Rzut oka na Afrykę z zachodu i trochę z południa
Przepraszam, o której planujemy lądowanie?
Za około 35 minut, czyli o 18:50.
To świetnie, tylko mój samolot satrtuje o 19:10!
A dokąd?
Do Johannesburga.
Spokojnie, o 21:20 jest następny, dużo czasu.
Wróciłem na miejsce i mając trochę czasu zacząłem rozmyślać o ostatnich tygodniach.
Cztery tygodnie temu samolot przywiózł mnie z Amsterdamu, gdzie z kolei znalazłem się wracając z Lagos w Nigerii. Widać spodobałem się Afryce, skoro chce mnie jeszcze gościć, bo zaraz po powrocie musiałem wypełnić wniosek o wizę kraju zwanego Namibia. Wstyd przyznać, ale o istnieniu takiego miejsca na ziemi dowiedziałem się dopiero z wniosku wizowego.
Załatwianie formalności potrwało 4 tygodnie i zakończyło się wręczeniem mi kartki ze spisem lotów i kserem faxu o przyznaniu wizy dla mnie i jeszcze 9 innym osobom. Karka z lotami obwieszczała, że rejs BA55 spędza w powietrzu 11 godzin i przysługuje mi miejsce w klasie ekonomicznej samolotu A380. Firma BA pozwoliła mi zarezerwować miejsce przy wyściu awaryjnym - zawsze to lepiej, ale tak pięknie zaplanowany rejs się potrzaskał o jedno małe spóźnienie samolotu. Ale co się dziwić, bo samolot prowadzili Zmiennicy (Jacek Żytkiewicz i Kasia przebrana za Koniuszkę) gdyż rejs miał nr 1313. Po zamknięciu drzwi grzecznie nas poinformowano, żeby absolutnie się nie niepokoić nieco inną procedurą startu, bo zepsuty jest APU (i tu poszły wyjaśnienia co to jest i czym się to je) więc jeden silnik odpalimy na stanowisku postojowym, a drugi normalnie - po wypchnięciu.
http://i1363.photobucket.com/albums/...psxqdnfngh.jpg
Po przyziemieniu poszedłem do okienka BA gdzie przerzucili mnie na lot BA57 wykonywanym starym, poczciwym JumboJet'em.
http://i1363.photobucket.com/albums/...psmxi7n9eo.jpg
Jak było do przewidzenia wszystkie porządne miejsca już dawno były rozdrapane zostały tylko niedobitki. Dostał mi się przedostatni rząd, miejsce G (przy przejściu); pocieszeniem było zapewnienie, że E i F są wolne. NIestety, okazało się, że je ktoś je potem zajął.
Jumbo startuje bardzo ciekawie, po rotacji trochę trzeba odczekać na wznoszenie.
Lot upłynął ... jakoś. Ekraniki w B747 są bardzo małe, więc samolotową filmotekę zignorowałem skupiając się na czytaniu książki na tablecie, chodzeniu na spacery i wysiadywaniu na jumpseacie. Nareszcze lądowanie, krajobraz widziany przez okno inny niż wszystko co widziałem do tej pory. Samolot łagodnie się zniża i czuć wstrząsy kiedy wszystkie szesnaście kół w czterech tylnych goleniach siada na pasie.
Lotnisko w Johannesburgu zrobiło bardzo miłe wrażenie. Ustawiłem się w kolejce dla osób nie potrzebujących wizy. Przed podejście do urzędnika jeszcze skan kamerą termowizyjną w poszukiwaniu rozgorączkowanych. W RPA nie trzeba było wypełniać żadnych kart do lądowania. Urzędnik zeskanował paszport, spytał się którym lotem przyleciałem i oddał paszport z uśmiechem mówiąc "Welcome to South Africa" - nieczęste, a bardzo miłe. Cło przepuściło mnie bez problemu i teraz trzeba było zmienić terminal z A na B.
Zaraz po wyjściu rzucił się do mnie "pomagier", w uniformie i z plakietką. Pozwoliłem mu się zapowadzić do check-in a potem pokazał mi przejście do bramek. Za uslugę dostał 5 USD; był bardzo niezadowolony bo chciał 10 GBP. Zapytałem się grzecznie dlaczego liczy sobie za godzinę pracy 100 baksów, gdyż mi poświęcił raptem 10 min, po drugie na pewno mu tyle nie dam bo nie niósł mi torby, a mógł. Odszedł mrucząc pod nosem jakieś zaklcia voodoo lub inne. Prawdę mówiąc trochę mu zadziałało, bo na drugi dzień miałem lekkie rozwolnienie.
W strefie ogólnodostępnej nie ma żadnych ciekawych sklepów, ale idąc do bramek jest ich już mnóstwo. Można kupić skórę żyrafy za jakieś 6000 złotych, można kupić także skórę czegoś mniejszego (antylopy?) za 300. Są rzeźbione figurki, drewniane maski, pisanki ze strusich jajek, bębenki (ale nijak się mają do tego co przywiozłem z Nigerii). Coś trzeba będzie wybrać przy powrocie. Podszedłem do bramki z wyświetlonym lotem nr SA1701 do Walvis Bay i spojrzałem na ludzi poubieranych w wysokie buty, płaszcze lub kurtki. Przy przejsciu do autobusu zrozumiałem dlaczego - pomimo polara na grzbiecie wiatr przewiał mnie po plecach porządnie. Pani prowadząca autobus po lotnisku zrobiła nam długą wycieczkę; gdy wysiadłem to zacząłem się zastanawiać czy dalej jsteśmy na lotnisku czy może przez przypadek zajechaliśmy do muzeum lotnictwa. Samolot B737-200 był hmmm ... wiekowy i to bardzo; pod skrzydłami miał podczepione silniki starego typu.
http://i1363.photobucket.com/albums/...psnnn185pd.jpg
Pasażerów wszystkiego było ze 40-50 więc samolot miał trzy klasy: biznesową z szerokimi fotelami z przodu, oddzieloną od nich zasłonką klasę ekonomiczną siedzącą:
http://i1363.photobucket.com/albums/...psxqaugj2n.jpg
która płynnie przechodziłą w klasę ekonomiczną leżącą, z moimi zwłokami na pierwszym planie:
http://i1363.photobucket.com/albums/...ps4y7z8eca.jpg
Demonstracja przedstartowa szybko minęła, bo środków bezpieczeństwa nie za dużo. Ot: pasy, tlen, wyjścia awaryjne. Kamizelek ratunkowych brak, jeśli przeżyjesz katastrofę na wodzie to trzymaj się poduszki od siedzenia.
http://i1363.photobucket.com/albums/...pshixphrb8.jpg
Nam to na szczęście nie grozi bo lecimy nad pustynią. Po starcie uciąłem sobie godzinną drzemkę. Po przebudzeniu (moim) podeszła do mnie stewardesa z pudełczkiem z jedzeniem (sałatki z kaszką kus-kus i kawałek żółego sera) i kilkoma puszkami picia do wyboru. Po przebudzeniu i posiłku należało się udać do pewnego miejsca w ogonie samolotu nazywanego czasem HEAD :-) gdzie skorzystałem z urządzenia posiadającego taką klapkę jaka mi była znana ze starszych pociągów opatrzonych znakiem PKP. Przez chwilę nawet się zastanawiałem gdzie wypada urobek: do zbiornika czy na tory, tfu chciałem napisać: pustynię.
http://i1363.photobucket.com/albums/...pstozxdoq1.jpg
A pod nami rozciągały się pustynie Bostwany a potem Namibii. Tymczasem wśród tej pustynii samolot obniżał swój lot i wylądował na pasie w szczerej pustyni. Po wyjsciu z samolotu było jeszcze zimniej, ale wystarczyło się ustawić w miejscu osłoniętym od wiatru a słoneczko wiszące nad północną częscią horyzontu zaczęło mocno przygrzewać. Tym razem trzeba było wypełnić kartę do lądowania, potem jeszcze drugą opisującą stan zdrowia, potem znowu spoglądanie przed obiektyw kamery termowizyjnej i kolejka do dwóch urzędników paszportowych. Trzeba było odczekać ze 20 min na swoją kolej, więc rozejrzałem się po pomieszczeniu dworca lotniczgo, który się okazał dużym namiotem poprzedzielanym dwumetrowymi na wysokość ściankami z płyty pilśniowej, ozdobionej na górze zwojami drutu kolczastego oraz plakatami nawołującymi do powstrzymania korupcji.
Urzędnik postukał w komputer, odnalazł potrzebny wpis grzmotnął pieczątkę i już mogłem odebrać swój bagaź i własnoręcznie położyć go do maszyny prześwietlającej zawartość; w mojej chyba nie było nic ciekawego, bo mogłem wyjść na zewnątrz wprost w objęcia chłodnego, pustynnego wiatru.
http://i1363.photobucket.com/albums/...pswprslcha.jpg
http://i1363.photobucket.com/albums/...pssjrf819v.jpg
http://i1363.photobucket.com/albums/...ps7izzgdin.jpg
Jeszcze tylko 15 minutowa jazda busikiem:
http://i1363.photobucket.com/albums/...pshwrxy2xg.jpg
http://i1363.photobucket.com/albums/...ps0nlyqfvt.jpg
i można się było wpakować na motorówkę:
http://i1363.photobucket.com/albums/...pss6qq8zod.jpg
http://i1363.photobucket.com/albums/...pswbofqpei.jpg
która w następne 15 min dowiozła mnie do statku kotwicującego na redzie:
http://i1363.photobucket.com/albums/...psbkfa6e3f.jpg
na którym spędzę najbliższy tydzień:
http://i1363.photobucket.com/albums/...psu4fdbbqo.jpg
w miłym towarzystwie:
http://i1363.photobucket.com/albums/...psvchnosvw.jpg