10 załącznik(ów)
WAW-SEA-PAE-WAW czyli wyprawa po złote runo ;) [w miarę na żywo]
Ta podróż zaczęła się de facto podczas podparyskich targów w Le Bourget. Podczas spotkania dla dziennikarzy z Prezesem Boeinga, Jimem McNerney’em pomyślałem, że właściwie to tak naprawdę odbieranie ‘kluczyków do samolotu’ to całkiem interesujący temat. Z relacji widzimy że samolot wylatuje z Paine Field, przylatuje do Polski, a za kilka dni wchodzi do służby... a co się dzieje w międzyczasie? Dzięki uprzejmości Boeinga i PLL LOT będę się mógł o tym przekonać. Jedyny warunek – stawić się w Seattle.
No więc padło na kombinację LO1 i dalej UA1662. Na Okęciu stawiam się o godzinie 11. Do stanowisk odprawy klasy biznes nie ma żadnej kolejki, więc cały proces przebiega totalnie bezproblemowo. Pan spisuje nazwę hotelu w Everett, DOC OK, dostaję boarding z miejscem 2F i udaję się do kontroli bezpieczeństwa. Tu również zupełnie pusto – dwie torby pełne elektroniki i sprzętu foto nie wywołują większego wrażenia – pan się chwilę przygląda, ale na szczęście nie muszę niczego wyjmować. Do kontroli paszportowej kolejka nieco większa, ale muszę przyznać że panie pograniczniczki radzą sobie znakomicie – wszyscy pasażerowie spoza EU odsyłani są do swojej kolejki, dzięki czemu ruch w kolejce ‘unijnej’ odbywa się naprawdę sprawnie.
Po mniej więcej dziesięciu minutach melduję się w Bolero. Nie byłem tu od czasu przebudowy i muszę powiedzieć że sporo się zmieniło. Na plus to, że jest więcej miejsca i wyposażenie jest dużo bardziej gustowne – ale brakuje mi tych szezlongów, na których można było się wyłożyć i obserwować samoloty na płycie. Zaopatrzenie praktycznie takie samo jak w Polonezie. Szybki prysznic i jako że muszę jeszcze nieco popracować tylko sok pomidorowy i lektura bieżących maili. Tablica wyświetla boarding na godzinę 12:05 i faktycznie zaczyna się zgodnie ze wskazaniem wyświetlacza.
Załącznik 1788
Do SP-LRC, który wykonuje nasz rejs podpięte są dwa rękawy dzięki czemu w klasie biznes jest naprawdę spokojnie.
Załącznik 1789
Zajmuję miejsce przy oknie i za chwilę pojawia się stewardessa z welcome drinkiem – do wyboru sok, woda i szampan (Piper). Punktualnie zostajemy wypchnięci ze stanowiska i kołujemy do progu 29 – od zajęcia miejsca nie mogę oderwać oczu od okien. Są takie duże i wszystko przez nie widać... I to, co rzuca się w uszy to cisza... Dreamliner jest naprawdę bardzo cichym samolotem. Przed nami dwa samoloty do startu – zajmujemy miejsce na pasie po SP-LIM. Rozbieg i... rotacja. Byłem bardzo ciekaw jak samolot zachowuje się przy pełnym obciążeniu (242 pax). I tu zaskoczenie – odrywamy się naprawdę nie tak daleko za krzyżówką.
Majestatycznie przelatujemy nad Babicami, Puszczą Kampinoską, Płockiem i dalej standardowo w stronę Darłowa. Zawsze mijając Grudziądz chwila pamięci o załodze SP-LBG ‘Tadeusz Kościuszko’, której dramat rozpoczął się właśnie w tych okolicach. Na wznoszeniu nieco turbulencji, więc serwis zaczyna się z lekkim opóźnieniem.
Załącznik 1790Załącznik 1791
Co się zmieniło? Jest nowe menu, lepszy wybór win, a jakość jedzenia naprawdę jest bez zarzutu. Leciałem ostatnio wszystkimi przewoźnikami grupy LH i myślę że jeśli chodzi o klasę business LOT nie ma się czego wstydzić – jedyne do czego mógłbym się przyczepić to te totalnie dziś passe barokowe opisy dań. Nie mam zupełnie nic do Pani Gessler – miałem ją okazję poznać nie tak dawno na pokładzie samolotu z Toronto, gdzie okazała się naprawdę sympatyczną kobietą, ale szczerze mówiąc uważam gwiazdę Fukiera za nieco przyblakłą i popularną jedynie pośród zagranicznych wycieczek korzystających z przewodników po Warszawie. W międzyczasie, z czego jestem naprawdę dumny, w moim mieście powstało naprawdę wiele miejsc, które biją na głowę kreatywnością i smakiem Fukiera. Nie wspomnę o Modeście Amaro, bo to zbyt oczywiste, ale stołeczni gurmandziści mogą na pstryknięcie palcem wskazać tuzin interesujących miejsc, z których można wybrać ambasadorów polskiego smaku na pokładach PLL LOT. Na szczęście w wersji angielskiej opisy dań są napisane po ludzku, bez zbędnych udziwnień.
Załącznik 1792
Na przystawkę tatar z łososia z bardzo wyrazistym serem kozim – świetna kombinacja.
Załącznik 1793
Jako danie główne pstrąg z puree ziemniaczano-pietruszkowym.
Załącznik 1794
Załącznik 1795
Później sery i deser. Jeśli chodzi o moje podniebienie, to jest ono ukontentowane, zwłaszcza chilijskim Sauvignon Blanc i niezawodnym Bailey’s :)
Po serwisie kolor świateł w kabinie zmienia się symulując zachód słońca, okna zostają wyciemnione i jest czas na odrobinę zajęć. Spisuję wywiad z Panem Kapitanem Henrykiem Krasowskim, z którym miałem przyjemność lecieć również do Chicago. Ponad pół godziny nagrania spisuje się prawie dwie godziny, ale znów czuję te emocje ze spotkania tak niezwykłego człowieka.
W międzyczasie do dyspozycji jest barek z przekąskami i napojami, z którego można się śmiało częstować. Po spisaniu wywiadu czas na sprawdzenie oferty IFE. Jest dość podstawowa – kilka seriali, cztery filmy polskie i kilka pozycji amerykańskich – tutaj myślę że pasażerowie mogą odczuwać pewien niedosyt. Świetnym pomysłem był ten niedawno rzucony na forum, aby dodać klasykę polskiego kina – choćby tę wytwórni ‘Kadr’, która jest dostępna na YouTube. Jednak niezmiennie moim ulubionym filmem jest mapa podróży i jak zawsze w długim locie Chopin. Nie wiem dlaczego, ale na przelotowej ‘wchodzi mi’ tylko Chopin i ewentualnie Miles Davies. Mijamy Inverness i przypominam sobie, że zawsze sobie z kolegą obiecujemy objazd dystylerni whisky na północy Szkocji... później Grenlandia i na mapie Godthab! :).
Załącznik 1796
Nad Amerykę wlatujemy dość mocno na północy w okolicach Fort Chimo. Chopin się kończy i zaczyna grać składanka tego, co przez lata władowałem do telefonu... Przy J.M. Jarre przypominają mi się czasy kiedy miałem ‘Kajtka’ (protoplasta walkmana) i siedząc nad brzegiem lokalnej ‘smródki’, czyli kanału Bródnowskiego patrząc na postępy budowy Trasy Toruńskiej (po drugiej jej stronie były pola PGR Bródno, dokąd Mama ganiała mnie po mleko prosto od krowy) – patrzyłem wtedy w niebo i marzyłem o tym, żeby kiedyś zobaczyć ten kawałek ziemi z nieba... I czas na drugi serwis. ‘Niebo’ w kabinie się rozświetla stopniowo i zupełnie nieinwazyjnie – naprawdę świetny patent. Przypomina mi się, że widziałem to już wcześniej – w Virgin America.
Załącznik 1797
Dania również smaczne – gruszka w szynce parmeńskiej i pulpety warzywne z kopytkami. I zupełnie niezauważenie wlatujemy nad jezioro Michigan... Zamiast zwyczajowego podejścia znad jeziora ATC kieruje nas nieco okrężnie, zawracamy nad Rockford i lądujemy w Chicago... Bardzo szybka i bezproblemowa odprawa (coś mam dzisiaj naprawdę szczęście..), w pociąg do terminalu 1 i wizyta w United Club, skąd nadaję :) Jak ktoś narzeka na poziom Poloneza, to polecam wizytę tutaj...