Zobacz kanał RSS

Wieści z Nory - O pracy i życiu oczami czterdziestolatka

Giro di Italia czyli urlop cz.2 Pobyt.

Oceń wpis
przez w dniu 10-09-2015 o 11:35 (1696 Odsłon)
Kamping I Pinin Family Park jest położony nieco na północ od samej miejscowości Fiano Romano i to dodatkowo na wzgórzu. Ma to swoje wady i zalety. Zacznijmy tak na opak od wad: daleko od miasta. Pomimo tego że na kempingu jest Sklep to niestety nie wszystko posiada i nie można w nim płacić kartą, dla mnie to wielki minus. Nastawiamy się jak zwykle co roku na gotowanie dla dzieciaków potraw takie które są w stanie zjeść, a to oznacza że piersi z drobiu i mięso mielone skądś trzeba wytrzasnąć. Dobrze zaopatrzony Market znajduje się w samej miejscowości, ale jak go znaleźć bez mapy. Jest przecież Internet w recepcji więc idę tam z rana i próbuję coś osiągnąć. Nie wiem czy to komputer czy łącze, ale po półgodzinie nic nie wskórałem, za to odnalazła się nieśmiało naszkicowana mapka na materiałach otrzymanych na przywitanie. Niestety jest mało dokładna więc postanawiam rekonesans dokonać piechotą, w końcu Rzym mamy tak samo zwiedzać, a mały trening nie zaszkodzi. Po półgodzinie kluczenia przez jakieś osiedla dzieciaki mają dość, mają czekać na przystanku i wcinać 2 śniadanie a ja twardo idę dalej. Market jest tak bardzo ukryty że szyld do niego kierujący odkrywam jak w zasadzie poddałem się i wracam uff, tylko co teraz znowu z buta z powrotem. Decyzja jest jedna żona z dzieciakami idzie do marketu i w Klimie sobie czeka ja już samotnie przypominając sobie czasy Kurierki zapylam na nogach z powrotem na Kemping po samochód. Trochę zamieszania i nerwów, ale dzięki temu poznałem najprostszą drogę do wyrwania się kempingu w świat, co okaże się zbawienne przy zwiedzaniu Rzymu, które opisze w oddzielnym wpisie. Kolejną wadą poniekąd wynikającą z położenia( wzgórze), są gęsto poustawiane Mobil Home’y i namioty, co powoduje że czasami drogę na basen najkrócej odbyć przez podwórko sąsiada. Dla kronikarskiego obowiązku należy dodać kolejną wadę. Choć kemping nie imponuje wielkością (można go obejść dookoła w 5 minut), jest podzielony pomiędzy co najmniej 4 firmy oferujące pobyty wakacyjne plus parcele dla Kamperów. Dlaczego tak jest nie wiem, ale zdaje się że na tym zagęszczeniu skorzystałem bo mieszkałem w większym domku niż to było zamawiane.

Pora na Zalety, nie jest ich dużo ale równoważą wady obiektu. Pierwsza zaleta jest restauracja z dużą ilością miejsc wraz z położoną obok estradą. Restauracja oferuje dużą ilość dań tradycyjnych czyli Past (po polsku Makaronów z sosami), oraz na miejscu wyrabiane, świeżutkie, szybko podane Pizze w rozsądnych cenach (jedną sobie nawet zamówiliśmy na kolacje). Dodatkowo można w tejże restauracji dokupić pyszne lody podawane w waflu jak i w kubku dla tych co wolno jedzą. Co do lodów jedna uwaga warto nauczyć się po włosku nazw danych lodów typu śmietankowy, bo w konsekwencji miałem na nie chęć, a ich nie wziąłem bo nie potrafiłem nazwać. Scena przy części jadalnej była co wieczór używana na animacje dla dzieci, głownie młodsze a raz nawet trafił się magik na występ którego przyszliśmy nawet my i warto było. Największą atrakcję kempingu trzymam na koniec więc, czas na zaletę nr 2, drzewa. Zapytacie dlaczego drzewa? jak to drzewa?, a sprawa jest trochę skomplikowana. Domki mają klimatyzację, chłodzi ona jednak tylko salonokuchnię, sypialnie są bowiem wydzielone i zamykane. Jakby nie było drzew całość nagrzewała by się od słońca tak mocno, że ciężko by było spać, a przynajmniej zasnąć, uchylanie okien z racji zagęszczenia nie wchodziło bowiem w grę.

Teraz zapowiedziana atrakcja, nie jest to basen, bo ten był tylko namiastką, nie dość, że 120 cm. głębokości to jeszcze gabarytowo taki sobie skromny jakieś 10 m X 6 m. Prawdziwym rarytasem była LAGUNA, czyli płyciutki (30 cm.) ale za to duży obszar wodny z położona pośrodku wyspą z tunelem i wkomponowanymi w wyspę zjeżdżalniami oraz umiejscowioną na krawędzi laguny zjeżdżalnie z przewyższeniem około 2 m, o szerokości około 3 m. Dla ułatwienia korzystania z niej, po jej powierzchni spływa woda co powoduje że możliwe są do wykonania nawet podwójne obroty wokół własnej osi (śruba lub piruet na kolanach) co skrzętnie wykorzystywały nie tylko bawiące się tam dzieci. Płytka woda (pewnie każdy to wie) dobrze służy równomiernemu opaleniu się w czasie zabawy w lagunie, a codziennie uzupełniana zawartość przynajmniej rano była na tyle chłodna by dawała ulgę od palącego słońca, słowem pełen wypas dla dzieci i brak nudy dla dorosłych. Tylko doskwierał niedobór leżaków, trzeba było albo wcześnie przyjść na basen albo (bez względu na narodowość) choć rzucić na leżak ręcznik, aby był uznany za zajęty. Szczerze na 6 dni pobytu zrobiłem to 1 raz a i tak okazało się, że nie trzeba było.

Tyle o kempingu pora na okolicę. Mieści się przy Via Delle Sassette, żeby dojechać do głównego miasta, trzeba dojechać do Strada Provincialw 11b, potem w lewo jakiś kilometr dalej jest górka i krzyżowanie na którym trzeba skręcić w prawo w Via del Capocroce, po 200 m trzeba skręcić w lewo w Via Pier Paolo Pasolini, przejechać rondo na wprost i gdy droga się kończy skręt w lewo oznacza centrum Fiano skręt w prawo oznacza bary ( w tym Kebab) stacje paliw, wjazd na autostradę i dość dużą galerię handlową zaraz za pierwszym napotkanym rondem. Droga ta nazywa się Via Tiberina i była przez nas wykorzystywana do dojazdu do miejscowości Fara Sabina skąd dość często (co 30 min.) jeździły pociągi w relacji przez Rzym do lotniska Fiumicino. O mały włos nie przebadałem całej tej drogi bo 2 pełnego dnia pobytu mieliśmy zacząć zwiedzanie, ale o 6 rano rozpętała się burza z piorunami. Żona chciała przeczekać na Kempingu ja nie chciałem marnować dnia i zwiedzić chociaż terminal, niestety tego dnia Internet zaszalał i dowiedziałem się, że opady około 12 zanikną więc udaliśmy się tylko troche później ale na zwiedzanie. Samo miasto Fiano Romano z braku czasu odwiedzaliśmy tylko w okolicach marketu i tylko raz udaliśmy się do małego ale przepięknego starego miasta, wystarczyło tylko po skręcie w lewo w via Tiberina dojechać do pierwszego ronda i po ponownym skręcie w prawo w Via Palmiro Togliatti dojechać do miejsca skąd widać na niewielkim wzgórzu basztę zamkową, pobocza drogi służą jednocześnie za parking, więc nie ma się co pchać dalej.

Po pomyślnie odbytym zwiedzaniu które opisze w następnym wpisie, pakujemy manatki i w drogę do miejscowości Cecina już w toskani. Czeka tam na nas może nie kemping bo domy murowane, raczej osiedle wakacyjne Il Paradiso. Na początku trzeba tylko zadecydować którą doga tam dojechać czy autostradą do obwodnicy Rzymu, potem na Civitavecia, czy z powrotem do Orte potem a’la ekspresówką ss675 za Viterbo i już zwykłą drogą na Tarquina aby tak połączyć się z legendarną (jak na mapie nawet piszą to uważam to za część dziedzictwa) VIA AURELIA którą przeważnie w dwóch pasach dotrzemy do celu. Z powodów przeważnie budżetowych zdecydowaliśmy się jechać wariantem drugim, dodatkowo przeważyło to, że jak zwykle na obwodnicach możemy, któryś skręt pomylić i się pogubić. Jadą obok Viterbo mija się lotnisko które karierę rozpoczęło w 1936 jako wojskowe, a teraz oprócz oczywiście wojska, służy jedynie chyba Bizjetom bo ma najdłuższa droga startowa ma niespełna 1300m, za to jest ich 3. Lotniskowe historie dopadną nas jeszcze w okolicy Grosetto gdzie stacjonują włoskie EuroFighter’y, a potem już tylko niespieszna podróż z jednym do polecenia miejscem. Duży parking i stacja AGIP’a przed zjazdem do Piombino. Rewelacyjna ryba, która starszy pochłonął w 3 minuty , świetny pieczony kurczak, który o dziwo nawet młodszy wcinał ze smakiem i moja Lasagna z brokułami palce lizać.

Przydał nam się taki zastrzyk energii bo jadąc bez Nawigacji (specjalnie) trzeba było znaleźć skręt z ekspresówki na coś co nazywało się Stada Provinciale del Pogetto, która po kilku kilometrach powinna doprowadzić nas do Osiedla. Tylko co z tego że miałem wydrukowaną mapkę ze skrętem skoro była ciut za mała aby odczytać nazwy i w konsekwencji zamiast w prawo do ronda skręciłem w lewo i tak zaczęła się dawno nie odbywana rundka w celu odnalezienia celu (podróży). Myślałem, że coś dowiem się na stacji benzynowej jedynie co się dowiedziałem to to, że mam kierować się na centrum Ceciny, dużo to nie dało więc zatrzymałem się na jakimś placyku (Piazza dei Mille) na północ od centrum i poszliśmy zasięgać języka do jakiejś kafejki. Tam uczynny Włoch rozjaśnił nam troche w głowach pokazał kierunek pokazał cel Szpital (wł. OSPEDALE specjalnie pisze z dużej litery bo strasznie mi się ta nazwa podoba i jeszcze wystapi), nie zrozumieliśmy się jednak w kwestii rond i dalszych skrętów więc mimowolnie trafiłem na stacje kolejową w Cecinie oczywiście przy Viale Fratelli Rosselli, skąd znów musiałem udać się po dalsze wskazówki. I chyba ta pomyłka była przez kogoś ukartowana bo kolejnego dnia topografia tego miejsca bardzo nam się przydała.

Uczynna pani w barze dworcowym (pozdrowienia jakby nawet przez kogoś kto to czyta) już po angielsku wytłumaczyła nam wszystko tak ładnie, że po objechaniu dookoła całej Ceciny (inaczej z dworca nie można drogi jednokierunkowe) dotarliśmy do ronda przy Ospedale i wypatrując zjazdu na Guardistallo śmignęliśmy prosto do celu. Poszukiwanie drogi kosztowało nas akurat tyle czasu, że na osiedle przyjechaliśmy idealnie o czasie o 16, gdzie zameldowaliśmy się u recepcjonisty, który przyznał się do tego, że Polaków to dopiero pierwszy raz na oczy widzi i mogliśmy rozkoszować się Toskańską przyrodą i pogodą ale tylko do wieczora, bo świeżo otrzymany dostęp do WIFI wspominał coś o burzach z piorunami przez następny dzień co najmniej do popołudnia. Myślałem że się wygłupia ale poranne słoneczko nie oświetliło naszych okien i trzeba było wymyśleć co tu w taka pogodę robić. Trochę pomogła telewizja bo mistrzostw w Pekinie obejrzałem trochę, rozeznaliśmy się okolicy w kwestii sklepów i zakupów, ale co dalej. Jedyna rada jedziemy do Pizy. Niestety godzina o której byliśmy na stacji podpowiadała że do najbliższego pojazdu jeszcze 1,5 godz. Ale my byliśmy zdecydowani. Pomny przygód w Rzymie z kupnem biletów w automatach, postanowiliśmy kupić w kasie A tam Pani kasjerka dobra dusza po włosku tłumaczy nam: po co jedziecie do Pizy, przecież tam po kolana woda, więc odpuściliśmy sobie. Jedyny z tego wypadu na stację pozytyw to ten, że zobaczyłem popylające przez stację bez zwalniania stare kwadratowe pendolino z wychylnym pudłem.

Kolejny dzień był już słoneczny popołudnie więc mogliśmy spędzić na basenie, dużo większym niż ten we Fiano za to z tak samo głębokim i z tak samo chłodną woda , która przydała się w kolejnych dniach. Porankami bowiem (oprócz oczywiście drugiego dnia gdzie zwiedziliśmy Pizę) korzystaliśmy w pełni ze wspaniale prażącego słońca z cudownie chodzącej wody a popołudniami robiliśmy sobie wycieczki nad morze i to dala od Ceciny z jednego prostego powodu. Ogromne masy wody z burzy pędziły teraz rzeczką ceciną wprost do morza ciągnąc ze sobą ogromne masy ziemi i błota, powodując zmianę koloru morza z błękitnego na błotnisty do 500 m od brzegu. Pozwólcie, że nasze popołudniowe wypady opisze w odcinku o zwiedzaniu Pizy aby ten nadmiernie nie był długi.

Na dzisiaj koniec i zapraszam do komentarzy i jeszcze pytanko organizacyjne: jeśli chcecie abym umieścił kilka zdjęć, zrobię to w oddzielnym wpisie: powód brak czasu.
vivere, Machoni, Marcos and 2 others like this.

Umieść "Giro di Italia czyli urlop cz.2 Pobyt." do Facebook Umieść "Giro di Italia czyli urlop cz.2 Pobyt." do Google

Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy

  1. Awatar vader
    • |
    • permalink
    Polecam mapy offline na telefon. Przydają się w takich sytuacjach, jak napięty grafik a czas ucieka. Pamiętam, że we Włoszech miałem problemy zamówić coś w knajpie po angielsku. A co dopiero zapytać o drogę.

    Zdjęcia oczywiście się przydadzą, nawet muszą być!