KRK-TLV-KRK z Sun D'or 25/27.03.2011
Tak się ciekawie złożyło, że całą rodziną (oprócz dzieci) wybraliśmy się na kilkudniową wycieczkę do Ziemi Świętej. Koniec marca to czas pielgrzymek ortodoksyjnych Żydów z całego świata do grobu cadyka Elimelecha w Leżajsku, a więc masa ciekawych czarterów przylatujących do południowej Polski. W przeciwnym kierunku wracają głównie bez paxów, więc biura podróży korzystają z okazji i wynajmują loty. Niezależnie od tego, wiosna to chyba najlepszy czas na zwiedzanie Izraela, bo nie ma męczących upałów (chociaż noce są raczej chłodne).
Jak to przed odlotem do Izraela, do odprawy trzeba było zgłosić się 2,5 godziny wcześniej. Najpierw oczywiście drobiazgowa kontrola bezpieczeństwa - maglowanie przez agentów Mossadu: dokąd, po co, do kogo, kogo znasz w Izraelu, czy znasz cudzoziemców w Polsce, czy nie przewozisz jakiejś przesyłki, itd, itd... Potem odprawa biletowa, standardowa bezpieczeństwa i paszportowa. I czekamy. Planowy odlot miał być o 2.50, ale samolot przyleciał spóźniony, więc odlecieliśmy ponad godzinę później.
Trafił się nam B737-258 Sun D'or-a 4X-EBM, (jeden z dwóch, które tej nocy przyleciały do Balic; drugi 4X-EBT chyba wrócił pusty) maszynka niemłoda, bo ponad 20 lat. Z zewnątrz nie wyglądał rewelacyjnie, ale w środku nie był najgorszy. Przydałaby mu się chyba tylko wymiana siedzeń (rozklekotane stoliki), a przynajmniej ich pokryć (trochę spłowiałe). Słyszałem, że ktoś miał problem z zapięciem pasów. Reszta była OK, nawet czysto, chociaż nie mieli dużo czasu na sprzątanie. Zapełnienie sięgało 100%. ZTCW były to grupy z 2 biur podróży.
https://lh4.googleusercontent.com/_z...0/DSC_0397.jpg
Na zdjęciu powyżej: 2x B757-258 4X-EBT (z przodu) i 4X-EBM (z tyłu) przed odlotem w Balicach. "Fotka rozpaczy" zrobiona przez szybę terminalu bez filtra polaryzacyjnego pod czujnym okiem agentów ;)
Lot bez żadnych niespodzianek, turbulencji, czy innych atrakcji, piękne przyziemienie w Tel Awiwie (w końcu to ich macierzysty port). Ciekawostką jest, że załoga była w 100% męska, pewnie z uwagi na ortodoksyjnych paxów w przeciwnym kierunku, ale może się mylę? W każdym razie robili dobrze to, co do nich należało.
W cenie przelotu był posiłek. Catering izraelski El Al-a (z certyfikatem koszerności!), całkiem jadalny, tylko czasem trzeba się było domyślać, co jest w opakowaniu (bez grafiki, opis tylko hebrajskimi "robaczkami").
Nie będę się rozpisywał o programie wycieczki, więc w telegraficznym skrócie: po wyjściu z terminala pakujemy się w autobusy i jedziemy do Jerozolimy zahaczając po drodze o Emaus (jedno z prawdopodobnych, jak wiele tego typu miejsc w Ziemi Świętej). Potem zwiedzanie kościołów Jerozolimy, lunch, znowu zwiedzanie (Via Dolorosa - Droga Krzyżowa i Bazylika Grobu Bożego) i zakwaterowanie w hotelu. Ciekawostką jest, że pomimo zarwanej nocy nikt nie "pada" - to zasługa wyższego śreniego ciśnienia atmosferycznego w Izraelu. Drugi dzień częściowo w Jerozolimie, a potem wyjazd nad Morze Martwe z wszystkimi jego atrakcjami: nacieraniem czarnym błotem, kąpiel w morzu, na którego dnie nie da się usiąść (ale w którym wbrew temu co się powszechnie uważa, można się utopić). Po drodze lunch, wizyta w wiosce Beduinów na Pustyni Judzkiej i rzut okiem na Jerycho i Górę Kuszenia. Wieczorem dodatkowa atrakcja: nocna wycieczka po nowszej części Jerozolimy - 3 godziny jazdy autobusem po mieście. Dla kogoś, kto jest w Jerozolimie pierwszy raz, szokujące są "alpejskie" pochylenia dróg (miasto położone jest na dość stromych górach). Nic dziwnego, że wszystkie autobusy i większość samochodów mają automatyczne skrzynie biegów.
Trzeci dzień upłynął na zwiedzaniu Betlejem (a konkretnie Bazyliki Narodzenia) i wizycie pod Ścianą Płaczu. Na Instytut Yad Vashem nie starczyło czasu.
Nie ma co liczyć, że w 3 dni można zwiedzić Ziemię Świętą. Na "zaliczenie" podstawowych "atrakcji" turystycznych trzeba by poświęcić ze dwa tygodnie. Niemniej jednak nie żałuję tych kilku dni spędzonych w tym niesamowitym tyglu kulturowym i religijnym.
Na lotnisku w TLV stawiliśmy się ok. 17.30, co powinno wystarczyć przy godzinie odlotu wyznaczonej na 21.00. I o mało co tego czasu nie brakło. Prawie 3 godziny spędziliśmy w kolejce do odprawy bezpieczeństwa, która zaczęła się poruszać dopiero po 2 godzinach. Cały czas na stojąco, pomiędzy labiryntem taśm, bez możliwości wyjścia do toalety. Wstępna kontrola agentów Mossadu, znowu masa pytań; jeden kolega z naszej grupy nie spodobał się agentowi, porównywał zdjęcia, kazał też... przetłumaczyć na angielski jego (nieprzetłumaczalne) nazwisko! Potem prześwietlanie bagaży; 80% walizek było skierowanych do rewizji. Mieliśmy nieszczęście być prawie na końcu tej kolejki, kiedy więc podchodziliśmy już do stanowiska rewizji (ok. 20.30), gość z obsługi zapytał, czy lecimy do Krakowa, potem podszedł do panienki za ladą i coś jej powiedział na ucho. Poskutkowało to natychmiastowym przyklejeniem nalepek i wysłaniem nas do odprawy biletowej bez przekopywania bagażu. Oczywiście miejsca dostaliśmy oddzielne, a dla brata i jego żony w ogóle ledwo się znalazły. Potem sprint do stanowisk odprawy bagażu podręcznego i następna kolejka. Dwa stanowiska i jedna wspólna bramka, do której właśnie ładuje się starsza kobieta i... PIIII! Cofa się, szuka po kieszeniach, znowu próbuje... PIII! I tak z 5 razy... Cała rodzina (i mój bagaż podręczny) czeka po drugiej stronie, a samolot odlatuje za 10 minut! Wreszcie ostatnia kolejka, odprawa paszportowa, sprint do WC (przed ostatnią bramką było nieczynne) i w dłuuuugi korytarz do bramki. Oczywiście tej najdalszej. Wpadam do samolotu jako jeden z ostatnich, wszyscy już siedzą na swoich miejscach. Za chwilę mija 21.00, a my dalej czekamy... na ostatnich pasażerów, którzy zawieruszyli się w sklepie wolnocłowym. Kiedy się wreszcie pojawiają, otrzymują brawa od reszty.
Podróż powrotna również upłynęła bez niespodzianek. Do KRK zabrał nas trzeci z B757 Sun D'or-a - 4X-EBS. W ślad za nim poleciał następny - wszystko po Żydów wracających do domu. Przylot planowy, lądowanie trochę twardsze niż ostatnio, ale da się przeżyć.
Podsumowanie:
KRK-TLV lot nr 2U5566 B757-258 reg. 4X-EBM
TLV-KRK lot nr 2U5845 B757-258 reg. 4X-EBS
I na koniec ciekawostka: wygląda na to, że byliśmy jednymi z ostatnich pasażerów w ponadtrzydziestoletniej historii linii Sun D'or: z dniem 1 kwietnia cofnięto jej licencję przewozową, a samoloty odtąd latają dla ich rzeczywistego właściciela - El Al'a.
Wybaczcie moje lamerstwo, jestem w temacie raczej świeży, a i relację pisałem pierwszy raz! :)