Świetna relacja
Witam!
Po suchych 2,5 miesiąca wróciłem na pokłady samolotów Tym razem w planie był kierunek zupełnie dla mnie nowy – stolica Łotwy, Ryga. Nie będę się rozpisywał o poszukiwaniu biletów, napiszę w każdym razie, że tym razem poświęciłem nieco ekonomii na rzecz dobrych połączeń, dzięki czemu mój plan wyglądał całkiem nieźle czasowo. Otóż wykorzystując 0 dni urlopu, wylatując z Katowic w sobotę rano i wracając tamże w niedzielę wieczorem, miałem w Rydze niemal 30h czasu (jak się okazało – dla mnie w zupełności wystarczające). Z drugiej strony wspomnę, że było to najbardziej nieudane i zepsute poszukiwanie „tanich” biletów w mojej skromnej karierze
Dolot do RIX odbyć się miał przez NYO, w pierwszym odcinku linią Wizzair, w drugim – Ryanair. Powrót natomiast AirBaltic do Warszawy i dalej LOTem. W czasie kiedy szukałem biletów, większość lotów RIX-WAW kosztowała 30 EUR, ale oczywiście w dniu mojego planowania, kiedy wiedziałem już, na który weekend muszę się zdecydować, cena wieczornego połączenia skoczyła do 45 EUR. Westchnąłem, machnąłem ręką i kupiłem. Dwie minuty później kląłem przez zęby, bo wspaniała LOTowska taryfa na WAW-KTW wtedy jeszcze z libańskiej wersji strony pokazywała na dzień powrotu bardzo ładne 22 USD. Ale oczywiście dopiero po wejściu w datę zorientowałem się, że to cena najtańszego połączenia tego dnia, a wieczorne było już dwa razy droższe. Trudno, powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Na to, że KTW-NYO w Wizzair podrożało mi w międzyczasie z 4 na 19 PLN naprawdę machnąłem już ręką Ostatecznie plan wyszedł mniej więcej tak:
KTW-NYO, Wizzair, 19 PLN
NYO-RIX, Ryanair, 76 SEK
RIX-WAW, Air Baltic, 45 EUR
WAW-KTW, LOT, 42 USD
Wylot odbył się w sobotę, 1 października o 6:35. Pozostałe poranne Wizzy już odleciały, na płycie pozostał tylko HA-LWH, a zatem kolejna przejażdżka na nowych ciasnych siedzeniach. Tym razem, wybiegając kilka godzin w przód, specjalnie zwróciłem uwagę by zrobić porównanie wygody i ilości miejsca w Wizzair (seria LW*) i Ryanair. O ile nawet różnica między ilością miejsca na nogi nie jest tak duża (na korzyść FR) to już wygoda oparcia jest w Wizzair fatalna. Dość powiedzieć, że siedzący obok mnie w locie do Skavsty Pan nie mogąc oprzeć się o okno ani zwiesić w przejściu, wolał spać oparty na stoliku niż siedzeniu
Tym razem w kolejce do boardingu ustawiłem się jakoś kiepsko i za późno i na styk nie zmieściłem się w pierwszym autobusie. Skutkowało to tym, że kiedy znalazłem się na pokładzie wolne miejsca pod oknem były już prawie tylko na skrzydłach i wylądowałem na 19A – tuż za klapami, których pracę obserwować mogłem z naprawdę bliska. Z drugiej strony, nie wiem czy to samolot czy miejsce, ale lot ten wspominam jako najbardziej cichy w swojej skromnej historii.
A sam lot był kwintesencją spokoju, począwszy od startu aż po samo lądowanie. Zero turbulencji, zero atrakcji, wolne w zasadzie od chmur niebo niewiele pomagało w obserwacjach, bo lekka mgiełka niemal przesłaniała ziemię i wodę. Jedynym momentem w którym coś się działo było ogłoszenie kapitana przed rozpoczęciem zniżania, że warunki w NYO są nienajlepsze, panuje zamglenie, które co prawda na razie pozwala wylądować, jednak z chwili na chwilę się zwiększa. Szybka kalkulacja ewentualnego dojazdu z jakiejś Arlandy czy cokolwiek tam może być zapasem dla naszego lotu nie doprowadziła mnie do konkluzji, że znalazłbym się w tym scenariuszu tego dnia w Rydze
Ostatecznie jednak warunki po pomyślnym lądowaniu okazały się całkiem dobre, a gdy wychodziłem z terminala, po mgle nie było już śladu. W ramach ciekawostki powiem, że nie wiem czy to możliwe, ale miałem wrażenie, że kolejka ludzi czekających na lot powrotny obejmuje... ok. 10 osób. Zapewne jakaś pomyłka z mojej strony.
W Nykoping byłem już dwa razy, więc tym razem sobie odpuściłem. Zamiast tego, 3.5h czasu wykorzystałem na spacer po okolicach lotniska. Piękny słoneczny poranek sprzyjał poszukiwaniu dobrego miejsca do obserwacji pasa startowego. Dotarłem w końcu na początek pasa, który jak dobrze pamiętam w NYO oznaczony jest jako 28. Tam spędziłem około godziny obserwując w tym czasie trzy starty i jedno lądowanie Ryanaira ze Stansted (super wrażenia) – niestety pozostałe lądowania odbywały się na 10.
Spotterska miejscówka w NYO
Półtora godziny przed planowym na 11:55 odlotem wróciłem do terminala i przeszedłem security. Przeszedłem, ale nie bez problemów. Przyznaję, że moja niewiedza sprawiła, że miałem ze sobą dezodorant, przekraczający 100ml pojemności. Nie wiedząc, że ograniczenie to dotyczy nie tylko płynów pożegnałem się z nim niestety (dobrze że była to sama końcówka ). W hali odlotów zjadłem jeszcze spokojnie kanapkę i po pewnym czasie ustawiłem do formującej się kolejki do wejścia na pokład. W NYO oczywiście boarding pieszy i usiadłem sobie spokojnie na 33A w EI-DCZ. Obok mnie usiadła para rozmawiających po angielsku młodych ludzi, oboje najwyraźniej z jednej strony podróżników, z drugiej bojących się latać
Lot do RIX minął szybko, przyznam, że nawet nie przywiązywałem większej uwagi do Ryanair’owskiej intensywnej sprzedaży pokładowej (choć herbatę za jedyne 3 EUR zaliczyłem). Natomiast piękna słoneczna pogoda i bezchmurne niebo zachęcały do wpatrywania się w widoki za oknem. Po niespełna pół godzinie lotu zobaczyłem już „kant” Łotewskiego zachodnio-północnego wybrzeża, a niedługo później zniżaliśmy już do Rygi. Zwróciłem uwagę, że te podejścia w Ryanair są jakieś jakby mniej spokojne – może przypadek. Nie mogę jednak ukryć, że było kilka momentów, kiedy żołądek chciał mi wejść do gardła (od przeciążeń, nie strachu ). Lądowanie od południa (z zasłyszanych rozmów rzadszy wariant) i jestem w Łotwie! Deboarding pieszy, wyjście po schodkach do rękawa i jestem w hali odlotów / przylotów, która podobnie jak całe lotnisko, prezentuje się naprawdę dobrze. Jest przestronne, czyste i jasne. No ale nie na zwiedzanie lotniska tutaj przybyłem, więc po zasięgnięciu informacji i zakupie biletu na autobus udaję się do miasta.
W Rydze spędziłem sobotnie popołudnie i wieczór oraz większość niedzielnego dnia. O mieście mogę wypowiedzieć się tylko w pozytywach. Jest czyste, interesujące i chyba rzeczywiście najlepiej pasuje do niego określenie – urokliwe. Zatrzymałem się natomiast w Central Hostel, gdzie za 18 Euro miałem do dyspozycji pokój jednoosobowy z łazienką w korytarzu (na ok. 4 pokoje) – mogę go z czystym sumieniem polecić. Oto kilka zdjęć.
Powrót do domu rozpocząłem od udania się w niedzielne późne popołudnie od jeszcze jednej wycieczki autobusem 22 w celu dotarcia na RIX. Tam odprawiłem się w automacie Air Baltic. Pomimo tego, że kilka dni wcześniej system online nie pozwalał już dokupić miejsca pod oknem (brak miejsc), na lotnisku okazało się, że wybór jeszcze jest i to bardzo duży. Poprosiłem więc grzecznie maszynkę o 12D i taką też kartę pokładową maszynka wypluła.
Niespełna dwie godziny później rozpoczął się boarding autobusowy do Fokkera 50. Samolot ten ma chyba 56 miejsc, jednak do WAW miało zamiar udać się około 35-40 osób. Obok mnie niestety zasiadł ok. 6-letni chłopak, który niestety miał tendencję do kopania mnie całą drogę No ale to nie był wielki problem. Potwierdzam to, co pisały już inne osoby wcześniej – przy wsiadaniu do tego Fokkera (YL-BAV) czuć nieokreślony, nie do końca przyjemny zapach, do którego na szczęście mój nos szybko się przyzwyczaił.
A sam samolot na najnowszy rzeczywiście nie wygląda, trudno jednak zarzucić mu zdewastowanie, podejrzany stan techniczny czy wizualny. Było po prostu w porządku, nie miałem się do czego przyczepić. Mnie najbardziej ekscytował sam fakt siedzenia w samolocie napędzanym silnikami śmigłowymi. A tymczasem okazało się, że (z perspektywy mojego miejsca) nie było ani głośno, ani dziwnie, ani tym bardziej strasznie – choć muszę przyznać, że do tej pory siedzenie na wysokości śmigieł w odległości metra od tak wirującego elementu jest dla mnie pewną abstrakcją – mimo że niby całkiem to bezpieczne.
Start i wznoszenie było bardzo płynne i spokojne, natomiast w przeciwieństwie do dotychczasowych lotów, o dziwno zmiany ciśnienia odczuwałem już na ziemi, po zamknięciu drzwi (czy to możliwe?). Zatykanie uszu, które nie zdarza mi się w B737/A320 było wyraźne (i to samo czułem kilka godzin później w ATR Eurolotu).
Żałuję trochę, że wysokość przelotowa w przypadku tego samolotu była znacznie mniejsza niż dla odrzutowców, bo lecieliśmy cały czas pod warstwą chmur – gdyby nie to, ze swojego miejsca miałbym możliwość oglądania pięknego zachodu słońca. Niemniej fakt ten zrekompensowały mi wrażenia z pierwszego lotu turbopropem. Jeszcze słowo o serwisie w Air Baltic – okazał się on praktycznie nie istniejący. W moim rejsie, pomimo bogatej niby karty menu podawano chyba tylko napoje (płatne), na które nie skusił się nikt. Tak więc serwis trwał około 30 sekund i tyle panią stewardesę i pana stewarda było na pokładzie widać. Kokpit natomiast odezwał się dwa razy – przed startem i na przelotowej – jednak był tak fatalnie nagłośniony że nie zrozumiałem prawie nic.
Lądowanie w WAW miało już miejsce po ciemku i okazało się równie gładkie i spokojne jak start. Podczas kołowania minęliśmy między innymi stojący na środku płyty SP-LPB – mimo wieku to piękny samolot. Widziałem też, pierwszy raz, E95, niestety mimo usilnych starań nie dostrzegłem rejestracji.
Tymczasem WAW zrobiło na mnie tym razem dużo lepsze wrażenie niż podczas poprzedniej wizyty w kwietniu. Może to dlatego, że pozostałem przez cały trzygodzinny pobyt w airside. Bez problemu odprawiłem się w transfer desku LOTu i z jakąś taką przyjemnością spacerowałem po terminalu. I nawet nie okazało się tym razem, że czekały mnie jakieś przygody z lotem WAW-KTW (patrz relacja KTW-MMX-WAW-KTW), tylko punktualnie o czasie rozpoczął się boarding i wkrótce podjechaliśmy pod SP-EDF. Za moment wsiadłem (wraz z ok. 25 innymi pasażerami) po raz drugi do turbopropa, pierwszy raz do ATR i pierwszy raz do samolotu Eurolotu. Nawiasem mówiąc, miejsce 8D bez problemu zamieniłem już na pokładzie na jeden z zupełnie wolnych ostatnich rzędów (11A) – a to dlatego, że 8C było już zajęte, kiedy wchodziłem na pokład – w ten sposób miałem więcej miejsca.
Czterdziestominutowy lot do Katowic nie był już w żadnym elemencie specjalnie zaskakujący. Podobnie jak w Fokkerze, w ATR nie odczułem zbytniego hałasu, ani żadnego rodzaju dyskomfortu. Wręcz przeciwnie – porównując np. serwis do LOTowskiego, byłem miło zaskoczony. Możliwość wybrania herbaty (w LOT tylko zimne napoje) oraz Prince Polo zamiast Princessy to dla mnie plusy. Wreszcie, po dwóch intensywnie spędzonych dniach wycieczka do Rygi dobiegła końca.
Krótko podsumowując, rzucam parę luźnych myśli. Wizzair i Ryanair cenowo są bezkonkurencyjne wobec Air Baltic, jednak dzięki złożeniu lotów 4 różnych przewoźników udało mi się zaplanować ciekawą wycieczkę w weekend. Ryga natomiast to miejsce rzeczywiście urokliwe i uważam, że weekend to akurat tyle ile warto tam spędzić (w samym mieście). Pogodę miałem idealną, nie spotkały mnie żadne opóźnienia ani problemy (poza drobnymi żołądkowymi więc ze swojej strony taką wycieczkę szczerze polecam!
Świetna relacja
rewelacyjna relacja z podróży.Widzę,ze KTW ma najlepszą siatkę połączeń niż GDN na krótkie wyprawy.Zdjęcia bajka. A ja uwielbiam tak ,,ekonomicznie ''szperać. Nie rozumiem czemu te dzieci kopią. Leciałam 3 razy z dzieciakami i za każdym razem było kopanie
Nie byłeś pewnie w muzeum lotnictwa przy lotnisku w Rydze? A może jakieś zdjęcia z powietrza tego miejsca by się znalazły?
Zakładki