W zeszłym tygodniu wybrałem się w służbową podróż do Włoch, odwiedzić moich włoskich kontrahentów rozrzuconych między Mediolanem, Wenecją, Bolonią i Rzymem. Niestety nie udało mi się namówić mojego szefa na ciut ciekawszy lot z przesiadką do VCE lub BLQ i ostatecznie wybór padł na MXP i LOT.
1. WAW-MXP 10.08.2009, LO 317, E70 SP-LDE
Przy wylocie zaplanowanym na 7:50 na lotnisku jestem około 6:00. Okazuje się, że trochę więcej czasu mi się przyda, bo kolejka do check-inu LOT'u dłuży się niemiłosiernie. W końcu udaje mi się nadać walizkę i z kartą pokładową udaję się do sprawnej i szybkiej kontroli bezpieczeństwa. Po krótkich zakupach (głównie są to małe procentowe wziątka MADE IN POLAND dla klientów) jestem już przy bramce B17. Boarding za pomocą autobusu odbywa się bardzo sprawnie i szybko, tym bardziej, że paxów wydaje się być mało, co potwierdza się już po wejściu do samolotu: loading factor w klasie busines 0%, w economy 60%. Cabin crew składa się z przemiłej szefowej pokładu i stewarda. Startujemy o czasie z pasa 15. Pogoda jest dobra, więc lot upływa spokojnie. Serwis jak zawsze w LOcie nienaganny, napoje serwowane są bez ograniczeń, jedynie bułka od mojego ostatniego rejsu w kwietniu do FCO uległa wyraźnemu zmniejszeniu.
Po mniej więcej godzinie i 30 minutach od startu rozpoczynamy gładkie podejście do lądowania na Malpensie. Do praktycznie pustego terminalu nr 1 wiezie nas autobus. Bagaże wyjeżdżają już po chwili, co ostatecznie przekonuje mnie, że fere d'Agosto w pełni.
2. MXP-WAW 14.08.2009, LO 320, E70 SP-LDA
Wylot do Warszawy zaplanowany mamy na 19:15, a na lotnisku pojawiamy sie już koło 16 i to mimo długiej i pełnej niespodzianek jak np zamnkieta autostrada Genua-Mediolan drogi z Rzymu. Na Malpensie wielkiego ruchu nie widać. Rejs LO 320 odprawiany jest z gate'u A37. Przy sąsiednich bramkach dwa rejsy Lufy do MUC i DUS. Podobnie jak w drodze z Warszawy do samolotu dostajemy się autobusem, żeby znowu zobaczyć pusty biznes i zapełnioną tylko w połowie economy. Na pokładzie szefowa i jedna stewardesa, a także (co staje się tematem rejsu) stado much, które dostały się do samolotu podczas postoju i mimo usilnych starań cabin crew części z nich nie udało się wyprosić, w rezultacie czego przez całą podróż trwa obława za pomocą gazet i safety cardów:) (magazyn Kalejdoskop też się przydaje).
Pilot odzywa się aż trzy razy, lecimy nad Innsbruckiem, Monachium, Pragą, Wrocławiem i Łodzią.
Jakieś 20 minut po starcie (widok z miejsca (9A):
http://img89.imageshack.us/img89/2884/p1080654.jpg
Zachód słońca z wingletem:
http://img197.imageshack.us/img197/9308/p1080657.jpg
Kabina:
http://img34.imageshack.us/img34/2359/p1080653u.jpg
Cały rejs przebiega spokojnie, serwowana w tę stronę bułka jest jeszcze mniejsza od poprzedniej, ale napoje znów w dowolnej ilości. Na końcowym podejściu do lądowania na 33 niespodzianka: tuż po wysunięciu podwozia w kabinie da się słyszeć trzask charakterystyczny dla zwarcia elektrycznego i w kabinie zapada całkowity zmrok, pali się tylko sygnalizacja zapiąć pasy. Mimo, że już prawie lądujemy, szefowa pokładu sięga po latarkę, a wszyscy rozglądają się nerwowo. Lądujemy bez żadnych problemów i cały czas pogrążeni w ciemności podjeżdżamy na stanowisko postojowe. Po kilku minutach w kabinie nastaje jasność, co znacznie ułatwia deboarding.
Bagaże wyjeżdżają i tym razem bardzo szybko.
Obydwa rejsy oceniam bardzo pozytywnie, za każdym razem przekonuję się coraz bardziej do E70.
Pozdrawiam,
Łuki