Część 4: W głąb codzienności
Ostatni dzień w El Nido oznaczał konieczność przemieszczenia się z północy na południe wyspy. W drogę powrotną świadomie wybrałem się za dnia, żeby poobserwować palawańską przyrodę za pomocą szkiełka i oka (a raczej oka przez szkiełko) a nie jak poprzednio tylko czucia. Tym razem udało mi się trafić na klimatyzowany Roro Bus więc podróż była dużo bardziej komfortowa. Dzięki temu mogłem poobserwować niespieszne życie wyspiarzy, które utrwalało się z mojej pamięci za pomocą szybko przeskakujących kliszy. Większość z nich pokrywał ogrom niczym nieskrępowanej zieleni, która anektowała każdy niezagospodarowany skrawek ziemi.
Gdzieś pomiędzy tą wielką zielenią tkwiły wątłe drewniane chatki, wśród których poza zwierzyną tuczną, krzątały się dzieci z zaciekawieniem spoglądające w stronę drogi, jakby czekały aż ktoś przyjedzie i zabierze je do lepszego Świata.
Autobus znów zawinął do podupadłego portu TayTay i zacumował na dobrą godzinę, co pozwoliło mi na utrwalenie tej zatłoczonej przystani, do której na motorkach lub tricyklach przybijali coraz to nowi przybysze. Głównie po to być coś sprzedać lub kupić na położonym nieopodal targu.
Jedni handlowali a inni po ciężkim dniu pracy i wtarganiu kilku worków na werandę musieli zrobić sobie małą przerwę w pracy:
W końcu po prawie 8 godzinach drogi dotarłem do dworca autobusowego w PueroPrnicessa i tricyklem pomknąłem do mojego hotelu Blue Lagoon Inn & Suites:
Blue Lagoon
Hotel składał się z sympatycznych domków zanurzonych w zielonej gęstwinie wokoło takiej oto błękitnej laguny.
Była też bardzo sympatyczna restauracja. Cena za pokój z klimatyzacją i łazienką wynosiła ok 120 PLN. Hotel podawał też smaczne śniadania w kilku wariantach za ok. 15 PLN. Ponadto można było sobie wykupić wycieczkę np. do podwodnych jaskiń. W cenie pokoju był też transfer na położone tuż obok lotnisko.
Ja z tej opcji nie skorzystałem, bo stwierdziłem, że nigdy jeszcze nie szedłem na lotnisko pieszo - 10 minut spacerem i już byłem w zatłoczonym budynku terminala. Szybko jedna musiałem z niego wyjść - do bankomatu po gotówkę - bo okazało się, że każdy wylatujący pasażer musi na Filipinach opłacić dodatkowo podatek wylotowy w kwocie ok. 20 PLN na lotach krajowych i ok. 60 PLN na lotach międzynarodowych.
Lot 5: 19.10.2015: PPS-MNL, 5J636, A320, godz. 12:00-13:20, 1h20min
Niestety mój lot do Manili tak jak poprzednie wyloty tego dnia był opóźniony, w związku z czym w Sali odlotów panował duży tłok. Po ponad godzinie czekania trochę zacząłem się denerwować, że moje 3,5h zapasu w Manili mogą bardzo szybko stopnieć. W końcu z ponad godzinnym opóźnieniem wystartowaliśmy. Niestety nie mogliśmy wylądować. Zrobił się korek powietrzny bo kontrolerzy w Manili nie wyrabiali się z obsługą lotów. Tym samym krążyliśmy nad Manilą niczym sępy nad padliną dobre pół godziny. Kiedy wylądowaliśmy została mi godzina do mojego lotu do Dubaju. Znowu czekał mnie bieg przez manilskie terminale, ale dzięki temu miałem jeszcze chwilę na mały lunch.
Lot 6: 19.10.2015: MNL-DXB, 5J7944, A330, godz. 16:35-21:40, 9h35min
Niestety Airbus A330 Cebu Pacific do Dubaju był wypełniony prawie do ostatniego miejsca, co przy konfiguracji 3-3-3 nie dawało komfortu podróży. W związku z tym przez prawie 9 godzin w przeludnionym samolocie czytałem między innymi o przeludnieniu w polskich mieszkaniach i blokach na 13 pięter Springera! Polecam!
Ocena lotów z Cebu Pacific:
Czystość i stan kabiny: 8/10
Komfort: 4/10
Punktualność: 7/10
Cabin Crew: 8/10
Obsługa naziemna lotu: 8/10
Średnia: 7
Zakładki