Dawno się tak nie uśmiałem Super relacja. Wariat z Ciebie niezły
Ponaglany i z poczuciem niespełnionego obowiązku spieszę z zaległą relacją:
Pierwowzór był gotowy z 3 tygodnie temu, ale złośliwość rzeczy martwych sprawiła, że przed ostatnim kliknięciem publikującym cały tekst, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów komputer najzwyczajniej w świecie padł:/ Trochę śniegu spadło zanim ponownie naszła mnie wena, w czym też niewątpliwie ma zasługę świąteczna ociężałość. No ale do rzeczy!Geneza tego dość karkołomnego wypadu jest bardzo prosta: mam nierówno pod sufitem Lot w tą i z powrotem jeszcze uchodzi, 4 sektory pod rząd z półgodzinnymi przesiadkami zmieniają wyraz twarzy znajomych na lekko zaniepokojony, szóstka wiąże się z pukaniem w czoło, więc domyślcie się reakcji na ósemkę. Zdecydowanie nie nadaje się to do publikowania na publicznym forum. No cóż, zawsze chodziłem własnymi ścieżkami a takie wyczyny pozwalają w jakiś sposób odróżnić się od sztampowych osobników, klonów których niestety coraz więcej na ulicach.30.11 POZ-LTN-POZ-TRF-POZ-NYO-POZ-DSA-POZ by W!zz - wszystkie loty tego dnia z poznańskiej bazy
Jak pomyślałem, tak też zrobiłem, najpierw pojawiły się bilety do Torp, potem Skavsta i Doncaster w okazyjnych cenach, no i Luton na deser. Tutaj wielkie dziękuję dla wszystkich, którzy zatroszczyli się o mój portfel i możliwość powrotu do domu w razie nieprzewidzianego obrotu sytuacji! Zgodnie z udzielonymi radami i zdrowym rozsądkiem nabyłem także awaryjny bilet do Modlina (sic!), z którego jednak nie zamierzałem skorzystać. Wszystko ładnie, pięknie, dzień przed wylotem METARy, TAFy itp. były po mojej stronie, ale zdziwienie przyszło z najmniej oczekiwanej strony. Odprawiając się na wszystkie loty, na ten najbardziej wrażliwy pod względem przesiadki LTN-POZ wklepałem sobie obywatelstwo afgańskie! Opanowawszy atak śmiechu wyobraziłem sobie osobną kolejkę i szczegółowe przeszukanie. Całe szczęście wyglądem nie przypominam raczej Taliba, turbana też nie noszę, ale dla pewności ogoliłem lico by rozwiać ewentualne wątpliwości
I POZ-LTN
Studenckie czwartki mają to do siebie, że wraca się późno, w różnym stanie, no i przeważnie autobusem nocnym, którym to postanowiłem dostać się na lotnisko. Co tu dużo gadać, wyróżniałem się z otoczenia. Na lotnisku rytualny papieros przy bocznym wejściu do terminala, standardowe procedury i już zostałem powitany na pokładzie. Zdziwienie załogi widzącej mnie w drodze do Londynu przerodziło się w jeszcze większe, gdy poinformowałem o planie na cały dzień. Moje cztery litery doceniły z kolei fakt, że nie jest przewidziana podmiana samolotu i zakładając powodzenie przy przesiadce, dane mi będzie cieszyć się wygodnymi fotelami przez najbliższe kilkanaście godzin. Także wszystkie punkty sprzyjające półgodzinnym przesiadkom zostały spełnione: po primo znajoma załoga, po secundo dobra pogoda i po tertio start zgodnie z czasem rozkładowym.
Podczas lotu spać mi się nie chciało, książka też nie za bardzo wciągnęła, więc skorzystałem z IFE, skupiając się na wschodzącym słońcu i przelatujących niedaleko samolotach. Nad Amsterdamem rozpoczęliśmy zniżanie, pokręciliśmy trochę nad UK i korzystając z autoland’a znaleźliśmy się z powrotem na ziemi. Szybka checklista czy wszystko mam, życzenie powodzenia od załogi, która jakby co miała wstrzymać odlot wsadzając nogę między drzwi, no i ruszyłem. Zgodnie z prawem Murphy’ego zajęliśmy końcowy gate 1, czyli poranny jogging gwarantowany. Skorzystałem ze sprawdzonej metody, tzn. dużo mówiłem i machałem kartą pokładową, dzięki czemu ludzie przepuszczali mnie z uśmiechem na twarzy, a obsługa lotniska kierowała mnie do ekspresowych kolejek Starszej pani przy kontroli paszportowej poprawiłem chyba humor na cały dzień, tłumacząc przeznaczenie wszystkich kart pokładowych. Tym oto sposobem przeszedłem strefę przylotów i na dwie sekundy stanąłem przed terminalem by przygotować się na sprint do samolotu.
II LTN-POZ
Jak dowiedziałem się w poprzednim etapie, obywatelstwo afgańskie nie powinno raczej stanowić problemu, jednak dla pewności postanowiłem nie korzystać z machania kartą pokładową. Przyspieszyłem tylko kroku i ciągle mówiłem o odlocie samolotu za 20 minut, będąc kierowanym w ten sposób do szybszych kolejek. Wszystko szło bardzo sprawnie, buty nie piszczały, a aparat mógł pozostać w torbie. Spore tempo, karkołomne wyprzedzania w terminalu oraz lądowanie sporo przed czasem sprawiły, że pod bramką zjawiłem się jeszcze przed ostatnim wezwaniem. Pierwszy kamień spadł z serca. Na schodach zostałem powitany szerokimi uśmiechami Oli i Moniki oraz podniesionym kciukiem z kabiny pilotów
Płyta w Luton:
A takie tam w słońcu:
Potem już standardowe procedury: boarding completed, safety demo (zdecydowanie preferuję wersję live, szczególnie w takim wykonaniu), 2 Easyjet’y przed nami i fascynujący widok na zamglony Londyn:
Sam lot był bardzo spokojny, przelotówek za oknem jak na lekarstwo, poza tą jedną:
podejście nad miastem:
miękkie lądowanie i wydawałoby się, że już nic złego nie może mnie spotkać.
III POZ-TRF
Ponieważ nadchodzący lot był dla mnie wyjątkowy, postanowiłem upamiętnić go jakimiś drobiazgami dla załogi. Transport busami do hali przylotów, spacer przez terminal oraz małe zakupy zajęły trochę czasu. W ostatniej chwili zorientowałem się, że to już last call i jeszcze w trakcie wszystkich kontroli krzyczałem, żeby nie zamykać bramki. Setny lot na pokładzie Wizz Air’a chciałem spędzić na najbardziej uczęszczanej przeze mnie trasie i całe szczęście udało się Po starcie udałem się na pogawędkę do tylnego bufetu. Po powrocie do mojego miejsca czekał na mnie suto zastawiony stół:
3 razy upewniałem się czy właściwie trafiłem, ale jak się dowiedziałem „Setny lot, jest co świętować”
Sektory do Skandynawii nie należą do tych długich, więc chwilę potem znaleźliśmy się na ziemi, gdzie przywitał nas spory mróz i pierwszy śnieg tegorocznej zimy.
Wylądowaliśmy trochę przed czasem, więc tym razem postanowiłem wyjść poza terminal.
IV TRF-POZ
Gdy po chwili znalazłem się z powrotem w hali odlotów boarding jeszcze się nie rozpoczął. W tym czasie uwieczniłem samolot KLM’u, wychodząc na chwilę dzięki uprzejmości handlingu przed terminal.
Nie jest to już co prawda Fokker, ale zastępstwo otrzymał godne. Stojąc na końcu kolejki jedna twarz wydawała mi się znajoma. Lotnictwo.net.pl rządzi, gdyż okazało się, że był to użytkownik Momopoznan, który również wybrał się na pół godziny do Norwegii Czasu mieliśmy zdecydowanie więcej, gdyż w tym oto egzemplarzu:HA-LPL
jak się dowiedziałem podczas boardingu, na ucho, z „dobrze poinformowanego źródła” padło APU. Rozruch silników w takim przypadku wygląda dość ciekawie: start jednego z ground air, krótkie buchnięcie gorącego powietrza na kabinę, wypychanie połączone z podniesionymi obrotami pracującego już silnika, który kołysze lekko cały samolot na wszystkie strony, szczekanie PTU, drugi na chodzie, no i tyle, możemy startować. Po locie przyszedł jeszcze czas na pamiątkowe zdjęcie z załogą jubileuszowego lotu, jednak ze względu na brak autoryzacji pozostanie ono w prywatnych zbiorach
Podczas wychodzenia z samolotu, nauczony poprzednią przesiadką, poprosiłem o przekazanie informacji do bramki, że w ostatniej chwili może przybłąkać się pewien osobnik.
V POZ-NYO
Okazało się to przydatnym posunięciem, ponieważ ponownie wpadłem w ostatniej sekundzie. Na tą część wyprawy dołączyli znajomi, więc ciemności za oknem nie stanowiły problemu. Zmieniła się także załoga i summa summarum zabrakło tylko Maćka w kokpicie, by powtórzyła się ekipa z:
http://lotnictwo.net.pl/3-tematy_ogo...wnie_w_zz.html
O zmęczeniu nie było mowy a plecy doceniały doświadczenie B/E Aerospace w produkcji foteli. Na płycie w Skavsta standardowo France:
Wie ktoś może ile oni mają egzemplarzy w malowaniu Comunitat Valenciana?
VI NYO-POZ
Przejście przez kontrolę nie sprawia tu najmniejszych problemów (chyba że ktoś zapodzieje dowód osobisty, ale to już inna para kaloszy), tak więc ze spokojnym sumieniem mogę polecić to lotnisko na półgodzinne przesiadki. Ze względu na brak ogrzewania podczas postoju, przemycony przeze mnie na pokład bałwan miał szansę przetrwać w tylnej kuchni przynajmniej do połowy lotu Zasiadając w rzędzie awaryjnym, z pewnych względów na piosenkę wypadu nominowana została:
i nie może opuścić ona głowy do dzisiejszego dnia Przy wyjściu ponownie poprosiłem o przekazanie informacji do bramki i ruszyłem przed siebie rozpocząć ostatni etap wyprawy.
VII POZ-DSA
Idąc przez terminal już z daleka widziałem uśmiechnięte Panie z POZ Airport Services. Gdy poinformowałem o wydarzeniach całego dnia, wzbudziłem niemałe poruszenie i za wyjątkowość wyczynu otrzymałem priority boarding Taki skromny frequent flyer z wszelkimi udogodnieniami można by rzec.
Znowu ciemno za oknami, więc większość czasu spędziłem kursując między bufetami. Przed lądowaniem zająłem strategiczne miejsce z przodu samolotu by nie marnować cennego czasu, wychodząc uprzedziłem panią z handlingu o mich zamiarach, która niezwłocznie przekazała tę informację dalej, no i się zaczęło…
VIII DSA-POZ
Nauczony poprzednią wizytą w Doncaster wiedziałem, że aby uniknąć panów w wielkich czapach na głowie, aparat należało trzymać w torbie. Tak też zrobiłem, ale zacząłem żałować tego, że obsługa lotniska dowiedziała się o moich zamiarach. Oczywiście jeszcze na płycie 10 razy potwierdziłem, że nie posiadam żadnego bagażu rejestrowanego, bo i po co, ale najwidoczniej odpowiedź nie docierała do odpowiedniej klepki w głowie… Sama kontrola po przylocie przeszła w miarę sprawnie, ale już pierwsza kontrola kart pokładowych była co najmniej dziwna. Język Szekspira nie jest dla mnie zagadką, którą z kolei stanowił dialekt pani zza lady. Wyłączając kompletnie słuch i skupiając się tylko na ruchach rąk doszedłem do wniosku, że karta pokładowa nie jest właściwa Przecież nie był to pierwszy dzień jednostronnych kart pokładowych?!?
Widząc, że tłumaczeniem niczego nie osiągnę, wyrwałem tej pani boarding card oraz czytnik z ręki, przyłożyłem go do odpowiedniego kodu kreskowego i nagle kolor na monitorze zmienił się z czerwonego na zielony. Korzystając z wyraźnego zaskoczenia owej pani obrotem sprawy, ruszyłem w kierunku kontroli bagażowej, skąd dochodziły ponaglenia i groźby zamknięcia bramki. Dziesięć kroków dalej odgłosy te zaczęły mieszać się z krzykiem damy z poprzedniego stanowiska, jednak ani ja, ani nikt inny na nie nie reagował. Pojawiło się za to pytanie „why?” powtarzane niezliczoną ilość razy, jednak nauczony poprzednimi stanowiskami zbyłem je milczeniem. Jedynie pani w dość już podeszłym wieku spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem mówiąc „you are really crazy, but I like it”
Przechodząc do hali odlotów zacząłem się zastanawiać, co jeszcze może mnie spotkać i tym większe było moje zdziwienie, gdy okazało się czeka mnie jeszcze pół godziny oczekiwania na boarding. I po co był ten pośpiech? Mniejsza o to, najważniejsze, że mogłem spokojnie zasiąść w samolocie i poddać się zmęczeniu, które po opadnięciu adrenaliny dało o sobie znać. Zbyt rozmowny to wtedy nie byłem, ale nikt nie miał mi tego za złe. Według szefa pokładu należał mi się medal, jednak Wizz Air nie jest na takie przypadki przygotowany. Wybaczam
Na prawdę byłem w Doncaster
To by było na tyle. Po powrocie byłem mocno zmęczony, jednak do samolotu nie czułem obrzydzenia. Co więcej, kilkanaście godzin później ponownie stawiłem się na pokładzie na trasie POZ-DTM-POZ. Wiem, że dla niektórych będzie to chore i nienormalne, ale tego nie zmienię i nawet nie zamierzam. Moje małpy, mój cyrk
Oczywiście wielkie podziękowania dla poznańskiej bazy Wizz’a bo to Was głównie zamęczam Oceniać nie będę, gdyż byłaby to ocena subiektywna, ale podsumowanie, że na pokładzie czuję się jak w domu, powinno wystarczyć. Tylko zmieńcie fotele w niektórych egzemplarzach
Przy okazji chciałbym życzyć Wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku, obfitującego w realizacje pasji, nie tylko lotniczych
Piotrek
Dawno się tak nie uśmiałem Super relacja. Wariat z Ciebie niezły
"Kiedy fruwałem pierwszy raz, poczułem życie. Nic mnie nie uciskało od spodu. Żyłem w pełni powietrza: wszędzie wokół powietrze,ani jednej bariery łamiącej powietrzne przestrzenie. Wszystko warto oddać za to, by znaleźć się w powietrzu i być żywym."
Fajny ten cyrk. Szczerze gratuluje wyczynu. To że na pokładzie nie są gotowi na medale to jedno, ale kierownictwo Ci winno jakiś dyplom przysłać.. Dalej w szoku jestem..
2013 bogatego w podobne przygody
Maciej Suliński
Cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych
Świetna relacja! Podoba mi się bardzo składanka, mam nadzieję, że kiedyś będę mógł coś takiego powtórzyć :P Ja jako siedemnastolatek dopiero tak naprawdę rozpoczynam przygodę z lataniem i póki co w styczniu czeka mnie 30 minutowa wizyta w Sandefjord
genialna relacja ! Znam te akcje z Doncaster, często tam latam i nigdy nie pozwolili mi spokojnie wsiąść do samolotu. Zazwyczaj na trasie DSA-KTW miałam kilkugodzinne opóźnienia, ale co tam najgorsze, że nigdy nikt o niczym nie poinformował a panie w check inach nic nie wiedziały, trzeba było samemu się prosić o wyjaśnienia ehh wszystko człowiek zniesie, żeby tylko polecieć.. dzięki za tą relację, miło było przy niej spędzić poranek!
"Not even death can make us part" in memory of my beloved angel 21.11.2014 [*]
Piotrek trzyma poziom . Ciekawe kiedy ja dostane jakis upominek od Wizza
Super Liczę, że w nadchodzącym roku uda mi się zaliczyć chociażby połowę z tego, co ty zrobiłeś jednego dnia
"I don't care much of where I'm going, because I fly 747 a Boeing"
Gratulacje wyczynu. Ja poprzestałem swego czasu na KTW>LTN>BRS>DUB>HHN tego samego dnia, potem nocleg w Hahn i powrót do KTW następnego dnia.
--
Leszek A. Szczepanowski
Moj rekord to 10, wszystkie nie wychodzac z samolotu
hmm mógłbyś się posunąć do większej ilości lotów nie koniecznie robiąc POZ coś tam POZ coś tam i nie do LTN czy Doncaster a bliżej... Np rozpoczął byś od POZ i zakończył w POZ Nie uważam,że jesteś jakimś psycho... każdy z nas ma jakiegoś hopla.
Zakładki