Historyjka nie jest taka zła
Screeny bez zarzutów. Tyle że sam Piper wygląda troszkę sztucznie... Najlepsze screeny to te z kokpitu. I te chmurki...
PS: Może i ja coś kiedyś napiszę
Strasznie mi się spodobał koncept zrobienia serii screenów z historyjką, więc postanowiłem też zrobić coś takiego. Będzie to mniej lub bardziej nieudolna (zobaczę jak wyjdzie) podróbka blogów pilotów typu AllOver. Jako, że nigdy czegoś takiego nie pisałem (ani bloga, ani historyjki), to nie wiem jak wyjdzie.
Część 1: SNN-FAE
Tak właściwie jest to część 2, ale przy locie LUX-SNN zapomniałem włączyć FSScreen i screeny się nie zrobiły. No ale mniejsza z tym.
Na początek parę słów o samolocie - Piper 28RT-201 Arrow IV, zarejestrowany jako LX-CAN. Posiada 200-konny wolnossący silnik tłokowy Lycoming IO-360-C1C6 "podpięty" do dwułopatowego śmigła. Prędkość przelotowa tej maszyny to 138 węzłów (255km/h), maksymalna wysokość 16,200 stóp (niecałe 5000m) oraz zasięg 960 mil morskich (1,777km) przy zbiornikach paliwa mieszczących 337 litrów. Mierzy niecałe 8m długości i ma prawie 11-metrową rozpiętość skrzydeł. Samolot ten ma także pełne wyposażenie do lotów IFR.
Celem całej podróży jest YUL - Montreal Pierre Elliott Trudeau Intl.
Wylot zaplanowałem na 10.30Z. Mój Piper stał na płycie na lotnisku w Shannon, tam, gdzie go zostawiłem dnia poprzedniego. Pogoda była ładna, więc FS-owe ATC wydało mi zgodę na lot VFR i podkołowanie do pasa 24. Uruchomiłem więc silnik i rozpocząłem kołowanie. Sam start przebiegł sprawnie i już po chwili byłem w wirtualnym powietrzu.
Zacząłem nawrót w prawo w celu obrania kursu na FAE. Pogoda okazała się być gorsza, niż wynikało by to z FS-owego ATISa. Leciałem sobie pomiędzy dwoma chmurami burzowymi. Jedna ciemna:
I jedna jasna:
Porządnie mnie wytrzęsło. Po około 20 minutach i wspięciu się na 10000 stóp turbulencje minęły, a chmury zostawiłem za sobą. Po około godzinie widziałem już brzeg morza.
Przez następne 3 godziny leciałem nad wodą. W pewnym momencie zza horyzontu wyłoniły się wysepki. Tak, to na pewno cel pierwszej części mojej podróży - Wyspy Owcze.
Zacząłem powoli obniżać lot. Trochę zbyt powoli, bo 5nm przed pasem 31 byłem wciąż na 5500 stóp. Zrobiłem 270-stopniowy zwrot w prawo, co pozwoliło wytracić wysokość. Wypuściłem koła oraz klapy i powoli lecz stabilnie zbliżałem się ku ziemi. Podejście na lotnisko w Vagar jest bardzo malownicze, lecz nie mam zbyt dużo czasu na jego podziwianie. Bardzo przeciętne przyziemiłem, a następnie podjechałem na stanowisko postojowe, naprzeciwko jakiegoś BAe 146.
Na podejściu:
I na parkingu:
c.d.n
Cudo to to nie jest, ale pisałem to tak samo jak piszę raporty z podróży lotniczych. Następne części będą lepiej przemyślane i lepiej oscreenowane.
Pozdrawiam, Pluxe
Historyjka nie jest taka zła
Screeny bez zarzutów. Tyle że sam Piper wygląda troszkę sztucznie... Najlepsze screeny to te z kokpitu. I te chmurki...
PS: Może i ja coś kiedyś napiszę
Generalnie nie lecę tym Piperkiem za ocean tylko po to, żeby napisać historyjkę. Najpierw chciałem po prostu przelecieć, a potem wpadłem na pomysł, żeby to tu wkleić. Tak więc historyjka jest w tym drugorzędna, a pierwszorzędny jest sam lot
Pozdrawiam, Pluxe
W porządku
Samolot jest piękny... ale nie w tym malowaniu
Część 2: FAE-RKV
Pogoda o 8:00 czasu lokalnego na lotnisku w Vagar była raczej przeciętna. Nie przeszkodziło mi to jednak w kontynuowaniu mojej podróży za ocean. Dzisiejsza trasa do Reykjaviku była dosyć krótka (2.5h), ale i tak wziąłem całe 337L paliwa (co okazało się dobrym ruchem). Uruchomiłem silnik i wykonałem bardzo krótkie kołowanie na pas 13. Na lotnisku żadnego ruchu, za wyjątkiem stojącego tam od wczoraj BAe 146. O 8.05 byłem już w powietrzu.
Następnie wykonałem zwrot o 180 stopni w prawo i mogłem ostatni raz spojrzeć na jedyne lotnisko na Wyspach Owczych.
Przez następną godzinę leciałem nad pokrytą chmurami wodą. Jak na razie było spokojnie - nie wiało, nie trzęsło, więc leciałem spokojnie na 11000 stóp.
Cała sytuacja zmieniła się, kiedy wleciałem nad Islandię.
Od tej chwili całe niebo było pokryte chmurami. Musiałem omijać spory front burzowy, co niewiele dało, gdyż za nim było więcej chmur.
Postanowiłem więc powoli się wznieść na 12000 stóp i przelecieć tuż nad tym całym "syfem". Niestety, to też nie udało się w 100%, ponieważ niektóre bydlaki były naprawdę duże.
Mimo to, zostałem na tej wysokości i szorując brzuchem po chmurach leciałem dalej w kierunku RKV. Na szczęście byłem już blisko i rozpocząłem zniżanie. Po raz pierwszy od wylotu z Vagar usłyszałem też inny samolot przez ATC (jakiś Icelandair)- ruch jest naprawdę znikomy. ATC poleciło mi zrobić left traffic runway 19. Wklepałem też częstotliwość ILS do radia (widoczność nie zachwycała, więc wolałem sobie czymś pomóc).
Standardowe przyziemienie, skołowanie z pasa i kołowanie pod jakiś hangar (wg zaleceń ATC). Kolejna, najkrótsza dotąd część mojej podróży dobiegła końca.
I jeszcze kabina mojego Pipera w całej okazałości:
c.d.n, kierunek - Grenlandia
Pozdrawiam, Pluxe
Całego białego też mam, jako LX-CAD.
Ale tak zmieniać w połowie...
Pozdrawiam, Pluxe
Po dobowym postoju w UAK przyszła kolej na przelot do Goose Bay (YYR). Wylot po południu (okolice 16.30), planowany czas lotu około 5.30h, więc lot wykonałem jako IFR.
Wyprawa za ocean powoli dobiega końca - na końcu tego etapu podróży będę już w Kanadzie, lecz do YUL został jeszcze kawałek.
Temperatura powietrza 17 (!) stopni Celsjusza. Upał, w końcu jesteśmy w Grenlandii
Tuż przede mną wystartował DHC-7 Air Greenland. Po nim przyszła moja kolej, oderwałem się od ziemi i skierowałem w stronę YYR.
Przez jakiś czas mogłem jeszcze podziwiać Grenlandię z powietrza. Niestety, niedługo potem wleciałem nad ocean, a za oknem woda... i całkiem ciekawe chmurki. Poza tym nuda.
Dwie godziny nudy wynagrodził mi piękny zachód słońca.
Pojawił się też księżyc
Kontynuowałem więc mój pięciogodzinny lot po ciemku.
Każdy z etapów lotu do YUL ma nie więcej niż 650nm, przez co nie muszę się specjalnie pilnować jeżeli chodzi o zużycie paliwa. Nigdy nie lądowałem z mniej niż 25% paliwa w bakach. Teoretycznie mógłbym wydłużyć każdy z lotów, ale... po co W ten sposób mogę sobie pozwolić na ewentualne omijanie chmur, zbaczanie z trasy (mówię o VFR) itp itd.
Jak zwykle, zniżanie odbywało się zbyt wolno i musiałem pod koniec szybko tracić wysokość.
Wykonałem standardowe podejście na pas 27, miękko przyziemiłem i odjechałem na parking GA.
Tak więc mój Piper 28RT-201 doleciał za Atlantyk.
c.d.n
Pozdrawiam, Pluxe
Ostatni screen bardzo ładny.
Super historie. Ładne screeny i wogóle fajnie zrobione czekam na ciąg dalszy. A samolot świetny i malowanie też mi się bardzo podoba może wstawisz link do niego??
Zakładki