020r, więc postanowiliśmy pojechać do wodospadu Diyaluma. Jest to ok. 30 km jazdy autobusem od Haputale. Rankiem nad miasteczkiem położonym na wysokości ponad 1300m npm przewalały się chmury



    A oto i sam wodospad widziany od dołu





    Postanowiliśmy wejść na górę, by ochłodzić się w basenach utworzonych przez rzekę. Idzie się około 45 minut, pierw drogą, potem ścieżką przez dżunglę. Po drodze widać pospolitą tutaj roślinę, która pnie się po konarach, gałęziach i słupach, czyli.... pieprz



    Zgrzani, spoceni doszliśmy do miejsca gdzie można się wykąpać. No to zaraz chlup do wody















    Po powrocie w hotelu pałaszujemy pyszne rice&curry, które na zamówienie ugotowała gospodyni (tylko piwo mieliśmy swoje, bo na Sri lance, jak już pisałem niełatwo o alkohol)



    A skoro mowa o alkoholu, to na wieczór mamy coś mocniejszego, czyli Arak. Mieszany z tzw ginger beer wchodzi wyśmienicie



    stay tuned
    SPlDER, tartal, Piotr1974 and 12 others like this.

  11. #31

    Dołączył
    Jan 2014
    Mieszka w
    WAW

    Domyślnie

    Moim zdaniem to brugmansia. W Polsce uprawiamy też w doniczkach bardzo podobne do brugmansii datury.



    myszygon, tartal, KubaB and 3 others like this.

  12. #32

    Dołączył
    Apr 2010

    Domyślnie

    Z tym wyprzedzeniem to podobnie jak w Tunezji czy Egipcie. Zasada w Tunezji była taka, że first is first
    Jeśli chodzi o zdjęcie rosliny z duzymi kwiarostanami to u mojej sasiadki w ogrodzie też sobie rośnie latem, na zimę zabierany jest do domu.

  13. #33

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    Poranek w Haputale był piękny, ale my musieliśmy się zbierać, bowiem na godz 8.30 zamówiliśmy samochód, którym mieliśmy jechać do Rekawy. Tym razem odpuściliśmy podróże komunikacją publiczną, bowiem już troszkę jesteśmy zmęczeni, a ponadto z Haputale do Rekawy musielibyśmy mieć co najmniej 2 przesiadki. W dodatku chcieliśmy wstąpić do Udawalawe, gdzie jest tzw "Elephant Transit Home" . Kilka razu dziennie słonie są karmione, na ten czas wychodzą z dżungli i można je oglądać w dużych ilościach, czy tam liczbach



    Widoczek z drogi:



    Jakże klimatyczny widoczek



    8 kilometrów przed Udawalawe natrafiliśmy na korek Niestety okazało się, że miejscowa Agrounia zorganizowała blokadę drogi, policja stała bezradnie się przyglądając. Dopiero po około pół godziny (naszego) stania w skwarze i słońcu przyjechali jacyś notable na negocjacje i po dalszych kilkunastu minutach ruszyliśmy. Blokada była nam bardzo nie na rękę, bowiem jak wyczytaliśmy wcześniej w necie karmienie miało być o godz 12, i na nie chcieliśmy zdążyć, następne o godz 15.








    Do Elephant Transit Home dojechaliśmy o godz 11.57, ale... jakaś cisza, wszystko pozamykane. Okazało się, że z uwagi na covid (!!) zmieniono godziny karmienia słoni, i musielibyśmy czekać 2,5 godziny No więc pojechaliśmy dalej do Rekawy, a konkretnie do pensjonatu Trutle Paradise (polecam).

    Słoni nie było, ale są bawoły, a jak są bawoły, tzn że curdu nie braknie







    W Turtle Paridise gospodarze witają nas naszyjnikami z kwiatów oraz pysznym i ZIMNYM owocowym welcome drinkiem







    No to można iść na plażę, zobaczyć co w wodzie piszczy





    stay tuned
    Wamo, Adik_s, 12wit and 9 others like this.

  14. #34

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie



    Normalnie Joker was przywitał Śpijcie czujnie!
    Wamo, dak04, MarcinFRG and 1 others like this.

  15. #35

    Dołączył
    Apr 2010

    Domyślnie

    Właśnie się dowiedziałam, ze moja sąsiadka z naprzeciwka jutro leci z Warszawy na Sri Lankę
    KubaB likes this.

  16. #36

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    Po przyjeździe do Rekawy mieliśmy dzień plażowania. Fajnie się zaczął, skończył nie najlepiej. I można powiedzieć, że z mojej winy, a ponoć faceta poznaje się nie po tym jak zaczyna, tylko jak kończy

    Prawie zdążyłem w wschód słońca, ale nie ma wielkiej straty, bo wschodziło nad lądem



    Po śniadanku, na które oprócz talerza owoców, jakichśtam grzanek był curd (jogurt z bawolego mleka) z miodem, który kupiłem bezpośrednio od rolniku za całe 3 zł (tzn curd, a nie miód). Miseczka z wypalanej gliny, w której jest sprzedawany, już zarezerwowana, więc jakby ktoś z Was też chciał, to mam powód by polecieć ponownie .
    Curd to pychota, tym bardziej, że unijne normy sanitarne są tutaj nieznane, w tym wypadku był przykryty papierem obciągniętym gumką recepturką, i o dziwo, nikt z nas nie umarł






    No to, po śniadanku był czas na plażing, z małą przerwą na schłodzenie organizmu w klimatyzowanym pokoju w czasie godz 12-14, bowiem na plaży długo wytrzymać się nie da, a siedzieć w wodzie cały dzień troszku nudno. Ponadto, fale przy brzegu są duże i narowiste (o czym dobitnie się przekonałem), a w małej spokojnej zatoczce, która była niedaleko nie bardzo było co robić przez więcej niż godzinkę. No jak żyć w takich okolicznościach przyrody?







    Po tych skałach co poniżej widać chodziły, chyba setki, płochliwych krabów. Jak będę miał jakiś lepszy i bezpłatny net, to wkleję filmiki (zresztą chyba nie tylko z krabów), a na razie tylko fotki muszą wystarczyć



    Tak jak mówiłem wcześniej, po południu była druga tura plażingu. Fale jednak przybrały na sile, więc w celu ich uwiecznienia, z pensjonatu gdzie mieszkamy, całe 100m od plaży, zabrałem wodoodporny aparat, zawieszony na smyczy na szyi. No więc porobiłem fotek, a potem postanowiłem jeszcze uwiecznić ląd od strony morza. Pokonałem fale przyboju, mając fotoaparat w dłoni i dodatkowo zawieszony na szyi, aż przyszła taka fala, która mnie wytarmosiła i wykoziołkowała na wszystkie strony (z doświadczenia wiem, że trzeba się bronić aby dupą, ani inną częścią ciała z delikatną skórą nie przytrzeć o piasek). No to jak się obroniłem i złapałem równowagę, okazało się, że po aparacie "zostało tylko wspomnienie czarne lakierki, co więcej nie wiem". Lakierków na wyjazd nie brałem, a aparat i tak od dawna chciałem wymienić na nowy Ale tych fotek szkoda...

    Żeby utulić żale i nie myśleć o utraconych lajkach, które z pewnością byście dali widząc foty lądu od strony fal, poszliśmy do małego lokaliku, serwującego, można powiedzieć, slow food (Ruwani Restaurant). Slow food, bo pani właścicielka wszystko gotuje od początku, więc czeka się stosunkowo długo na posiłek, ale za to wszystko jest świeże i pyszne, no i w ten sposób wspieramy lokalną ekonomię. Jej lokalik był zamknięty cały rok z uwagi na covid, na szczęście jej mąż służy w marynarce na drugim końcu Sri Lanki (swoją drogą to pewnie potęga morska na miarę Marynarki Wojennej RP, która ma jeden archaiczny okręt podwodny, który dzielnie cumuje przy nabrzeżu) i jakoś dzięki temu i pomocy rodziny przeżyli. Fotki lokaliku zrobię jutro, na razie tylko zdjęcie musów owocowych, które zamówiliśmy jako "aperitif"



    Zamówiliśmy rice&curry, tuńczyka, grillowaną rybę. Wszystko pyszne






    Jak co wieczór "wyjebało" tutaj prąd, więc zrobiła się kolacja przy świecach





    Prawie pod koniec konsumpcji, były takie widoki na ulicę



    Ciężko pisać tę relację wiedząc o barbarzyńskim ataku Putina na Ukrainę, bo to wygląda, że my używamy wakacji i radości, a ludzie giną. Tak samo jak trudno nie zapytać spotykanych tutaj Rosjan, co sądzą o napaści na sąsiedni kraj...
    Więc na pohybel Putinowi


    stay tuned
    Gabec, Piotr1974, 12wit and 17 others like this.

  17. #37

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    Kolejnego dnia rankiem wybraliśmy się na wycieczkę do Galle, a dokładniej do Galle Fort, czyli do miasta założonego w 1588r. przez Portugalczyków, a następnie gruntownie fortyfikowanego przez Holendrów od roku 1648. Całe stare miasto znajduje się wewnątrz największego w Azji fortu, którego mury obronne okazały się na tyle mocne, że obroniły miasto również przed falą tsunami w 2004r.

    Do Galle pojechaliśmy pociągiem ze stacji Beliatta, która leży ok 18km od Rekawy, w której zamieszkaliśmy na kilka dni.
    Niestety coś nie mam szczęścia z elektroniką (aparat już utopiony) i telefon przestawił mi format zdjęć na heic, więc zdjęcia z tego dnia będą w części o gorszej jakości.



    Kabina maszynisty wraz z wolantem





    Tym razem jedziemy drugą klasą...





    ...której wnętrze kryje niespodziankę



    Przejeżdżamy obok lotniska wojskowego.



    W Galle, wewnątrz fortu, trafiliśmy akurat na szkolny WF. Mają kondycję żeby przy takiej temperaturze i wilgotności w dresach zasuwać w pełnym słońcu. Z nas, ubranych w krótkie spodenki i cienkie koszulki, pot kapał nieutanie, choć wysiłek ograniczyliśmy do spacerowania od cienia do cienia.



    Poniżej fotorelacja ze starego miasta.



    Na początek budynek Holenderskiego Kościoła Reformowanego zbudowanego w 1640r.












    Waran ewidentnie spieszył do kościoła na nabożeństwo





    Poniżej widok na zbudowany w wiktoriańskim stylu kościół Wszystkich Świętych.



    Byliśmy też w muzeum archeologii morskiej, ale mnie nie rzuciło na kolana. Kontynuujemy więc spacer uliczkami miasta.



    Jest tam też coś takiego jak (darmowe) Museum of Mansion, gdzie oglądać można eksponaty z dawnego wyposażenia domów.



    Haha, z ciekawostek mają też benzynową maszynkę do gotowania produkcji ZSRR, którą ja do tej pory używam z powodzeniem podczas spływów kajakowych i innych wypraw.



    Spotkaliśmy też pana, który sam nauczył się mówić po polsku. Przy okazji sprzedaje jakieś drobne upominki w postaci sznurkowych bransoletek w kolorach flagi lankijskiej, opłata jest w zasadzie co łaska, więc wspomogliśmy przedsiębiorczego Lankijczyka i dziewczyny mają kolejną opaskę na ręce.



    Po krótkiej rozmowie ruszamy dalej.





    Tuż koło latarni morskiej zlokalizowany jest meczet. Akurat muzułmanie szli na modlitwę.





















    Poza murami fortu poszliśmy jeszcze na targ owocowy oraz coś zjeść, by następnie wrócić pociągiem do Beliatty a potem zamówionym transportem do Rekawy.



    stay tuned
    Babilas, Wamo, elza030 and 14 others like this.

  18. #38

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    hejka, przed chwilą wylądowaliśmy w WAW, więc nadganiam relację. Generalnie jesteśmy na bieżąco (cieszę się, że udało się pisać bez opóźnień, mam nadzieję, że Wy też)


    Ostatniego dnia naszej laby nad morzem rankiem przyszła do nas modliszka. Syn bardzo się zainteresował, bowiem takie zwierzaki, jak również różne gekony, warany i inne podobne zwierzątka to jego hobby. Ma sporą wiedzę na ten temat, kiedyś modliszka mieszkała z nami w domu, i nawet dobrze jej było, bo żyła dłużej niż by to wynikało ze statystyk





    Tego dnia wypożyczyłem skuter i pojechaliśmy na wycieczkę oraz w poszukiwaniu pamiątek. Co ciekawe, wcale nie jest łatwo znaleźć i kupić magnesy na lodówkę, a żeby nam się podobały to jeszcze trudniej. Pojechaliśmy do miasta Tangalle, które jak zdecydowana większość miast lankijskich urodą nie grzeszy, za to bardzo kolorowy i fotogeniczny jest port rybacki

























    Następnie zawitaliśmy na targ owocowo-warzywny, gdzie zaliczyliśmy obowiązkowe kokosiki







    Potem miało miejsce plażowanie i kąpiele, z czego akurat wielu fotek nie mam. Znaleźliśmy knajpkę nad morzem z takimi zadaszonymi miejscami do schowania się przed słońcem, choć akurat niebo częściowo się zachmurzyło i słońce nie było tak ostre. Ale ciepło było, więc ręcznik sprawdził się jako utrzymywacz chłodu piwka











    Na koniec tego relaksowego dnia udaliśmy się do restauracji the Tree's, którą @Pitterek wypatrzył w czasie swojego pobytu w Tangalle niecały tydzień wcześniej (tak na marginesie, miał się włączyć do relacji, ale widać pobyt na Sri Lance wraz z kolegą tak go zaabsorbował, że nie miał czasu nic tutaj napisać ). Restaurację prowadzi pan, któremu wiele pomógł jeden z naszych rodaków, dzięki temu po pandemii udało się ponownie otworzyć biznes. I bardzo dobrze, bo jedzenie jest wyśmienite

    Wracając do Rekawy przejeżdżałem jeszcze przez centrum Tangalle (trzeba było wziąć kasę z bankomatu) i akurat znów trafiłem na jakiś protest i wiec uliczny. Niespokojne mają czasy na Sri Lance, ludzie są źli na rząd z powodu panującej drożyzny i czasem występujących niedoborów, np benzyny. No ale budżet lankijski mocno ucierpiał na skutek pandemii, bowiem dochody z turystyki przez dwa covidowe lata były wycięte







    To tyle atrakcji na ten dzień, pozostało pakowanie, by rano następnego dnia pojechać do Colombo



    stay tuned

  19. #39

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    To już ostatni dzień pobytu na Sri Lance Zaczynamy wracać. Za chwilę skończą się: ciepło, słońce, beztroska, pyszne i tanie jedzenie, uśmiechający i pozdrawiający nas ludzie, dziewczyny i chłopaki o skórze koloru jasno mlecznej czekolady, zapachy przypraw, zgiełk targowisk, kokosiki na każdym rogu...

    Z południowego wybrzeża Sri Lanki jedziemy pociągiem do Colombo. Tym razem omijamy kombinaty turystyczne w postaci miasteczek Mirissa, Hikkaduwa itp. Tak się składa, że Hikkaduwa to mekka Rosjan, a teraz wobec barbarzyńskiej agresji na Ukrainę nawet ruskie pierogi nie są modne choć mają z Rosją tyle wspólnego, co ryba po grecku z Grecją czy fasolka z Bretonią
    Kupiliśmy bilety 2giej klasy na pociąg z Beliatta do Kolombo, trasę trochę ponad 200 km pociąg pokonuje w około 4 godziny, raz zmieniając przy tym kierunek jazdy (w Galle). Bilet kosztuje całe 7 zł za osobę

    Pociąg już czeka, jeśli chce się wybierać miejsca do siedzenia (zwłaszcza w drugiej klasie, której są tylko dwa wagony), to warto być wcześniej



    Kierownik pociągu za chwilę da sygnał do odjazdu



    Odcinek Beliatta-Galle jest w miarę widokowy, potem jedzie się głównie przez chaszcze, albo wśród paskudnej zabudowy przylegającej do torowiska. W wspomnianej Mirissie oraz Hikkaduwie dowala turystów, jak ktoś poszedł w koszta i szarpnął się na drugą klasę to jest duża szansa, że wsiadając w tych miejscowościach będzie stał do samego Kolombo. Ja uważam, że wtedy lepiej brać klasę trzecią, bo tam większa rotacja pasażerów i łatwiej upolować miejsce siedzące.
    Chwilę po minięciu Hikkaduwy, jest miejsce gdzie w 2004 doszło do tragedii gdy tsunami uderzyło w pociąg jadący z Kolombo. Jest tam nawet foto muzeum tej tragedii, byliśmy tam 2 lata temu, a że obrazy i opowieści miejscowych mam ciągle w pamięci, to pozwólcie, że przypomnę opis tych wydarzeń z poprzedniej relacji:

    6 grudnia 2004r w godzinach porannych w pobliżu Indonezji miało miejsce trzęsienie ziemi o sile 9.1 st w skali Richtera, a około 3 godziny później drugie ok 7.5 st. Wprawdzie lankijskie służby zarejestrowały trzęsienie ziemi, ale nikomu nie przyszło do głowy, że spowoduje ono tak katastrofalne skutki. Gdy zauważono nadchodzący wzbierający ocean służby kolei lankijskich chciały zatrzymać ruch pociągów wzdłuż wybrzeża oceanu, co się udało w przypadku 8 pociągów, jednak nie pociągu nr 50 jadącego z Colombo do Galle. Telefonowano na stację do Ambalangody, ale dyżurny ruchu akurat przebywał przy pociągu i nie odebrał telefonu. Pociąg odjechał by po kilkunastu minutach w pobliżu miejscowości Pereliya zatrzymać się wobec wzbierającej wody. Maszyniści niewiele mogli zrobić więc tylko rozpaczliwie trąbili. Miejscowi słysząc sygnał lokomotywy w części myśleli, że może dobrym pomysłem jest schronić się albo na dachu wagonów pociągu, albo za wagonami licząc na to, że wagony zatrzymają impet napierającej wody. Po pewnym czasie wody oceanu się cofnęły, ale po chwili pojawiła się fala o wysokości 9 metrów. Uderzyła ona w pociąg nie tylko zmiatając wszystkich, którzy schronili się na dachach wagonów, ale poprzewracała wagony, a ważącą 110ton lokomotywę typu G12 Manitoba (prod Kanada) wywróciła i przeniosła o ponad 100 metrów. Wszyscy ludzie którzy stali za wagonami, tzn od strony lądu, zostali zmieleni i wprasowani w ziemię, pasażerowie którzy przebywali w wagonach z powodu ich zatłoczenia nie mogli się z nich wydostać
    Władze lankijskie z powodu ogromu zniszczeń w infrastrukturze lądowej miały ogromne problemy z prowadzeniem akcji ratunkowej, zresztą nie wiedziano w którym miejscu znajduje się pociąg. Został on odnaleziony dopiero następnego dnia rano z pokładu wojskowego śmigłowca.
    W katastrofie kolejowej zginęło od 1700 do 2000 ludzi (część podróżowała na biletach okresowych, ponadto nie znana jest liczba miejscowej ludności, która schroniła się na pociągu w momencie kiedy ten się zatrzymał brodząc już w wodzie), w tym maszynista wraz z pomocnikiem.


    Zdecydowanie lepsze widoki są bliżej Kolombo, pociąg jedzie jakby po plaży



    Dojechaliśmy do stacji Kolombo Fort (budynek stacji widoczny poniżej), poszliśmy zostawić bagaże w hotelu i wio na zwiedzanie miasta



    Jest sporo postkolonialnych budynków i właściwie tylko one są ładne w tym mieście. Niestety, większość jest w opłakanym stanie







    Dawny Central Telegraph Office to obecnie siedziba sieci Mobitel (z której mieliśmy mobilny net)



    Niedaleko firmy telefoniczej jest pomnik telefonu



    Okazuje się, że w Kolombo rządzą czarne Landrovery Defendery, niemanie takiego auta, to chyba ujma na honorze dla miejscowych nowobogackich





    Poniżej dwa zdjęcia jednego z najstarszych meczetów w Kolombo





    Tutaj Stary Ratusz (z 1860 roku) , na którego tyłach jest targ owocowo-warzywny





    Na targu pora na "ostatni kokosik hrabiego Barykenta", zresztą nie tylko my mamy takie potrzeby





    Po wypiciu wody (mleczka) z wnętrza kokosu sprzedawca rozłupuje go, maczetą odcina łyżkę, przy pomocy której można wyjeść wnętrze orzecha. Pycha



    Jakby ktoś chciał się zatrzymać w nowym hotelu (choć czasem to są bary, a nie hotele), to na przeciw dworca kolejowego jest taki obiekt



    Po drugiej stronie torów widać Wieżę Lotosu, która ma 368 metrów wysokości i uchodzi za najwyższą budowlę Południowej Azji (choć już nie Południowo-Wschodniej Azji). Na parterze jest supermarket, a na szczycie obracająca się restauracja z pięknym widokiem na wątpliwej piękności miasto



    W nadmorskiej części miasta są też takie widoki



    A po sąsiedzku budynek starego parlamentu (fotka robiona w czasie jazdy pędzącym tuk-tukiem, więc mało doskonała)



    Powoli zaczyna się robić wieczór...







    Jeszcze raz już wspominany w tym odcinku budynek stacji kolejowej



    Wracamy do hotelu, w którym wiszą np takie reprodukcje starych plakatów



    Pora spakować zakupy dnia dzisiejszego, bo rankiem pojechać na lotnisko. A wśród trofeów jest arak i ryż. Ten drugi pewnie zaraz ludzie w PL wykupią w ramach wojennej paniki. Więc na wszelki wypadek przywieziemy zapasy ze Sri Lanki



    stay tuned

  20. #40

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie


    Polecamy

    Koniec wakacji, definitywnie trzeba wracać

    Z Kolombo, gdzie mieliśmy ostatni nocleg, na lotnisko pojechaliśmy taksówką (35 km za około 60 zł). Uberem, czy pick.me można by za około 40-45 zł, ale ponoć rankiem jest ograniczona dostępność, więc zamówiliśmy w hotelu. Na lotnisku wyraźnie mniejszy ruch, niż widzieliśmy 2 lata temu, nie było kolejek do kolejnych stanowisk security ( w sumie prześwietlanie było 3 razy). Na check-in w stanowisku obok był jakiś problem z rosyjskojęzycznymi pasażerami, podejrzewam że chcieli lecieć do Rosji, albo na Ukrainę, a akurat wprowadzono zakaz lotów. Po odebraniu kart pokładowych poszliśmy do saloniku bussines lounge, gdzie okazało się, że mimo, że akceptują Priority Pass, to już Lounge Key nie (czym była zdziwiona nawet pani w recepcji). Na szczęście miałem też Dinersa, wiec udało się wejść w komplecie



    W saloniku raczej pustawo (spory kontrast do tego co widziałem w 2020r)





    Poniżej cudowne rozmnożenie nie jedzenia, ale KubyB





    W salunie mają małą wystawkę modeli samolotów, jest też Drimek LOTu, chyba taki sam jak mam w swojej kolekcji






    Lotnisko pustawe



    Ostateczna kontrola bezpieczeństwa jest przy wejściu do gejtu, jednak nie ma osobnego wejścia dla biznesklasy i statusowych, choć jest info, że mogą oni podchodzić bez kolejki (co jednak jest krępujące)



    Na gejcie suprazj: dostajemy dwa upgrejdy do biznesklasy, czyli ja z żoną polecimy na szeroko, dzieciaki w ekonomiku. SP-LSG, czyli ten sam samolot którym przylecieliśmy na Sri Lankę, czeka na nas



    Załoga kokpitowa jest trzyosobowa, panowie pozwalają zrobić fotki przed startem



    Na fotelu czeka białe prześcieradło, a także zestaw poduszka i milutki kocyk. Niestety nie ma amenity kit, ale to niewielka strata, bo akurat ten element oferty LOTu nie jest najwyższych lotów



    Są fajne słuchawki z aktywnym tłumieniem szumów i kapcie





    Podszedł do nas pan Marek, szef pokładu, przedstawił się, zagadał parę słów, oraz... przeprosił, że mimo jego starań nie będzie mógł nam zapewnić kawy z ekspresu, bowiem maszyna się zepsuła i została w Warszawie. Mimo, że nie ucieszyła nas ta info, to jednak pełna profeska ze strony pana Marka, bowiem na rejsie do CMB zamiast cappucino dostaliśmy rozpuszczalną kawę ze spienionym mlekiem, bez żadnego wyjaśnienia. Zresztą pan Marek w dalszej części podróży też zasługiwał na słowa uznania, podobnie jak pani Kasia. Nie tylko troskliwi, proaktywni, ale równiez z subtelnym poczuciem humoru i wyraźnym zaangażowaniem w pracę którą wykonywali. Z taką załogą i pod taką opieką podróż była bardzo przyjemna, aż chce się znów szybko gdzieś polecieć

    Dostaliśmy karty menu, z prośbą o wybór posiłku





    Aperitiff po starcie oczywiście w postaci Champagne







    No to jeszcze doleweczka na drugą nóżkę serwowana przez panią Kasię



    Przystawka przed posiłkiem. Oczywiście z kolejnym kieliszkiem szampana



    Żona jako danie główne poprosiła o porcję wege



    Ja natomiast o kurczaka i po butelce każdego z win, tak aby wybrać to, które mi najbardziej smakuje. Wygrało 1924



    Po obiedzie pora na owoce, sery i desery oraz stosowne alkohole



    Do serów, jako złamanie smaku, wyśmienicie pasuje porto



    Najedzeni, napojeni czujemy chęć rozłożenia fotela do pozycji płaskiego łóżka i udania się na zasłużony odpoczynek.




    Jeszcze tylko kieliszek szampana na dobre spanko...




    Spałem chyba ze 3 godziny, akurat by obudzić się, i dojśc do siebie, chwilę przed drugim serwisem.

    Tym razem jako alko wybieram polski riesling







    Chwilę przed lądowaniem pan Marek proponuje Nosecco, czyli prawie bezakoholowe Prosecco, a następnie, pod sam koniec podróży śliwki w czekoladzie





    No i kabina gotowa do lądowania, podróż dobiega końca



    Została jeszcze wizyta w Polonezie, ale przyznaję, że byliśmy tak najedzeni, że wiele kosztów funkcjonowania saloniku nie zwiększyliśmy. Potem rejs do KTW, i samochodem do domu



    Fajne ferie były, sporo zwiedziliśmy, w tym miejsca do których biali turyści za bardzo nie docierają. Spotkaliśmy serdecznych ludzi, naoglądaliśmy się zwierzaków (słonie, bawoły, warany, krokodyle, żółwie, małpy, gekony, pawie, papugi, flamingi, pelikany, marabuty, modliszka i inne). Pojedliśmy pysznego jedzenia (prawie 2 kg obywatela więcej wróciło jak chodzi o mnie), nawąchaliśmy się lokalnych zapachów, nasłuchaliśmy zgiełku targowisk. Złapaliśmy opaleniznę, pojeździlismy skuterkami z wiatrem we włosach, pokąpaliśmy się w niesamowicie ciepłym morzu, które jednak w zamian zażądało mojego fotoparatu . Będzie można tęsknić za powrotem na Sri Lankę, albo zamiast tęsknić po prostu szybko zaplanować następną podróż

    Dziękuję czytającym za wytrwałość, prawdę mówiąc nie sądziłem, że uda się pisać w trybie LIVE, ale jednak się zawziąłem, może to będzie mały kamyczek do rozruszania forum do dawnej popularności. Na razie widać, że liczba oględzin i lajków jest mniejsza niż w czasach przedcovidowych i w czasach gdy forum śmigało na tapatalku bez przeszkód, ale nie poddajemy się

    Pozdrawiam serdecznie, a @T0pek zapraszam do kontaktu na priv, drobny upominek ze Sri Lanki za rozwiązanie zagadki czeka i chętnie go wyślę
    myszygon, elza030, Adik_s and 24 others like this.

Strona 2 z 3 PierwszyPierwszy 1 2 3 OstatniOstatni

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •