Przez ostatnie dni siedziałem na kursie (CBSP) i nie miałem czasu nic dopisać. Ponadto słońce zapomniało, że tutaj jest lato i zasłoniło się grubą warstwą chmur olewając ziemię tropikalnymi deszczami. Ale dzisiaj (w sobotę) kurs się skończył o 13 i słoneczko pokazało swoją uśmiechniętą buzię, więc popędziłem co sił popływać w Atlantyku (w lutym!!!). Woda ma 25c, więc na pierwsze wejście jest "brrrr", ale potem popluskać się można, oczywiście służbowo, bo na prywatę na delegacji czasu nie ma!!!
W międzyczasie nasunęło mi się kilka spostrzeżeń dotyczących Brazylii.
Najpierw cofnijmy sie myślami do Rio de Janeiro. Tam ma się bardzo dobrze zawód windziarza. W hotelu gdzie spędziłem pierwszą noc w Ameryce Południowej była winda z korbą jak w tramwaju - w lewo na dół, w prawo do góry. W wieżowcu gdzie mieściła się przychodnia korba służyła tylko do otwierania i zamykania drzwi, natomiast do jazdy w gore i w dół operator używał innej magii, nie zdążyłem załapać jak to robi. Windziarza wstyd mi było sfocić, ale za to macie inny ciekawy zawód: Pucybut
W Rio można się także natknąć na dosyć ciekawą zabudowę kolonialną:
małpki na drzewach:
Oraz bardzo dziwne samochody, na przykład pickup FIAT STRADA:
Ile ja się naszukałem soli podczas pierwszego śniadania. Okazuje się, że jest w saszetkach, bo w solniczce zaraz by zawilgotniała. Ale w niektórych miejscach w saszetkach też jest wilgotna. Będąc przy soli, wspomnijmy o jedzeniu. Kuchnia jest bardzo smaczna, a z ciekawostek to odkryłem, że bardzo popularna jest tutaj sałatka warzywno-ziemniaczana z majonezem, pochodzi to chyba od Polskiej emigracji, która się tu osiedliła w latach 70tych dziewiętnastego wieku. Ponadto jest ryż, kasze, makarony, warzywa, mięso, dobre pieczywo, kiełbaski. Kiedy byłem w sklepie - dużym supermarkecie, to ceny żywności wydały mi się bardzo wysokie, zwłaszcza owoców. No ale jak Kiwi importują, to co się dziwić.
W osłupienie wprawiły mnie gniazdka elektryczne w pokoju. Oto wyłącznik światła zintegrowany z gniazdkiem:
Widziałem już gniazdko, z którego "środek" wyleciał i zostały gołe blaszki, oczywiście "pod prądem". I szukaj tu po nocy wyłącznika.
Niestety, z takiego gniazdka korzystać nie mogę, przejściówka "europejska" tam nie wchodzi.
Ale prawie wchodzi za to do drugiego typu gniazdek, które również mogą się znajdować w tym samym pomieszczeniu:
Do dziurek okrągłych prawie wchodzą wtyczki europejskie a do "szparek" wtyczki amerykańskie. Tzn Europejskie jak wspomniałem wyżej wchodzą "prawie", bo mają za grube bolce i trzeba wciskać mocno.
Po niewczasie dowiedziałem się, że napięcie w gniazdku może być loterią - zależy od instalacji domowej, może być zarówno 220V jak i 110. Na szczęście moje zasilacze (do laptopa, aparatu i telefonu) są wielonapięciowe i działają jak trzeba.
Przy okazji stwierdziłem, że Brazylijczycy mają za dużo energii.
Zaczęło się, że poszedłem w hotelu pod prysznic, gdzie był tylko jeden kran z wodą. Umyłem się pokrzykują w chłodnej wodzie, ale rano podczas rozmyślań przy posiedzeniu mój wzrok padł jeszcze raz na prysznic, a raczej na deszczownicę:
Okazuje się, że ta głowica to nic innego jak przepływowy podgrzewacz wody. Zamiast zainstalować na dachu 300 litrową beczkę pomalowaną na czarno w której przez cały dzień grzała by się woda, to oni wolą używać do tego prądu. Dojeżdżając do i z miejsca kursu dokładnie pooglądałem sobie domki, a raczej dachy zwłaszcza od strony północnej i nigdzie nie zauważyłem paneli słonecznych które w/g właśnie w tym kierunku powinny być położone. Bogaty kraj!!!
A Krzyż Południa?
Niestety, około godziny 18:00 błękit nieba ustąpił chmurom, z których spadł następny deszcz tropikalny i które teraz chyba robią sobie "selfie" bo strasznie flesze błyskają w górze i słychać pomruki, że nieładnie wyszły.
Zakładki