Bajka! Ja wiecej zdjecia poprosze. I z Amtraka i z SanFran. Tego miasta nigdy za wiele a ja sie cholera jakos nie moge przemoc do amerykanskich kolei...
Witam,
Opiszę podróż z Londynu do San Francisco w dniach 22-31 października. W dużym skrócie, gdy już ustaliłem, że wyjazd dojdzie do skutku, postanowiłem skorzystać z okazji i przejechać kawałek jednym ze słynnych amerykańskich pociągów (miłośnikiem kolei byłem zdecydowanie wcześniej niż lotnictwa). Wskutek tej decyzji kupiłem w American Airlines dwuczęściowy bilet z Londynu do Los Angeles i z San Francisco do Londynu, a w Amtraku bilet na pociąg z LA do SF (a dokładniej do pobliskiego Oakland). Ale może od początku.
Na lotnisku Heathrow stawiłem się około 9:30 rano, czyli o wiele za wcześnie jak na odlot o 12:50 (lot AA47 do Chicago). Check-in i kontrole przebiegły dość sprawnie i mogłem już obejrzeć naszego 777:
a przy jednej z innych bramek zobaczyć po raz pierwszy na własne oczy A380 bodajże Singapore Airlines. Wytoczyliśmy się z grubsza o czasie, choć po drodze do startu kilka innych samolotów wyprzedziło nas równoległą drogą kołowania. Z ciekawszych widoków minęliśmy na przykład:
Jako że przed wyjazdem z różnych przyczyn spałem tylko dwie godziny w pociągu do Londynu, sporą część lotu do Chicago spędziłem drzemiąc. Nic przez to nie straciłem, bo cały czas lecieliśmy nad chmurami (czasem tuż nad). Dopiero nad Ameryką trochę się przetarło, i można było co nieco zobaczyć:
Podejście do Chicago O'Hare przebiegało nad jeziorem Michigan. Tu już wlatujemy znad jeziora nad ląd i zaraz będziemy na ziemi:
Lotnisko zrobiło na mnie wrażenie niesamowitego kolosa. Przede wszystkim do naszego stanowiska jechaliśmy z postojami około 15 minut, w międzyczasie przejeżdżając na przykład nad drogą:
W czasie kołowania co chwilę widać było samoloty startujące i lądujące w różnych kierunkach. Po wyjściu z samolotu odbyłem najdłuższy w życiu marsz korytarzem do odprawy paszportowej - nawet z najbardziej egzotycznie położonych bramek na Stansted z jakich korzystałem było zdecydowanie bliżej . Wreszcie po wszystkich formalnościach nadałem bagaż na kolejny lot do LA (AA699) i już wiedziałem, że będzie opóźnienie. Zamiast o 18:50 byliśmy planowani na 20:10 (ostatecznie nasz 767 odleciał około 20:50). Przy okazji małe zdjęcie ku czci przyjaźni polsko-amerykańskiej:
Tu reprezentuje nas SP-LPB. Wreszcie wsiedliśmy, ruszyliśmy i po 3h45m byliśmy w Los Angeles, gdzie udało mi się złapać busa FlyAway do centrum (Union Station) na tyle szybko, że zdążyłem jeszcze na ostatnie metro do hotelu. Polecam FlyAway - jechał bardzo sprawnie i kursuje co pół godziny a w nocy co godzinę. Co ciekawe, najpierw się wsiada i jedzie a dopiero na przystanku końcowym idzie do kasy kupić bilet .
Następnego dnia miałem pociąg o 10:15. Rano krótki spacer w stronę Union Station, niespecjalnie ciekawy, więc skomentuję go tylko jednym zdjęciem:
Wprawdzie to forum lotnicze, a nie kolejowe, ale może wybaczycie mi krótką relację z przejazdu, który był głównym punktem turystycznej części mojego pobytu. W dużym skrócie - było super . Jechałem pociągiem Coast Starlight relacji LA - Seattle. Odcinek z LA do Oakland jest bardzo malowniczy, zawiera między innymi dwugodzinny fragment wzdłuż samego wybrzeża Pacyfiku. Widoki można oglądać ze specjalnego oszklonego wagonu. Pociąg jedzie stosunkowo powoli. Wygląda to mniej więcej tak:
Pomiędzy Santa Barbara i San Luis Obispo, czyli na najbardziej widokowej części trasy, w wagonie widokowym jedzie przewodnik i na bieżąco komentuje mijaną okolicę (przynajmniej w niektóre dni). Żeby wtrącić jakiś lotniczy akcent, dodam, że na tym samym odcinku pociąg jedzie wzdłuż bazy amerykańskiego lotnictwa Vanderberg, która gości m.in. instalacje rakietowe oraz pas startowy o długości 15000 stóp przygotowany z myślą o lądowaniach wahadłowców. Z pociągu można to i owo podglądnąć:
W San Luis Obispo mamy chwilę na świeżym powietrzu i mijankę z tym samym pociągiem w przeciwnym kierunku. Oto stacja i nasz pociąg w pełnej okazałości:
W połowie drogi zrobiłem już tyle zdjęć, że padła mi bateria w aparacie , na szczęście dzięki dość skomplikowanemu, minimalnie wspomaganemu zbiegowi okoliczności miałem przy sobie drugą, z identycznego aparatu (w tym miejscu dziękuję niejakiemu S. za cierpliwość). Za San Luis przez kilkanaście minut wspinamy się niespiesznie przez górki po serpentynach, czasami naprawdę mocno zakręconych, chyba żeby maszynista mógł zobaczyć, czy na pewno ma jeszcze wszystkie wagony:
Może dwa słowa o samym pociągu. Składa się on w połowie części z wagonów sypialnych (cała trasa do Seattle ma 36 godzin, a przecież są dużo dłuższe w sieci Amtraku) a w połowie z wagonów z miejscami do siedzenia, ale nie są to byle jakie miejsca. Czekam z niecierpliwością aż Ryanair wprowadzi taki standard :
Niedługo później krajobrazy stają się bardziej "zwyczajne", pociąg zaczyna jechać szybciej, w stylu przyzwoitego polskiego pospiesznego, a do tego zapada zmierzch. Moja podróż trwa 13 godzin (11 planowych i 2 nieplanowanego postoju już pod wieczór, podobno z powodu awarii lokomotywy) w czasie których pokonuję około 680 km. W Oakland jestem po 23 i znów udaje mi się złapać jeden z ostatnich autobusów a potem jeden z ostatnich pociągów kolejki podmiejskiej w stronę hotelu.
Nie będę przesadzał ze zdjęciami z San Francisco, bo już wystarczająco przeciągam tę relację, a każdy pewnie widział wcześniej to i owo. Tylko jeden widoczek z miejsca w Berkeley w którym spędziłem pracowity tydzień:
Pod nami Berkeley, na lewo zaczyna się Oakland, na samym środku zdjęcia, po drugiej stronie zatoki, ledwo widać Golden Gate Bridge a ta mała wysepka przed nim to Alcatraz. Centrum San Francisco jest na lewo, na końcu mostu Bay Bridge. Dla jasności dwa najciekawsze fragmenty w zbliżeniu:
No dobra, nie mogę się powstrzymać, i pokażę jeszcze Pacyfik z bliska:
W niedzielę o 22:55 nadszedł czas na drzemkę na pokładzie B767 lecącego do Nowego Jorku (lot AA18). Obłożenie nie było bardzo duże i siedząc przy oknie sąsiednie miejsce miałem wolne. Wypadała akurat noc Halloweenowa, czemu dał wyraz jeden z męskich członków załogi pokładowej, który paradował w czymś co kojarzy mi się z typowym strojem stweardessy sprzed jakichś 30 albo i więcej lat, tak jak na tym zdjęciu: http://4.bp.blogspot.com/_ERJ3VTs4Th...ts+Braniff.jpg. Albo nieźle mu to wychodziło, albo byłem zmęczony, w każdym razie zorientowałem się dopiero gdy pomagał(a) jakiemuś pasażerowi obok i zdziwiły mnie mocno owłosione nogi . (Wnioskowanie jakobym miał w zwyczaju gapić się na nogi personelu, jest całkowicie nieuprawnione ). Wyruszyliśmy punktualnie i lecieliśmy równe 5 godzin przez co byliśmy na miejscu pół godziny przed planowanym przylotem. O godzinie 7 rano Nowy Jork wyglądał tak:
a w rzeczywistości dużo lepiej, tyle że kiepski ze mnie fotograf. Mała poranna herbatka na lotnisku, a tymczasem nasz B777 już się pakuje:
O godzinie 9:30 ruszamy (lot AA142). Ostatni rzut oka na terminal i okolice
Bardzo szybko dostaliśmy ciepłe, całkiem niezłe śniadanie. Zgodnie z obowiązującą na forum tradycją należy się zdjęcie:
Tym razem zająłem się trochę pokładowym systemem rozrywki. Oferta filmowa na pokładzie AA nie była zbyt ciekawa, obejrzałem Salt z Angeliną Jolie (oraz, między innymi, Danielem Olbrychskim). Na ziemi nie polecam, w samolocie nawet może być, bo nawet jak silniki dają po uszach, albo słuchawka wypadnie, to i tak za wiele treści się nie straci. Lecieliśmy jak rakieta, momentami prędkość względem ziemi (żeby nie powiedzieć wody) dochodziła do 1100 km/h, a lot trwał niecałe 6h. Za oknem cały czas biało. Gdzieś przed Irlandią zaczęło dość mocno huśtać i tak już zostało prawie do końca. Pod sam koniec jeszcze tylko jedno kółeczko nad południowym Londynem i podejście nad miastem zakończone gładkim lądowaniem około 19:40, jakieś 50 minut przed czasem. Jeszcze tylko metro, pociąg i samochód i już o 1:30 w nocy byłem w domu .
Ufff, gratuluję Wytrwałym Czytelnikom i pozdrawiam.
Michał
Bajka! Ja wiecej zdjecia poprosze. I z Amtraka i z SanFran. Tego miasta nigdy za wiele a ja sie cholera jakos nie moge przemoc do amerykanskich kolei...
Pozdrawiam
Krzysztof Moczulski
Wiem, ze to bardzo brzydkie uczucie - ale jedyne slowo, ktore sie nasuwa, to: pozazdroscic!
PS. 1. Te fotele w Amtraku to odpowiednik naszej klasy 2 czy 1?
2. Mozna sobie zrobic wycieczke Amtrakiem np. z San Francisco do Klamath Falls i z powrotem - dwa nocne przejazdy, a dzien spedzic w Crater Lake NP. To oczywiscie tylko jedna z mozliwosci... BTW: pod www.amtrak.com sa m.in. fajne mapki tras - choc, niestety, nie zawsze aktualne, np. nie ma juz, najwyrazniej, pociagow (przynajmniej Amtraka) przez Tallahassee, FL.
3. Egon, czy awersja do amerykanskich kolei to tak a priori, czy tez skutek dotychczasowych doswiadczen?
Ostatnio edytowane przez Czterosilnik ; 09-11-2010 o 20:00
Pozdrawiam
Krzysztof Moczulski
Super relacja przy okazji mogłem pooglądać coś co mi się marzy od dawna - lot AA w tych ich srebnych barwach połączonych z niebieskim-białym-czerwonym pasem, dla mnie to poprostu wspaniały widok nie wiem czemu ale zawsze mi się kojarzył z lotnictwem w sensie gdy myślałem o lotnictwie to widziałem własnie samoloty w barwach AA
Siedzenia w Amtraku na krotkich trasach (do 6 godzin) Sa ok znacznie wygodniejszych od naszyc pkp kolejnym plusem dla mnie jest super stroj konduktora no i jego czapeczka oczywiscie. Ponadto jak raz juz ci bilet skasuje to nie bedziesz budzony w srodku nocy bo zakladaja naklejkami ktore miejsce mialo sprawdzone i dokad jedzie. Podsumowaujac z mojej autopsji Amtrakiem planuje w przyszlosci przejechac sie z LA do Chicago
Całkiem niezła relacja, wspomnienia mi także wróciły. Wszystkie lotniska, które odwiedziłeś, ja sam także "zaliczyłem". Z LHR do SFO leciałem BA. AA leciałem na trasie RNO-PDX-RNO i RNO-SEA. ORD odwiedziłem lecąc z RNO liniami Reno Air. A na JFK byłem 3 razy, wszystkie loty Deltą.
Co do miejsc, w których byłes, to moim skromnym zdaniem SFO, to najwspanialsze miasto w USA, parę razy odwiedziłem, świetne Chinatown, Fisherman Wharf, Golden Gate Park, etc.
Pozdrawiam
To chyba jedna z najlepszych relacji jaką czytałem. Amtrak wymiata Choć osobiście wolałbym Transsyberyjską
Polecam każdemu przebycie trasy LA-SFO samochodem po California State Route 1 - wymieniony przez Ciebie odcinek to akurat NAJMNIEJ widokowa część tej trasy
Miałem szczęście zaliczyć całodniowy przejazd od Mullholland Drive w LA, przez Venturę (Route 101) i dalej od San Luis Obispo już po Route 1 wzdłuż Vandenberg AFB i całego wybrzeża Big Sur (niezwykle widowiskowa trasa wzdłuż klifów Pacyfiku + plaża z fokami i rezerwat cyprysów w Carmel-by-the-Sea). Potem kolacja w Monterey i nocna jazda jakimiś anonimowymi autostradami do SFO. Jedna z najlepszych jednodniowych wycieczek jakie można sobie wyobrazić!
Twój Amtrak przyblokował mnie wtedy na dosyć długo na przejeździe w San Luis właśnie:
Edit: a w ogóle - super relacja! aż się*chce tam wrócić!
Stanowa 'jedynka' to generalnie bajka pomijając nieciekawe poludniowe przedmieścia LA. Natomiast od Venice Beach w gore to już sama poezja. A klify nad Pacyfikiem dokładnie jak pisze ols - zapieraja dech w piersiach.
Pozdrawiam
Krzysztof Moczulski
Hej! Super relacja, bardzo miło się czytało i.. wspominało;-) W te wakacje zrobiłem podobną trasę, tylko w drugą stronę: Oakland-Los Angeles i nie Amtrakiem (ceny były nie na moją studencką kieszeń;-)) lecz Greyhoundem. Wrażenia z nocnej podróży starym, rozklekotanym autobusem na tej trasie - bezcenne. Niektórzy współpasażerowie do dziś mi się śnią po nocach;-)
Zakładki