Wakacje 2017 Powrót.
przez
w dniu 19-02-2019 o 10:30 (1776 Odsłon)
Nadszedł niestety ten moment, że trzeba było wracać. Niejako na osłodę i zupełnie przypadkiem przed urlopem zakupiłem dwa bilety lotnicze z KTW do WAW na niedzielę, więc i powrót z tak przepięknego miejsca nie bolał tak bardzo, ale po kolei.
Jak zwykle pakowanie się na powrót jest łatwiejsze, a dopingowani obowiązkowym opuszczeniem apartamentu do godziny 10, mogliśmy już o 10:10 w Pio, Pio, Pio, Pio Piątek ruszyć w drogę. Trasa znana: na Parmę, Modenę Weronę, Bolzano, przełęcz Brenner i ostatecznie do Naszego ulubionego hotelu w Schwaig koło lotniska w Monachium.
Żeby jednak nie było zbyt łatwo los znowu coś tam pokiełbasił. Mamy w zwyczaju drobne monety i małe nominały „utylizować” tankując na jakiś stacjach benzynowych, aby do Polski nie przywozić drobniaków bo potem albo się o nich zapomni albo się gdzieś zawieruszą. Jeździliśmy kilka razy przez przełęcz Brenner i nigdy nie było kłopotu z płaceniem za autostradę plastikiem, aż do tego momentu. Na bramce wyciągam bilecik, bo po włoskich autostradach poruszamy się z kwitkiem, za który płaci się po opuszczeniu autostrady, wyciągam kartę a tu nic, nie chce przejść, Pani w okienku coś tam niby szprecha o krediten kard czy cóś, ale nie rozumiem widocznie dokładnie i podaje drugą, która oczywiście tez nie przechodzi. I tak oto w świecie zachodnim następuje niezrozumiała dla mnie sytuacja: Pani w okienku drukuje mi jakiś taki długi jak w Auchan rachuneczek i powiada, że możemy jechać, ale w ciągu 10 dni musze przelać należną kwotę na adres i nr. Konta na karteluszku. Niech mi ktoś wytłumaczy, jeśli ktoś chce mieć pieniądze od razu (karta kredytowa) to nie może poczekać tych kilku chwil( dobra minut góra godzin) jak przejdzie płatność z karty płatniczej przecież to nie karta z jakiegoś zapomnianego banku z Afryki tylko Visa.
Jakby tego było mało dojeżdżając do Insbruck’u temperatura spada do 14 stopni (a jest sierpień) aby tuż przed tunelami pod skocznia ruch zamarł i żeby to jakiś wypadek był to zrozumiem ale po 15 minutach stania ruszyliśmy i nigdzie nie było widać ani śladu kolizji. Mało tego drugi raz się zdziwiłem na świat zachodni kiedy mając taką możliwość, bo brak ograniczeń prędkości, ludzie jechali tylko 100 km/h, aby w momencie kiedy zaczął padać deszcz przyspieszyć do 130-tu. Widocznie albo czegoś nie zauważyłem albo dalej byłem w lekkim szoku.
W hotelu zameldowaliśmy się jakoś tak koło 19 tej, a ja oczywiście skorzystałem z okazji i tradycyjnie dokonałem zakupu najlepszej i w miarę taniej benzinen w pobliskiej stacji OMV przy Erdinger Allee, żeby nie robić tego w stacjach na autostradzie. Dokonałem także zakupu oryginalnego bawarskiego piwa którego nazw( bo było ich ze cztery) niestety już nie pamiętam. Pewnie kolega Cani mógłby odświeżyć mi trochę pamięć bo piwa były zacne, nawet butelki zabrałem do domu, ale się gdzieś zapodziały.
Kolejny dzień zaczynamy od śniadania do wyboru do koloru, jak ma się dzieci niejadki to taki wariant posiłku jest ze wszech miar pożądany. Po posiłku krótkie pakowanie i w drogę, tym razem dla porównania po kilku pierwszych kilometrach od Monachium skręcamy na A93 i śmigamy w kierunku Ratyzbony. Tam zaskoczenie miasta nie mijamy tylko przejeżdżamy przez jego granice ale przynajmniej porządną dwupasmówką, ciężko tylko utrzymać zalecane 100 km/h , zaraz po zjechanych wcześniej 140. Droga A93 i tak łączy się z wcześniejszym wariantem powrotów z Monachium zaraz za Hof, podążamy zatem po już otrzaskanych szlakach, które nie są zbyt zakorkowane, oczywiście z Wyjątkiem Drezna ale i to miasto daje się pokonać bezstresowo, korek tym razem w drugą stronę.
Tankowanie jak zwykle zaraz za granicą i w końcu można polskiego radia posłuchać. Tradycyjnie także tuz za granica zmieniają się zachowania samochodów z polską i niemiecką rejestrację. Pierwsi przyspieszają mając gdzieś ograniczenia prędkości, drudzy ograniczenia respektują czasem nawet z zapasem. I od razu można się zorientować, kto pracuje tyko w Niemczech, a kto jest jego Obywatelem, bo śmigające niemiecki blachy także bywały. Sielanka trwa do około 2 km przed zjazdem Kostomłoty. Uruchamiam CB radio i od razu wiadomo, wypadek. Nie czekam biernie przeciskamy się do zjazdu i dalej przez Środę Śląską, Wróblowice próbujemy dostać się na obwodnicę Wrocławia. Nie idzie dobrze: remonty, korki (kurcze przecież sobota) tak że finalnie na S8 wjechałem o 19 tej.
Szybka kalkulacja: co najmniej 3 godz. do domu, potem jeszcze wypakować bagaże, wydrukować bilety na Pendolino do Sosnowca i w końcu dostać się do mieszkania w Wawie, pociąg przeciez o 9 tej, a przynajmniej stamtąd można się dostać na Zachodnią pociągiem i odpada problem parkowania, wniosek trzeba przyspieszyć. Nie będę pisał jak szybko jechałem i ile Jobów przez cb radio poleciało na zajeżdżające nam drogę ciężarówki, ale w domu byłem dokładnie o 21,45 i to pomimo poruszania się po znienawidzonym odcinku autostrady A2 czyli Łódź-Warszawa. Udało się.
Z perspektywy czasu w związku z pobytem w La Spezii i CT, podjąłem kilka decyzji. Pierwsza to przestanę jeździć A2 pomiędzy Warszawą a Łodzią, po drugie przestane jeździć A4 od Wrocławia do Legnicy nie wiem jak to zrobię ale przestanę, za każdym razem jak tamtędy jadę to jest wypadek. Po trzecie na pewno jeszcze odwiedzę CT i La Spezię, chociażby ze względu na to że są tam stocznie w których Włosi budują swoje okręty wojenne i zakłady w których produkowana jest broń dla naszych polskich okrętów, chociażby znakomita armata OTO Melara dla ORP Ślązak. I oczywiście także ze względu na przepyszne owoce morza i niepowtarzalne widoki z CT, których nigdy nie dość.