Zobacz kanał RSS

BLOG - dzien jak co dzien... w powietrzu

Znow jesien

Ocena: 5 głosów, 4.60 średnio.
przez w dniu 19-11-2016 o 21:39 (8227 Odsłon)
Schodzenie z FL390 było w miarę powolne. FL270, czyli 27000 stop musieliśmy osiągnąć jeszcze przed granica. Sporo przed lądowaniem, ale takie tu są procedury. Przy pierwszym kontakcie z nowym kontrolerem zmieniamy sqwak, czyli kod w transponderze. Od tej pory będzie z nami bez zmian aż wylotu i przez wszystkie odcinki. Zmieniamy tez nazwę. Zamiast naszego normalnego callsignu, czyli nazwy, która na co dzień używamy dostajemy z góry ustalona nazwę. Krótka i zwięzła z numerem, który jakoś mi nie leży przy korespondencji radiowej. Briefing, czyli omówienie tego lotu rozpoczęliśmy zaraz po osiągnieciu wysokości przelotowej. Tu nie tyle chodzi o latanie co o procedury naziemne. Dobrze ze w załodze mamy trzeciego pilota, który jest częstym bywalcem tamtych okolic i we wszystko nas wprowadził. Dzięki temu możemy się skoncentrować już tylko na lataniu.

Załoga jest międzynarodowa. Z Marcinem jesteśmy z PL. Drugi kapitan z HU a załoga kabinowa z CZ. Pasażerowie a dużo ich nie było to zlepek Skandynawów. Zgłaszamy załodze z tylu 40 minut do lądowania. Marcin wie co ma zrobić. Powoli wyłącza wszystkie światła samolotu. Gasną stroby potem światła nawigacyjne i nawet beacon, czyli czerwone światła antykolizyjne. W kokpicie światło już dawno było na minimum. W kabinie pasażerskiej tez zapadły ciemności. Jeszcze spojrzenie za szybę i potwierdzam ze wszystkie światła są wyłączone. Dziwne uczucie. Zaciemniony samolot w ciemna noc...

Nad nami gwiazdy i tylko skrawek księżyca. Po mimo tego pod nami dobrze widzimy duże góry. Przynajmniej szczyty, bo niżej duże zamglenie i smog. Jesteśmy coraz bliżej lotniska. Za oknem niewiele widać. Generalnie białe i niebieskie światła rozmywają się w dolinie. Na TCASie, czyli systemie, który dzięki transponderowi pokazuje inne maszyny w powietrzu widzimy "Traffic" ale oni też maja powyłączane światła.

Wcześniej omówiliśmy procedurę podejścia i go arounda. Lotnisko położone jest w dolinie na dużej wysokości. Za pasem mega góry. W razie odejścia na drugi krąg musimy mieć zabezpieczone wznoszenie. Dobrze ze samolot jest w miarę lekki. Gdyby był o parę ton cięższy to musielibyśmy użyć wyższych minimów do lądowania a w taka pogodę mógłby być problem z zobaczeniem pasa no i go around.... Prędkość podejścia jest spora, ale tylko względem ziemi. Czym wyżej tym prędkość większa, pomimo że prędkość przyrządowa jest taka sama.

Zaczynamy procedurę podejścia. Niby standard, ale samolot nie chce za bardzo zwalniać. Lecimy znów nad miastem. Wreszcie widzimy pas. Ledwo oświetlony. Na wysokości ok 500 stóp, czyli 150m nad terenem jesteśmy już nad terenem lotniska. Włączamy z powrotem wszystkie światła plus jeszcze te do lądowania. Chyba ominęła mnie jedyna szansa legalnego lądowania nieoświetlonym Benkiem w nocy. Po lądowaniu kołowanie wąskim taxiwayem i zatrzymujemy się na ciemnej płycie. Po lewej stronie nic nie widać a po prawej tez w mroku stoi C-17. Witamy w Kabulu!

Teraz ground ops. Tutaj można najwięcej czasu zyskać lub stracić. Dzięki informacji od kolegi nawet zamiana cysterny do tankowania (pierwsza nie dala rady dać tyle paliwa, ile chcieliśmy) nie spowolniła nas. Powoli robi się jasno. Dopiero teraz widzimy pobliskie góry, ale tylko te naprawdę blisko. Widać tez aerostat. Trochę jak sterowiec na długiej linie. To dla naszego bezpieczeństwa. Nie jako balon zaporowy, ale elektronika na pokładzie powinna dać nam znać ze szykuje się atak na lotnisko. Wyprzedzenie ok 2 minut. Lepsze to niż nic.

Kołujemy po wschodzie słońca. Zamglenie jest olbrzymie i blisko ziemi. Od strony słońca ląduje 767. Marcin robi super zdjęcia i to tylko z naturalnym filtrem brudnego powietrza. Mamy zgodę na pas. Powoli przed nami wylania się góra. Jak szybko skręcamy w prawo, aby ją ominąć? Bardzo szybko! W powietrzu widoki wspaniale. Góry i cześć z nich ze świeżym śniegiem. Jak się uda to fotki będą dziś na końcu bloga. Teraz krótki lot do następnej bazy Mazar I Sharif. Ta jest położona po drugiej stronie gór. Tym razem bez zamglenia. W kręgu parę śmigłowców Mi-17 i Apache. Jakoś raźniej. Na ziemi jeszcze stary, ale fajnie na złoto pomalowany 727. Ponoć był kiedyś Czeski.

Tym razem bez tankowania. Szybka wymiana cargo i start na następną górę. Z powietrza widać jak bardzo ta góra była ostrzelana z ciężkiej broni. Są też leje po bombach. Ciekawe z której wojny? Wchodzimy do FL280. Nad granica zegnamy amerykańskich kontrolerów i Afganistan. Inny sqwak i powracamy do normalnej nazwy. Stad do Turcji mamy już całkiem blisko.


Życie załóg toczy się od rosteru do rosteru, czyli pojawienia się grafiku. Może to być raz na dwa tygodnie lub raz na miesiąc. Wszyscy czekają na ta chwile. Od tego zależy, gdzie i z kim się leci i czy będzie się w domu na Święta i rodzinne spotkania. Oczywiście w zależności od firmy później następują mniejsze lub większe zmiany, ale punkt wyjściowy jest. Pobyty albo ich brak. Nocne loty i przebazowania. Jaki to będzie miesiąc? Bardzo meczący i poza domem, czy latanie z bazy i powrót do domu jeszcze tego samego dnia?
Ostatnie 6 tygodni było trochę zalatane. Ameryka Północna, bliski wschód, Afryka, Karaiby, daleki wschód i oczywiście cala Europa. W Seulu jest teraz środek nocy a na Kubie, gdzie bylem jeszcze tydzień temu południe tylko ze dzień wcześniej. Spanie przychodzi, kiedy chce co jest trudne, kiedy jest się w domu na parę dni. Szanse na spotkanie ze znajomymi zerowe. Szkoda..., ale nadal uważam ze jak dla mnie latanie to jest to.


Kiedy pasażer wchodzi na pokład musi podporządkować się temu co jest wszędzie napisane i ogłaszane. Na przykład zakaz palenia, zapięcie pasów itd. Procedur jest dużo, ale o to martwi się załoga. Paxy powinny tylko do tego się dostosować. Na jakiej podstawie? Na podstawie biletu. Kupując bilet godzimy się na to wszystko. I to też jest na bilecie napisane (małym druczkiem). W większości to sprawa bezpieczeństwa.
Dwie sprawy które to utrudniają to na pewno alkohol i palenie w samolocie.
Dla większości osób latanie jest nie tylko mało naturalne co jeszcze bardzo stresujące. Alkohol ma z tym pomoc. Ale trzeba pamiętać, że na wysokości przelotowej moc uderzeniowa płynów wysoko oktanowych jest trzy razy szybsza. Gdzie problem? Po za zdrowiem to często puszczają hamulce. Nie jest to mile dla otoczenia a w razie awaryjnego lądowania i ewakuacji taki człowiek stwarza realne zagrożenie dla siebie jak i dla innych pasażerów. Może na przykład zablokować wyjście...

Zakaz palenia też ma swoja historie. Sporo wypadków było przez zaprószenie ognia na pokładzie, gdzie życie straciło setki jak nie tysiące osób. Na szczęście to już raczej przeszłość, ale niektórzy nadal nie przyjmują tego do wiadomości. Na jednym z ostatnich lotów pewna pani nawet zapytała się załogi co jej grozi za palenia na pokładzie po czym poszła do toalety i tam zapaliła. Złapana pokazała zero skruchy i nie było nawet przepraszam. Wręcz powiedziała, że robiła to wcześniej i to z uśmiechem! Ręce opadają... Ale uśmiech i jej zniknął, kiedy po lądowaniu przywitali ja panowie w czarnych strojach i kominiarkach. I to nie byli kibole... Pasażerowie przywitali ich brawami.
A co by było, gdyby palacz w powietrzu nadal nie chciał się zastosować do poleceń załogi? Tak jak i podczas spotkania z agresywna osoba na pokładzie zawsze jest możność wylądowania po drodze i pozostawienia takiego delikwenta samemu sobie pod kontrola mało uśmiechających się służb które raczej nie mowa w jego języku. Przesr...ne, ale może taka nauczka nie pójdzie w las. Jeżeli zobaczycie kogoś palącego na pokładzie, koniecznie dajcie znać załodze. Tutaj tez chodzi o wasze życie i zdrowie...


Przy takim natężeniu pracy brak jest czasu na rodzinę, znajomych i na zdjęcia. Dawno nic nie wrzucałem. Przekonałem się do smartfona. Szybkie ruchy i fotka jest na Instagramie lub na FB. Z galeriami jest już gorzej. Setki zdjęć na kartach w aparatach. Trzeba je zgrać, przeważnie obrobić i wysłać. No i jeszcze musza być zaakceptowane. Niestety to musi poczekać. Zresztą smartfon ostatnio przegrał walkę z woda morska (nie wiem po kiego myślałem ze szczelina na katamaranie i wodoszczelna torba dadzą gwarancje bezpieczeństwa) i z nowymi zdjęciami tez trzeba poczekać, ale jakby coś to jest link do starszych zdjęć. Może któreś z nich się spodoba. Są tam afgańskie góry, samoloty, samoloty i samoloty. Czyli ostatnio samo życie...

https://www.instagram.com/allovertheworld787/

oraz parę nowych filmów: https://www.youtube.com/user/AlloverTheWorld1


Dopiero teraz zdałem sobie sprawę przez ile lat ten blog jest prowadzony. Na dalekim dystansie łatwiej streścić cały lot. Na 737 już tak fajnie nie jest. Szkoda... ostatnio miałem przyjemność latania z kolega, który powiedział, że od dawna czyta moje wypociny. Tez miał ciekawe historie do opisania z afrykańskiego latania na trochę mniejszych samolotach. Cieszę się ze udało nam się razem polecieć. Były blogowe wspomnienia, ale też smutek ze nadal brak czasu na opisanie latania na przykład w Indiach. Któregoś dnia..., ale teraz poczytam sobie blogi znajomych... dla relaxu

ps. z Layoverloverem latającym na A330 jesteśmy w kontakcie. Ostatnio nawet nasze samoloty startowały w podobnym czasie i na podobnym kierunku, ale i tym razem nie udało na się spotkać. A było tak blisko!

Umieść "Znow jesien" do Facebook Umieść "Znow jesien" do Google

Updated 20-11-2016 at 13:58 by meschiash (literówki)

Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy

  1. Awatar Hepi
    • |
    • permalink
    Dzięki Piotrze za post, zdjęcia i filmy.Miło, że znalazłeś czas na bloga. Czekamy na więcej.Spokojnych lotów i wszystkiego dobrego
    l
  2. Awatar meschiash
    • |
    • permalink
    Super wpis. Szczególnie Kabul Express
  3. Awatar jordanj
    • |
    • permalink
    Długo wyczekiwany post. Jaki to przewoźnik i samolot (mam na myśli rajd po Afganistanie)?
  4. Awatar Madrider
    • |
    • permalink
    Przyjemnie się czyta w oświetlonym pokoju podchodzenie po ciemku do Kabulu
  5. Awatar Flyaway
    • |
    • permalink
    Współczesna wersja "Nocnego lotu "-Saint- Exupery, miło się czyta, spokojnych lotów i pasażerów