Świetnie! Z przyjemnością czytałem.
Troche backgroundu. Covid mocno przyspieszył zniknięcie z nieba wielu maszyn którymi miałem nadzieje jeszcze kiedyś polecieć. Spowodował też liczne problemy zawodowe (5 zmian pracy w zeszłym roku) i na durnotripy nie było za bardzo czasu ani kasy. Postanowiłem więc pójść na całość gdy tylko będę ponownie miał taką możliwość. Szczęśliwie stosunkowo szybko los sie pozytywnie odmienił. W ciągu ostatniego roku udało mi sie zaliczyć m.in 757 Scat, 4x AN-24, MD-82 i wiele innych maszynek na których mi zależało. Obecna podróż jest formą celebracji- zwieńczenia swojego "big year", a także 250-tego lotu ogólnie w karierze
Plan jest taki aby w jedną stronę polecieć 747-400, wrócić A340-600. Na tych najbardziej mi zależy, na A340-300 i B747-8 jeszcze przyjdzie czas. Rozważam każdą możliwą destynacje, ale idealnie układa się tylko Boston. Dodatkowo może sie udać krajówka na 787-9, jeszcze się okaże.
Całość lece na standby, tą wspaniałą możliwość mam dzięki byciu pracownikiem Lufy. Dla niezaznajomionych z taką formą podróży- generalnie podróż na Standby to "dopychanie" samolotu, do ostatniej chwili nie masz gwarantowanego miejsca, lecisz tylko w sytuacji gdy zostaną wolne miejsca na pokładzie. Czyni to podróż bardzo dynamiczną i nieprzewidywalną o czym już zaraz Fajnie sie też gasi argument o generowanym śladzie węglowym. Lecąc standby nie wzbudzasz popytu na loty- jedynie zajmujesz wolne miejsca
Poniedziałek 17.10
Zakupiłem bilet na następujący plan podróży:
Piątek
WRO-FRA E90
FRA-MUC 789
MUC-BOS 346
Sobota/Niedziela
BOS-FRA 744 (250-ty lot !!!)
FRA-MUC 789
MUC-WRO CR9
Środa
Z powodu sporych bookingów musze anulować poprzednią rezerwacje. Nie ma szans że uda mi się tak polecieć. Z bólem serca zmieniam na inną konfiguracje, pozbywając się jednego lotu 787 i zmieniając kolejność, przez co 250-ty lot niestety nie wypadnie na pokładzie B744.
Piątek
WRO-FRA E90
FRA-BOS 744
Sobota/Niedziela
BOS-MUC 346
MUC-FRA 789
FRA-WRO CR9
Piątek
O godzinie 9 dziewczyna zawozi mnie na lotnisko. Odlot ma być o 10:50. Ide od razu na check-in- jest zajebiście. Bez problemu sie załapie zarówno na WRO-FRA jak i na FRA-BOS, nawet mam już przydzielone miejsca. We Frankfurcie mam mieć 80 minut na przesiadke.
Kawusia, książeczka, oczekiwanie. Nawet nie śledziłem na bieżąco czy lot jest o czasie. Dopiero przypadkowe zerknięcie na monitor odlotów mi uświadomił że odlot jest opóźniony o 60 minut. Bez szans że uda mi sie przesiąść... Przy gate ustawiła sie ogromna kolejka ludzi którzy również zdali sobie sprawe że właśnie tracą przesiadki.
Dostaje powiadomienie że system automatycznie mnie przerzucił na WRO-MUC-BOS. Ale nie chciałbym tak lecieć- po pierwsze popsułoby to plan, bo bym leciał 2x A346 a nie B744 + A346. Po drugie- marne szanse że się załapie na WRO-MUC które odlatuje za godzine- widząc tą kolejke pełnopłatnych pasażerów którzy właśnie są przebukowywani aby lecieć przez Monachium zamiast Frankfurt zdaje sobie sprawe że jako non-rev nie mam większych szans.
Anuluje ten bilet w całości. Spróbuje ponownie jutro. Wychodze z lotniska, wsiadam do bolta i jade do pracy. Udaje mi sie uratować dzień urlopu i przerzucić go na poniedziałek.
Sobota
Druga próba. Mam nowy bilet na identyczną trasę. Dziewczyna ponownie mnie zawozi na lotnisko, od razu ide na check-in. Sytuacja nie jest kolorowa. Na obu lotach jestem na liście oczekujących...
Na szczęście mój samolot z FRA ląduje o czasie. W sobote na tym rejsie leci CRJ zamiast EMBraerka.
Zagaduje do obsługi gate jak tam sytuacja. Wszyscy pasażerowie sie pojawili na check-inie, więc żadnego wolnego miejsca nie ma. Jeśli kapitan sie nie zgodzi na wpisanie mnie jumpseat to niestety nie lece. Do ostatniej minuty przed zamknięciem gate trzymają mnie w niepewności. Szczęśliwie kapitan sie zgodził Lece na Jumpseat jako pracownik linii, wszystko zgodnie z procedurami.
Uwielbiam chłopaków z Cityline, zawsze trafiają się fajne załogi. W tym roku to już mój 9-ty jumpseat. Zajawka na lotnictwo pojawiła mi się jeszcze gdy mój wiek był jedno-cyfrowy i lot w kokpicie był kiedyś moim największym marzeniem, każdorazowo niedowierzam jakie mam szczęście mając w końcu możliwość od czasu do czasu tak polecieć.
Wylecieliśmy 15 minut po czasie, dodatkowo na przelotowej wiatr wieje nam 80kts w nos. Ze względu na to że 80% samolotu sie przesiada dalej i wszyscy mamy krótkie przesiadki, załodze udaje sie wyprosić 25L zamiast 25R i kołowanie będzie ok. 5 minut krótsze.
We FRA dostajemy jedno z najdalszych stanowisk postojowych, na wschód od T1. Na płycie stoi bardzo dużo Finnaira, chyba z 5 samolotów- 3x A359 i 2x A321. Condor wypożycza samoloty których AY nie potrzebuje ze względu na ich obecną beznadziejną sytuacje.
Frankfurt już taki jest- jak masz sporo czasu na przesiadke to obie bramki masz obok siebie, a jak masz krótką- musisz biec kilometrami. Autobusem zawieźli nas do pieru B, a lece z bramki Z66- udało mi sie ten dystans przebiec w 23 minuty- z kontrolą graniczną oraz kontrolą dokumentów do USA po drodze.
Jest i ona! Moja królowa. To może być mój trzeci lot na pokładzie 747, w 2016 przypadkowo poleciałem BA LHR-MIA, a w 2017 TXL-FRA po upadku Air Berlin. Dobiegam do gate- jeszcze mnie nie zaakceptowali. Po cichu odrobine licze na cudze nieszczęście, że ktoś sie nie zdąży przesiąść- pasażerowie dostaną hotel, może odszkodowanie- a jak mi sie nie uda to zostane na lodzie, a z planów będą nici
Gdy boarding sie kończy (30 minut po planowanym czasie odlotu, zatem ostro czekali na przesiadkowiczów) okazuje sie że ośmiu pasażerom sie nie udało, a więc polece. W dodatku mam super miejsce przy oknie. Lepiej sie tego nie dało rozegrać!
W czwartek jeszcze na szybko projektowałem i drukowałem ten biały element do uchwytu na Gopro, bo sprzedający pomylił zamówienie i na ostatnią chwile przyszedł mi taki uchwyt że kamera byłaby obrócona o 90 stopni
Odlot z 25C, po starcie od razu skręt na południe przez co był mieliśmy dobry widok na cały FRAport.
„Name any more iconic duo”... Sok pomidorowy z pieprzem i czerwone wytrawne wino to mój absolutny „must have” na każdym dalekodystansowym locie.
Pierwszy posiłek załoga podała około dwie i pół godziny po starcie. Ogromny plus za metalowe sztućce- miesiąc temu w KLMie na AMS-ZNZ i DAR-AMS podali "eko-drewniane" którymi sie nie dało jeść, a w ustach pozostawał brzydki posmak.
Lot ma trwać 8,5 godziny. Na lotach do USA zazwyczaj się nie śpi. Udało mi się więc obejrzeć aż trzy filmy.
Pierwszy kawałek Północno-Amerykańskiego lądu!
Uwielbiam widok tych dwu-szczelinowych klap!
Po przylocie była spora kolejka do immigration. Chwile przed nami przyleciały Swiss i ITA na A330, oraz TAP i SAS na A321LR.
Przyznaje, miałem troche cykora przed rozmową z immigration. Po pierwsze- przylot na 24h jest automatycznie podejrzany. Ale po małych wyjaśnieniach pani sie tylko uśmiechnęła i wpuściła do kraju.
Od razu lece na spotting bo pogoda jest idealna, pięknie zachodzi słoneczko i zaraz odlatują pierwsze loty powrotne do Europy. Niestety, dzień jest już krótki- ale i tak dobrze że się załapałem jeszcze na końcówke czasu letniego.
No i słońce zaszlo. Zaczynamy tułaczke. Nie mam hotelu- ze względu na dynamiczny charakter podróży nic nie rezerwowalem wcześniej (jak widać- i słusznie). Mam ze sobą swój ABC do spania na lotniskowej glebie. Sporym negatywnym zaskoczeniem dla mnie było to, że o 19 miejscowego czasu na landside, jeśli chodzi o lokale gastronomiczne, otwarty był tylko jeden zawszony Dunkin-Donuts. Na szczęście mieli w ofercie też jakieś tosty...
Nocka przebiegła wspaniale, sześć godzin spokojnego nieprzerwanego snu. Zasnąłem o 02:00 w nocy „swojego czasu”, a 20:00 miejscowego… zatem obudziłem się rześki i wyspany o 02:30 miejscowego, więc w oczekiwaniu na wschód słońca zacząłem pisać niniejszą relacje. Co ciekawe- spałem na glebie w cienkim śpiworze, ale się okazało że innym pasażerom spędzającym noc na terminalu obsługa porozdawała rozkładane łóżka. Ja zwyczajnie już wtedy spałem i się nie załapałem- ale pech
Gdy słońce powoli wstawało, zgarniam śniadanko (oczywiście w Dunkin Donuts, bo gdzie indziej), a następnie pojechałem metrem do miasta. Dziwnie porządny standard skomunikowania lotniska z miastem jak na USA- do stacji metra jeździ darmowy shuttle-bus, a metro jest tanie ($2.40) oraz często kursuje (nawet w niedziele rano takt był 12-minutowy). Tylko dwa przystanki dzielą lotnisko od stacji na której chce wysiąść- (Aquarium, w okolicach historycznej dzielnicy North End).
W niedziele rano miasto przypomina miasto duchów. Aura pogłębia tylko to wrażenie- o wschodzie jest mglisto i bardzo chłodno (choć czego się mogłem spodziewać przylatując w połowie października). O tej porze otwarty był tylko starbucks. Wziąłem więc cold-brew oraz bajgla z łososiem i bez większego planu ruszyłem przed siebie aby liznąć trochę klimatu miasta i troche powkurzać swoją walizką śpiących, jeszcze wczorajszych Bostończyków.
Po paru godzinach, ruszyłem w strone lotniska, bo byłem jednak bardziej nastawiony na spotting niż na zwiedzanie. A ten był bardzo obfity- poza kilkoma wyjątkami (Cathay, Virgin Atiantic, Azores), udało się złapać wszystkie linie operujące do BOS. Momentami zrobiło się na tyle tłoczno, że np. A333 Swissa czekał kilkadziesiąt minut na wolny gate. Moim ulubionym samolotem wszechczasów jest 757, będzie go brakować. Ale trzeba przyznać ma godnego zastępcę- A321LR/XLR. W BOS już cztery linie latają na nim przez ocean- Aer Lingus do SNN, JetBlue do LGW i LHR, SAS do CPH i TAP do LIS.
\
Po wczorajszym locie z FRA, spaniu na glebie, pobudce o 2:30, kilkugodzinnym zwiedzaniu miasta z walizką oraz pięcio godzinnym spottingu w chłodnej aurze zacząłem czuć mocne zmęczenie Patrze na zegarek- a niestety do lotu powrotnego jeszcze pięć godzin.
Zaczęło padać i spotting już nie miał sensu, spędziłem więc pozostały czas na terminalu E, skąd też później leciałem (wszystkie loty międzynarodowe poza Kanadą i Irlandią odbywają się z tego terminalu).
Na check-inie dostałem dobre informacje. MUC-FRA i co ważniejsze BOS-MUC mają na tyle wolnych miejsc, że bez problemu dostaje miejsce- a nawet jest ich do wyboru do koloru. Problem będzie tylko na FRA-WRO ale w tym momencie na to mam już jeszcze wylane.
No i się doczekałem. Piękny A346 przyleciał z Monachium z półgodzinnym opóźnieniem.
Ten samolot robi na mnie ogromne wrażenie. Co prawda A345 jest jeszcze bardziej sexy, ale po tym jak ostatnia linia która nim jeszcze lata (Azerbaijan) wysyła go tylko na GYD-DME, nie licze na to że uda mi się nim kiedykolwiek przelecieć.
Na pokładzie bardzo wygodna konfiguracja 2-4-2. Gdy załoga ogłasza koniec boardingu- pojawia się u mnie banan na twarzy bo nikt się do mnie nie dosiadł, czyli mam dwa fotele dla siebie. Jednocześnie okno i przejście To będzie super lot.
Odlot z półgodzinnym opóźnieniem, o 20:15 zamiast o 19:45.
W mojej głowie czas jest przesunięty o +5h, więc po starcie praktycznie od razu zasypiam. Po ok. 1,5h się budze, gdy stewardessa już zbiera tacki po kolacji. Wybieram się więc na sam tył, poprosić o swój przydział
Jedzenie gorsze niż na FRA-BOS, ale szczerze mówiąc… czego się spodziewać po amerykańskim cateringu. Nie było dostępnego wyboru- każdy (kto nie zamówił specjalnego posiłku) otrzymał ravioli w sosie pomidorowym. Smakowało bardzo dobrze w towarzystwie napoju bogów- czerwonego, wytrawnego, chłodnego Shiraz.
Najedzony i napojony, zasnąłem jak kamień. Spałem ponad 5 godzin ciągiem- a doliczając jeszcze godzinke przed kolacją, to zdecydowanie znaczna większość lotu przespana. W sam raz- bo lot był przez noc i obudziłem się gdy za oknem na horyzoncie już świtało.
Śniadanie było stosunkowo mało obfite. Pasażerowie w Y dostali muffinke i trochę owoców. W pierwszą stronę, na drugi posiłek rozdawali solidną kanapke którą można było się całkiem najeść.
Obowiązkowo też trzeba było zwiedzić toalety w A340-600, do których sie schodzi "do luku bagażowego"
Niestety po drodze wcale za bardzo nie nadrobiliśmy opóźnienia, przylecimy jakieś 10 minut po czasie, a na przesiadke do FRA mam 45 minut (czyli już tylko 35). Na szczęście po przylocie z USA nie ma security, miesiąc temu w AMS na powrocie z DAR, security z nonschengen pochłonęło nam 65 minut.
Po wylądowaniu mam frajde z tego jak bardzo oddziałuje siła dośrodkowa gdy bardzo długi A346 wykonuje serie ciasnych skrętów po płycie. Parkujemy przy satelicie T2.
Po deboardingu i sprawdzeniu ekranów, okazuje że w ciągu tych ciasnych 35 minut oczywiście mnie czeka jeszcze przejazd do głównego budynku T2. Na szczęście kontrola paszportowa przebiega mega sprawnie- bez żadnej kolejki. Do głównej części terminala jedzie się podziemną kolejką.
Spokojnie udaje się zdążyć i przy kolejnym gate jestem na 15 minut przed odlotem. MUC jest super pod kątem przesiadek. Mój kolejny lot to #250 w życiu. Pierwszy 787 we flocie LH: „Berlin” stoi dumnie przy gate. Samolot jest zablokowany na maks 200 pasażerów, mimo że może pomieścić dużo więcej. W chwili gdy nim lece, w siatce jest dopiero od dwóch dni, trzy razy dziennie lata FRA-MUC-FRA. Od grudnia trafi na FRA-EWR. To mój czwarty raz na pokładzie dreamlinera, ale pierwszy raz na 789- do tej pory były 2x 788 QR i 78X KL.
Grafik tego 787 jest bardzo ciasny, obsługa naziemna regularnie nie wyrabia w rozkładowym czasie, przez co ostatecznie do FRA startujemy z 45 minut opóźnienia. We FRA przylot na 25R (najnowszy pas), podczas kołowania na jednym z podestów widać tłumek spotterów.
Jestem bardzo usatysfakcjonowany, cały plan FRA-BOS-MUC-FRA na 744-346-789 się udał doskonale. Pozostaje tylko jakoś wrócić do Wrocławia. Szczęśliwie samolot parkuje przy bramce B17, przez co do B5 skąd tradycyjnie odlatuje CRJ do Wrocławia mam tylko kilkaset metrów. A czasu niewiele, bo przez opóźnienie z 80 minut zrobiło mi się 35.
Ostatni odcinek- FRA-WRO- ma overbooking. Obsługa gate proponuje 250 eur ochotnikowi, który zgodzi się polecieć pare godzin później (LOTem przez Warszawe). Jest też niestety inna osoba lecąca na standby- kolega z LH Cargo. Miejsce dla nas jest jedno- kapitan będzie musiał zadecydować kto leci. Gdy zaczyna się boarding, wołają mnie z gate i wręczają boarding pass z czterema magicznymi literkami „JUMP”. Jupii, wybrał mnie
Drugi jumpseat podczas tej podróży to idealne zwieńczenie idealnego durnotripa. Pozostaje jeszcze tylko poczekać aż handling przygotuje samolot do odlotu, bo nasz samolot obsługuje jeden pracownik obsługi naziemnej. Boarding do WRO się zakończył zanim zostały wyładowane bagaże z poprzedniego rejsu… Startujemy z godzinnym opóźnieniem, które na wysokości przelotowej pomaga nam nadrobić wiatr w plecy o prędkości 70 węzłów.
We Wrocławiu lądowanie na pasie 29 a wiatr 200/15, zatem przy lądowaniu kolega się napracuje.
I to tyle z relacji o durnotripie do USA na 1 dzień. Mam nadzieje że tym co dotrwali do końca, się podobało. Wszystkim miłośnikom maszyn czterosilnikowych życzę aby udało się je łapać póki jest nam dane - Lufthansa to już ostatni przewoźnik na świecie który użytkuje ich całą gamę- B744, B748, A343, A346 oraz A388 (już wkrótce powracają). Na przyszły rok planuje podobnego durnotripa, ale A343/B748 (oboma jeszcze nie leciałem). Koniec relacji!
ps.
Ciekawostka/prywata- jednym z pierwszych moich wspomnień związanych z lotnictwem, jest okładka czasopisma Lotnictwo, którego zakup udało mi sie wyprosić u rodziców jako niespełna dwunastolatek. Co było na okładce...?
Dzięki!
Wstawię jeszcze migawke z tych 65 lotów w przeciągu ostatnich 365 dni:
A319: 5x (4x DLH, 1x EWG)
A320: 4x (2x DLH, 1x AUA, 1x SWR)
A20N: 3x (2x DLH, 1 SWR)- nowy typ
A321: 7x (3x DLH, 4x THY)
A21N: 2x (1x KZR, 1x SWR)- nowy typ
A346: 1x (1x DLH)- nowy typ
AN24: 4x (2x MSI, 2x VSV)- nowy typ
AT72: 1x (1x PRF)- nowy typ
B738: 2x (1x LOT, 1x RYR)
B7M8: 1x (1x LOT)- nowy typ
B744: 1x (1x DLH)
B752: 1x (1x VSV)
B763: 1x (1x KZR)
B77W: 1x (1x KLM)
B789: 1x (1x DLH)- nowy typ
B78X: 1x (1x KLM)- nowy typ
BCS3: 1x (1x SWR)
CRJ2: 1x (1x VSV)- nowy typ
CRJ9: 12x (12x DLH)
DH8D: 3x (1x ATC, 2x LOT)
E175: 4x (2x KLM, 2x LOT)
E190: 3x (1x DLH, 2x LOT)
E195: 2x (2x LOT)
E290: 2x (2x SWR)- nowy typ
MD82: 1x (1x BUC)- nowy typ
Super wyjazd i relacja
Jeśli możesz latać stby, czemu nie wziąłeś premium na loty TATL? niewiele drożej, a mega wygodniej
Gorąco czekałem na to pytanie, bo koledzy z pracy skwitowali mój pomysł za pojebany nie dlatego że chodziło o USA na jeden dzień, tylko że od początku chcialem lecieć w Y
Podstawowy powód jest prozaiczny. Przy tak zapelnionych lotach za żadne skarby nie dostałbym okna w dobrym miejscu, tylko np middle seat w konfiguracji 2-3-2 w 747.
I do tego mógłby sie przytrafić np fotel z zepsutym PTV, bo non-revom też czasem takie chcac niechcąc przypadają. Na oknie z widokiem na skrzydło przy każdym locie mi najbardziej zależy. Z kolei opcja wykupienia gwarantowanego miejsca w C już mi sie kompletnie nie kalkulowała jak na weekendową fanaberie.
Poza tym... o zgrozo, ekonomik jest dla mnie wystarczająco wygodny. Mam 179cm i szczupłą sylwetke, nie mam problemu ze spaniem, wciąż pare lat do 30tki. Myślę ze z czasem sie rozleniwie, ale póki co nie chce jeszcze sie aż tak rozpuścić
Świetna relacja Marcin!
.................Don't let me die, I want to fly
Muszę przyznać, że jesteś szalony Robię taką trasę w jedną stronę i muszę dzień odpoczywać po samolocie.
Z ciekawości ile wychodzi dopłaty przy standby dla economy i dla gwarantowanego C?
Dzięki!
Niestety choćbym chciał, to nie mogę podać żadnych danych odnośnie kosztów
Też tak myśle. Once you go [premium], you never go back
Bardzo dziękuje wszystkim za spore zainteresowanie tymi wypocinami! Doceniam to, i jest to bardzo przyjemne
Zakładki