W pierwszej chwili myślałem, że kolejna relacja z Santiago (też SCL).
Bardzo sympatyczna relacja. Domyślam się że CPT i FO usunęli się z fotki kokpitu?
A fotki nie widać. Proszę się poprawić
WAW-CDG
No i zaczęło się. 5.05 na T1 i szukanie AF. Jest! Kolejka nie z tej ziemi, idzie dość wolno, ale idzie. W końcu i na mnie przyszła kolej. Z miejsca pierwszy zgrzyt. "Ale to pan nie ma papierowego biletu? No ja widzę, że etix. Zadzwonie co mam zrobić" W biurze nikt nie odbiera... "Niech pan przejdzie na górę do biura i zapyta. I niech pan weźmie bagaż". Wziąłem, zataszczyłem do schodów i znalazłem biuro. "Ależ wszystko w porządku, nie wyrobili panu karty pokładowej? Ja zadzwonie." Zadzwonili, uzgodnili... taszczenie bagaży w dół, przed kolejkę - jeden facet zaczął się pieklić dlaczego ja tak sobie. Sytuacja wyjaśniona? Fajnie - no to do check-inu. Ale dalej nie jest "tak"... W końcu po kolejnym telefonie do biura dostaję w końcu karty pokładowe. Siedzienie przy oknie? Akurat - 07B... No cóż, zawsze można się przesiąć - niestety nie tym razem, jest komplet.
Lot spokojny, choć A320 nie będę chciał już latać (przynajmniej tymi z CFMami): głośno dudniące N1 nadwymiar dobitnie przypominają o swoim istnieniu. Głowa boli od buczenia. Sam A320 (F-GKXA) zadbany. Siedzenia twarde, niewygodne. Bo godzinie zad mam kwadratowy. Okna niezbyt czyste ale nie najgorszego stanu, gdyby było co, dałoby sie zrobić zdjęcie.
Trochę zatrzęsło kilka razy ale ogólnie monotonia. I nawet brak miejsca przy oknie nie przeszkadza: nie ma smug, jestem na przodzie ale przede wszystkim mam do wyboru mgliste niebieskie niebo albo mlecznobiałą powłokę chmur gdzieś na FL300. Rozpogadza sie w połowie lotu I nareszcie widać ziemię przez mglistą poświatę.
Śniadanie: kawa, herbata lub woda, sandwich z trzema plasterkami szynki i sera, fajnie ciast(k)o francuskie z serem i rodzynkami i jogurt.
Miękkie, nieco przechylone lądowanie a potem prawie 5 minut w gąszczu taxiwayów. Witamy w Paryżu.
Paryż CDG
Koszmar! Co prawda terminal 2E udało się znaleźć szybko z gate'ami było już zupełnie odwrotnie. Kolejki do nich ciągną się setkami metrów. Niedoinformowa kobieta o azjatyckich rysach twarzy wyławia z tłumów tych, którzy szukaja lotu. Okazało się, że niepotrzebnie, mimo iż tak mnie poinformowała, stałem w dłuuuuugim rzędzie podczas gdy na mój lot było może z 20 osób w skromnej kolejeczce na uboczu. Najlepsze zaczęło się jednak juz przy samej kontroli: nie dość, że kazali wypakować całą torbę z elektroniki (a miałem, wiadomo, tego sporo), to jeszcze potem, po spakowaniu, kazali otworzyć od nowa... Rozpakowywanie, pakowanie i biegiem do gate'a 15 minut przez wylotem, 30 minut po rozpoczeciu boardingu – całe szczęście niektórzy byli jeszcze bardziej spóźnieni.
No i oczywiscie dziwaczny zakaz fotografowania, a byłoby co fotografować: A380 Singapore, Emirates i United na 777, poza tym cała reprezentacja floty AF. No I oczywiście “special livery” 767 Delty...
CDG-SLC
Sam beniek z początku przedstawiał się bardzo katastroficznie. Overheads to 15-calowe monitorki z jednym, centralnie umieszczonym dużym coś koło 28''. Ba, z początku in-flight entertainment w ogóle nie wystartował. Za to dostaliśmy: zatyczki do uszu, słuchawki i klapki na oczy – do spania oczywiście. Siedzenia mało komfortowe, ale przynajmniej nie tak męczące jak w A320... I oczywiście 26D, bardzo przy oknie.... Jednak “gruby” jest cichym i przyjemnym w locie, przez czały czas płynie w powietrzu, mimo ostrzeżeń pilotów o turbulencjach tylko delikatnie drga. Obsługa miła i pomocna, choć zajęci margeritą dla sąsiada zapomnieli dać soku pomarańczowego jak prosiłem. Pies trącał. Na dzień dobry dostaliśmy orzeszki i soki. Wino białe lub czerwone. Inne koktaile i alkohole po 5 Euro/7 USD. Nie dało się niestety przesiąść na inne miejsce – znów prawie komplet, gorzej, dzieciarnia. I tak niewiele można zrobić – za oknami biało. Od razu formularze I-94, po pierwszej lunch. Pasta lub kurczak. Kurczak podsmażany, z sosem brokułowo-czosnkowym i bakłażanie – całkiem smaczny, ale malutka porcyjka. Do tego sałatka z kapusty, marchewki i młodych pomidorów z jakimś czosnkowym dodatkiem, bułka, dwa ciastka - „pieguski” czekoladowe. Jeszcze dwa krakersy i ser czeddar. Pasta też wyglądała apetycznie. Potem trzeba było się czymś zająć – najlepiej zasnięciem. Technicznie nie trudne, praktycznie inna bajka. IFE już działa, ale puszczają jakąś komedie („jak stracić chłopaka w dwa tygodnie”?), potem seriale CBS, program z National Geographic i Animal Planet. Netbook się przydaje, ale trzeba było jednak grać kilka filmów z DVD. Po prostu daje się zauważyć, że wszyscy już się nudzą.
Przed zniżaniem jedzonko: Pizza Margerita i krakersy. Potem tylko delikatnie trzęsienie na approachu (flaps 50) i miękkie ladowanie w Salt Lake City...
Salt Lake City - SLC
Małe lotnisko, z jakiegoś powodu bardzo mi przypomina Okęcie. Kontrola wizowo-celna szybciutka i sprawniutka. Celnik był zdumiony, że lecę do miejsca bez adresu. Po krótkim tłumaczeniu o rezerwacie indiańskim i tym, że Indianin może być przyjacielem, przepuszcza. Szybkie przejęcie bagażu, oddaje uczynnej obsłudze i biegnę do gate'a. Bombardierek CRJ200 już czeka.
SLC-BIL
Szybki, 45 minutowy lot – bardzo miły z resztą. Odzyskałem szacunek dla CRJ200. Nareszcie przy oknie, ale porysowanym - słabe zdjęcia. Za to kapitan nie tylko zgodził się na fotkę z pierwszym „usunęli się” dla lepszego strzału. Obsługa bardzo miła. Również siedzenia bardzo wygodne, skajowe (a może nawet skórzane?). Po przylocie do Billings niemiła niespodzianka: bagaż został w SLC. Trudno - przyjdzie jutro na adres znajomego. Następnego dnia telefon - słowo się rzekło, kobyłka u płota - bagaż dostarczony (nareszcie mogę zmienić ubranie :-) ).
Ja tylko mam taką małą uwagę co do 2E - on jest naprawdę świetnie rozwiązany tylko trzeba się rozglądać - kolejki są rozdzielone na trzy kolory pod względu czasu pozostałego do odlotu - Ci co mają najmniej czasu trafiają do tej najkrótszej... No a później masz już albo z buta do jednej części, albo pociągiem do drugiej - jak dla mnie to świetnie rozwiązany terminal...
A wyciągać aparaty i wszystkie szkła też musiałem...
KZ
Zgadzam się, terminal jest do ogarnięcia, a kilometrowe kolejki może były spowodowane sezonem. Jak ja tam byłem, to odniosłem wrażenie, że ten terminal jest pusty. A na obserwacje miałem blisko 4h. O zakazie focenia nie wiedziałem i pamiątkową fotografię wykonałem Odgłos silników to chyba rzecz gustu, siedzenia pewnie też. Mi pasowało i to i to. Co do CRJ to podzielam opinię ItsMeOnly. Chociaż od wysokiej osoby korzystanie z łazienki w tym samolocie wymaga cyrkowych umiejętności
Trochę fotek już wrzuciłem:
http://gallery.id.uw.edu.pl/?path=Ev...heyenne%20Epic
Relacja nie będzie na razie tak ciekawa jak w zeszłym roku, bo tak w zasadzie siedzimy w domu i czasem jeździmy do pobliskiego Ashland popływać w Tongue River. W Little Bighorn nie byliśmy - nie lubię tego miejsca, w dwóch słowach: potworna komercha. Mieliśmy pojechać do Oklahomy, ale nie wypalio.
Za to już wkrótce startujemy z Cheyenne Epic (stronka już nie funkcjonuje, choć powinna). Wtedy "będzie się działo".
Zgadza się, Delta 763, special livery
Photos: Boeing 767-332/ER Aircraft Pictures | Airliners.net
PS.: Poprzedni rok
http://alicja.id.uw.edu.pl/cheyenne/
Może nie dokładnie "z podrózy lotniczej", ale nareszcie jest gotowy tekst po polsku o Cheyenne Epic:
http://alicja.id.uw.edu.pl/cheyenne/epic.htm
Może się kosmetycznie zmienić (zależny od komentarzy "zainteresowanych stron")
Zakładki