Opisałeś chyba każdą minutę swojego pobytu.
================================================== ============================
Uwaga: jak się niektórym obrazki nie załadują to trudno (collateral damage)... Polecam uaktualnić lub zmienić przeglądacza.
================================================== ============================
BRAZYLIJKA Z KOLUMBIJKĄ, czyli PIRANIE I KRAINA DESZCZOWCÓW
Moja pierwsza wizyta w Ameryca Południowej. Na wyjazd namówiłem się sam
po rozmowie z śliczną koleżanką z pracy, Kolumbijką oczywiście. Rok 2011
wyszedł skrajnie tropikalny, trochę wbrew planom. Zacząłem od Chin,
przewinąłem się przez południową Kanadę, Kolumbię, Meksyk, Singapur, i
spędziłem 10+ dni w Brazylii. Została mi jeszcze Turcja w końcu grudnia.
Bierze się to stąd, że w 2010 zdrowie posypało mi się znów, i
zdecydowałem się 'obejrzeć świat', tzn. ten, który mnie specjalnie nie
interesował dotąd. Było to dość męczące tournee, choć z większości
wyjazdów jestem zadowolony; spodobała mi się zwłaszcza Ameryka
Południowa i mam nadzieję tam wrócić. Klimat mnie niestety dobijał dzień
w dzień, zwłaszcza w Brazylii. Jeszcze trochę czasu minie, i nawet city
trips będą dla mnie niemożliwe. W pewnym sensie porzuszanie się po
ulicach Manaus i kilku innych miast Brazylii - i próby oddychania za
jednym razem - to najtrudniejsza rzecz, jaką w życiu robiłem...
Łączę oba wyjazdy południowoamerykańskie w jednej relacji, ponieważ w
lotach do/z Kolumbii w zasadzie nie ma o czym pisać, a poza tym z lat
70-tych pamiętam jak jako szkrab wyniosłem powiedzonka z domu - takie
jak to o kawie, kolumbijce i brazylijce. Ci, co "kawy" z przełomu lat
70-tych i 80-tych pamiętają, być może będą wiedzieć o co chodzi
Gryplan:
2011/03/19 | Oslo - Frankfurt | Lufthansa | A320
2011/03/19 | Frankfurt - Bogotá | Lufthansa | A340-600
2011/03/22(+1) | Bogotá - Frankfurt | Lufthansa | A340-600
2011/03/23 | Frankfurt - Oslo | Lufthansa | A320
2011/06/16 | Oslo - Lisboa | TAP Portugal | A319
2011/06/17 | Lisboa - Brasília | TAP Portugal | A330-200
2011/06/18 | Brasília - Manaus | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/19 | Manaus - Belém do Pará | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/20 | Belém do Pará - Brasília | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/20 | Brasília - Rio de Janeiro (SDU) | TAM Linhas Aéreas | A319
2011/06/22 | Rio de Janeiro (SDU) - Curitiba | TAM Linhas Aéreas | A319
2011/06/23 | Curitiba - Salvador da Bahia | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/24 | Salvador da Bahia - Aracaju | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/24 | Aracaju - Recife | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/25 | Recife - Natal | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/26 | Natal - Fortaleza | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/26 | Fortaleza - São Luís | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/27 | São Luís - Teresina | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/27 | Teresina - Fortaleza | TAM Linhas Aéreas | A320
2011/06/27(+1) | Fortaleza - Lisboa | TAP Portugal | A330-200
2011/06/28 | Lisboa - Oslo | TAP Portugal | A320
KOLUMBIA
Do Kolumbii leciałem Lufthansą, skorzystawszy w grudniu 2010 z ich(immigration officer): so you don't speak Spanish at all?
(me): nosir
(immigration officer): and I don't speak English! [laughs]
promocji południowoamerykańskich. Jak napisałem powyżej, mój wybór padł
na ten akurat kraj ze względu na czarnowłosą koleżankę Lufthansa jak
zwykle, wszystko odbywało się tak, jak mogłem oczekiwać. Poza okresem od
połowy grudnia do początku lutego, jest to moja optymalna linia
długodystansowa. Jestem skłonny z nich zrezygnować na rzecz wynalazków
takich jak brazylijski TAM. Może też kiedyś spróbuję kolumbijskiej
Avianc-y, ale też niekoniecznie.
---------------------------
Marzec 2011 - nowe siedzenia lufthanzove podczas lotu do Frankfurtu.
Wcale nie są jakieś wygodniejsze, niż te dawne. To mój pierwszy raz z
tymi siedzeniami, i myślę że te ich achy i ochy nad tymi siedzeniami to
jakaś wszeteczna propaganda.
---------------------------
Frankfurt, lufovy A340-300
---------------------------
Do tej pory nie jestem w stanie zwizualizować sobie lotniska we
Frankfurcie w mojej głowie. Za bardzo wszystko skomplikowane.
Pozmieniało się jednak trochę od połowy lat 90-tych i między późnym
lutym a późnym listopadem jestem skłonny przezeń latać. W styczniu 2011,
gdy byłem ledwo żywy po locie z Hong Kongu, pomerdały mi się dolary
honkońskie z euro. Oczywiście małpa przy kasie wzięła mnie za złodzieja
i nakrzyczała na mnie. Jednak co Kopenhaga, to Kopenhaga, przynajmniej
ludzie są ludzcy
---------------------------
Nudzę się pomiędzy lotami. Palę, piję mrożoną herbatkę, i włóczę się od
okna do okna. Tutaj egejski A321 w środku harmidru lotniskowego.
---------------------------
Moje ulubione zdjęcie. Potwór za oknem
---------------------------
Boczek potwora. To chyba najładniejszy z ogromnych samolotów. Mnie się
raczej podobają wiatraczki, ale ten jest wyjątkiem.
---------------------------
Nonio.
---------------------------
Jeszcze chińczyk i czas się ładować do mojego dyliżansu. Jak to zwykle
na długich dystansach, jest godzinka, półtorej frajdy i 8+ godzin
totalnej nudy/męki. Lecąc tak, wykoncypowałem, że jeśli będę kiedyś
leciał dalej wgłąb Ameryki Południowej, to wybiorę TAP. Tak też później
zrobiłem i ten pomysł okazał się fatalny.
---------------------------
Paramilitaria FARC trenują w środku stolicy Tak mnie ludzie
straszyli, że w Kolumbii niebezpiecznie. No i proszę, mieli rację. Nic,
tylko się bać
---------------------------
Typowa dzielnica mieszkaniowa w północnej Bogocie. Albo pada, albo leje,
albo siąpi. To prawdziwa Kraina Deszczowców. Miasto dość brzydkie,
szczerze mówiąc, ale atmosfera podobała mi się na tyle, że kiedyś tam
będę się starał wrócić. Na przykład do parku narodowego El Cocuy.
---------------------------
BBC w natarciu
---------------------------
O rety! Co za potwornie brzydkie lotnisko. Przypomina mi to artykuł ze
Spiegla z galeryjką maszkar zwanych bausünden
---------------------------
Armia wkracza na lotnisko.
---------------------------
Zaraz za rogiem arrivals jest budka z rejestrowanymi taksówkami.
Uśmiechnąłem się, jak sobie przypomniałem konwersacje w taksówce
pędzącej nocą po Bogocie z prędkością światła:
(driver): dollares?
(me): nei, pesos
(driver): eee... hehe!
---------------------------
El Dorado paskudne jest tak z zewnątrz, jak i z wewnątrz.
---------------------------
Miałem z nimi lecieć kiedyś. Raz nie wyszło, drugi raz zmieniłem plany.
---------------------------
Ten badziew też ma tutaj oficjeli.
---------------------------
A tu się zwalnia z podatku tyrystyczno-wyjazdowego. Kiedyś trzeba było
podobno płacić gotówką. Teraz tylko hop siup i pieczątka. Dalej jednak
jak za króla Ćwieczka.
---------------------------
Kolumbijka z pracy mi się na tyle podoba, że kiedyś zaryzykuję i polecę
Aviancą
---------------------------
Spóźniłem się o sekundę i już stewardesa Aviancy zdążyła zdjąć poncho.
---------------------------
Odwracam się i idą następne. Zdjęcie znowu skopane, bo zaskoczony byłem
---------------------------
Jedyne w miarę jako-takie, ale już z tyłu. Śmieszne te kapelusiki mają.
---------------------------
Lounge Copa Airlines.
---------------------------
Tym gratem na pewno lecieć nie zamierzam. Zakładam się, że w środku taki
sam syf i malaria jak w Tyrolean Airways.
---------------------------
LAN w scenerii typu groźna.
---------------------------
Iitam Aires...
---------------------------
Ostatni puff i czas lecieć do domu. Wieczorem lotnisko z zewnątrz nie
wygląda już tak tragicznie, może dlatego, że niewiele widać
---------------------------
Kiedyś wszystko się tu zmieni.
---------------------------
Nie cierpię niskich stropów na lotnisku. Przynajmnie tutaj nie ma
śmierdzących dywanów, jak w Singapore Changi.
---------------------------
Maszeruję do bramki. Przy security skonfiskowali mi zapalniczkę, ale
niespecjalnie się starali z tym szukaniem. Słyszałem wiele o maksymalnej
kontroli w Kolumbii, a tu taka lipa. Jednak na 90 minut przed odlotem
się zaczęło. Wyproszono nas z pokoiku bramkowego, wkroczyła armia,
podłączyła skaner i zaczęła grzebać ludziom w bagażach. Psy, armaty
ręczne i kwiaty we włosach u pań-żołnierzy. Chciałem im zdjęcie zrobić,
ale zwątpiłem. Z paszportem w zębach mnie puszczono bez babrania się w
moim plecaku. Byłem jednym z kilku, których puścili bez kontroli.
Bardziej mnie to wszystko bawiło, niż straszyo, ale inni ludzie mieli
wąskie miny.
---------------------------
Frankfurt, dzień następny. W jakimś zakątku znalazłem rozkładane
skórzane, czerne fotele i czytając Lonely Planet o Meksyku, zasnąłem na
kilka godzin. Miałem zamiar pojechać do miasta, ale mnie lot z Kolumbii
zbytnio zmęczył.
---------------------------
Boska. Turczynem polecę w końcu grudnia, w czasie dni wolnych od pracy
wg rekomendacji króla. Będzie to zwieńczenie tropikalnego roku 2011. W
roku następnych żadnych tropików nie będzie, a wręcz przeciwnie Skoro
mowa już o turczynie, to reklamy mają wielce zabawne.
---------------------------
Iitam komfort. Ale ujdzie, zadowolony jestem. Latam teraz głownie
"pentagramem" i Lufthansa jest tej konstrukcji podstawą
--------------------------
Full travelogue in English:
1. COLOMBIA
I. BRAZYLIA | przyjazd
O linii zwanej TAP nie będę pisał, bo się zaraz zdenerwuję. Zresztą
gdzieś na tym forum już o tych artystach pisałem. Jak kogoś interesuje,
może poczytać we "wstępie do Brazylii" poniżej. Koniec końców, wyszło na
to, że w Brazylii zostanę o dzień dłużej, o czym dowiedziałem się w
prawie ostatniej chwili. Myślałem co zrobić i na dzień przed wyjazdem
zrobiłem trzy nowe rezerwacje: FOR-SLZ-THE-FOR. Tak, wszyscy tutaj piszą
morsem, to i ja przynajmniej raz zakoduję Gryplan zresztą jest na
początku tego wpisu.
Ostatecznie wyszlo 17 lotów, 29.576km, ~74% równika, w tym 13 lotów
wewnątrz Brazylii, wszystkie z TAM, wszystkie arbuzami. Do stolicy
Brazylii doleciałem przespawszy cały lot. Obudziłem się gdzieś nad
suchym sertão na północny-wschód od stolicy. Oczywiście nie dostałem
karty imigracyjnej i musiałem wypełnić ją w kolejce. Urzędnik
roztargniony, pieczątkę wbił mi na samym początku paszportu, nie tam,
gdzie powinien. Celnicy mieli radochę, jak wypisywałem karteluszek na
kolanie, po czym zgubiłem długopis w ich maszynie skanującej. Jak
zobaczyli "Norway" na karteluszku, żadnych pytań nie było, jedynie "ooo"
i już wychodzę na świeże powietrze.
Zaplanowałem wizytę w 12 stanach Brazylii - na tyle dużo, żeby później
nie żałować, gdybym już nie mógł ponownie tam pojechać. Skoncentrowałem
się raczej na wybrzeżu, z dodatkiem stolicy i środka Amazonii. Ponieważ
dni do dyspozycji miałem mniej, niż stanów/miast do odwiedzenia,
wymyśliłem, że wzorował się będę na bohaterze The Bourne Identity.
jedłym słowem - wakacje z zegarkiem w ręku. Dyscyplina:
[*] przylot do danego miasta po południu lub wieczorem[*] obowiązkowo taxi do hotel[*] login w hotelu, papu i wcześnie spać[*] wczesna pobudka, śniadanie w hotelu[*] bety zostają w hotelu, ja idę na foto-branie[*] przysznic w hotelu, logout, i taxi na lotnisko, chyba że lot jest wyjątkowo późno, wtedy jest jeszcze czas na szaleństwa kulinarne[*] obżarstwo na lotnisku[*] lot do następnego miasta
Poza paroma wyjątkami, ten reżim się wyśmienicie sprawdził. A teraz
kilka słów o samym lataniu po Brazylii.
Immigration
w stolicy wszyscy się uśmiechali. Jaki to odpoczynek po chamach i
faszystach w krajach anglosaskich!
Check-in
Brazylijczycy nie korzystają z pudełek. Prawie zawsze byłem przy
automacie TAM sam, patrząc na kilometrowe kolejki i się dziwiąc. Pudełka
są dość wolne, to nie jest SAS-owe szast-prast. Ale interfejs jest
angielski, więc żaden problem. Trzeba wstukać numer paszportu ręcznie,
niestety. Maszynka drukuje na wpół przerwany karteluszek, który wygląda
jak recepit w kasie w sklepie spożywczym - i tutaj trzeba uważać (o czym
poniżej). Ręcznie się odprawiałem tylko raz, w stolicy przed lotem do
Manaus, żeby zobaczyć jak to jest. Pani zdębiała jak wobaczyła moje
wydruki z Widero'e, po czym zadała pytanie, dlaczego ja tylko jeden
dzień zostaję w każdym mieście. Obejrzała paszport na wszystkie strony
po czym się w końcu uśmiechnęła. Może jednak wyglądałem na masowego
mordercę z itinerary jak w "12 Monkeys"
Transfers
Jeśli się latacz przesiada, latacz ma trzymać wszystkie zółte
karteluszki zwane boarding pass przy piersi, aż do końca, inaczej nie
poleci. Pierwszy podwójny lot miałem 24-go czerwca, z Salvador da Bahia
przez Aracaju do Recife. Pani w security ani w ząb po angielsku.
Poniższy dowłowny cytat z konwersacji lotniskowej w stolicy da wam wgląd
w moją znajomośc portugalskiego
Na migi ustaliłem w B z panią bezpieczną, że lecę z A przez B do C. Pani(me): two bottles of limao, bitte
(damerinha): /ding
(me): limao? two bottles?
(damerinha): limão?
(me): limão limão — duo limão
(damerinha): t-[unintelligible]-s...
(me): yes, duos limãos, dias limãos, limão limão
(damerinha): /smiles and hands me two bottles
(me): bão
(damerinha): /bursts with laughter
pogroziła mi palcem, a ja zrozumiałem, że wyrzucanie karteluszka po
odbytym locie jest wielkim błędem. Następny raz już byłem przygotowany,
lecąc z São Luís przez Teresinę (z pół-dniowym tamże postojem) do
Fortalezy. Karteluszek jednak nie pomógł, a to dlatego, że sama pani
bezpieczna po portugalsku czytać nie umiała, albo raczej nie rozumiała
tego, co czytała. Conexão! I tak się mało nie spóźniłem na lot. Tak więc
radzę trzymać karteluszki i radzę się nauczyć wymiawiać to magiczne
portugalskie słowo Innymi słowy, samo boarding pass nie daje wstępu
na pokład w przypadku transferów z opóźnieniem lub bez.
Kontrola bezpieczeństwa
O karteluszkach już pisałem. Bezpieczni kontrolerowie są bardzo mili,
jak w Norwegii lub Danii. Niech żyje Brazylia
Papu
Tamove jest zawsze takie samo. Ogólnie nie pamiętam prawie nic z moich
lotów, ponieważ prawie zawsze siedziałem w rzędzie 5 lub 6, przy oknie,
zawsze dostałem ten sam rulonik z roztopionym w środku serem żółtym i
zawsze piłem sok pomarańczowy. Francuzi mają na ten fenomen pewne
słowo. Ale ciepłe coś lepsze niż nic. Zawsze to okazja do kontaktu z
prawie wyłącznie damską cabin crew Ach te brazylijki...
Boarding
Prawie zawsze 'proceed to gate' pojawia się dwujęzycznie na 45 minut
przed odlotem. Po czym 'boarding' jak w automacie, bez względu na to, co
się rzeczywiście dzieje. Mój lot ze stolicy do Rio rozpoczął się 15
minut przed czasem. Inne różnie, ale nigdy nie było to tak, jak na
wyświetlaczu. Swoją drogą, jak transfer jest TAM-2-TAM, samolot poczeka
na ewentualnych spóźnialskich. Do dyliżansu obsługa wpuszcza dość
wcześnie, i potem na wspomnianych spóźnialskich czeka się 20-30 minut w
kabinie.
Flight information
Zamiast pisać "war & peace", którą swoją drogą można znaleźć w pierwszym
travelogue (link poniżej), podam przykład. Lot Curitiba - Salvador da
Bahia. Na ekranie inny lot, który się odbył przed moim. Informacje na
ogólnych tablicach na całym lotnisku w Kurytybie się zmieniają przed
lotem, więc zamiast się cieszyć lotniskiem, trzeba warować przed
ekranem. Tyle, że i tak to nic nie da Prze moją zmienioną bramką
tłum, boarding się zaczyna i kończy, a ja na bramkowym ekranie cały czas
widzę stolicę, zamiast mojego Salvador da Bahia. Co ciekawsze, mój lot
to tylko pierwszy odcinek długiego lotu do Manaus, który zatrzymuje się
w trzystu osiemdziesięciu miastach po drodze, jak Widero'e. Tzw.
"coastal hopper".
Porównuję karteluszki z jednym z ostatnich lataczy iZamieszczone przez clint_eastwood
wychodzi, że to mój lot, wbrew temu, co jest napisane na ekranie
bramkowym. Zwracam uwagę ziutkowi od boarding, a ten się uśmiecha: "Yes.
No, it ok". I takie jest latanie w Brazylii Trzeba mieć oczy otwarte.
Tyle tytułem wstępu. jeśli są osoby, których interesuje więcej, i nie
tylko o lataniu, i jeśli są skłonne czytać tasiemcowe relacje, zapraszam
do travelogues (linki poniżej). A teraz super-spartańskie wycinki z
podróży (napisanie relacji na moim serwerze zajęło mi dwa miesiące
Zamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
---------------------------
Lizbona/Lisboa/Lesboa
---------------------------
Lufthansa A320, złapana na płycie
---------------------------
TAP A319 - pyszne papu, wygodne skórzane fotele, dużo miejsca na nogi,
super obsługa, lot w miarę na czas, ale i tak już nigdy z nimi nie
polecę.
---------------------------
Lizbona. Do Portugalii leciałem wściekły. Miałem w planach wieczorneZamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
szwendanie się po kafejkach an wybrzeżu. nie miałem ochoty na nic
portugalskiego po tych całych hecach i zostałem na lotnisku, czytając
Lonely Planet "Brazil" od deski do deski.
---------------------------
TAAG Angola Airlines. Ja prawie zasypiam na stojąco. Never again.Zamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
---------------------------
TAP A330-200. Za chwilę usiądę i zasnę. A szkoda, bo ogromne Airbusy miZamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
się podobają. Z lotu nie pamiętam prawie nic.
---------------------------
Wylądowaliśmy w stolicy
---------------------------
Przyciemniane airbridges
---------------------------
BSB. Najśliczniejszo-najładniejsze z tropikalnych lotnisk. Wylądowałem i
od tej chwili jestem Jasonem Bourne, będę podróżował z zegarkiem w ręku.
Tyle, że zegarka na ręku... nie mam. Ooops. Biegnę do sklepiku, i tam
pani w spodniach, podobna do Maliiny A., ergo minister finansów
grenlandii, zakłada mi zegarek na rękę. Druga pani zajmuje się moją
kartą. Trzecia do mnie mówi, a ja myślę, że wreszczie znalazłem się w
swoim naturalnym środowisku/ekosystemie I tak już było do końca
wyjazdu. Do pięknych ani znowu szczupłych nie należę, a w Ipanemie moim
udziałem było pogwizdywanie lokalnych pań. Wtedy zrozumiałem, jak czuje
się kobieta we Włoszech, Egipcie, lub jakichś innych Indiach. Niby
pochlebia, ale jednak nie. Co zrozumiałem o wiele wcześnie, już przy
przechodzeniu granicy, to to, że Brazylia to wyluzowany kraj pełen
miłych i otwartych ludzi. Co za kontrast z taką np. Kanadą! Nie mówiąc o
innych Austriach czy Angliach.
--------------------------
Full travelogue in English:
1. ARRIVAL
II. BRAZYLIA | Goiás & Distrito Federal | Brasília
---------------------------
Stolica w słońcu. Jedynie miasto, w którym nie jest duszno. Gorąco,
owszem, ale nie duszno. Wyjechałem na wskroś zachwycony. Jak kogoś
interesuje architektura i pianie z zachwytu nad miastem w środku
kontynentu, zapraszam do travelogue z 460 zdjęc. Tutaj tylko trzy
niereprezentatywne zdjątka.
---------------------------
Zmiana warty. Dilma może spać bezpiecznie.
---------------------------
W katedrze.
---------------------------
Os Candangos, symbol stolicy.
---------------------------
TAP A330-200 i cerrado z tyłu.
---------------------------
Mam kilka godzin do spędzenia na najfajniejszym lotnisku poza Europą.
Więc gapię się na dyliżansy na poniższym tarasie...
---------------------------
obżeram się, piję... (sok, to są sąsiedzi w restauracji!)
---------------------------
i szwednam się in'n'out
---------------------------
BSB airside. Dekoracje jak filmie sci-fi z 1969
---------------------------
Ludzie się patrzą na spieczonego białasa, czyli mnie. A ja spokojnie
fotografuję tablicę przy bramce. To mój pierwszy lot domestic. TAM.
Gwiezdny mezalians.
---------------------------
Kurczaki reklamują PLUNĘ.
--------------------------
Full travelogues in English:
1. Brasília
2. Brasília | Aeroporto
III. BRAZYLIA | Amazonas | Manaus
---------------------------
Lecę do Manaus. Podzieliłem się chustałkami odświeżającymi z sąsiadką.
następnego dnia przy wylocie z Manaus znowu ją spotkałem. Nie ma si e
jak umówić, przepraszam. Nazywam się Jason Bourne i nie mam czasu na
amory Lot ze stolicy do Manaus długi, dwie i pół godziny, w
ciemnościach. Ale za to podejście do lądowania - palce lizać. Ciemno jak
w Amazonii nocą, haha, i tafla wody. Amazonka, matka rzek. I lecimy, i
lecimy, i lecimy nad nią. Końca nie ma. I w tej wielkiej ciemności
pojawia się Manaus nad ujściem Rio Negro. Morze świateł w czerni
kontynentu. Nie da się zapomnieć. Polecam!!! Po wyjściu z terminala
można się udusić. Klimat równikowy, ja wysiadam. Biorę taksówkę
(notabene jedną z najdroższych w Brazylii - 75 R$) i padam na pysk w
hotelu (notabene - najlepszym w jakim mi się udało spać w tym kraju,
nowiusiekim Holiday Inn). Aircon boski, arktyczny. Śpię w 14 stopniach
nago i trzęsę się o swoje życie następnego dnia.
---------------------------
Dzień następny, eksploracja Manaus. Słynna opera, Teatro Amazonas. Czuję
się, jak w Fitzcarraldo Herzoga.
---------------------------
Machanie maczetą.
---------------------------
Piranie, aka potulne zwierzątka
---------------------------
Maski ludowe w porcie nad Rio Negro.
---------------------------
Po powrocie do hotelu concierge pyta się mnie, czy się dobrze czuję.
Mówi, że wyglądam, jakbym miał zawał Odpowiadam, że ledwo żyję, i że
za chwilę wylatuję. Zapraszają mnie na masaż i do basenu. Nie, nie mogę.
Nazywam się Jason Bourne i za chwilę mam lot do Belém Na lotnisku
spotykam sąsiadkę, jak już pisałem, gapię się na lotniskowe żółwie, i
wypijam Amazonkę wody mrożonej.
---------------------------
Ale frajda... na lotnisku!
--------------------------
Full travelogues in English:
1.
Manaus
Manaus
| Aeroporto
IV. BRAZYLIA | Pará | Belém do Pará
---------------------------
Jestem już w dyliżansie TAM-u, lecę do Belém do Pará. Trasa wieść będzie
mniej więcej wzdłuż Amazonki, prawie aż do delty. Na pasie startowym
stoimy i czekamy, aż przejdzie tropikalne oberwanie chmury. O dziwo, tak
szybko jak się pojawiło, tak znikło. I hop, lecimy. Trzęsie trochę po
starcie, ale zabawa przednia.
---------------------------
Kowadełka-under-construction i Amazonka pod nimi, na dole. Oj, niewiele
widać. Powinienem był przelecieć się wiatraczkiem czy inną TRIP-ważką,
to może byłoby co podziwiać.
---------------------------
A tak, to tylko zostaje zachód słońca podczas zniżania się do lądowania.
Baía do Guajará, w systemie delty Amazonki, pomiędzy lądem stałym, a
wyspą-potworem, Marajó.
---------------------------
Lotnisko w Belém wieczorową porą.
---------------------------
Moja maszyna. Na schwał. Do miasta jadę w taksówce z biznesmenem zZamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
Kanady. Zaczepił mnie, ponieważ miałem na sobie koszulkę "SNOW -
Canada's four letter word". Obaj jechaliśmy do (notabene potwernego)
hotelu w centrum. Będę miłościwy i nie napiszę nazwy tego zgnilca.
Czułem się tam tak, jakby ktoś wdmuchiwał mi kondensację "zapaszku"
dywanów z Singapore Chiangi do pokoju. Przed wejściem do hotelu śmieszna
rzecz. Jakiś piosenkarz rozdaje autografy na schodach wejściowych, a do
hotelu wejść się nie da. Piszczące siksy itp. Jeden z najzabawniejszych
powrotów z lotniska
---------------------------
W Belém umierałem ponownie, nie będąc w stanie oddychać. Ale
przynajmniej zobaczyłem fikuśne palmy.
---------------------------
Albo strzechy amazońskie.
---------------------------
I armaty. Statek chyba izraelski, z tego co zdołalem odszyfrować z
napisów.
---------------------------
Po południu wracam na lotnisko. Nazywam się Jason Bourne i mam tego dnia
dwa loty. Ale najpier podziwianie ogródków terminalowych.
---------------------------
Jama TAM-a.
---------------------------
Bardzo bym chciał kiedyś z nimi polecieć. A raczej polatać, intensywnie,
od Minas Gerais przez cerrado, do granicy z Kolumbią.
---------------------------
Atmosfera sterylna. Kafelki jak w ubikacji przy Forum w roku 1985
(sorry, tekst dla onegdajszo-pamiętających warszawiaków). Ale ładnie
wygląda.
---------------------------
BEL na zewnątrz.
---------------------------
BEL airside. Rozśmieszył mnie ten znak
---------------------------
Oj, spóźnia się mój TAM do stolicy. Zdążę na lot do Rio? Mam czasu wZamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
stolicy od groma i trochę, ale jednak 45 minut spóźnienia jest be. Lot
do stolicy generalnie nad środkiem stanu Tocantins. Dżungla, wycięte
polany, i stopniowo coraz więcej stepu cerrado. Niestety, dużo chmur i
siedziałem "pod słońce".
---------------------------
Graty lotniskowe.
--------------------------
Full travelogues in English:
1. Manaus - Belém do Pará
2. Belém do Pará
3. Belém do Pará | Aeroporto
V. BRAZYLIA | Rio de Janeiro | Cidade Maravilhosa
---------------------------
Przesiadka w stolicy poszła bezproblemowo. Ale nie dość, że mój lot zZamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
Belém był sporo opóźniony, to jeszcze lot do Rio rozpoczął się 15 minut
przed czasem (w Europie takie numery robi brukselka, której skądinąd nie
cierpię - linii, nie warzywka). Lot do Rio w ciemnościach, nad pagórkami
Minas Gerais. Podejście jeszcze bardziej wystrzelone w kosmos, niż do
Manaus nad Amazonką. Cel: Santos Dumont, na sztucznie morzu wyrwanym
kawałku lądu. Miejsca nie ma na błąd, jak w wielu norweskich lotniskach.
Krążymy dwa razy nad Rio, tracąc wysokość. Zdjęć się nie da po ciemku
robić w takim kołowrocie, ale posikać się z wrażenia wręcz obowiązek.
Wyszedłem z samolotu jak pijany A lotnisko małe, przyjazne, oszklone.
Baardzo mi się podobało. Na zewnątrz łapanka taksówkarzy. Podobno na
międzynarodowym jest jeszcze gorzej. Płacę w budynku lotniska, wychodzę
z karteluszkiem i łapie mnie ziutek z mafii. Nie dość, że skórę
zdzierają, to jeszcze napiwek chciał w Ipanemie. O takiego. Następnym
razem z normalnym, miejskim pojadę (i tak zrobiłem). Uczciwemu warto
napiwek dać, mafii nigdy.
---------------------------
Ipanema w pigułce
---------------------------
Ratownik daje ciała w konkursie.
---------------------------
Forte de Copacabana.
---------------------------
Człowiek robi takie zdjęcie miesiąca, koncentruje się i za chwile tonie
w na wpół-wrzącym oceanie, którego fal nie miał czasu zauważyć Jazda
do hotelu suszyć buty suszarką do włosów. Za karę!
---------------------------
Rio, rio, dwa dni jak biczem trzasł. Nazywam się Jason Bourne i mam za
chwilę lot do Kurutyby. Opóźnia się trochę, ale widoki na Sampę po
drodze boskie.
---------------------------
Mój już, czy jeszcze nie?
---------------------------
Hahaha
---------------------------
Departures na górze, a na wskroś zdjęcie można zrobić.
---------------------------
Miss Brazil. Ach te rękawiczki...
---------------------------
Widoki w salce airside.
---------------------------
Samotność lataczki.
---------------------------
Śliczne Santos Dumont.
--------------------------
Full travelogues in English:
1. Rio de Janeiro | Ipanema
2. Rio de Janeiro | Arpoador
3. Rio de Janeiro | Forte de Copacabana
4. Rio de Janeiro | Copacabana
5. Rio de Janeiro | Urca
6. Rio de Janeiro | Leblon
7. Rio de Janeiro | Cetro & Castelo
VI. BRAZYLIA | Paraná | Curitiba
---------------------------
Kurytyba niespecjalnie mnie zachwyciła. Taka bezbarwna 'eurobrasil'. Ale
za to w nocy... orgie kulinarne. PIEROGIIII!!! Popłakałem się tej
dziewczynie, cóż zrobić.
---------------------------
Na lotnisko wracam autobusem miejskim, po tym jak mnie dzień wcześniej w
trąbę lotniskowy taksówkarz zrobił. Dworzec po drugiej stronie centrum,
ale przynajmniej pozwiedzam całem miasto w ten sposób. W parku przed
samym dworcem zaczepia mnie żebrak. Kręcę głową na jego namolne
zaczepki. Não, mówię (zresztą jedno z dwóch słow, które znam po
portugalsku - pyrzdaje się). Na to żebrak: "Não? Oh. Heil Hitler!" I
to powiedziawszy poszedł sobie.
---------------------------
Ta linia ma chyba najładniejsze malowanie na świecie (będzie później).
---------------------------
Plan jest taki, na za-pięć-lat. Przylecieć luftwaffe, polatać TRIP/TAM i
raz spróbować Azul. Gdzieś w środku kontynentu, wybrzeża się już
naoglądałem...
---------------------------
Sklep-tuba.
---------------------------
Małe a śmieszy, nawet niczego się nie spodziewającego dorosłego
człowieka może rozśmieszyć
---------------------------
CWB | Kuritibove letisko
---------------------------
Już za chwileczkę, już za momencik...
---------------------------
I siup. Lecimy bezpośrednio nad Sampą, potem Minas Gerais, i w końcu
Bahią. Mój najdłuższy lot domestic. Szkoda, że Salvador da Bahia to
dziura pełna bandytów.
--------------------------
Full travelogues in English:
1. Curitiba
2. Curitiba | Aeroporto
VII. BRAZYLIA | Bahia | Salvador da Bahia — Aracaju
---------------------------
Tyle się udało, to coś się musiało nie udać. A szkoda, bo Pelourinho w
Salvador podobno ładne jest. Na lotnisku spędzam czas, który powinienem
był spędzać w mieście. Oglądam "Bahia Babes", czyli lokalną cepelię.
---------------------------
Mam lot do Aracaju, parę godzin przerwy, i potem lot do Recife.
---------------------------
TAM fotografowany z innego TAM.
---------------------------
Piaski północnej Bahii.
---------------------------
Rzeka-wąż w połowie drogi do Aracaju.
---------------------------
Inny wąż.
---------------------------
Aracaju z powietrza.
---------------------------
O to zdjęcie majstrującego faceta się już na forum pytałem
---------------------------
Myślę - Aracaju, małe miasto, lotnisko pewnie do dupy, jak w Manaus.
---------------------------
A tu taka niespodziewajka.
---------------------------
Co za atmosfera! I zdjęcia można robić dyliżansom zza palm... na płycie.
---------------------------
I latacze witani są wiejską muzyczką (forró)
---------------------------
AJU na zewnątrz.
---------------------------
Departures jest "na parterze". Zza szyby można zdjęcia robić, w
słoneczku.
---------------------------
Szyby. A co.
---------------------------
Traktor jak na helistopach na Grenlandii
---------------------------
Aracaju wieczorową porą. Lecę do Recife.
--------------------------
Full travelogues in English:
1. Salvador da Bahia — Aracaju
2. Aracaju
VIII. BRAZYLIA | Pernambuco | Recife & Olinda
---------------------------
Boa Viagem. Rzut beretem od lotniska, ale nie polecam się szwendać. To
miasto prawie dorównuje Salvador da Bahia pod względem przestępczości.
---------------------------
Damerinha w nastroju. A z tyłu rekiny w oceanie. Kąpać się nie wolno.
Nie to, że z moim brzuchem arktycznym bym się "wziął i rozebrał"...
---------------------------
Olinda, pierwsza stolica Brazylii, na północ od Recife. Normalnie Werner(driver): you like Recife?
(me): I think Boa Viagem is very cool
(driver): RECIFE!
(me): Yes, Recife is nice, though the city center reminds me of Gotham City
(driver): Recife Brasil Veneza, look?
(me): Venice?
(driver): Recife Veneza. Brasil Veneza. VENEZA!
(me): More like Gotham City
(driver): VENEZA!!!!
(me): Gotham City
(driver): VENEZA! RECIFE BRASIL VENEZA!!!
Herzog... igjen... tym razem "Cobra Verde"
---------------------------
Szyper z fajką.
---------------------------
Typowy kościółek.
--------------------------
Full travelogues in English:
1. Recife
2. Olinda
IX. BRAZYLIA | Rio Grande do Norte | Natal
---------------------------
REC | Recife Internacional. Widziałem tam paskudnego Antonowa cargo, ale
mi aparat akurat wtedy zaparował...
---------------------------
Ciężarne makaki?
---------------------------
Cepelia "nordeste"
---------------------------
Restauracja na antresoli
---------------------------
Lecę do Natal, na sam "nos" Brazylii
---------------------------
Śmieszny traktorek.
---------------------------
Recife z powietrza. Konkretnie - dzielnica Boa Viagem, gdzie spałem.
---------------------------
Boa Viagem.
---------------------------
Przelecimy nad centrum za chwilę. RECIFE BRASIL VENEZA!!!
---------------------------
Rio Capibaribe. W Wenecji nie byłem, i nie wybieram się...
---------------------------
Stan Rio Grande do Norte. Dolatujemy nad Natal.
---------------------------
Wojskowe "awionetki"
---------------------------
Pogoda jest. Ziutek lotniskowy jest.
---------------------------
Majestat.
---------------------------
Odmachałem mu
---------------------------
Czarne chmury...
---------------------------
Wariant z ziutkiem
---------------------------
Ten sam ziutek, maszeruje do... VARIG. Miało być już go być nie być?
---------------------------
Ooh, i najładniejszy dyliżans na południe od Kangerlussuaq:
granatowo-prawiebiały Azul. Śliczny ten Embraer...
---------------------------
Coś dla kolegi L+
---------------------------
Rio Potengi. Taksówkarz mi się zgubił, takie peryferie.Zamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
---------------------------
A chodzi o to: Fortaleza dos Reis Magos, z widokiem na Natal City.
---------------------------
Z zadupia wracałem na piechotę, taskówek nie było. Po drodze zaliczyłem
favelę, gdzie upolowałem miejscowego taksiarza. nie jakiś obtuczony
mafioso, ale normalny człowiek. Za uczciwoć znów mogłem się odwdzięczyć
napiskiem... A na lotnisku w Natal jeszcze bezpieczniej. A to dlatego,
że są anty-paniczne drzwi. Od razu lepiej!
---------------------------
Nuda wieczorowa. Poszedłem podrywać kelnerki w restauracjiZamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
---------------------------
Bez komentarza
---------------------------
Północ. Wreszcie mój dyliżans do Fortalezy. Ofiary lotniskowe pomyliły
destynacje i tablice informacyjne kierowały lataczy Fortalezowych do
strefy międzynarodowej. Pytanie: ilu pracowników lotniska brazylijskiego
potrzeba do zmiany błędu? CZTERECH. Security mnie nie rozumie. Drab z
komórką ma mnie dosyć. Pani w bramce mówi, że głupoty mi do głowy
przychodzą. Dopiero jakiś wódz przez nią sprowadzony po minutach rozmowy
załapuje o co chodzi. Zmiana na ekranach następuje w końcu, ale tylko
dzięki mojej interwencji. Wyluzowana Brazylia
--------------------------
Full travelogues in English:
1. Recife - Natal
2. Natal
X. BRAZYLIA | Ceará | Fortaleza
---------------------------
Fortaleza Internacional, środek nocy. To moja pierwsza noc lotniskowa.
Miałem stąd lecieć do domu, ale TAP... już nieważne.
---------------------------
Fortaleza City. Reklama... lufy
---------------------------
Miasto tylko dla plażowiczów. Umrzeć z nudów można.
---------------------------
Ingrid + HumphreyZamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
---------------------------
Mogłem był sobie darować Fortalezę, ale skąd miałem wiedzieć. Wróciłem
na lotnisko, które wygląda bardzo "retro".
---------------------------
Fortaleza zza szyby w bramce.
---------------------------
Reklama armii brazylijskiej dla czekaczy.
---------------------------
Panoramka Fortalezy z wkładem TAM-owym.
--------------------------
Full travelogue in English:
1. Fortaleza
XI. BRAZYLIA | Maranhão | São Luís
---------------------------
Dolecieliśmy do São Luís. Trochę to trwa, zanim nas wypuszczą. To dość
duży węzeł lokalny.
---------------------------
A wygląda to tak. KURNIK.
---------------------------
Koniec świata... tylko kur brakuje Totalna masakra taksówkę złapać.
---------------------------
Pływające drewno w zatoce São Marcos
---------------------------
Katedra. Miasto na wpół odnowione. Śliczności stoją rzędem obok
potwornie zaniedbanych dziur. Może kiedyś się uda odnowić resztę.
Maranhão to dość biedny stan.
---------------------------
I znowu masakra przy wczesnoporannym wylocie, na który zresztą cudemZamieszczone przez lovie_austin/hotel_costes
zdążyłem, bo wysiadł mi telefon z budzikiem, a poranne budzenie w hotelu
im nie wyszło. Wiem, bo sam się obudziłem. To by dopiero była heca
jakbym nie zdążył. A to lotnisko... najgorsze jakie widziałem. Z ziemią
zrównać, zabetonować.
--------------------------
Full travelogue in English:
1. São Luís
XII. BRAZYLIA | Piauí | Teresina
---------------------------
Sertão (backwater badlands). Rio Parnaíba podczas lotu do Teresiny.
---------------------------
Wschód słońca nad stanem Piauí
---------------------------
Teresina wczesnym rankiem.
---------------------------
Wylądowaliśmy. To mój przedostatni lot domestic.
---------------------------
Teresina... zadupie maksymalne. Ale nie samym Rio czy Sampą Brazylia
żyje. Chciałem obejrzeć najgłębszą prowincję w możliwych, no i mam.
---------------------------
Posesja lokalnego wodza stanowego. To miasto nie zna turystów. Nawet
Lonely Planet pisze, żeby się tam nie zatrzymywać. No, chyba że
prowincjonalna stolica zapyziałego stanu, którego nazwy nie zna żaden
nie-Brazylijczyk jest celem samym w sobie. Jest. Wcale nie żałuję
---------------------------
Mam słabość do małych dziur na końcach globu, co ja na to poradzę.
---------------------------
Lokalna sztuka na lotnisku.
---------------------------
Historię z żółtym karteluszkiem już opowiadałem. Przez tą ciemną masę w
security jako ostatni wchodzę do samolotu. Ziutek stoi i się
niecierpliwi.
---------------------------
A ja jak to ja, odwracam się i jeszcze zdjątko teresce trzaskam
---------------------------
Fortaleza. Koniec latania po Brazylii.
---------------------------
Mogę odpocząć psychicznie, coś zjeść, kawę wypić...
---------------------------
To znaczy nie mogę odpocząć psychicznie. Mam lot do Europy z Los
Wankerinhos, albo wankersuaq, przekręcając to po grenlandzku.
---------------------------
This Is Spinal TAP. Bye bye.
--------------------------
Full travelogue in English:
1. Teresina
I to tyle tropikalnej pisaniny
Paris in the spring? Don't even think about it — the Arctic is where you really want to be.~ Etain O'Carroll
No panie Lofoten, relejszyn jak zawsze klasa. Sam w Brazylianie byłem rok temu, ale tylko Kjuriciiiba (jak mawiają Brazylijczycy) oraz stan Parana i Iguasu. Patrząc na napięty grafik lotów, to za dużo czasu na zwiedzanie nie miałeś chyba. Nie męczyła taka podróż? Bardzo ładne te jedno zdjęcie z Copacabany, mniam
Trzeba instalować najnowsze przeglądarki by zdjęcia zobaczyć
Świetnie to napisałeś, jak zwykle zresztą. A ile zdjęć !!! Gdybyś rozpisał to 3 razy dłużej to z przyjemnością bym 3 razy dłużej poczytał
PS. Pokaż koleżankę Kolumbijkę Domyślam się, że tam zwariować można od niewiast
Super relacja, bardzo milo mi sie ogladalo i czytalo. Wiekszosc z miejsc w Brazylii znam z wlasnych wojazy i az sie lezka w oku zakrecila jak popatrzalem na niektore focie. Uwielbiam Ameryke Poludniowa, jest taka cudownie nieperfekcyjna, a jednoczesnie sexy... Boli mnie w Brazylii, ze zniknal juz na zawsze Varig, chetnie z nimi latalem, do TAM za bardzo przekonac sie nie moge.
Natomiast nie bylem jeszcze nigdy w Kolumbii i ona stoi wysoko na liscie moich turystycznych planow.
Ogólnie, zapomniałem przeczytać, co napisałem, i jest sto byków. No ale trudno Mapki poglądowej też zapomniałem... Teraz wkleję zrzut PNG, nie będę ludzi męczył svg...
Po samym gryplanie lotów niewiele widać... w takiej stolicy miałem 24 godziny, jak w większości innych miast, i byłem dosłownie wszędzie, natrzaskałem tysiąc zdjęć i miesiące potem wzdychałem do tego miasta. Zajrzyj do wylinkowanych travelogów, np. ze stolicy i zobacz sam
Podróż mnie nie męczyła. Wylegiwać to ja się lubię nad stawem pod ścianą, lub na pagórkach wokół fiordów. City trips są inne - dyscyplina jest dla mnie wręcz wskazana. Niecierpliwy jestem. Mnie męczy w takich wypadkach bezczynność, co mi się niestety trafiło w Fortalezie (miasto meeeh), lub w Salvador, skąd się musiałem salwować ucieczką I gniłem potem na lotnisku.
Bardzo mi miło... Zapraszam więc do lektury wylinkowanych stron - pół megabajta tekstu i 3K zdjęćZamieszczone przez amadeusz
A gdzie, w Brazylii, czy w Norwegii? Oba kraje są na czubku listy Z koleżanką to muszę cię rozczarowaćZamieszczone przez amadeusz
Dziękuję Starałem się ograniczać, a poza tym pisałem bardzo szybko, i "z palca". Stąd byki...Zamieszczone przez vader
Łezkę jak najbardziej rozumiem. Sam kilkadziesiąt razy przeczytałem swoje własne travelogi. Podróżując skupiam się na dokumencie, obficie ilustrowanym, po to żeby potem to jeszcze raz przeżywać, i jeszcze raz, i tak w kółko. Moja pisanina jest głównie dla mnie samego i dla rozsianych po świecie przyjaciół (o fanatykach Grenlandii nie wspomnę). Wiele osób mówi mi, że moje pisanie to jak film stop-klatka. Ale za to można się potem we wspomnieniach zanurzyć...Zamieszczone przez SkyGuy
Zgadzam się z opinią na temat Ameryki Południowej. Cudowni ludzie. Kolumbia, przynajmniej stolica, nie jest ładna (nic więcej na razie nie widziałem). Ale mnie totalnie zauroczyła atmosferą. Mnie po głowie chodzi Sierra Nevada El Cocuy:
Parque Nacional Natural El Cocuy - Wikipedia, la enciclopedia libre
Co do Varig, to już nie za mojej kadencji TAM-em się rzeczywiście nie ma jak zachwycać, ponieważ linia poniżej przeciętnej. Z moim gryplanem 'Bourne Identity' polegałem na nich w 100% i się nie zawiodłem. I w końcu to najważniejsze. Jeśli chodzi o latanie między metropoliami, jestem totalnym mamisynkiem. najlepiej u SAS-ovej mamy, co by o nich innego nie powiedzieć Linie inne, niby lepsze, jednak potrafią zawieść skrajnie (nie będę wytykał palcami)
A dużymi potworami się już nalatałem. Za kilka lat, jeśli dożyję i do Brazylii wrócę, postaram się polatać ważkami TRIP, i może nawet spróbować innych lokalnych wiatracznych wynalazków. Jednak to zupełnie inna historia przy tych maszynach.
Piszesz o Ameryce Południowej, piszesz tak, a gdzieś relacje z twoich dawnych wyjazdów można poczytać? A jak się latało VARIG-iem?
Paris in the spring? Don't even think about it — the Arctic is where you really want to be.~ Etain O'Carroll
W okresie 2001 - 2005 mieszkalem w Asuncion i czasami latalem Varigiem, glownie na trasach ASU-GRU-FRA.
Oni moze nie byli jakas tam "five star" linia, ale wlasnie mieli ten brazylijski luz i swietne podejscie do klienta.
Nie zapomne jak np. zamawiajac whisky w eco steward lal scotcha z normalnej duzej butelki mowiac "say stop please" albo jak lecialem prywatnie do Rio to purserka pisala mi przy pogawedce na kartce adresy najlepszych klubow w miescie. Uwielbialem pozatym ich MD11. Niestety...to se ne vrati.
Druga linia jaka lubilem byl TAM Mercosur. Byl to jakby paragwajski TAM, linia utworzona po plajcie LAP (Lineas Aéreas Paraguayas) i mieli nieziemski serwis: na poltoragodzinnym wieczornym locie EZE-ASU byly do wyboru 2 cieple dania w eco, Etiqueta Negra (12 old) whisky i cuda na kiju
Relacji z moich lotow nie robilem bo jestem na forum niespelna rok i tamtejsze loty to juz jednak byly jakis czas temu, nawet jak bym chcial zrobic rekonstrukcje to i fotek mam moze z kilka sztuk.
OK, nie zasmiecam Ci watku, chcialem tylko odpowiedziec na pytanie, gratuluje jeszcze raz wspanialej wyprawy i obudzenie u mnie wielu wspomnien.
Dokładnie, i potem są wspomnienia Jak i chęć powrotu. Sampa mnie specjalnie nie interesowała, a biorąc pod uwagę przeciętność (jak na Brazylię) Kurytyby, myślę, że dobrze wybrałem. Wybierałeś się na pogranicze paragwajskie w Brazylii? Mam na myśli Mato Grosso (+do Sul)
Mam identyczne wrażenia z hotelu w stolicy, co zresztą skrzętnie jest opisane W jakim języku rozmawiałeś? Z moich doświadczeń w TAM mało kto mówi po angielsku, a jesli juz, to strasznie duka.Nie zapomne jak np. zamawiajac whisky w eco steward lal scotcha z normalnej duzej butelki mowiac "say stop please" albo jak lecialem prywatnie do Rio to purserka pisala mi przy pogawedce na kartce adresy najlepszych klubow w miescie.
No ładnie... w porównaniu z tamową sero-rurką to brzmi wręcz ekskluzywnie Jak stara płyta zabrzmię teraz, ale polecam trasę Ko'benhavn-Kangerlussuaq, tak, w economy, z Air Greenland Wrażenia podobne.Druga linia jaka lubilem byl TAM Mercosur. Byl to jakby paragwajski TAM, linia utworzona po plajcie LAP (Lineas Aéreas Paraguayas) i mieli nieziemski serwis: na poltoragodzinnym wieczornym locie EZE-ASU byly do wyboru 2 cieple dania w eco, Etiqueta Negra (12 old) whisky i cuda na kiju
Ah, to szkoda wielka. Ja sam z dekady latania nie mam praktycznie nic. Dopiero w końcu 2007 roku złapałem bakcyla podczas lotu do Alty - do tej pory uskuteczniam tamże regularne pielgrzymkiRelacji z moich lotow nie robilem bo jestem na forum niespelna rok i tamtejsze loty to juz jednak byly jakis czas temu, nawet jak bym chcial zrobic rekonstrukcje to i fotek mam moze z kilka sztuk.
Eh, na tym forum poza tym działem większość operuje półsłowkami, więc nie powinieneś się ograniczać, a zresztą ja nie uważam, aby rozmowy były zaśmiecaniem, no bo niby czego. Chyba nie jest do nie do pomyslenia, że forum, jak sama nazwa wskazuje, istnieje po to, aby ludzie ze sobą rozmawialiOK, nie zasmiecam Ci watku, chcialem tylko odpowiedziec na pytanie,
Dziękuję, i cieszę się, że kogoś pisanina poruszyła, właśnie najfaniej jest by proxy, kiedy oczy się same zamykają, i wspomnienia człowieka rozrzewniają...gratuluje jeszcze raz wspanialej wyprawy i obudzenie u mnie wielu wspomnien.
Btw, sam po przylocie natychmiast skonstruowałem podobną eskapadę, ale w porę opanowałem się Mnie w Brazylii teraz interesowałyby kompletne peryferie i środek kraju, przynajmniej te z peryferii, które ominąłem. Rio Branco (Acre), Cuiabá, Alta Floresta (Mato Grosso), Bonito (Mato Grosso do Sul), Goiânia (Goiás), Palmas (Tocantins), Parintins, Tabatinga (Amazonas), no i oczywiście Belo Horizonte i garść małych lotnisk w Minas Gerais. Najbardziej żałuję, że nie wyszła mi Afro-Brazylia (tzn. Salvador da Bahia). Może będzie mi dane jeszcze odwiedzić interior tego stanu, albo przynajmniej Ilhéus. No i oczywiście przecudowna stolica i okolice
Paris in the spring? Don't even think about it — the Arctic is where you really want to be.~ Etain O'Carroll
Wyprawa rewelacyjna, świetna relacja... a ja się dalej zastanawiam dlaczego mnie tam za cholerę nie ciągnie. Miała być ta Kolumbia w tym roku, ale prawdę mówiąc wcale się nie zmartwiłem wymieniając ją na Meksyk, a i tak zostając niepocieszonym że przez powodzie wściekła się Tajlandia... Nie wiem, co ma w sobie ta Azja, ale deklasuje na razie wszystkie cele wakacyjne... jeszcze strasznie jestem ciekaw Nowej Zelandii i Australii - mam nadzieję że oczaruje...
Pozdrawiam
Krzysztof Moczulski
Tak, już zauważyłem, że nasze 'destynacje' się wzajemnie uzupełniają - gdzie ja lecę, to ciebie tam nie ma, i na odwrót W sumie nic dziwnego, każdy inny jest. No, może Meksyk jest wyjątkiem, ale dla mnie Meksyk jak na razie jest destynacją typu "orgie kulinarne". Zacytuję sam siebie:
Do Kolumbii zostanie mi sentyment na całe życie, ponieważ był to mój pierwszy wypad na kontynent. Gdzie planowałeś się wybrać w Kolumbii? Cartagena, I presume?At around three in the afternoon, I returned from the wear-my-legs-out massive walk through the city. After the longest of showers, I reclined on the bed for a moment, only to lose consciousness for a good seven hours. It's no small thing to exercise in the tropics... As I woke up, I realized that I was sooo ready for mooore culinary orgies. Famished, I was, and thus with a springly step I ran outside, hoping to indulge myself before they closed the restaurants for the day. Earlier in the day I noticed that there was a restaurant in the hotel, and decided to try that, due to the late hour. That was the smartest move I have done since I discovered the pleasures of bean burritos at the seasoned age of twenty. I ate cactus. I ate huarache. I ate quesadillas. I was in the seventh of heavens.
Let me tell you something about huarache. The name of the dish comes from the P'urhépecha language of southwestern Mexico. Instead of the traditional dough cake, the huarache dish was served on a thick cactus 'leaf', itself laid out on a large, oblong plate. It's a leaf, according to botany it is, but the texture is that of half-cooked cabbage, or perhaps long cucumber, though harder. The taste is delicate, and to extract the full flavor, you need to pause for a moment before you continue with whatever the leaf is dressed with. Slightly sour, it complemented the main dish well. That happened to be a chicken ragoût, with large pieces floating in a creamy sauce. All this was sprinkled with large-leaf herbs I didn't recognize (probably local). That is not all there is to a huarache, of course. As in El Bajio, I received several hand-made ceramic bowls with persille, onions, marinated carrots, and two kinds of hot salsa sauce. A different salsa than in the other restaurant, to be sure. The carrots were deliciously soft and quite hot, as they were marinated in the peppery solution, with large grains of loosely ground pepper orbiting the carrots like small Jupiters. The sauces were the pride of the House, as the waiter hastened to tell me. Everyone has their own salsa in Mexico. All are different. This particular salsa was the best I have ever had. I had my Meg Ryan (I'll have what she's having) moment there, and sighed so loudly that the Mexican family at the next table smiled at me, and then waved to me. I waved back, and returned to my huarache.
Impulsive glutton that I am, I ordered a side dish of three quesadillas. Move over the imitations at Taco Bell and such. The tortilla! the cream! the cheese! Oaxaca cheese, to be sure. It reminded me of sheep cheese, somewhat. These miracles of culinary art came with a side bowl of peanut sauce. Very thick, somewhat sour, hot, oily and very savoury. There must have been some other ingredients beyond peanuts, as the sauce was more sour than sweet, amazingly. I had the quesadillas during breaks in my huarache. Everything washed down with delicious, freshly squeezed orange juice. "Now I can die", I thought to myself, and having tipped the waiter heavily, left into the hot nighttime air of the city.
Azja jest fascynująca, zgadzam sie, ale jest najlepsza w małych dawkach... w tym roku przedawkowałem trochę z dwoma wyjazdami. Ale rok to był ekstremalnie tropikalny anyway. Tajlandia - niewiele o kraju wiem. Interesowałyby mnie pogranicze z Yunnan, tam gdzie mieszkają w górach/pagórach różne grupy etniczne nie-Tajskie. Może za parę lat... A co do Australii itp., spasuję Mam anglosasów powyżej uszu. I znowu, każdy ma inne doświadczenia...
Tak tak
Paris in the spring? Don't even think about it — the Arctic is where you really want to be.~ Etain O'Carroll
Wybieralem sie jesli chodzi o pogranicze paragwajsko-brazylijskie tylko w rejon Foz do Iguazu przewaznie jak mialem gosci by pokazac im wodospady. A co sie tyczy Kurytyby to kazdemu proponuje pobyt podczas Oktoberfest. Wrazenia niezapomniane, ma sie wrazenie jakby sie nagle bylo na Wiesn w MUC
Mam identyczne wrażenia z hotelu w stolicy, co zresztą skrzętnie jest opisane W jakim języku rozmawiałeś? Z moich doświadczeń w TAM mało kto mówi po angielsku, a jesli juz, to strasznie duka.
Wyobraz sobie, ze predzej dogadalem sie w Paragwaju czy Brazylii po nemiecku niz angielsku , ale oczywiscie funkcjonowalo to rzadko. Najczesciej moim skromnym hiszpanskim, ktory moze nie pozwolilby zaliczenia matury na "5", ale pozwoli na zamowienie kilku piw, drinka czy small talk, gorzej byloby juz na randce
No ładnie... w porównaniu z tamową sero-rurką to brzmi wręcz ekskluzywnie Jak stara płyta zabrzmię teraz, ale polecam trasę Ko'benhavn-Kangerlussuaq, tak, w economy, z Air Greenland Wrażenia podobne.
Mam nadzieje, ze kiedys doswiadcze tego. TAM-Mercosur mnie rozwalil. Pozytywnie. Ale nie wiem czy oni jeszcze istnieja.
Ah, to szkoda wielka. Ja sam z dekady latania nie mam praktycznie nic. Dopiero w końcu 2007 roku złapałem bakcyla podczas lotu do Alty - do tej pory uskuteczniam tamże regularne pielgrzymki
Szkoda...ale wspomnienia na cale zycie zostaly, niby to bylo niedawno, ale od tamtego czasu sie sporo w lataniu pozmienialo. Niekoniecznie na lepsze.
Eh, na tym forum poza tym działem większość operuje półsłowkami, więc nie powinieneś się ograniczać, a zresztą ja nie uważam, aby rozmowy były zaśmiecaniem, no bo niby czego. Chyba nie jest do nie do pomyslenia, że forum, jak sama nazwa wskazuje, istnieje po to, aby ludzie ze sobą rozmawiali
To fakt, w koncu mamy tu wymieniac nasze wlasne doswiadczenia na temat i to mi sie podoba
Dziękuję, i cieszę się, że kogoś pisanina poruszyła, właśnie najfaniej jest by proxy, kiedy oczy się same zamykają, i wspomnienia człowieka rozrzewniają...
Btw, sam po przylocie natychmiast skonstruowałem podobną eskapadę, ale w porę opanowałem się Mnie w Brazylii teraz interesowałyby kompletne peryferie i środek kraju, przynajmniej te z peryferii, które ominąłem. Rio Branco (Acre), Cuiabá, Alta Floresta (Mato Grosso), Bonito (Mato Grosso do Sul), Goiânia (Goiás), Palmas (Tocantins), Parintins, Tabatinga (Amazonas), no i oczywiście Belo Horizonte i garść małych lotnisk w Minas Gerais. Najbardziej żałuję, że nie wyszła mi Afro-Brazylia (tzn. Salvador da Bahia). Może będzie mi dane jeszcze odwiedzić interior tego stanu, albo przynajmniej Ilhéus. No i oczywiście przecudowna stolica i okolice [/QUOTE]
Salvador de Bahia polecam bardzo, wrazenia niezapomniane, polecam rowniez malo znane kurorty nadmorskie jak Florianopolis oraz oczywiscie Amazonke z np. Manaus. Brazylia to wspanialy i ogromny kraj gdzie w sumie trudno ja zwiedzic za jednym razem.
Ostatnio edytowane przez Gabec ; 13-12-2011 o 18:59 Powód: niebieski jest zarezerowany dla kadry
Nie tylko Tajlandia, ale Kolumbia też...
Economist.com
Paris in the spring? Don't even think about it — the Arctic is where you really want to be.~ Etain O'Carroll
Po niemiecku w Brazylii - w niektórych stanach to myślę normalne (Santa Catarina i okolice, Paraná...). Dziewczyna (na zdjęciu powyżej), która serwowała pierogi w na placu generała Osorio po polsku ani w ząb (po angielsku zresztą też ) Dobrze masz, że potrafisz się na podstawowym poziomie porozumieć po hiszpańsku. Mnie zawsze w Brazylii pytano, czy skoro nie mówię po portugalsku, to może po hiszpańsku, ale tam też lipa. Z czterema słowami się daleko nie zajedzie w pewnych sytuacjach. Chociaż dałem sobie radę ogólnie
Istnieją, ale nie do odróżnienia od TAM właściwego, wg Wikipedii.
TAM Airlines (Paraguay) - Wikipedia, the free encyclopedia
Liczba portów przez nich obsługiwanych wyjątkowo mała. Kto wie, jak się wszystko pozmieniało po przejęciu.
Rozpanoszyło się wiadomo co, a efekty dotyczą wszystkich. Myslę, że i tak dobrze, że istnieją jeszcze mezozoiczne dinozaury, w których jest jeszcze normalnie. Regionalne linie myslę mogą przetrwać tzw. wielkich. Nie ma tego nacisku, zmuszania rynkowego do równania z gó[...]em. Może kiedyś do tego dojdzie, że sie będzie zatykało nos na głównym odcinku podróży i dopiero na peryferiach oddychało swobodnie.
A już na marginesie - jak można nazwać linię "Transportes Aéreos del Mercosur" (aka TAM), skoro spółka-matka to TAM Linhas Aéreas (aka TAM). Jak już likwidować, to zupełnie. Jak trzymać osobno, to pod sensowną nazwą, albo przynajmniej inną. Ich ikke understand
Salvador nie wyszedł (patrz link). W Manaus byłem, ale za krótko (patrz linki). Nad Florianópolis sie sporo zastanawiałem, no ale jak już Florianópolis, to także Rio Grande do Sul, Urugwaj, Buenos, może Paragwaj, no i wodospady. Jakoś to wszystko razem 'idzie'. Odłożyłem to na kiedy indziej. TRIP lata też do malutkich miasteczek w Santa Catarina i Rio Sul. Można sie nalatać między oazami 'bawarskimi' w Brazylii Myślę, że to byłoby ciekawe doświadczenie, właśnie jak pisałeś, oktoberfestowe... Życia nie starczy na wszystkie wspaniałości na tym fantastycznym kontynencie. Co mnie cieszy, to to że tak łatwo się po tych krajach poruszać, nawet bez znajomości języka. A liczba połączeń i linii lotniczych w samej Brazylii o ból głowy przyprawia. Mnie interesuje też SATENA, kolumbijska "wojskowa" linia, która lata jakimiś antykami Takie wynalazki właśnie w głębi kontynentu mnie z daleka fascynują. Maybe one day...
Paris in the spring? Don't even think about it — the Arctic is where you really want to be.~ Etain O'Carroll
Zakładki