Strona 3 z 5 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 41 do 60 z 93
Like Tree457Likes

Wątek: LIVE Na narty do Chile oraz Boliwia, Peru i Kolumbia w wakacje

  1. #41

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie


    Polecamy

    Kolejny dzień planujemy spędzić na szusowaniu w Nevados de Chillan. Rano jak zwykle jedziemy pod stok a tam dostajemy informację, że wszystkie duże wyciągi są zamknięte z powodu silnego wiatru na górze. Zostają nam małe orczyki na dole i ośle łączki Niestety prognoza jest niekorzystna i ta sytuacja może potrwać do jutra włącznie. Szybka narada i decyzja (kobiety tak nie potrafią) - jedziemy do Santiago, a po drodze skorzystamy z wód termalnych, z których słynie również Nevados de Chillan oraz pojedziemy nad wybrzeże Pacyfiku zwiedzając Chile od środka po drodze. Jutro zaś zaatakujemy nowy ośrodek narciarski - Valle Nevado.
    Baseny termalne są po drodze do Las Trancas. Korzystamy, zwłaszcza, że na zewnątrz około zera (wiem, w Polsce upały) a widoczki są super






    Woda ma 40C i spokojnie po kilkunastu minutach kąpieli można się wytarzać w śniegu
    Jedziemy dalej w głąb Chile. Po drodze takie widoczki w miasteczkach.







    Zjeżdżamy z Panamericany i przejeżdżamy trasą, gdzie położone są najwspanialsze chilijskie winnice - no ale jest zima więc nic jeszcze tam nie ma



    Po zjeździe z autostrady, mamy kilkadziesiąt kilometrów do wybrzeża - kończy się nam paliwo i spodziewamy się zaraz zatankować. Ale na długości prawie 70km nie ma żadnej stacji!! Co robić - stajemy w przydrożnym barze i pytamy. Hehe, nie my jedyni mamy takie problemy na tej drodze. Załoga baru jest doskonale przygotowana. Tankujemy najdroższe paliwo w Chile w przydrożnym barze



    Dojeżdżamy do Pacyfiku do miejscowości Iloca


    Piękny i surowy ocean


    Idziemy do wybranej restauracji oczywiście na lokalne owoce morza i wino



    Pan z kuchni wyniósł odpadki rybne i się zakotłowało od ptaków



    Jedziemy zobaczyć średniowieczne miasteczko Vichuquen. Zapadł już zmierzch a my mamy jeszcze 350km do Santiago.







    Wbijamy się do hostelu grubo po 1 w nocy
    cdn

  2. #42

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie

    Wstajemy wcześnie aby dojechać prawie 40km do Valle Nevado. Przy wjeździe do doliny są wypożyczalnie i tam zaopatrujemy się w sprzęt. Okazuje się, że przez przypadek nasza wybrana losowo wypożyczalnia ma jakiś układ z Valle Nevado i sprzedaje vouchery na karnet z 20% obniżką. Hmm.. no dobra ryzykujemy. Okazuje się to strzałem w dziesiątkę. Stojąc w kolejce do okienka na dolnej stacji pokazujemy sąsiadom nasz voucher i ich miny są bezcenne. Voucher oczywiście działa J
    Wjazd do doliny jest przepiękny




    Droga wije się serpentynami w górę, Valle Nevado jest niedaleko La Parvy i część trasy się pokrywa.






    Dojeżdżamy do dolnej stacji a tam… pełny parking!! Dla nas to mały szok, bo już przyzwyczailiśmy się do pustek. No ale przepustowość gondoli dolnej jest bardzo wysoka i nie czekamy dłużej niż 10min do wyjazdu na górę.




    A tam, już taki wybór tras i wyciągów, że pomimo dość sporej ilości narciarzy, trasy dalej są przejezdne a kolejek do górnych wyciągów brak.



    Widzimy też, że w Valle Nevado jest o wiele lepsza jakościowo infrastruktura niż w La Parvie czy Nevados de Chillan. Tam nie było nowoczesnych, znanych nam wszystkim szybkich kanap tylko mocno wyeksploatowane podwójne lub potrójne kratownicowe krzesełka starej daty. No ale Valle Nevado uważana jest w Chile za ekskluzywny kurort narciarski. Na szczęście jest mnóstwo śniegu, świeci słońce a trasy przygotowane są wyśmienicie.











    Jeździmy na maksa aż do ostatniej kolejki o piątej (zmierzch zapada już o 18.30). Koniec zabawy na śniegu, czuję się „wyjeżdżony” i spełniony narciarsko (na pewien czas oczywiście )
    Żegnamy Andy narciarskie ale jeszcze się z nimi nie rozstajemy





    Jedziemy zobaczyć trochę Santiago. Jest to bardzo nowoczesne miasto z wysokimi biurowcami, niewiele różniące się od przeciętnego miasta europejskiego





    na ulicy handel kwitnie




    Wieczorem idziemy poszukać knajpy, gdzie będzie można pokosztować trochę dobrej wołowinki




    I bach – trafiamy do fajnego lokalu gdzie na naszych oczach kucharz przygotowuje a potem grilluje wybrane steki.




    Wołowina serwowana jest z sosami z owoców morza (pycha) i oczywiście butelką chilijskiego wina. Całość na szczęście nie drąży portfela zbyt mocno, a smakuje wybornie…




    Koniec pobytu w Chile, nazajutrz rano samolot do Boliwii (skąd do Was piszę te słowa)

  3. #43

    Dołączył
    Jun 2011

    Domyślnie

    Jakie sa ceny skipassow i czy stosunek cena/ilosc tras podobna jak w PL, EU?

    Tapnięte..


  4. #44

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie

    Dam podsumowanie takich kosztów na koniec relacji.
    KubaB likes this.

  5. #45
    Awatar artemius

    Dołączył
    Nov 2013
    Mieszka w
    MAD/KTW

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez hiszpan2007 Zobacz posta
    I bach – trafiamy do fajnego lokalu gdzie na naszych oczach kucharz przygotowuje a potem grilluje wybrane steki.
    Wołowina serwowana jest z sosami z owoców morza (pycha) i oczywiście butelką chilijskiego wina. Całość na szczęście nie drąży portfela zbyt mocno, a smakuje wybornie…
    Napisz proszę jak nazywa się ta knajpa, właśnie wybieram się do Santiago i chętnie bym przekąsił takiego dobrego steka, mniam!

  6. #46

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez artemius Zobacz posta
    Napisz proszę jak nazywa się ta knajpa, właśnie wybieram się do Santiago i chętnie bym przekąsił takiego dobrego steka, mniam!
    @Atremius, na szczęście zrobiłem przezornie fotkę szyldu. To restauracja Parilla, Manuel Montt 207, Providencia, Santiago


  7. #47
    ModTeam
    Awatar STYRO

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    EPRZ/RZE

    Domyślnie

    Parilla del Chef czyli po naszemu Ruszt Szefa
    Pozdrawiam
    STYRO

    LOS SUAVES - już nie pójdę na taki koncert ...

  8. #48
    Awatar artemius

    Dołączył
    Nov 2013
    Mieszka w
    MAD/KTW

    Domyślnie

    Dzięki za namiar. Jak hotel, w którym zamieszkam będzie w sensownej odległości żeby udać się tam piechotą to z pewnością spróbuję tych specjałów.

    @STYRO, a może po naszemu to "Ruszt Chef'a" bo ten szef w nazwie knajpy to tak z amerykańska mi wygląda.

  9. #49
    ModTeam
    Awatar STYRO

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    EPRZ/RZE

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez artemius Zobacz posta
    a może po naszemu to "Ruszt Chef'a" bo ten szef w nazwie knajpy to tak z amerykańska mi wygląda.
    Nie. Chodzi o szefa kuchni.
    Pozdrawiam
    STYRO

    LOS SUAVES - już nie pójdę na taki koncert ...

  10. #50

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie

    Rozpoczynamy wyprawę do Boliwii wczesnoporannym lotem LATAM. Wsiadamy do nowego A320 z sharkletami i lecimy do La Paz.



    Wkrótce po starcie rozwidnia się i zaczynam podziwiać pustynne krajobrazy północnego Chile.



    Dolatujemy w pobliże Sierra Gorda i podziwiam z samolotu wielkie kopalnie:



    To Minera Centinela:

    Krajobraz robi się coraz bardziej księżycowy, gdzieś tam pod nami rozpościera się Atacama







    Kolejna kopalnia w Ujna:



    kawałeczek dalej czynny wulkan (foty robię przez szybę pod słońce więc wyszło bardzo słabo )



    A chwilę dalej zaczyna się Salar de Uyuni - największe solnisko świata, pozostałość po wyschniętym jeziorze, jest położone na wysokości 3600mnpm oraz ma obszar 10500km kwadratowych. Również jeden z najbardziej płaskich obszarów na świecie. Przelatujemy obok, niestety też pod słońce:











    Lecimy nad Altipiano - gigantycznym płaskowyżem mającym prawie 4000mnpm na którym leży La Paz.





    Od tej nazwy pochodzi określenie przedmieść La Paz położonych na tym płaskowyżu - El Alto, zaczynają się długo przed właściwym miastem:



    Jak widać, nie ma tam grama dróg asfaltowych. Dolatujemy nad lotnisko El Alto ciągle na sporej wysokości, właściwe centrum La Paz leży w tej kotlinie na horyzoncie 400m niżej:





    Po czym pilot robi coś dziwnego, schodzimy ostrą spiralą na niższą wysokość:



    następnie już bardzo nisko nad lotniskiem robimy klasyczne 4 zakręty i lądujemy:




    Jesteśmy w La Paz na El Alto:



    Pogoda śliczna. Zamówiłem w Budget (przez stronkę Ryanaira) samochód -Suzę Jimny. W hali przylotów czeka na mnie facet z kartką Budget. Jestem jedyną osobą na lotnisku, która wynajmuje samochód. Idzie to w miarę sprawnie zwłaszcza, że lokales nie mówi ni w ząb po angielsku No ale nasz plan na dzisiaj to pojechać do centrum La Paz i zapłacić za jutrzejszy przejazd Drogą Śmierci a następnie pojechać ponad 160km nad jezioro Titicaca oraz wrócić na noc do La Paz.

    c.d.n.
    pawel111, Valdi, Cani and 19 others like this.

  11. #51

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie

    Jeżdżenie po La Paz to niesamowicie surrealistyczne doświadczenie. Zasady ruchu drogowego obowiązuję tylko teoretycznie, są światła ale często nie przestrzegane (jak nic dużego nie jedzie). W mieście 90% pojazdów to małe busy, które stają na żądanie i w sobie tylko znany sposób mieszkańcy docierają nimi gdzie chcą. Ja zahartowany jazdą po Warszawie ( ) zaczynam radzić sobie z tym chaosem coraz lepiej. Po pół godzinie już załapałem jak się te busiki zachowują na drodze i z otwartą szybą (krzyczy się na przebiegających co chwilę przez jezdnie pieszych) i z ręką na klaksonie (trąbi się o wszystko!) płynę naszą Suzą w tym kotle ulicznym La Paz aby zostawić graty w naszym hostelu w centrum oraz opłacić Drogę Śmierci na jutro.
    Właściwe La Paz leży w kotlinie prawie 400m niżej niż płaskie El Alto. Aby tam zjechać i się nie zabić, wybudowano jedyną w kraju autostradę (a właściwie jest ona ciągle w budowie, działa tylko jeden pas). Autopista (tak ją nazywają) jest płatna i zaraz za lotniskiem jest bramka do płacenia. Cena niewygórowana - 2 boliwary czyli około 1zł. Obejrzyjcie sobie np. w Google Maps.
    Po przedarciu się do centrum, załatwieniu formalności i wyjechaniu z powrotem na górę (co zajmuje prawie 2 godziny) ruszamy już kierunku jeziora Titicaca.
    Na początku ulica jest OK:



    ale za chwilę asfalt się kończy (przebudowa) i trzeba skręcić w bok i pojechać za busikami, bo nie ma żadnych oznaczeń objazdów. Wjeżdżamy w przedmieścia El Alto:





    Droga jest bardzo wyboista i w duchu gratuluję sobie, że dopłaciłem troszkę do terenówki. Suza radzi sobie wyśmienicie chociaż w tak rozrzedzonej atmosferze (jesteśmy na 4050mnpm) moc silnika jest baaardzo słaba.



    Co jakiś czas pojawia się kawałek asfaltu, można zatrzymać się w przydrożnym kramie i kupić pyszne banany





    Jedziemy dalej, po wyjeździe z La Paz (co zabiera ponad godzinę) pojawia się kawałek drogi asfaltowej na której końcu stoi bramka do opłat. To jakiś żart chyba - płacić za drogę, której nie ma. No ale to tylko 8 boliwarów, dodatkowo policjant sprawdza moje prawo jazdy - ciekawe co tam wyczytał
    Droga do Titicaca w większości nie istnieje, tzn prowadzone są na wielu odcinkach roboty drogowe a objazdy puszczane są... polem jak leci. Jest to bardzo frustrująca jazda, gdzie na każdy kilometr szczątkowego asfaltu przypada 2km objazdów pełnym off-roadem w kurzu i błocie. Na dodatek co chwile ten asfalt poprzecinany jest poprzecznymi szczelinami, gdzie trzeba zwolnić praktycznie do zera aby nie urwać zawieszenia! Koszmar drogowy.
    No ale w końcu na horyzoncie pojawia się Titicaca, i od razu zapominamy o problemach drogowych bo widoki urywają czapkę z głowy:









    Następuje koniec robót drogowych (jakieś 60km za La Paz) i możemy rozpędzić się w końcu do prędkości maksymalnej Suzy czyli ..... 90km/h Po drodze mijamy kilka lokalnych miejscowości, gdzie toczy się lokalne życie:



    Co chwila stajemy zrobić ładne fotki jeziora:








    W którymś momencie droga się kończy. Trzeba przedostać się na drugą stronę cieśniny. Robi się to promem. Nie ma żadnej kolejki, podjeżdżamy nad nabrzeże i od razu pojawia się chętny aby nas przewieść. Ponieważ jest pusto, to jesteśmy jedynym samochodem na tej barce/tratwie/zbitej z desek pływającej krypy....




    Na początku się trochę obawiam, ale na sąsiednią barkę pakuje się wielki autobus!



    standardem są dwa pojazdy na każdej barce, tylko my mamy komfortowo!




    Przeprawa z góry:



    podziwiamy dalej świetne widoki:





    Podążamy do miejscowości Copacabana. Nazywa się tak, gdyż wygląda podobnie jak pewien wycinek w Rio:





    Po drodze jeszcze oglądamy lamy:




    i lokalesów na ścieżce



    W Copacabanie idziemy zwiedzać miejscową Bazyliką Virgen de Copacabana ze słynną drewnianą figurą Matki Boskiej.







    Sama Copacabana to dziś turystyczne miasteczko z dużą ofertą noclegową i gastronomiczną, będące bazą wypadową na wyspy na jeziorze Titicaca oraz przystankiem w drodze do Peru:





    Na ulicach mieszanka turystów i autentycznych lokalesów:











    Jezioro Titicaca słynie z największych na świecie pstrągów, które są wizytówką kulinarną regionu. Oczywiście nie możemy się oprzeć takiej pokusie



    Zaraz ma zapaść zmerzch więc po jedzeniu musimy wracać znowu 160km do La Paz co zajmie nam ponad 4 godziny.
    Słońce zachodzi i krajobrazy robią się jeszcze ciekawsze:





    nazajutrz wyprawa rowerowa starą Yungas Road czyli słynną Boliwijską Drogą Śmierci....

    stay tuned....
    STYRO, Valdi, Cani and 23 others like this.

  12. #52

    Dołączył
    Aug 2010

    Domyślnie

    Re we la cja. Co za widoki, z góry i z dołu. Lot "w poprzek" Ameryki Południowej (jeszcze takich zdjęć nie widziałem) i Bolivia (też nie przypominam sobie czytania relacji). Zainspirowany włączyłem sobie google maps i "pospacerowałem" wokół Titicaki. Między innymi z Wyspy Słońca i Wyspy Księżyca widoki są... nieziemskie. Super!

    Przepraszam za post pod postem - czy będzie można prosić ostatnie dwa zdjęcia w rozmiarze na tapetę?
    Ostatnio edytowane przez STYRO ; 01-09-2016 o 09:23 Powód: laczenie postow
    Havilland and STYRO like this.

  13. #53
    Awatar Rob_Sad

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    Poznań

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez hiszpan2007 Zobacz posta
    Podążamy do miejscowości Copacabana. Nazywa się tak, gdyż wygląda podobnie jak pewien wycinek w Rio:


    Porównałem z ciekawości z moim zdjęciem z wiosny 2002, dużych zmian nie ma. Miasteczko nie bardzo się rozwinęło przez ostatnie 14 lat (poza boiskiem):


    Przeprawa promowa w 2002 wyglądała tak samo

    A tak swoją drogą fajne to Chile. W ciągu najbliższych lat 2x będą tam całkowite zaćmienia słońca (połowa 2019 i koniec 2020).
    Może warto się wybrać
    frik, shiver, 1x2lupus and 3 others like this.

  14. #54
    ModTeam
    Awatar frik

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    EPBC/EPWA/EPMM

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez Rob_Sad Zobacz posta
    W ciągu najbliższych lat 2x będą tam całkowite zaćmienia słońca (połowa 2019 i koniec 2020).
    Może warto się wybrać
    Od dłuższego czasu nabieram ochoty na Amerykę Południową, teraz już wiem kiedy jadę .
    Quidquid latine dictum sit, videtur sapiens.


  15. #55

    Dołączył
    Nov 2011

    Domyślnie

    Może jeszcze dodać to tej eskapady przejazd koleją Transandyjską, czyli szlakiem wybudowanym przez Ernesta Malinowskiego?
    Hiszpan, a swoją drogą, czy ktoś z Waszej eskapady znał hiszpański? Jak się dogadywaliście?

  16. #56

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez KubaB Zobacz posta
    Hiszpan, a swoją drogą, czy ktoś z Waszej eskapady znał hiszpański? Jak się dogadywaliście?
    Ja się uczyłem 2 lata na studiach ale to było dawno, na szczęście jeden z naszej ekipy ma takie hobby i chodzi na hiszpański (bo ładna Pani...). Swoją drogą to masakra - w Chile znajomość angielskiego fatalna, co najwyżej w hostelach jak za ladą był chińczyk albo kolorowy. W Boliwii trochę lepiej ale i tak tylko w hostelu i popularnej restauracji (ale okazało się, że właściciel mieszkał 30 lat w USA i jego pierwsza żona była Polką
    deluks likes this.

  17. #57

    Dołączył
    Feb 2008
    Mieszka w
    CTR warszawa
    Wpisów
    111

    Domyślnie

    FARCIARZE
    deluks likes this.

  18. #58
    Awatar cart

    Dołączył
    Aug 2008
    Mieszka w
    Warszawa

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez KubaB Zobacz posta
    Hiszpan, a swoją drogą, czy ktoś z Waszej eskapady znał hiszpański?
    ROTFL. Pytać hiszpana czy zna hiszpański?
    Moje podróże - http://www.piotrwasil.com


  19. #59

    Dołączył
    Oct 2011

    Domyślnie

    Na dzisiaj mamy zaplanowany przejazd rowerowy North Yungas Road czyli tak zwaną Boliwijską Drogą Śmierci inaczej Camino de las Yungas. Jak go zwał, jest to owiany złą sławą szlak z La Paz przez góry w stronę Amazonii. Droga została zbudowana przez jeńców Paragwajskich w latach trzydziestych. Według różnych szacunków ginęło na niej około 200-300 osób rocznie!!! Najgorsza katastrofa wydarzyła się 20 lat temu kiedy autobus z kibicami piłkarskimi stoczył się w przepaść i zginęło na raz 97 osób. Popatrzcie sobie na różne filmiki na Youtube jak to kiedyś wyglądało. Obecnie Rząd Boliwijski wybudował nową drogę po drugiej stronie góry, już asfaltową w bardziej profesjonalny sposób i North Yungas Road opustoszała... Oczywiście nowa droga jest dłuższa i często zdarzają się zatory i przebudowy więc na drogę śmierci ciężki ruch powraca od czasu do czasu. Obecnie można na niej spotkać samochody lokalesów, turystów, autobusy oraz oczywiście takich zapaleńców jak my, czyli chętnych do przejechania jej na rowerze jak szybko się da



    Korzystamy z profesjonalnej firmy organizującej takie przejazdy. Po przeszukaniu forów decydujemy się na Gravity. Mają dobre opinie i profesjonalne rowery KONA. Czujemy, że dobry sprzęt to ważna rzecz na tej trasie. Do przejechania będzie prawie 60km Koszt wyprawy to 125USD w tym firmowy komin, koszulka, posiłki i napoje na cały dzień. Do przeżycia jednym słowem.
    Zbiórka o 7 rano w barze całkiem niedaleko naszego hostelu. Jako, że przepada nam śniadanie, idziemy coś kupić na ulicy, pyszne kanapki za jakieś grosze.
    W naszej ekipie zjazdowej jest 12 osób, towarzystwo mocno międzynarodowe jak to na takich imprezach.
    Jedziemy busem z La Paz do przełęczy La Cumbre (ok 1 godzina jazdy z La Paz) na wysokości 4650mnpm.



    Wysoko, wysiłek fizyczny jest już lekkim problemem bo jest mało tlenu. Rozpakowujemy rowery z busa, dostajemy wytyczne od przewodnia i przeprowadzamy rytuał lokalny tzn z buteleczki alkoholu każdy bierze łyka, leje kropelkę na ziemię i na koło swojego roweru. Tu my Polacy mamy niezłą przewagę nad resztę świata, która boi się wziąć butelkę do ust





    Widoczki śliczne dookoła:



    Jedziemy, pierwszy odcinek to rozgrzewka, zjazd w dół po asfalcie. Trzeba uważać na ciężarówki, autobusy i wszelki inny ruch.











    Jesteśmy ciągle wysoko, jest dość zimno i wszyscy ubrani są na cebulkę









    Po przejechaniu około 17 km zaczyna się jazda pod górkę. To tylko 8km ale jesteśmy na wysokości 3500mnpm. Oddychanie to dalej wyzwanie. Część ekipy się poddaje a ja z czterema śmiałkami wypluwam płuca na baaaardzo długim podjeździe. Warto bo satysfakcja pełna, grupa podjeżdża te 8km busikiem i mocno nam dopinguje na podjeździe.
    Zaczynamy właściwą Drogę Śmierci:



    Kilka zasad: ruch na tej drodze jest lewostronny w przeciwieństwie do całej reszty dróg w Ameryce Południowej. Trzeba się trzymać podczas zjazdu lewej koleiny i mocno zwalniać przed zakrętami zewnętrznymi bo za winkla może wyjechać całkiem szybki samochód lub ciężarówka, która ma gdzieś rowery. Mnóstwo zakrętów jest zdradliwych dla rowerzystów, tzn wyprofilowanych zewnętrznie, jak się nie zwolni to bye bye. Na całej drodze są skały, szuter i woda więc hamowanie trzeba robić z głową. Generalnie mamy się nie zabić



    Początki są łatwe, za chwilę robi się stromiej:












    Wzdłuż całej drogi stoi mnóstwo krzyży na pamiątkę osób, które tu zginęły. A propos w ostatnich dziesięciu latach zginęło też 18 rowerzystów....







    Robimy częste postoje więc można napawać się krajobrazem, trochę odsapnąć (bolą zwłaszcza ręce) oraz porobić foty:







    Na drodze mijamy właściwie tylko busy i autobusy, dzisiaj nie ma ciężarówek











    W miarę jazdy w dół robi się coraz cieplej. Zdejmujemy z siebie warstwy ubrań aby na dole zostać w podkoszulkach...









    Przejeżdżamy przez różne małe wioski, w jednej z nich zaglądam przez drzewa co tam facet robi na dole:



    No tak, to właśnie kokę najbardziej opłaca się tu uprawiać niestety:



    Im niżej tym większy kurz i upał.



    Koniec. dojechaliśmy 60km! Maksymalna moja zarejstrowana prędkość to prawie 58km/h
    Na dole przewodnik stawia na piwo (zasłużone) oraz idziemy na obiad do Wild Animal Refugee Camp. Tam spotykam capibarę:



    Na dole pełna Amazonia, prawie 28 stopni, duszno i wilgotno. To mój pierwszy kontakt z dżunglą amazońską







    Zrelaksowani i wypoczęci pytamy przewodnika ile i jak będziemy wracać do La Paz. Odpowiada z szelmowskim uśmiechem - zapomniałem wam powiedzieć, wracamy ..... Drogą Śmierci !!!! Wszyscy się spodziewali jakiegoś asfaltu i szybkiego powrotu do miasta. A tu zonk Wracamy busikiem pod górę 60km! W końcu można się skupić na widokach i ogarnięciu jak tu się jeździ samochodem:









    Po drodze duży krzyż upamiętniający wypadek dużego autobusu z 97 osobami



    Robi się ciemno tak w połowie drogi. Na dodatek wjeżdżamy w chmurę i nic kompletnie nie widać Zakładamy, że nasz kierowca zna drogę śmierci na pamięć..... Skoro piszę te słowa to dojechaliśmy Wieczorem La Paz świeci na całego a my cieszymy się z ukończonej trasy:






    stay tuned....
    Cani, STYRO, kurt and 30 others like this.

  20. #60
    ModTeam
    Awatar STYRO

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    EPRZ/RZE

    Domyślnie


    Polecamy

    Ale super!!!
    Pozdrawiam
    STYRO

    LOS SUAVES - już nie pójdę na taki koncert ...

Strona 3 z 5 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 OstatniOstatni

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •