Zdjęcia się nie ładują?
Nigdy wcześniej nie byłem w Egipcie. Zniechęcały mnie kurorty i ich odległość od zajciekawszych zabytków. Poza charterami (do kurortów) nie bardzo da się tanio dolecieć do Egiptu. Skorzystaliśmy z nowego połączenia LOT do Kairu. Lot do Warszawy bardzo przyjemny, od początku roku latają tylko Embraery, nareszcie:
Wylatując z Warszawy mamy spore opóźnienie z powodu kolejki do odladzania. W Kairze sprawy na lotnisku zajęły nam więcej czasu niż się spodziewałem. O ile wizy i immigration poszły szybko to kupno karty sim i zgłoszenie bagażu już nie. No właśnie, zostawiliśmy w samolocie mały prawie pusty plecak. Ostatecznie do hotelu dojeżdżamy około 1:00 w nocy. Jestem pełen obaw, bo hotel już kilka miesięcy wcześniej zmienił nazwę, występuje w systemach jako nowy obiekt, a gdy piszę na stare dane kontaktowe hotel nie odpisuje. Próbowałem z booking ustalić warunki mojej rezerwacji, jednak zostałem zignorowany.
Na miejscu moje obawy się potwierdzają. Recepcja najpierw próbuje wymusić płatność, dopiero po odmowie przyznaje się, że nie mają żadnych wolnych miejsc i ludzie prowadzą nas do małego pokoju bez okien (rezerwacja była na apartament z tarasem z widokiem na piramidy). Oczywiście odmawiamy, szukanie nowego noclegu zajmuje prawie 1h. Ostatecznie trafiamy do droższego hotelu, ale w recepcji dostajemy atrakcyjniejszą cenę niż ta którą widać w systemach rezerwacji.
Rano widzimy z pokoju taki widok:
Nie jest źle, ale w tamtym miało być lepiej. Leniwie zbieramy się na śniadanie, a te daje nam pewność, że różnica w jakości obsługi pomiędzy hotelami jest warta dopłaty, a ta dopłata i tak jest niewielka. Nowy hotel to Mamlouk Pyramids, chyba jedyny sensowny na poziomie w tej dzikiej okolicy. Widok z restauracji w której rano podaje się śniadania jest świetny:
Hotel który próbował nas oszukać to Panorama view pyramids (dawniej
Panorama Pyramids Inn). Nauczka, by unikać booking (hotels.com sprawdzało się w trudniejszych przypadkach).
Plan na dziś to najstarsze piramidy, czy Sakkara i Dahszur. Bierzemy ubera, bo w Kairze jest bardzo tani. Wydaje się, że dojedziemy szybko, jednak i mapy google, i te ubera sugerują błędną drogę przez bazę wojskową, gdzie oczywiście przejechać się nie da. Kierowca jest nieco wkurzony, ale dogadujemy z nim plan na resztę dnia co poprawia mu humor.
W Dahszur są dwie duże piramidy, obie zbudowane przez faraona Snofru, ojca Cheopsa: ta większa zwana Czerwoną, która jest trzecią największą piramidą po tych w Gizie, oraz mniejsza ale starsza piramida łamana (na zdjęciu powyżej to ta na nosie kierowcy). Piramidy te zostały udostępnione do zwiedzania stosunkowo niedawno, więc wielu turystów o nich nie wie, a dojazd nie jest prosty. W efekcie jest tu pusto, czyli fajnie. Tu widać wejście do piramidy:
W korytarzu prowadzącym do komór tylko dzieciom idzie się wygodnie i to tym najmniejszym:
Dalej niespodzianka, przejście z dużej komory do tej dalszej grobowej jest na sporej wysokości. Dobudowano więc drewniane schody. Wygląda to jak sceneria jakiegoś filmu przygodowego.
W środku jest bardzo duszno, wydaje się, że gorąco. Wychodzi się spoconym.
Nie bardzo mamy czas na wejście do środka piramidy łamanej i darujemy sobie Memfis, gdzie do oglądania jest niewiele, a główna atrakcja to jeden duży posąg. Jedziemy dalej, prosto do Sakkara. Okolica za oknami samochodu jest raczej biedna. Liczne kanały melioracyjne pełne są śmieci:
W Sakkarze znajduje się pierwsza zbudowana piramida. Wcześniej chowano zmarłych w głębokich studniach nad którymi budowano parterowe budynki zwane mastabami. Król Dżeser chciał coś więcej i dla niego nad mastabą zbudowano kolejną mniejszą mastabę, nad nią kolejną i tak powstała piramida schodkowa.
Aktualnie do tej piramidy wchodzić nie można, ale da spacerować pomiędzy pozostałościami nekropolii, wejść do kilku mastab (mam wrażenie, że mocno odnowionych), a także wejść pod niewielką piramidę Tetiego (pod bo dopiero przy okazji piramidy łamanej pierwszy raz odważono się na budowanie korytarzy z kamienia, a nie kucie ich pod piramidą).
Najciekawszym miejscem okazało się jednak Serapeum, to podziemny kompleks korytarzy łączących ogromne kamienne sarkofagi. Jest ich tam ponad 20 i każdy jest monolitem o wadze 60-70ton. Część z nich znajduje się w sklepionych wnękach aktualnie wzmocnionych konstrukcją stalową. Sarkofagi są tak ogromne, bo powstały nie dla ludzi, a dla świętych byków.
Jesteśmy tu już mocno zmęczeni, przez nocne przygody nie udało się wyspać. Droga powrotna nieco monotonna, nie ma na tej trasie żadnej szybkiej drogi, jedzie się środkiem niezbyt ciekawych dzielnic:
Wracamy więc do hotelu odpocząć i się najeść. Nie spieszymy się, bo nacieszyć się widokiem piramid najpierw podczas zachodzącego słońca, a potem po zmroku. Jak widać po ubraniach jest dosyć chłodno.
![]()
U mnie wszystko działa - Firefox.
Fotki piękne również w Edge. Można wiedzieć w jakiej cenie udało Ci się upolować przelot?
Ja widzę i to niezależnie od sposobu przeglądania sieci. Ale zmieniałem serwer więc może coś nie działa jak powinno
Sprawdziłem. Bilety kupiłem 1 września przez pośrednika i wyszło 2960zł za 4szt w tym 2 dzieci. Więc duże wyprzedzenie, ale później były promocje z podobnymi cenami, ale już nie z terminami na ferie. Co dziwne od momentu kupna, pomimo prawie 5 miesięcy do lotu nie miałem żadnej zmiany rozkłady, nawet o 5min
Tymczasem opisuję kolejny dzień
Dziś wstajemy wcześnie. Robię kilka zdjęć o wschodzie słońca, jeszcze się tym widokiem nie nasyciłem.
Po śniadaniu wybieramy się na wielkie piramidy, słońce jest już wyżej:
Dzień wcześniej widziałem przy kasach dzikie tłumy. Dziś jesteśmy wcześniej, ale mimo to do kas trzeba się nieco pchać. Nie ma dramatu takiego jak niektórzy opisują, że wychodzi się poturbowanym. Po prostu ludzie stoją dookoła i nie ma jednej kolejki, ale stoją spokojnie. Szkoda mi czasu, więc przystaję na propozycję kogoś kto oferuje pomoc. On się dopycha jakoś bokiem i za chwilę mamy bilety. Dalej jest już spokojnie. Sfinks z boku ma nieco mniej znany profil. Raczej kobiecy:
Im bliżej piramid tym częściej ktoś nas zaczepia i coś oferuje: jazdę wielbłądem, konikiem, że nam zrobi zdjęcie lub wręcz chce pieniądze za potwierdzenie nam, że idziemy w dobra stronę. To problem dużych atrakcji w wielu miejscach na świecie.
Z bliska obie duże piramidy wyglądają jak wielkie schody:
Najpierw idziemy do Cheopsa by uniknąć tłumów, które z czasem będą tam rosnąć. Bilety do Cheopsa są stosunkowo drogie, ale warto wejść bo przestrzenie w środku są największe i w końcu to Cheops. Wielka galeria robi wrażenie. To miejsce gdzie korytarz jest bardzo wysoki, ponad 8m:
W komorze grobowej jest jeszcze bardziej gorąco niż wczoraj w Czerwonej Piramidzie. Gdy wracamy stoimy już w korkach, bo w węższych miejscach ciężko jest się minąć 2 większym osobom. W okolicy wejścia do Cheopsa są tłumy, ale wystarczy odejść dalej za piramidę Chefrena by było pusto i spokojnie:
Piramida Chefrena ma pozostałości gładkiej okładziny w okolicach szczytu. Przez bardziej charakterystyczny wygląd często mylona jest z Cheopsem.
W oddali widać miasto. Na pierwszym planie po lewej sfinks od tyłu, potem spore już tłumy przy kasach, a na horyzoncie widać wzgórza po wschodniej stronie Nilu. To w linii prostej kilkanaście kilometrów.
Pomimo, że nie ma upału i zwiedzamy sprawnie, zajmuje nam to i tak ponad 3h. W drodze powrotnej mijamy ciekawy budynek i w sumie nie wiem co w nim jest, wygląda jakby tam ktoś mieszkał:
No i z doły najbardziej typowe zdjęcie:
W okolicach kas jest wiele sklepów z pamiątkami i warto je odwiedzić. Z perspektywy całego wyjazdu tam było najtaniej i był największy wybór. Później leniwie odpoczywamy w restauracji na dachu naszego hotelu.
Tak szczerze to bardziej podobały mi się piramidy dzień wcześniej. Było mniej ludzi. Widok autokarów po północnej stronie Cheopsa jest niefajny. W oddali widać tam nowe muzeum egipskie. Bardzo liczyłem, że zwiedzę już to nowe. W jego projekcie bardzo duży udział miała moja koleżanka ze studiów która była jednym z ważniejszych projektantów w biurze architektonicznym Heneghan Peng Architects (ma też duży udział w budynku Giant's Causeway Visitors' Centre w Irlandii Północnej). Będę miał pretekst by wrócić.
Kolejnym punktem w programie jest Asuan. Nawet nie rozpatrywałem przejazdu pociągiem, bo to trwa kilkanaście godzin, a pociągi nocne mają cenę wyższą niż przelot samolotem, a loty lokalne nie są tu jakoś specjalnie tanie. Gdy obserwowałem ich ceny nie zauważyłem też większych zmian, ceny do Asuanu są mniej więcej stałe. Niestety połączenia są tylko albo wcześnie rano, albo wieczorem.
Mamy piękną pogodę i sporo czasu, idealnie by coś po drodze jeszcze zwiedzić, jednak otrzymałem od LOT informacje, że znalazł się nasz bagaż zostawiony w samolocie, dostaliśmy lokalne dane by uzgodnić odbiór, jednak zero kontaktu. Uznaliśmy, że pojedziemy na lotnisko wcześniej i spróbujemy tam coś zdziałać.
Zamawiamy ubera i tym razem za dnia przejeżdżamy przez blokowiska południowych przedmieść Kairu. To wygląda jakby ktoś budując autostradę po prostu wyburzył tylko te części budynków które przeszkadzały, a resztę zostawił. Na elewacjach widać wykończenie wnętrz dawnych pomieszczeń. Część budynków w ogóle jest opuszczona.
Mamy odlot z terminala 3, z tego też terminala korzysta LOT i wszystkie linie Star Alliance. Jednak w biurze zagubionego bagażu dowiaduje się, że LOT z nimi nie współpracuje i jest obsługiwany przez terminal 1. Podejmuje się więc podróży na inny terminal, podróży bo muszę jechać autobusem do dworca autobusowego i tam przesiąść się do innego autobusu. Gdy w końcu docieram nie udaje mi się nawet wejść do terminala, bo wpuszczają tylko z ważnym biletem. Gdy pokazuję im co mam odsyłają mnie do terminala 3... Odkrywam jednak kolejkę odjeżdżającą z terminala 1 do terminala 2, jest szybciej:
a z terminala 2 do terminala 3 dochodzę już na piechotę. Nic nie osiągnąłem, ale cała przygoda trwała 1h. Lot ma tam jakaś dziwną umowę handlingową, inaczej niż inne linie SA. Bagażu przez to nie odzyskałem.
Odloty lokalne w terminalu 3 nie posiadają żadnego saloniku Priority Pass, jest też niewiele punktów gastronomicznych. Na osłodę lot do Asuanu z Egipt Air bardzo przyjemny i praktycznie bez opóźnienia. A320 ma prawdziwa klasę biznes (nie dla nas), system rozrywki w klasie ekonomicznej i nawet na tak krótkim locie dostępne są filmy.
Na miejsce dolatujemy po 20:00. W informacji lotniskowej zapytaliśmy o realną cenę taxi do miasta, a po wyjściu z budynku usłyszeliśmy stawki dokładnie 4x większeTaksówkarze byli mocno uparci i udało nam się zbić cenę tylko o połowę, szkoda nam jednak było czasu. Asuan ma niewielkie lotnisko, ruch wieczorem był tam prawie zerowy. Z naszego samolotu tylko my szukaliśmy taksówki. Kierowca grzał momentami 140km/h, wyrobił się z przejazdem do hotelu o prawie 25% szybciej niż wskazywały mapy google.
Asuan był w planie z 3 powodów:
- malowniczych wysepek na Nilu
- rejsu po Nilu na który chcielibyśmy się załapać, a którego nie mam zarezerwowanego, bo na odległość z wyprzedzeniem nie da się nie przepłacić, stawki są zbyt wysokie
- wizyty w Abu Simbel, niestety gdy doczytałem, że to minimum 3,5h jazdy w jedną stronę ten punkt odpuściliśmy ze względu na dzieci, które by się zanudziły.
Asuan ma pewien problem z hotelami. Znalezienie noclegu tutaj zajęło nam najwięcej czasu. Tutaj albo są tanie hoteliki z taką sobie jakością ale klimatem (głównie na wyspach), albo w średniej cenie ale niskiej jakości i bez klimatu (miasto), albo wszystko idealnie ale ceny kosmiczne do nawet ponad 10tys zł za noc. Ostatecznie wybieramy hotel Basma, ale nowszą przybudówkę z apartamentami i świetnym widokiem z tarasu. Tym razem żadnych problemów z check-in, wszystko sprawnie, kulturalnie i bezproblemowo.
Rano budzę się wraz z wschodem słońca, ubieram się i wychodzę na taras:
Jest drożej niż planowaliśmy, ale ze względu na te widoki warto było.
Na śniadanie hotelowe schodzimy niżej do głównej części hotelu, tutaj jest już spory ruch (u nas cisza i spokój). Jedzenie podobnie jak w poprzednim hotelu w Gizie bardzo dobre. Gdy wracamy słońce jest już wyżej, to widok na centrum miasta po wschodniej stronie Nilu:
Plan na dziś jest ambitny. Mamy gdzie spać do jutra, a później 2 noce bez żadnej rezerwacji z przeznaczeniem na rejs do Luksoru, którego jeszcze nie mamy. Musimy więc coś jak najszybciej zorganizować, a pozostały czas poświęcić na zwiedzanie. Zaczelo się w napięciu bo poszliśmy tam gdzie stoją duże statki i... nic. Nikt nie namawia, nie wciska, w ogolę nikogo nie ma. Jednak sam spacer wzdłuż Nilu jest niesamowity. Ten klimat, te widoki, zapach wody.
Najpierw trafiamy na najdroższe statki, które odpływają dopiero za kilka dni. Okazało się ze statki stoją w grupach ze względu na dzień w którym odpływają.
Nasz dzień był dużo dalej. Im bliżej tym więcej zainteresowanych chce nam pomóc i o to właśnie chodziło. Bardzo szybko mamy 2 niezależne oferty i są one bardzo podobne i podobne do tego czego spodziewałem się czytają relacje w sieci. Udało nam się dogadać, cenę, obejrzeć nasz statek oraz dodać tylko takie rzeczy do pakietu które nas interesują.
Niemal od razu wsiadamy do malej lodki która mamy tylko dla siebie na kolejne kilka godzin - także w pakiecie.
![]()
Zachodni brzeg Nilu w Asuanie jest praktycznie niezamieszkały. Tam niemal do samej rzeki sięga pustynia. Nieco na północ od centrum po zachodniej stronie widać charakterystyczne wzniesienie z niewielką muzułmańską świątynką na szczycie. To tzw. Kopuła Wiatru, starożytna nekropolia. Jej zbocza usiane są grobowcami tych ważniejszych mieszkańców Asuanu od czasów starożytnych aż do rzymskich. Do dziś znajdowane tam są nietknięte grobowce.
Pierwszy przystanek to ogród botaniczny który zajmuje całą niewielką wysepkę na Nilu. By do niej dopłynąć omijamy wyspę Elefantynę, której znaczny północny skraj zajmuje ogromny i drogi hotelowy kompleks. Dzisiejszy ogród botaniczny to dawna kwatera brytyjskiego wojskowego który prowadził tu wojnę z Sudanem pod koniec XVIIIw. Później został nawet brytyjskim ministrem podczas I WŚ. Dobrze, że miejsce to zachowano w dobrej formie. Sporo tu turystów, ale głównie tych arabskich, zachodnich praktycznie nie widać.
Nasza łódka czeka na nas w umówionym miejscu na drugim krańcu wyspy. Płyniemy teraz na południe do wioski nubijskiej. To bardziej straganowa pułapka na turystów, bo zwożone są tam wycieczki z biur podróży, ale to nic.
Tu niespodziewanie sama podroż okazuje się bardzo fajna. W tym miejscu na Nilu jest sporo niewielkich wysypek. Płynie się pomiędzy nimi jak w labiryncie. Przyrodniczo i widokowo jest świetnie. Nubijczycy byli kiedyś silnym narodem. Teraz ta grupa etniczna zamieszkuje południowy Egipt i północy Sudan, w Egipcie są mocno zdominowani.
Jednak gdy ucieknie się od straganów, można znaleźć jakieś ciekawe miejsce:
Następnie wracam do Asuanu, gdzie mijamy hotel The Old Cataract w którym mieszkała Agata Christie i podobno tam pisała "Śmierć na Nilu" (jako ciekawostka, bo ja jej nie lubię).
Dopływamy na wyspę Elefantynę. To dziwne miejsce. Kraniec północny z luksusowym hotelem jest zamknięty, a ten południowy zajmuje muzeum z słabo zachowanymi ruinami od których zaczynamy. To kasa biletowa do tego muzeum:
Strażnik koniecznie chciał nam poopowiadać, więc daliśmy mu zarobić. Środek wyspy to jest lekka dzicz. Zaniedbana, biedna zabudowa w która niemal wrasta zieleń, a dookoła biegają rożne zwierzęta hodowlane. To ma swój urok.
Mi się podobało, ale chyba tylko mi. Na koniec idziemy do knajpy King Jamaica polecanej przez pana z naszej łódki. Trochę ze strachem, ale okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie. Miejsce z klimatem, a jedzenie świetne i tanie.
Siedzimy tam prawie do zachodu słońca a potem tanim publicznym promem (łódką) wracamy na stały ląd.
Do hotelu dochodzimy gdy słońce chowa się pod horyzontem, przechodzimy przez recepcję i dziedziniec głównej częsci hotelu. Tu nie ma takich fajnych widoków:
To był bardzo udany dzień.
Bardzo ładne zdjęcia. Nie znam Polaka który wybrałby się do tego kraju indywidualnie. Odwiedziłeś może wysepkę pod Kairem gdzie urzędowała Tarnowska podczas II WŚ ?
Wiki podaje, że zginął na statku zatopionym przez u-boota w 1916, 1 WŚ zaczeła się w 1914, więc wszystko pasuje.
Chodzi Ci o lokalizację budynku "Tara". Nie znałem szczegółów tej historii, ale ten budynek to Gezira, najbardziej kosmopolityczna dzielnica KairuSamo centrum, ambasady, galerie, knajpy, wieża kairska, jakieś kluby sportowe i raczej słaba mieszkaniówka.
aaa, wieki mi się pomyliły, miał być koniec XIXdzięki
To jest w ogóle bardzo dziwne. Większość turystów których spotkaliśmy to osoby podróżujące tam indywidualnie. Ci z wycieczek to rejs, widać ich też masowo w Dolinie Królów i świątynii Hatszepsut, pewnie też przy dużych piramidach w Gizie, ale nie w godzinach porannych jak byliśmy. Ci indywidualnie to głównie Francja, UK, Niemcy i okolice. Raczej nie widać młodszych osób niestety.
Kraj się świetnie nadaje na podróżowanie na własną rękę, ludzie są fajni, bardzo otwarci. W zasadzie to bez rozmawiania z nimi o życiu itp cieżko jest cokolwiek załatwić, to jest niemal wbudowane we wszelkie konwersacje.
Biura podróży zrobiły wiele złego, bo przez nie Egipt kojarzy się z wielkimi hotelami na pustynii z których wszędzie jest daleko. Mam też wrażenie, że biura podróży zbudowały opinię kraju niebezpiecznego.
Owszem, tak się wielu kojarzy ale nie tylko tak. Dla wielu kojarzy się też z piramidami i sfinksem, nieco bardziej wykształceni (chociaż bez przesady z tym ich wykształceniem i poziomem intelektualnym) zdają sobie sprawę, że w Egipcie jest jedyny istniejący z siedmiu cudów starożytnego świata. Natomiast wycieczki objazdowe z rejsem po Nilu od lat są dostępne w ofercie biur i popularne, chociaż nie można porównać liczby turystów wybierających takie wycieczki z tymi, którzy lecą na pobyt w hotelu nad morzem czerwonym. Zatem zwiedzanie Egiptu, w tym przypadku z biurem, też jest dostępne. Aczkolwiek w kwestii bezpieczeństwa różnie bywało i kiedyś np. autokary jeździły w konwojach, potem ograniczono to do niektórych tras (np. z Asuanu do Abu Simbel konwój ale z Luxoru do Hurghady już normalnie), a potem zaprzestano.
Monitorowałem ceny pakietów "objazdowych" i taniej raczej nie jest. Prościej też nie jest, bo lot jest z przymusu do Hurghady i trzeba dodać upierdliwe dojazdy. Logistyka się sypie i wszystko jest tak upchane, że dla mnie odpada. Jeśli ktoś ogarnia sam (i to lubi), to lepiej jest samemu.
Później to opiszę, ale na statku gdy zwiedzanie było w ściśle określonych porach i to biegiem, wciśnięte w 5 posiłków dziennie .. po 2dniach miałem dosyć. To nie dla mnie, pomimo, że to jedzenie było dobre![]()
To chyba największy minus, gdyż jego konsekwencją jest konieczność monotonnego przejazdu do Kairu, żeby zwiedzać kairskie i podkairskie atrakcje. Sam rejs jest też w pewnym stopniu przereklamowany ale to nie wina biura podróży ile niewielkiej odległości miedzy Asuanem i Luxorem i krótkich odcinków, które przepływamy. Po prostu jest niewiele rejsu w rejsie. Ale ogólnie pozytywnie oceniam taki objazd, na którym byłem wiele lat temu z biurem pomimo pewnych minusów. O ile Kair i okolice był dobrze zaplanowany, to czułem niedosyt zbyt okrojonego czasowo zwiedzania Doliny Królów. Teraz bym takiego objazdu nie powtórzył ale chętnie powtórzyłbym obejrzenie wybranych atrakcji (plus coś dodatkowego) z programu zwiedzania a następnie spędził kilka dni wypoczynkowo na wybrzeżu.
Trochę pomieszałeś. Wyspa to Gezira, dzielnica Zamalek. Jest nawet taki znany klub piłkarski Zamalek Kair. Na Gezirze jest zlokalizowana nasza ambasada. Gdyby nie pomoc znajomego z ataszatu to bym tego budynku nie znalazł. Niestety wejść nie można z uwagi że znajduje się tam ważna istytucja kraju trzeciego. Ponadto nie ma informacji na budynku. Właściwie dlaczego miała by być. Osoby tam pracujące na ogół też nie znają przeznaczenia tego obiektu w trakcie II WŚ.
Co do tych budynków mieszkalnych które stoją przy drodzę. To taksówkarz zapomniał powiedzieć że to samowole budowlane smarowane bakszyszem. Urzędnik się zgodził na wybudowanie, później dobudowywanie kolejnych pięter, jest pobierany podatek który bardziej przypomina, hmm, abonamentAle na wykazie w magistracie tych budynków nie ma. Dlatego gdy trzeba coś innego wybudować, jak drogę czy galerie, to ile potrzeba tyle się rozbiera. Jest na płd. Kairu taka nowoczesna galeria handlowa która jest dosłownie doklejona do budynku mieszkalnego. Co ciekawe po wybudowaniu galerii na jej dachu jakaś rodzina wybudowała sobie mieszkanie. Teraz, tj. w 2022 roku były tam już trzy mieszkania na dachu budynku. Dyrektor galerii coś tam zawsze obrywa od tych mieszkańców. Typowy klimat BW
![]()
Zakładki