Rano jemy świetne śniadanie:
i idziemy na spacer po okolicy. Plaża tu jest pusta, ale widać budowy nowych hoteli i pewnie ten spokój nie potrwa długo:
Później opuszczamy pokój, który był bardzo fajny, ale bez klimatyzacji. Tej nocy temperatury były takie, że pierwszy raz budziłem się z gorąca i musiałem wychodzić na spacer po tarasie by się schłodzić:
Czujemy się tu już pewnie. W brawurowy sposób zatrzymujemy autobus do Galle. Przejazd jest szybki i krótki:
Miasto Galle było największym portem na wyspie jeszcze przed początkiem portugalskiej kolonizacji w XVIw. Swój najlepszy okres miało podczas późniejszej kolonizacji holenderskiej. Pierwszemu okresowi zawdzięcza fortyfikacje, drugiemu ciekawą architekturę kolonialną. Do miasta docieramy o wczesnej porze. Dla niewielkiej oszczędności zarezerwoaliśmy pokój poza starym miastem, mamy sporo do przejścia. Okazuje się, że hostel prowadzą Chińczycy i na razie możemy tylko zostawić nasze rzeczy. Idziemy do starego miasta, bezpośrednio przed nim stoi śmigłowiec, dookoła kręcą się ludzie i ktoś im właśnie dowiózł ze sklepu zimną coca-colę:
Jemy coś w pierwszej napotkane knajpce, która później okazuje się najtańsza i najfajniejsza:
Stare miasto Galle jest wielką turystyczną enklawą, z lepszymi hotelami i lepszymi restauracjami, z ogromną ilością sklepów z pamiątkami. Wszystko nastawione raczej na bogatszych turystów i może dlatego widać tu dużo turystów z Chin (zwykle wystrojonych z rozmachem). Pomimo wszystko miasto bardzo mi się podoba, w bocznych uliczkach i zakamarkach dużych budynków można trafić na fajny klimat.
Zakładki