Fajna relacja.
Czyli Swiss już lata swoimi samolotami na WAW-ZRH, a nie 737 Lufthansy?
Od czego zaczac hmmm...
bilety do Pekinu kupilismy we wrzesniu zaraz po powrocie z 2-tygodniowego plazowania nad Morzem Czerwonym i kilka miesiecy przed wylotem na Langkawi (opis tutaj Malezja w lutym :) ). Cena byla na tyle kuszaca, ze racjonalne myslenie raczej odpada Lot Swissem, trasa WAW-ZRH-PEK-ZRH-WAW. Do tego doszedl sentyment do linii, poniewaz jej poprzedniczka czyli Swissair lecialem pierwszy raz samolotem i tez do Zurychu Dodatkowo po okazyjnej cenie udalo sie dokupic dolot KRK-WAW, wiec prawie wszystko bylo skompletowane.
Przyszedl czas na zalatwienie wiz (wielkie uklony za pomoc dla Macka. Dobrze, ze nie ceni sie jak dobry manager, bo w kolejkach spedzil sporo czasu ) i dokupienie powrotu.
Wstepnie plan byl taki, ze wylot mamy 26.04 KRK-WAW, ponad 2h na przesiadke w WAW i potem juz na jednym bilecie. Po powrocie 4.05 noc w WAW i powrot nastepnego dnia do KRK by PKP. Plany planami... o tym pozniej.
Spakowani w dwa 6-kg plecaki, a w nich oprocz ubran rowniez wydruki rezerwacji, polisa, kilka kart platniczych na wszelki wypadek oraz ogolny zarys planu zwiedzania udajemy sie na lotnisko. Odlot z 5 minutowym poslizgiem, wiec bez obaw. W WAW ladujemy tradycyjnie przed rozkladem, bo juz po 35 minutach.
Pierwszy lot Q400 i bardzo pozytywne wrazenie, choc wydaje mi sie, ze fotele sa nieco wezsze niz w ATR’ach. Krotki spacer do hali przylotow i czekamy na otwarcie bramki Swissa, zeby pobrac karty pokladowe. Bylismy jedynymi nieposiadajacymi kart i byl z tym jakis problem (drukarka nie chciala sluchac pracownikow obslugi), ale po kilku minutach karty zostaly dostarczone. Lot WAW-ZRH na A320 i przy wejsciu od razu lekkie rozczarowanie (nas akurat nie dotyczylo), poniewaz skrupulatnie sprawdzano liczbe i rozmiar bagazu podrecznego.
Przez chwile poczulem sie jak w Wizzie czy Ryanie. Ok, czepiam sie
Szybki boarding, po drodze slyszymy ze zalapal sie tez jakis standby, i zajmujemy miejsca w 8 rzedzie. Samolot przyjemny, niemal identyczny w srodku jak Austrian, ktorym lecielismy ponad rok temu. Catering skromny, czekoladka firmowa Swiss
croissant i napoje.
Na dzien dobry trzeba bylo sprobowac szwajcarskiego piwa
Przed Zurychem zostalismy na kilkanascie minut w holdingu i o 11:50 gladkie ladowanie. Spacer przez rekaw do hali przylotow, nastepnie pociag do kolejnego terminala i oczekujemy na boarding do A330. Nigdy nie lecialem tym modelem, wiec bylem nieco ciekawy komfortu podrozy, zwlaszcza ze fotele sa w ukladzie 2-4-2. Podczas boardingu kilka osob dostalo upgrade do business. Oczywiscie lekka zazdrosc w takich sytuacjach, zwlaszcza ze jednym ze szczesliwcow byl facet wchodzacy 2 osoby przede mna Dziewczyna wchodzaca za nim uslyszala od sympatycznego pracownika: you have upgrade, but no seat a ja na zart co z moim, uslyszalem, ze next time Faktycznie roznica w komforcie na pierwszy rzut oka wygladala na spora, ale nie mielismy okazji sie przekonac. Moze i dobrze ?
Samolot wystartowal ponad 30 minut po czasie, ale do Pekinu mial doleciec rozkladowo. Kapitanem byl mezczyzna trojga imion niestety zapamietalem tylko Jean, chociaz powtarzal je kilka razy w 3 jezykach
Po starcie na poczatek podano menu
oraz snacki i napoje a nastepnie obiad
Na deser piwko z okazji 200 tys km w powietrzu (w tamtej chwili mialem przebieg jak slynny zolty Fiat 1313 ) Lot przebiegal spokojnie, system rozrywki znacznie bogatszy od znanego z A380 w Lufthansie, ale trzeba bylo sie wyspac, bo przylot planowo po 5 rano i nastepnie zwiedzanie miasta.
Sniadanie dosc skromne, na zimno
potem gladkie ladowanie w smogu
i ruszamy do kontroli paszportowej Hala przylotow/odlotow ogromna, mnostwo przeszczeni (wybaczcie, ale nie moglem powstrzymac sie gdy zobaczylem ten wyraz w innym poscie na forum ), ludzi brak o tak wczesnej godzinie. Po szybkim przejsciu kontroli udalismy sie pociagiem do glownego terminala (T3).
Sobota 27.04
Poniewaz bylo przed 6 rano czyli pora nieco za wczesna na rozpoczecie wycieczki po miescie, postanowilismy pojechac autobusem, gdyz jedzie znacznie dluzej niz pociag.
Na poczatek podeszlismy do informacji z pytaniem o mape. I tu pierwszy raz uswiadomilismy sobie, ze wycieczka moze byc dosc ciekawym przezyciem Na pytanie prostym angielskim czy sa mapy Pekinu, pani jedynie wzruszyla ramionami dajac do zrozumienia, ze bez chinskiego jezyka nie mamy czego tu szukac. Oczywiscie chinski mielismy w malym paluszku, ale wczesna pora jakos wybila nas z rytmu Probowalismy na rozne sposoby wyjasnic co mamy na mysli, jednak efekt byl zaden i odpuscilismy
Pierwszy autobus rusza ok. 7, wiec kupilismy bilety (to bylo juz dosc latwe, poniewaz pokazalismy na tablicy dokad chcemy jechac), wsiedlismy do autobusu typu Autosan z lat ’80 i zajelismy „wygodne” miejsca. Nastepnie do autobusu wsiadla kilkuosobowa grupka rodakow, ktorzy dosc glosno rozmawiali i po chwili podszedl do nich mezczyzna pytajacy polish-english „mowiczie po polszku ?”. Okazalo sie, ze to Amerykanin znajacy w przeszlosci kogos z Polski i nauczyl sie jezyka, w prezencie dostal od ekipy paczke kabanosow
Gdy ruszylismy z lotniska zrozumielismy czemu wiekszosc wybiera pociag. 3-4 pasmowe drogi totalnie zakorkowane, co akurat wyjatkowo bylo dla nas zbawienne, bo moglismy sie przespac Do miasta dotarlismy po ok. 100 minutach, wobec planowanych 45min.
Opuszczamy autobus i udajemy sie w kierunku hotelu znajdujacego sie kilka kilometrow dalej. Po drodze mijamy dworzec kolejowy i zahaczamy o kilka sklepow, aby zapoznac sie z chinskim handlem i napojami typu ice-tea. Nastepnie krotka przerwa regeneracyjna pod Brama Zhengyang na poludniowej stronie placu Tiananmen. Tam przekonalismy sie jak czesto pluja Chinczycy (zatrwazajaca czestotwliosc) oraz zapoznalismy sie ze sprawnoscia policjantow przeganiajacych nielegalnych handlarzy np, gotowana kukurydza. Taka pokazowka, bo handlarze wracaja po kilku sekundach
Po krotkim odpoczynku ruszamy dalej, tym razem udajac sie na boczne uliczki (hutongi), po drode mijajac targ
Z ciekawosci kupilismy kilka truskawek i wtedy dotarlo do nas, ze wszystkie ceny sa podane za 500g a nie za 1 kg. Madry Polak po szkodzie Truskawki skonsumowane, smakuja jak te nasze, czyli nic nowego skoro sprowadzaja je z Chin
Idziemy dalej. Droga coraz trudniejsza, niewyspanie daje o sobie znac, ale bedziemy twardzi. Po ok. 2 km kolejna przerwa i jestesmy tuz tuz przed hotelem. Czyli jakies 2-3 km Przechodzac waska uliczka znajdujemy bazarek, gdzie mozna kupic roznego koloru (i zapewne w roznym wieku) jajka
Nie zglebialem tematu chinskich jajek, ale niektore odmiany wyjatkowo dziwnie wygladaly a ich aromat odstraszal za bazarkiem trafiamy na okienko z lokalnymi daniami i wybieramy wyszukana potrawe, czyli kawalki kurczaka z grzybami do tego ryz (w sumie 2 duze pudelka) i tu nastepuje pierwsze zderzenie z jakze przyjemna chinska rzeczywistoscia. Za calosc placimy.... 8RMB, czyli 4zl Pudelka zabieramy i szukamy dogodnej miejscowki. Znajdujemy w poblizu murek i na nim urzadzamy sobie piknik (obok 3-pasmowej drogi). Tam sie spokojnie rozbijamy i patrzymy na miny miejscowych, ktorzy co chwile wybuchaja smiechem na nasz widok. Probujemy jesc paleczkami, ale nieco niezdarnie nam to idzie. Po chwili jakby z nieba spadla na nas mloda Chinka z lyzka (taka porcelanowa do chinskich zupek, nie tradycyjna, ale dobre i to). Tak szybko jak sie pojawila, tak samo zniknela. Zauwazylismy tylko do ktorych drzwi weszla. Lyzka szlo nam juz duzo lepiej, ale w dalszym ciagu lokalni nasmiewali sie z nas, choc nie bylo w tym drwin tylko ogolnie budzilismy w nich wspolczucie Po zjedzeniu i oddaniu lyzki zblizamy sie do hotelu. Jest 12, hotel od 14, ale probujemy. Bez problemu nas zameldowali i po szybkim prysznicu mozna sie lekko zdrzemnac
Po zregenerowaniu sie wyruszamy na podboj okolicy w towarzystwie nawigacji Nokia Maps, pieszczotliwie zwanej Mirella. Im dalej odchodzimy od glownych ulic, tym czesciej przykuwamy spojrzenia miejscowych. Po kilkukilometrowym spacerze dochodzimy w okolice zoo, po drodze spotykajac znajome logo Carrefoura
Po malych zakupach wracamy do hotelu i idziemy spac.
Niedziela 28.04
W niedziele rano budza nas koscielne dzwony (zart ), idziemy na sniadanie, gdzie czeka nas mila, choc nieco juz znajoma z Kuala Lumpur niespodzianka. Sniadanie wyglada jak przyzwoity obiad, nie wiadomo co nakladac na talerz, bo oczy zjadlyby prawie wszystko. Radzimy sobie jakos i nakarmieni i napojeni wyruszamy w kierunku placu Tiananmen.
Poruszanie sie metrem jest uciazliwe z 2 powodow:
- Ogromne tlumy, poruszajaca sie morze ludzi. Chinczycy wsiadajac do metra nie uznaja pierwszenstwa ludzi wysiadajacych. Tam wygrywa wiekszy, zreszta tak samo jak na ulicach, gdzie pieszy na zielonym jest traktowany jak pieszy na czerwonym. Choc nie mialem z tym problemu to jednak przyzwyczajenie nakazywalo mi przepuscic wysiadajacych Dosc szybko zrozumielismy dlaczego najpierw sie wsiada. Otoz chodzi o miejsca siedzace. W Polsce czy tez innych krajach, ktore odwiedzilismy, nigdy nie bylo takiej walki o miejsca siedzace w komunikacji miejskiej. Natomiast w Pekinie wolne miejsce w metrze istnieje przez 1-2 sekundy. Ledwo czlowiek mrugnie powiekami i juz ktos na nim siedzi.
- Wszedobylskie skanery bagazu podrecznego, takie jak na lotniskach. Poniewaz caly czas podrozowalismy z plecakami (kazda noc w innym hotelu), trzeba bylo je sciagac po kilkanascie razy dziennie. Na szczescie cena przejazdow metrem – 1 zł - poprawiala humor.
Po przejechaniu kilku przystankow docieramy na pod Brame Niebianskiego Spokoju
z portretem Najwiekszego z Najwiekszych
Na dzisiaj zaplanowalismy Zakazane Miasto. Ustawiamy sie w kolejce do kasy nr 1. Po kilku minutach uswiadomilem sobie, ze nie wybralismy pieniedzy z bankomatu a cennika nigdzie nie ma, ale przeciez Chiny to cywilizowany kraj i na pewno w kasie mozna placic karta a jesli nie to gdy uznaja polskie legitymacje studenckie to moze wystarczy nam gotowki.
Strzelcy maszeruja
Kolejka do kas:
Dochodzimy do kasy i od razu mila pani mowi, ze legitymacje nic nie daja a karta mozna placic w kasie nr.... 5!
OK, przyjdziemy innym razem
Wychodzimy w kierunku placu.
Troche kiepska panorama placu Tiananmen:
Widok z Zhengyang Gate na Zhengyang Gate Jianlou:
a tu widok w druga strone, czyli na centralne miejsce placu, tj. MAOzoleum
i jeszcze panorama z Mao w centralnej czesci:
Przechodzimy przez bramy
i udajemy sie w kierunku handlowej ulicy Qianmen. Odnowiona ulica ze sklepami znanych marek, ale zachowala swoj klimat. Nie rzucaja sie w oczy neony firm, trzeba sie dobrze przygladnac, aby znalezc jakies znane logo.
Odbijamy w jedna z bocznych uliczek, potem w kolejna i jestesmy juz w typowej chinskiej czesci, gdzie znalezc mozna wiele sklepow i jeszcze wiecej restauracji
Po przejsciu kolejnych kilku uliczek dochodzimy do jednego z wielu w tych okolicach hutongow, czyli starych dzielnic mieszkalnych, w ktorych czas sie zatrzymal. Miejscowi graja w rozne gry planszowe/karciane
a takze spedzaja czas na nicnierobieniu
Po spacerze udajemy sie do hotelu i po krotkim odpoczynku wracamy w kierunku zakazanego miasta, w okolice znanych ulic handlowych Wangfujing i Dengshikou, gdzie mozna sprobowac lokalnych potraw na jednym z wielu stoisk:
a tu cos wyjatkowego
Po kolejnym dlugim spacerze powrot do domu i do jutra
Poniedziałek 29.04
Pobudka, szybkie sniadanie (juz nie tak wykwintne jak dzien wczesniej, ale nie ma co narzekac), zabieramy plecaki i w droge
Pogoda duzo ladniejsza, wiec postanowilismy wrocic na ulice Qianmen
Piechota udajemy sie w kierunku Swiatyni Nieba. Po drodze przechodzimy przez hutongi, ktore bardzo przypadly mi do gustu
zatrzymujemy sie na piwna przerwe w jednym ze sklepow
piwo to jest dostepne chyba w kazdym sklepie, przed wejsciem stoi co najmniej kilka skrzynek zlocistego trunku, w cenie do 2zl za butelke 0,6L
Zblizajac sie do swiatyni (polegamy caly czas na Mirelli), mijamy rikszarzy, ktorzy mowia nam, ze wejscie jest od drugiej strony. Oczywiscie nie potrafili nas przekonac i za kilka minut dotarlismy na miejsce
Kupujemy bilety, rowniez ulg nie uznaja i wchodzimy na teren ogromnego parku:
Wsrod drzew urzadzamy sobie krotka przerwe, ktora przechodzi plynnie w dluzsza drzemke
Z naszych obserwacji wynika, ze Chiny sa dosc bezpiecznym krajem jesli chodzi o kradzieze, wiec niespecjalnie przejmowalismy sie czy plecaki leza blisko nas, czy tez sa bezpiecznie zamkniete. Nikt nam nic nie ukradl, wiec wyspani mozemy isc dalej
Pod wieczor idziemy w kierunku hotelu z mieszanymi odczuciami, poniewaz to byl jedyny hotel, gdzie nie mielismy potwierdzonej na 100% rezerwacji. Na miejscu okazalo sie, ze obawy byly sluszne. Godzina 20:30 a my jestesmy bez hotelu, bez internetu... Jedziemy do hotelu, w ktorym mamy spac za 2 dni i chcemy wynajac pokoj. Na dodatek wysiadamy na zlej stacji metra – nazwy roznily sie krotkim dopiskiem. Nie mam juz ochoty isc do metra i znowu sie przesiadac na kolejne linie, wiec idziemy piechota. Po ponad 20 minutach docieramy na miejsce. Okazuje sie, ze z okazji 1 maja wszystko jest zajete i odsylaja nas do sasiedniego. Tutaj rowniez pelno, wiec szukamy dalej. Coraz pozniej, hoteli brak a jesli jakis jest to cena zaporowa. W Mc Donald’s probujemy zlapac Wi-Fi, ale nie dziala. Wracamy wczesniejszego hotlu bo przypomnialem sobie, ze maja Wi-Fi. Zgadza sie, bez problemu pozwalaja nam skorzystac, podaja haslo. Na bookingu znalazlem hotel kilka kilometrow od nas. Pytamy w recepcji ile moze kosztowac taxi, podano nam, ze ok. 10zl. Zatrzymujemy taxi na ulicy, podajemy adres po czym kierowca pomachal rekami i zamknal mi drzwi przed nosem.
Drugiego nie zatrzymam, metro jeszcze jezdzi i nim dotrzemy
Po 23 jestesmy w hotelu, mowimy o naszej rezerwacji a recepcjonistka informuje nas, ze maile odbiera szef, ktory spi, wiec nic nie zalatwimy. Na szczescie pokazalem jej rezerwacje i dostalismy pokoj (ostatni!) i mozemy odetchnac z ulga.
Na dobranoc jeszcze chinskie piwko...
Wtorek 30.04
Rano zbieramy sie w kierunku Zakazanego Miasta. Podejscie nr 2, tym razem z gotowka
Po drodze do metra mijamy
a w kolejce po bilety scianka z jezykami przewodnikow audio:
Podchodzac do kasy, zobaczylem w okienku mloda, sympatyczna dziewczyne, wiec na pewniaka wyciagam legitymacje a ona z usmiechem podaje kwote nizsza niz jej kolezanka przy podejsciu nr 1
Zadowoleni wchodzimy do Zakazanego Miasta, gdzie od samego poczatku spotykamy tlumy Chinczykow. Piekna pogoda, do tego swieto panstwowe, wiec idealna pora na zwiedzanie.
Nie bede sie rozpisywal nad poszczegolnymi zdjeciami, bo musialbym zajrzec do przewodnika. Powiem tylko, ze idziemy z poludnia na polnoc. Wybaczcie
Przy wyjsciu z ZM trafiamy na naganiacza na wycieczki i nawet mu ulegamy, bo zaoferowal dobra cene za wycieczke do muru w Mutianyu i umawiamy sie na nastepny dzien.
Idziemy do Parku Jingshan, gdzie wspinamy sie na gore Feng Shui, skad mozemy obejrzec m.in. Zakazane Miasto z gory
Po krotkim odpoczynku schodzimy z gory w kierunku polnocnym. Po drodze spotykamy 2 sympatyczne Australijki, ktore dzieki Mirelli odprowadzamy pod jezioro, ktorego szukaly natomiast sami udajemy sie w dalsza droge, w kierunku uliczek handlowych przy jeziorze Qianhai
po drodze oczywiscie zatrzymujac sie na piwko, gdzie pewien starszy Chinczyk zaskakuje nas pytaniem „what is your nationality?”. Nie wiemy czy byl swiadomy gdzie jest Polska, ale odpowiedz przyjal z usmiechem i gdy wychodzil milo sie z nami pozegnal
Tutaj dowod, ze Chinczycy jednak znaja jezyki obce
Metrem dojezdzamy do Parku Olimpijskiego, gdzie zbudowano 7-gwiazdkowy hotel
a tu slynne Ptasie Gniazdo, gdzie Tomasz Majewski w pieknym stylu zdobyl zloto w 2008r.
W drodze do hotelu mijamy duzy sklep i dokumentujemy nasza wizyte w nim
Koniec kolejnego dnia, pora spac.
Środa 1.05
Tym razem wczesniejsza pobudka, bo rano wyjezdzamy w kierunku muru. O ile ktos po nas przyjedzie
Na szczescie bus dotarl i jako ostatni dolaczamy do miedzynarodowego towarzystwa (Rosja, Francja, Kazachstan, Chiny).
Na poczatek fabryka nefrytu:
Nastepnie jedziemy do grobowcow Ming, gdzie przechodzimy przez brame do nieba, ale wracamy przez nia (wiec nie ma sie czego obawiac jesli chodzi o dalszy ciag relacji )
Po powrocie do busa ruszamy w dalsza trase. Ponad godzine drogi do muru. Droga mija dosc szybko, okolica malownicza. Kazdy czeka na mur
W koncu docieramy i na poczatek udajemy sie na lunch w restauracji pod murem.
Po posileniu sie idziemy do wejscia. Mozna wyjechac kolejka linowa lub wejsc schodami. Krotsza droga szybkim krokiem to 20 minut. Wydaje sie dosc dlugo, dlatego podejrzewam, ze mocno wydluzony ten czas.
Poczatki sa przyjemne. Ale tylko poczatki Z czasem jest coraz ciezej... Ale widzac mur na wyciagniecie reki, dostaje dodatkowych sil i ide rownym krokiem.
Uffff mur zdobyty !
20 minut i ani chwili krocej... teraz czas odpoczac
A w takich okolicznosciach przyrody odpoczywa sie wyjatkowo przyjemnie
Kolejka do kolejki (i do zjezdzalni):
i jeszcze mapka okolicy
Podczas zejscia liczylismy schody. 1055 stopni ! Robi wrazenie
Czekamy na reszte wycieczki i wracamy do miasta. Przy wjezdzie do miasta dosc duze korki i docieramy do kolejnego punktu, czyli fabryki jedwabiu, gdzie poznajemy proces produkcji a nastepnie herbaciarnia, gdzie na zdjeciu widzimy znajoma twarz
Zmeczeni wracamy do hotelu, aby rano udac sie na dworzec poludniowy, gdzie czeka nas kolejna atrakcja
Czwartek 2.05
Na poczatek sniadanie w przydworcowej knajpie
paleczkami smigamy juz jak starzy wyjadacze
Dworzec Poludniowy w Pekinie:
a tu nasz pociag do Tianjin
Po przyjsciu na dworzec chcielismy kupic bilety, jednak nie bylo juz na interesujacy nas kurs a kasjer nie chcial wspolpracowac odsylajac mnie do nastepnego okienka. Podszedlem bez kolejki, spytalem lodych Chinczykow stojacych przy kasie czy znaja angielski. Gdy potwierdzili, powiedzialem co potrzebuje, powiedzieli kasjerce, poprosila o paszporty i po zaplaceniu 20zl od osoby otrzymalem bilety do 13-milionowego „miasteczka” lezacego ponad 110km na poludniowy wschod od Pekinu. Nie interesowalismy sie co mozna zobaczyc w miescie, zalezalo nam zeby przejechac sie szybkim pociagiem
Cala trase, z przystankiem mniej wiecej w polowie drogi, pociag pokonuje w niecale 40 min, rozwijajac maksymalna predkosc...
Bardzo przyjemna podroz, w ogole nie dalo sie odczuc predkosci.
Po wyjsciu z dworca kupujemy powrotny bilet i idziemy na autobus, ktorym chcemy gdzies dojechac. Pytamy mloda Chinke dokad jezdza autobusy, uslyszelismy, ze to shuttle bus i mozna nim dojechac do dworca i tam przesiasc sie w cos do centrum. Stoimy w kolejce do 4 zamknietych autobusow. Kilku Chinczykow cos mowi, dziewczyna tlumaczy, ze autobus nie pojedzie i trzeba jechac taxi. Chetnych nie znalezli
Po kilkunastu minutach przychodzi kierowca i ruszamy do... Nie wiemy dokad
Po ok. 40 minutach docieramy na dworzec
przegladamy mape i wsiadamy do metra do centrum miasta kupujac takie „bilety”
Centrum Tianjin wyglada tak:
Miasto wyglada jak gigantyczny plac budowy.
Po spacerze idziemy sie cos napic do przydroznej restauracji, gdzie mozna wybrac jedno z wielu zapewne smacznych dan:
a w drodze na metro mijamy.... przemila niespodzianke
i jeszcze zdjecia slubne:
a teraz czas na obiad przed podroza, lokalna wersja wrapa, o niebo lepsza od znanych nam z sieciowek:
miejska wypozyczalnia czego ?
Wracamy na dworzec i czekamy na autobus jadacy na dworzec szybkiej kolei. W budce pytamy o ktorej odjazd. Oczywiscie facet nas nie rozumie, wiec pokazuje zegarek i nr autobusu. Odpowiedz bez zmian, wiec czekamy. Na przystanek podchodzi kolejny facet, ktory tez nie udziela nam odpowiedzi. Pojawia sie mlody Chinczyk, mowiacy po angielsku i tlumaczy innych ludzi z przystanku. Podobno autobus na nasz pociag nie dojedzie i trzeba jechac taxi. Mlody Chinczyk i jeszcze jakis inny ulegli namowom. My jestesmy twardzi i czekamy.
Zbliza sie 17:50 i przyjezdza autobus. Pociag o 19:58, wiec czasu az nadto.
Ruszamy i po chwili... Korki! Mega korki na 3-4 pasmowych drogach. Ale jestesmy spokojni.
Do czasu
Czasu coraz mniej, korki nadal sa. Po jakims czasie opuszczamy jednak centrum i korki znikaja, ale kierowczyni niespecjalnie sie spieszy. Zaciskamy zeby ze zlosci, bo braknie nam kilku minut. Jednak udaje sie dojechac i ok. 18:50 jestesmy pod dworcem. Szybki bieg w kierunku peronu, oczywiscie kontrola biletow i plecakow, ale lajtowo nas traktuja (zauwazylem, ze bardzo sympatycznie nas traktowali przy tych kontrolach, podczas gdy Chinczykow wielokrotnie dokladnie sprawdzali), na koniec pracownik ochrony poklepal mnie po plecach i kazal biec
Uffff, jestesmy przed czasem
Wsiadamy do pociagu i po 40 minutach wysiadamy w Pekinie.
Szybkie zakupy w przyhotelowym sklepie, gdzie zobaczylismy:
i mozna isc spac po wycieczce
Piątek 3.05
Ostatni dzien w Pekinie zaczynamy pysznym kurczakowym (mam nadzieje ) sniadaniem
chodzimy jeszcze starymi sciezkami i potem udajemy sie do hotelu niedaleko lotniska aby sie odswiezyc. Juz bez plecakow wracamy jeszcze do miasta na pozegnanie i tym razem wczesnie do spania, bo o 4:30 mamy busa na lotnisko. W hotelu skorzystalismy jeszcze z sauny a potem z darmowego piwa, na ktore kupony dostalismy po przyjezdzie
Sobota 4.05
Pobudka, wymeldowanie i krotka przejazdzka hotelowym busem na lotnisko. Senna atmosfera o tej porze, ruch praktycznie zaden i czekamy na boarding:
slabo widac, ale ten pan po lewej
mial przed soba wage lazienkowa i sprawdzal bagaze
Lekko opozniony start i przed nami ponad 10h w fotelu.
Na szczescie fotele w A330 Swissa sa bardzo wygodne, wiec podroz minela spokojnie, bez uszczerbku na zdrowiu. Na poczatek dostalismy menu,
potem przekaske, sniadanie:
nastepnie deser – lody
i obiad:
10h 25 min po starcie ladujemy w Zurychu.
Wysiadamy i dziemy po bilety na pociag do miasta, bo o 17 kolejny lot, do WAW.
Pociag jedzie ponad 10 minut i pierwszym miejscem, w ktore udajemy sie w miescie jest moja ulubiona kolejka
Pojechalismy kolejka Polybahn pod Politechnike i az chcialo mi sie krzyknac z niej „Kwinto, ty draniu!” nawiazujac do najslynniejszego kasiarza XX wieku
Widok na miasto:
i na hotel, w ktorym spalem 15 lat temu po pierwszym locie
Jeszcze kilka fotek z bardzo drogiego miasta:
Toi-toi wszedzie znajdzie swoje miejsce
ponizej zywa reklama sklepu z ciuchami, dziewczyny tanczyly na wystawach i przed sklepem
Przyjezdamy na lotnisko, ustawiamy sie w kolejce i czekamy na boarding. Po chwili slysze przyjemne slowa w jezyku niemieckim, dla pewnosci czy dobrze zrozumialem czekam na wersje angielska i z usmiechem na twarzy ide do gate.
OVERBOOKING !!!!
Oczywiscie jestesmy pierwszymi ochotnikami i czekamy czy wszyscy sie zglosza. Po kilkunastu minutach oczekiwania juz wiemy, ze zostajemy w Zurychu
Hotel 4*, obiad, transfer + po 311CHF na przedplaconej karcie maestro, ktore mozna od razu wybrac z bankomatu
Poniewaz mielismy bilety dobowe, po zameldowaniu sie w hotelu i obiedzie pojechalismy ponownie do miasta, po drodze spotykajac sympatycznego Izraelczyka.
Spacer po miescie, powrot do hotelu, piwko za overbooking i pora spac, bo przed 6 wyjazd na lotnisko.
Niedziela 5.05
W 5 minut dojezdzamy na lotnisko, idziemy do gate i.... overbooking! Ale tylko 1 osoba. Poniewaz zaraz po mnie podeszla jakas dziewczyna to odpuscilem, zwlaszcza ze juz skorzystalismy
Planowy dolot do WAW i jedziemy autobusem 175 na centralny. Po drodze oddaje kupione wczesniej e-bilety PKP i w kasie kupujemy nowe, drozsze bo pociag zatloczony, ale stac nie bedziemy, skoro Swiss placi i jedziemy 1 klasa. Zenujaca 1 klasa TLK.
Po drodze we Wloszczowie (Wloszczowej?) mamy 20-minutowy postoj, o ktorym nikt nie mowi. Okazuje sie, ze roboty na torach sie skonczyly, ale rozkladow nie beda zmieniac, bo to kosztowne.
Nie bede sie wypowiadal na temat PKP, bo to forum lotnicze, wiec przemilcze rzucanie miesem.
Po 14 docieramy do Krakowa (planowo, czyli bez overbookingu mielismy byc po 17 )
Koniec relacji, dziekuje za dotrwanie do konca i do nastepnej relacji.
Skad tym razem ?
Czas pokaze
PS. Z Chin przywiezlismy grype, ale chyba nie ptasia, bo odpuscila po kilku dniach
PS 2. Na 3 loty tradycyjnymi liniami w ciagu ponad roku, skutecznosc overbookingu to 66%
Fajna relacja.
Czyli Swiss już lata swoimi samolotami na WAW-ZRH, a nie 737 Lufthansy?
Fajna relacja, wspomnienia wróciły Hutongi i bary w nich były zdecydowanie najlepsze.
Pozdrawiam
Krzysztof Moczulski
Bardzo fajna relacja. Jeszcze tylko 3 dni i w sobotę 25 maja mam nadzieję oglądać Pekin na własne oczy.
Ja byłem w Chinach przez 22 dni w kwietniu i powiem Ci, że zdjęcia z Pekinu i okolic mamy bardzo podobne Jak chcieliście sie przejechać szybką kolejką to polecam w Shanghaju transrapid maglev w godzinach szczytu 430km/h za 80 yuanów w dwie strony wrażenia jak się mijamy z drugim maglevem niesamowite:P
a co się stało,że mieliście overbooking? relacja świetna, włąsnie dziś słyszałamże chinczycy zupełnie się różnią od japoczyńczyków, relacja półgodzinna, ale cóż w pracy za ścianą pokoju mam samych podróżników
Zakładki