nie tylko sie podobała ale dla mnie była super... fajnie sie czytało... zazdroszczę...
Wychodzi na to, że to już moja czwarta relacja z podróży opisywana na tym forum więc mam nadzieję, że nie będę zbytnio przynudzał.
Kuszony wieloma okazjami zakupu tanich biletów do USA , między innymi tu na forum, postanowiłem w końcu zabrać się za wyrobienie wizy i wstępne planowaniu podróży. Był maj i wiedzieliśmy jedno – lecimy we wrześniu do Stanów. Gdzie, z kim, i jak, to już się okazało później. Załatwienie wizy to z mojego punktu widzenia czysta formalność. Aplikacja przez Internet, telefon, spotkanie z konsulem, dwa pytania i po sprawie. W międzyczasie postanowiłem namówić znajomych na lot razem z nami. Czekaliśmy tylko na dogodną cenę biletów. I tak na drugi dzień zobaczyłem ofertę KLM na lot multicity, a ponieważ wiedząc, że będziemy dużo zwiedzać postanowiliśmy, że wylot będzie z innego miasta niż przylot. Szybki tel. do kumpla, że jest dobra cena i pomimo iż nasi znajomi nie mieli jeszcze wiz to i tak zdecydowali się na zakup. Wizy oczywiście potem też dostali bez najmniejszego problemu.
Plan wyjazdu był bardzo ambitny i z góry dziękuję wszystkim tu na forum za pomoc w organizacji i planowaniu naszej wyprawy. Przejdźmy jednak do przelotów.
WAW-AMS
Jako, że lot był o 6:05 w związku z tym postanowiliśmy udać się do Warszawy dzień wcześniej i przenocować u znajomych. Jeszcze w dniu przyjazdu sprawdziłem na spokojnie czy nasz lot się odbędzie ponieważ samolot z Amsterdamu przylatuje wieczorem i nocuje do rana. Tak i też było tym razem więc spokojnie można było pójść spać, a rano pobudka o 4:00 i na lotnisko. Karty pokładowe na wszystkie odcinki miałem już wydrukowane bo odprawiłem się online. Na lotnisku byliśmy przed 5:00 więc szybko nadaliśmy bagaże i udaliśmy się na bezcłówkę. O tej godzinie terminal świecił pustkami. Z racji tego, że posiadam kartę Citi Banku umożliwiającą odwiedzenie saloniku to postanowiłem pokazać ten „dobrobyt” mojej żonie która jeszcze nigdy nie miała okazji być w takim miejscu. Udaliśmy się więc do Ballady. W środku szybkie zameldowanie i można było już spokojnie zasiąść sobie w wygodnym fotelu i napić się przyzwoitej kawy. Salonik generalnie był pusty, było jedynie kilka osób więc sądząc po opisach na naszym forum raczej miałem szczęście w tym względzie.
Uploaded with ImageShack.us
Gdy na ekranach pojawił się boarding na nasz lot spokojnie udaliśmy się do rękawa. Podstawiony był tam nasz 737 PH-BDW. Niestety trochę się zagadaliśmy i przyszło nam udać się do samolotu jako jedni z ostatnich co skutkowało tym, iż zabrakło już miejsca w schowkach i trzeba było wkładać bagaż pod siedzenie. Podczas kołowania szybkie szkolenie i po chwili staliśmy już przy pasie jako drudzy w kolejce do startu. Sam lot przebiegł spokojnie i trwał dwie godziny. Zaraz po starcie zaczął się serwis, jednak bez szaleństw. Podano kanapkę oraz do wyboru picie.
Uploaded with ImageShack.us
Kanapka całkiem przyzwoita, podobnie jak i obsługa. Generalnie oceniam wszystko bardzo pozytywnie. Stewardessy miłe, uśmiechnięte i profesjonalne. LF samolotu był 100%. Chwilę po 8:00 dotknęliśmy pasa po czym udaliśmy się do strefy transferowej.
Tutaj dokładna statystyka tego lotu:
Uploaded with ImageShack.us
Jak już tu było wielokrotnie wspominane, poruszanie się po terminalu Schiphol to czysta przyjemność. Nie sposób się pogubić. Na przesiadkę mieliśmy dwie godziny więc spokojnie bez stresu zdążyliśmy.
AMS-LAX
Przez szybę zobaczyłem, że podstawiony do rękawa jest nasz 747 „City of Bangkok”. Wcześniej już wyczytałem, że KLM odnowił swoje 747 i zainstalowali w środku PTV co znacznie uprzyjemnia podróż. Niestety boarding się opóźniał. Strasznie powoli szło sprawdzanie pasażerów, a że był to lot do USA to wszyscy musieli przejść przez ten śmieszny skaner. Koniec końców z lekkim opóźnieniem zajęliśmy miejsce w samolocie. Miejsca na całą podróż wybrałem sobie podczas rezerwacji tak więc w tym temacie miałem spokój i mogłem siedzieć przy oknie. Sam samolot był dość wiekowy, ale po odnowieniu wnętrza sprawiał dobre wrażenie. Jako, że był to już mój 5 lot tym modelem to mniej więcej wiedziałem czego mogę się spodziewać, czyli mało miejsca na nogi i ciasnawo. Kołowanie jak to na Schiphol do krótkich nie należało i po około 20 min wzbiliśmy się w powietrze z pasa 09 by kolejne prawie 11 godzin spędzić w powietrzu.
Niedługo po starcie podano przekąskę w postaci orzeszków i w moim przypadku małego Heinekena.
Uploaded with ImageShack.us
W okolicy Wielkiej Brytanii zaczęło potwornie trząść i trwało to mniej więcej godzinę. W międzyczasie można było się przygotować do zamówienia obiadu. Całe Menu można było sobie przejrzeć na monitorze PTV. Tradycyjnie też zamówiliśmy z żoną dwa różne dania. Ja wziąłem kuraka, a żona makaron. Tutaj kolejny plus dla KLM za jakość i smak potraw.
Uploaded with ImageShack.us
Uploaded with ImageShack.us
Jak na dobre wlecieliśmy nad wielką wodę postanowiłem się zdrzemnąć jednak należę do tych osób co śpią praktycznie na zawołanie, ale nigdy nie w samolocie. Może i dobrze bo dzięki temu miałem okazję zobaczyć z wysokości przelotowej Grenlandię:
Uploaded with ImageShack.us
Potem wlecieliśmy nad terytorium Kanady, które było zachmurzone. Wcześniej jednak podano na deser lody:
Uploaded with ImageShack.us
Około dwie godziny przed lądowanie ponownie zaczął się serwis i tym razem zafundowano pizzę, która można powiedzieć, że była zjadliwa.
Uploaded with ImageShack.us
Mapy na PTV ewidentnie wskazywały, że zbliżamy się do celu, tym bardziej, że zobaczyłem przez okno Las Vegas, które leży już blisko Los Angeles.
Uploaded with ImageShack.us
Zniżanie następowało w miarę szybko i po chwili gładko samolot wylądował na pasie 25L z półgodzinnym opóźnieniem:
Uploaded with ImageShack.us
Pogoda na miejscu idealna więc mimo zmęczenia podróżą humory dopisywały. Po wyjściu z samolotu przejście do Immigration i kolejka na jakieś 15 min więc chyba nie było tak źle. Urzędnik zadał dwa pytania – jaki cel i jak długo, po czym szybka fotka, skan palca i Welcome in America! Bagaże odebraliśmy szybko po czym udaliśmy się do informacji dopytać o wypożyczalnie samochodów. Tam już nas dokładnie poinstruowano i autobus zawiózł nas wprost do Nationalcar.
SFO – CDG
Dwa tygodnie szybko zleciały. Zjeździliśmy kawał Stanów bo zrobiliśmy ponad 6000km jednak przyszła nieuchronna pora powrotu. Wiedziałem, że lot powrotny będziemy mieli Air France i po cichu liczyłem na jakąś podmianę na 777 lub A330 ponieważ w rozkładzie był 747 i duża szansa na trafienie na stary egzemplarz. I tak też się stało. Pod rękaw zobaczyłem jak podjeżdża nasz F-GEXB. Szybkie wklepanie regu do JP i po chwili wiedziałem, że trafił się nam niezmodernizowany 747, czyli podróż bez PTV.
Uploaded with ImageShack.us
Oddając walizki obsługa skrupulatnie ważyła każdą sztukę. Ja miałem 22kg, ale moja żona już 24kg i Pańcia zaproponowała przepakowanie części do podręcznego bo będzie dopłata. Limit na ten lot był 23kg i dopiero wytłumaczenie, że jesteśmy małżeństwem uchroniło nas od problemów. Boarding odbył się sprawnie i po chwili siedzieliśmy już w samolocie. Potem długie kołowanie, kolejka, i po jakiś 25 minutach wystartowaliśmy. Chwilę po starcie podano mini precle plus całkiem przyzwoite wino.
Uploaded with ImageShack.us
Można też było częstować się szampanem. Alkohol tak naprawdę był chyba jedyną pozytywną rzeczą tego lotu. Miejsca na nogi jak to w 747 mało, brak indywidualnego nawiewu, brak PTV i zniszczone wnętrze jednoznacznie pozostawiały niesmak. Liczyłem chociaż na smaczne posiłki, ale się przeliczyłem. Tym razem wzięliśmy puree z rybą i był to jedyny wybór ponieważ drugiej opcji zabrakło, tzn się skończyła.
Uploaded with ImageShack.us
Korzystając z jedynej przyjemnej części tego lotu, czyli wina, postanowiłem zamówić dwie buteleczki, które bez problemu spowodowały, że zasnąłem na dwie godziny. Oczywiście niedługo po starcie stewardessy nakazały zaciemnienie okien. Z wielkim bólem, skurczami i zcierpnięciami wszystkich kończyn wytrwałem kilka godzin, aż zaczęło świtać i można było popodziwiać jakieś widoki przez okno. Wysuszony klimatyzacją i pozostałością wina w organizmie nacisnąłem guzik, żeby poprosić o wodę. Po chwili zjawiła się Pańcia i na moją prośbę powiedziała, że na końcu w galerii jest wózek i można się obsłużyć. Kopara mi opadła. Jako, że w takich sytuacjach nie odpuszczam powiedziałem, że nic mnie to nie obchodzi, że tam jest wózek. Nie chcę bez sensu budzić dwóch osób obok mnie i przeciskać się przez nie po to, żeby napić się wody, którą we wszystkich normalnych liniach roznosi się co jakiś czas na tacy. Pańcia z kamienną twarzą wysłuchała mojej uwagi i po chwili przyniosła wodę. Brawo za obsługę klienta!
Dwie godziny przed lądowanie zaserwowano śniadanie, czyli pieczywo, ser, wędlina i coś na słodko:
Uploaded with ImageShack.us
W Paryżu wylądowaliśmy praktycznie o czasie.
Uploaded with ImageShack.us
Na przesiadkę mieliśmy ponad dwie godziny. Słyszałem tutaj na forum strasznie dużo narzekań na transfery w CDG jednak osobiście tego nie odczułem. Wszystko było dobrze oznakowane. Jedyna upierdliwość była podczas prześwietlania, gdzie trzeba było wszystko wyciągać. Laptop jest standardem, ale pierwszy raz się spotkałem, że kazali mi na tace wywalać aparaty fotograficzne.
Po przejściu do terminala chwilę potem podkołował nasz A319. Boarding był szybki podobnie jak sam lot, który trwał dwie godziny. Na pokładzie podano przekąskę plus do picia wziąłem sobie mój ulubiony sok pomidorowy.
Uploaded with ImageShack.us
Obsługa na tym locie o niebo lepsza niż w 747 i o dziwo składała się całkowicie z mężczyzn. W Warszawie wylądowaliśmy gładko.
Uploaded with ImageShack.us
Bagaże też pojawiły się szybko. Niestety czekała nas jeszcze podróż do Wrocławia, która trwała prawie 7 godzin z uwagi na remonty gierkówki.
Reasumują te przeloty jednoznacznie mogę stwierdzić, że KLM to solidna linia. Obsługa i posiłki na wysokim poziomie. Samolot już trochę gorzej, ale do zniesienia. AF za to starał się będę omijać z daleka. Dla mnie porażka na całego. Samolot, obsługa i jedzenie na miernym poziomie. Dziwię się trochę, że na taką długą trasę dają taki samolot.
Co do samych Stanów to wszyscy byliśmy zachwyceni. Codziennie byliśmy w innym miejscu, jedynie ostatnie 3 dni przeznaczyliśmy na San Francisco. Plan naszej podróży zrealizowaliśmy prawie w 100%. Zaliczyliśmy: Los Angeles, Las Vegas, Dolina śmierci, Zion Park, Bryce Canyon, Glen Canyon, drogę nr 12, Natural Bridges, Monument Valley, Grand Canyon, R66, Hoover Dam, Sequoia Park, Kings Canyon, Yosemite Park, Mono lake I San Francisco.
Z lotniczych ciekawostek mimo iż czasu ciągle brakowało to udało się zobaczyć Edwards Air Force Base:
Uploaded with ImageShack.us
Uploaded with ImageShack.us
Oraz słynne lotnisko Mojave:
Uploaded with ImageShack.us
Uploaded with ImageShack.us
Uploaded with ImageShack.us
Uploaded with ImageShack.us
Mam nadzieję, że relacja się podobała.
nie tylko sie podobała ale dla mnie była super... fajnie sie czytało... zazdroszczę...
Już dawno czekałem na relację z jakiejś dłuższej wyprawy Dzięki wielkie.
Choroba, zazdroszczę ci. Bo tyle razy tam byłem a nie zwiedziłem tak dużo jak ty za jednym razem widać mam sporo do nadrobienia.
Latacz amator
Pawel - Fajnie, fajnie...ciesze sie ze sie wam podobalo tutaj
Rewelacyjna relacja Mam nadzieję na uzupełnienie jakimiś fotkami z USA
No, w końcu coś Paweł napisałeś. Gratulacje. Ciekawe opisy i zdjęcia. Nie spodziewałem sie takiego czegoś, co opisałeś wracając Air FRancą, niezła chamówka jednym słowem. Troszkę wróciły wspomnienia z moich dwóch wypadów do USA, szczególnie tęsknota za San Fra.
Jakbym miał deja vu
Koledze chyba chodziło o fakt, że zawsze można pić ile się chce do wyczerpania zapasów, ale oczywiście trzeba zapłacić
A można by prosić o jakieś namiary (dyskusja tu na forum lub linki)?
I pytanie mam dotyczące lądowania: w prawie każdej relacji autorzy podają pas na który odbywa się lądowanie - skąd wiecie który to? Napisu na progu z samolotu nie widać, a rzadkością są wyświetlacze na pokładzie.
Tutaj masz wszystko na temat okazji i promocji: Promocje LCC i tradycyjne
Kwestia orientacji patrząc przez okno i google earth. Na lotniskach z których często się lata lub robi się zdjęcia to wystarczy dosłownie chwila spoglądnąć przez okno i wszystko jasne
Swietny, interesujacy raporcik i fotki.
Osobiscie wole z wlasnego doswiadczenia AF niz KLM, do tej pory mialem szczescie do dobrej obslugi, a ta
mademoiselle od wody moze miala jakis zly dzien
Zakładki