Przetarg dekady ominie Mielec?
Amerykańskie konsorcjum Sikorsky zapowiedziało, że może wycofać się z przetargu na helikoptery dla polskiego wojska, jeśli MON nie zmieni wymagań. Co to oznacza dla PZL Mielec, produkującego śmigłowce Black Hawk?
We wrześniu na Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego w Kielcach mogliśmy przyglądać się ofertom trzech firm startujących w przetargu na dostawę 70 śmigłowców dla polskiej armii. Pierwotnie ministerstwo planowało podpisać umowę na dostawę śmigłowców w trzecim kwartale, ale przesunęło przetarg i czeka na oferty jeszcze do 28 listopada. Podpisanie umów może nastąpić w pierwszej połowie przyszłego roku.
Do walki o wyposażenie polskiej floty obok konsorcjum Sikorsky Aircraft stają dwaj inni producenci: koncern Airbus Helicopters z przewagą kapitału francusko-niemieckiego oraz AgustaWestland, łącząca siły włoskie i francuskie.
Sikorsky Aircraft ma w swojej ofercie śmigłowiec S-70i Black Hawk, który jest produkowany w PZL Mielec. Od momentu rozpoczęcia współpracy Sikorsky zainwestował w rozwój mieleckiego zakładu prawie 150 mln dolarów i na bieżąco realizuje kolejne inwestycje. Black hawki służą w armiach 28 państw. Wykonano na nich ponad 9 mln godzin lotów, z czego ponad 1,5 mln w warunkach bojowych.
Zmiany warunków nie będzie
27 października Mick Maurer, prezes Sikorsky Aircraft Corporation, wysłał list do polskich władz, m.in. wicepremiera i szefa MON Tomasza Siemoniaka. Miał w nim stwierdzić, że złożenie ekonomicznie uzasadnionej oferty, spełniającej w 100 proc. wymagania polskiej armii, jest niemożliwe. - Pragniemy zauważyć, że to zamawiający, czyli Ministerstwo Obrony Narodowej, określa to, czego potrzebują Siły Zbrojne, a nie oferenci wskazują, co mają do sprzedania - odpowiada resort obrony.
W opinii MON listy przesłane do polskich władz przez Sikorsky'ego są elementem taktyki negocjacyjnej. Ministerstwo podaje, że inni oferenci zapowiedzieli złożenie ofert zgodnych z wymogami Inspektoratu Uzbrojenia. MON zapowiada, że "kierując się interesem Sił Zbrojnych RP, nie przewiduje, aby na żądanie jednego z oferentów odwoływać postępowanie lub zmieniać jego warunki na niekorzyść Polski". - Ministerstwo było i jest otwarte oraz gotowe do równoprawnego dialogu ze wszystkimi oferentami, ale w żadnym z postępowań nie ulega naciskom potencjalnych wykonawców co do warunków zamówienia - podsumowuje płk Jacek Sońta, rzecznik MON.
Amerykanom się nie opłaca?
"Decyzja konsorcjum nie jest taktyką negocjacyjną, jak to zostało przedstawione, oraz nie oznacza nacisku na Ministerstwo Obrony Narodowej. Służy jedynie celom informacyjnym. Tym bardziej nie oznacza wywierania presji do podjęcia decyzji sprzecznej z interesem Polski" - napisał w rozesłanym w ubiegłym tygodniu wspólnym komunikacie zarząd PZL Mielec i Sikorsky Aircraft.
Nieoficjalnie mówi się, że Amerykanom udział w przetargu się po prostu nie opłaca. "W obecnych warunkach złożenie ekonomicznie uzasadnionej oferty mogącej w 100 proc. spełnić wszystkie wymagania, uwzględniając aspekty techniczne, prawne i finansowe, jest niemożliwe" - czytamy w komunikacie PZL Mielec.
Może skończyć się na tym, że MON wybierze ofertę firmy z Francji, bo produkowany w PZL Świdnik śmigłowiec AgustyWestland jest na początku drogi rozwoju. Nie ma go na wyposażeniu żadnej armii, posiada tylko włoski certyfikat wojskowy, i to dla podstawowej wersji transportowej. W przeciwieństwie do dwóch pozostałych oferentów, francuski Airbus Helicopters w Polsce nie ma fabryki. Nieoficjalnie mówi się, że koncern kooperowałby z fabrykami w Łodzi.
Co na to związkowcy?
Tymczasem związkowcy PZL Mielec i PZL Świdnik, czyli polskich fabryk należących do dwóch pozostałych oferentów, nie chcą, żeby powtórzyła się sytuacja z rozstrzygnięcia przetargu na zakup śmigłowców dla Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, gdzie zwycięzca (Eurocopter, obecnie Airbus Helicopters), deklarujący inwestycje w Polsce, nie wywiązał się z tego zobowiązania. - Koszty budowy i eksploatacji black hawka są niższe, dodatkowo wiele osób mogłoby pracować w Polsce przy budowie, a później serwisie maszyn. Bezdyskusyjnie akceptujemy to, że polskie wojsko potrzebuje maszyn najświeższych i z najwyższej półki, ale lepiej byłoby, aby właśnie takie maszyny były produkowane w Polsce - podsumowuje związkowiec Roman Jakim.
Jeśli Sikorsky faktycznie wycofa się z przetargu, na pewno nie poprawi to sytuacji Polskich Zakładów Lotniczych w Mielcu. - Jeśli chodzi o PZL Mielec, przypuszczam, że trudno byłoby Amerykanom inwestować w zakład w Polsce, jeśli nie wygrają przetargu - prognozuje Mariusz Cielma, redaktor naczelny "Dziennika Zbrojnego".
PZL Mielec zatrudnia obecnie ponad 2200 pracowników (o 800 więcej niż w 2007 roku). Ponad 90 proc. z nich to mieszkańcy Podkarpacia. Przy produkcji śmigłowców Black Hawk bezpośrednio pracuje około połowy załogi PZL Mielec.
- Firma Sikorsky nie przewiduje żadnych cięć ani ograniczeń w związku z niezłożeniem oferty w trwającym przetargu. Nieprzystąpienie do niego nie spowoduje dla PZL żadnych ograniczeń. Jedynym negatywnym skutkiem będzie to, że śmigłowiec Black Hawk nie będzie używany w polskim wojsku - uspokaja Agnieszka Gąsiewska, specjalista ds. PR z PZL Mielec.
"Nie nam to komentować"
- Wierzę, że pozycja zakładu jest na tyle mocna, że w razie niepowodzenia sobie poradzi. Ale wszyscy ciągle jeszcze liczymy, że problemy z przetargiem zostaną rozwiązane pozytywnie - mówi Krzysztof Urbański, rzecznik prezydenta Mielca. Jan Myśliwiec, przewodniczący rady miasta i jednocześnie dyrektor mieleckiego Zespołu Szkół Technicznych, największej tego typu placówki na Podkarpaciu, mówi, że każda praca, tym bardziej tak duże zlecenie, musi mieć wpływ na życie miasta. - Ten przetarg rozstrzygnięty na korzyść PZL Mielec miałby pozytywny oddźwięk także w naszej szkole, która kształci ludzi dla zakładów. Ale zamieszanie wokół niego to przepychanki polityczne, i to na bardzo wysokim szczeblu. Nie nam to komentować - ucina Myśliwiec.
- Mnie, jako Polakowi, trudno pogodzić się z tym, że mielibyśmy kupować maszyny od Francuzów, którzy już raz, mimo obietnic, nie zainwestowali w fabrykę w Polsce, a w dodatku w tej chwili wspierają militarnie i dyplomatycznie Rosję, która jest dla nas potencjalnym zagrożeniem. Co np. z wymianą części bądź technologii w przypadku sprzeczności interesów? Będziemy mieć uziemionych 70 maszyn? Dla PZL Mielec świat się może nie zawali, i oby, ale my wszyscy chcemy wygrać bądź przegrać w czystej grze - mówi Roman Jakim z "Solidarności".
rzeszow.gazeta.pl
Zakładki