W dzisiejszej Wyborczej interesujący wywiad z lekarzem, który pobiera serca od osób zmarłych do przeszczepów. Niespodziewanie dramatyczny i wzruszający jednocześnie fragment dot. Goleniowa:
2003 rok. Lotnisko w Szczecinie. Pogoda pod psem, biegniemy z pobranym sercem do awionetki i dowiadujemy się, że nie odlecimy, bo w Warszawie mgła i nie damy rady wylądować. A tam rozpoczęła się już operacja, której zakończenia pacjent nie przeżyje, jeśli nie dostanie nowego serca. I co tu robić? Widzimy, że właśnie na pas rusza samolot Air Polonii. Scena jak z filmu. Jeden z nas trzyma pojemnik z sercem, a drugi staje na trasie samolotu i macha rozpaczliwie rękoma. Pilot staje, otwiera okienko i pyta, o co chodzi. Wzywa schodki. Obsługa lotniska protestuje, bo nie mamy biletów i w związku z tym ubezpieczenia. Pytam, czy jak zostanę i kupię koledze bilet, będzie OK. Zgadzają się. Serce dotarło na czas, biorca żyje do dziś.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomos...9,4184404.html
Zakładki