Zobacz kanał RSS

Na ścieżce wznoszenia....

Istny Meksyk... Dzień 9. Oro de Oaxaca

Oceń wpis
przez w dniu 29-03-2013 o 01:34 (2237 Odsłon)
Nawet pod osłoną nocy widzieliśmy, że nas hostel był świetnie ulokowany. Natomiast dopiero porankiem mogliśmy zobaczyć, jak piękną panoramę okolicy przedstawia...


Było to miejsce warte spędzenia czasu, lecz my go nie mieliśmy - postanowiliśmy, że sprzęgło Chevy'ego będzie spokojnie przygotowywało się do drogi powrotnej do Meksyku, natomiast my, rezygnując z Mitli, pojedziemy taksówką do Monte Alban oraz pospacerujemy po centrum miasta.
Kolejny raz taksówka kosztowała grosze, nawet mimo niekrótkiej i nieco górskiej trasy...
Monte Alban. Biję się w pierś - jadąc tam byłem przekonany, że zobaczymy Teotihuacan bis. Który był nota bene cudowny, tyle, że nie spodziewałem się nowych wrażeń. I kolejny raz w Meksyku ogromnie pozytywnie się zaskoczyłem. Raz, że kultura i architektura Zapoteków była dla nas czymś nowym. Dwa, Monte Alban jest cudownie wkomponowane w wyżynną okolicę:

Nie przestał rosnąć mój podziw dla punktów archeologicznych Meksyku. Moja impertynencja kulturowa miękła w każdym z tych magicznych miejsc. Kamień kamieniowi nie był równy, zebrane razem stanowią tam coś więcej niż po prostu ruiny. Piękne miejsce!
Wróciliśmy do centrum. Oaxaca nie zamierzała przestać w dostarczaniu wrażeń. Trafiliśmy na fantastyczny targ:
Na jednym ze zdjęć ich specjał - smażone świerszcze. Nie odpuściłem Dobre, chrupiące, kojarzyły mi się z dobrze przyprawionymi chipsami Przechadzając się po targu zostaliśmy zaciągnięci (może złe słowo, to było bardzo grzecznie przeprowadzone) do sklepiku pobocznego w celu degustacji. Likiery... mezcal... Panie ewidentnie nie wiedziały, że Słowian obowiązuje zasada 'daj palec, wezmą rękę' w przypadku takich degustacji Cóż, Paniom mimo to interes się opłacił - wyszliśmy z wieloma flaszkami tytułowego Oro de Oaxaca. Ten mezcal to niebo w gębie...
Zbliżał się nasz czas.. Zdążyliśmy się jeszcze przekonać, jak fantastyczny fach w ręku ma meksykański pucybut. Naprawdę miło było popatrzeć, z jaką pasją i perfekcją ci ludzie wykonują swoją pracę.


Oaxaca pokazała nam inny Meksyk. Kolorowy, pokojowy, dynamiczny a przy tym dość kameralny. Wyjazd do tego miasta uważam za ogromny strzał w dziesiątkę...


Przyszedł czas na test Chevy'ego. Dał radę! Problem ze sprzęgłem minął, dojechał do Meksyku. Sama trasa przebiegła bez zakłóceń do mniej-więcej 30 km od miasta (pomijając ulewę na odcinku ok. 100 km). Wjechaliśmy w ogromny korek. Straciliśmy około dwóch godzin. I to pozwoliło nam sobie uświadomić, że gdyby nie awaria sprzęgła dnia poprzedniego nie mielibyśmy ŻADNYCH szans zdążyć ostatniego dnia na lotnisko - nie przyjmowaliśmy w naszym planie tak długiego czasu opóźnienia na drogach. Co gorsze, odkrylibyśmy ten fakt pod samym Meksykiem. Więcej szczęścia niż rozumu....
Przy wjeździe do miasta bramki autostradowe. A przed nimi... dziesiątki ludzi pukających do szyb, chcący sprzedać cokolwiek. Można było odnieść wrażenie, że wkrótce siądą na maskę...
Przejechaliśmy przez bramki. Kurs - lotnisko. Chcieliśmy oddać samochód mimo, że zakontraktowany mieliśmy jeszcze jeden dzień. Natomiast nie mieliśmy ochoty pilnować auta nocą. Drogi na lotnisko nigdy nie zapomnę. Teoretycznie 5 pasów ruchu. Tyle, że... nie było pasów namalowanych. Na ogonie policja z włączoną sygnalizacją świetlną. Nie miałem pojęcia, czy to na mnie, czy ogólnie włączony sygnał (emergency używa go non-stop). Kierowcy skręcający bez kierunkowskazu, taksówki wyjeżdżające z podporządkowanej niczym w zupełnym pierwszeństwie.
Dojechaliśmy. Oddaliśmy samochód, udaliśmy się taksówką do znajomego już hotelu Roble. Pozostała niespełna doba do wylotu...
STYRO likes this.

Umieść "Istny Meksyk... Dzień 9. Oro de Oaxaca" do Facebook Umieść "Istny Meksyk... Dzień 9. Oro de Oaxaca" do Google

Updated 30-03-2013 at 00:04 by grzyw

Kategorie
Turystyka , Poza skrzydłami

Komentarzy