Zobacz kanał RSS

Co piszczy u meschiasha ?

To jest skomplikowane....

Oceń wpis
przez w dniu 25-01-2017 o 15:40 (5904 Odsłon)
Dziś będzie inaczej. Zdecydowanie nie o lotnictwie, choć parę akapitów się też tam znajdzie. Będzie głównie o tym, jaką wartość może mieć zdrowie, o którym często nie myślimy, gdy ono jest.

Wszystko zaczęło się 26/11, kiedy to prowadziłem imprezę szkoleniowo-integracyjną, jako "emerytowany" dj. Po 8h stania za konsoletą odczuwałem piekielny ból stóp. Nigdy tak nie było, ale zgoniłem to na nowe buty, oraz na niestabilny podest, gdzie była konsoleta.

Kolejnego dnia nie mogłem stąpać po ziemi. Ból był jeszcze większy, ale udało się go rozchodzić. Całą sobotę i większość niedzieli odpoczywałem, aby nogi wróciły do normy. Wieczorem w niedzielę byłem już w drodze do Berlina na symulator B737. Tym razem był to type rating dla pewnej przemiłej Pani Kapitan, oraz pewnego F/O pod okiem instruktora Piotra znanego na forum jako AllOver. Nogi już prawie były ok. Sesja w symulatorze trwała od 22:30 do 2:30, a powrót był ok 3. Do POZ przybyliśmy po 5 nad ranem. W domu godzina snu i do pracy bo już o 8:30 prowadziłem szkolenie.

Nazwa:  IMG_6715.jpg
Wyświetleń: 1354
Rozmiar:  44.5 KB Nazwa:  IMG_6716.jpg
Wyświetleń: 1196
Rozmiar:  38.9 KB Nazwa:  IMG_6719.jpg
Wyświetleń: 1317
Rozmiar:  39.6 KB

Następne dni były takie same. Ból z rana, rozchodzony po około godzinie i zapomniany po dwóch godzinach. W międzyczasie przyjechał do mnie mój nowy trenażer do roweru. Istny wypas. Nie da się na nim pedalić "na oszusta", bo sam dobiera obciążenie w zależności do trasy, którą mamy w komputerze.

6/12 dałem sobie wycisk. Zrobiłem trening totalnie ponad możliwości. 1,5h pedałowania i tylko pod górę. Na odcinku 14,5km wykonałem 462m podjazd. Cały czas 7-8% wzniesienia. Odcięło mnie tlenowo trzy razy. Byłem wykończony.
Przez następne dni miałem niezły zakwas, ale to raczej normalne.

Nazwa:  IMG_6764.jpg
Wyświetleń: 1302
Rozmiar:  20.6 KB

Piątek 9/12 okazał się pierwszym dniem objawów niepożądanych. Na moich kostkach pojawiły się potężne opuchlizny, a chodzenie stało się dość problematyczne.
Pierwsza myśl? Coś naderwałem, uszkodziłem.... trzeba iść do Rehasport (klinika głównie ortopedyczna dla sportowców) i rozeznać się w temacie.

Nazwa:  IMG_6779.jpg
Wyświetleń: 1542
Rozmiar:  25.7 KB Nazwa:  IMG_6781.jpg
Wyświetleń: 1218
Rozmiar:  23.9 KB

W poniedziałek 12/12 pojawiłem się na wizycie u ortopedy. Pokazałem mu moje kopytka i wywołałem spore zdziwienie. Efekt konsultacji był taki, że dostałem leki na stan zapalny, leki osłonowe, a w sumie leki na wrzody, które mogą się pojawić przy braniu leków przeciwzapalnych, skierowanie na Dopplera nóg i skierowanie na badania krwi.
Po przeczytaniu ulotki o leku przeciwzapalnym zdecydowałem się na powstrzymanie od wzięcia tej tabletki.
W ulotce był zapis mówiący, że należy ponownie przedyskutować wzięcie leku z lekarzem w celu oceny zasadności wzięcia do możliwych skutków ubocznych. Wrzody, biegunki, ból brzucha, omdlenia i utraty przytomności były w opcjach 1 na 10 i 1 na 100 pacjentów.

Kolejny dzień był jeszcze gorszy. Przy wstawaniu ból wyciskający łzy z oczu. Wieczorem miałem wizytę u chirurga naczyniowego, który przeprowadził badanie USG (Doppler). Stwierdził, że nie ma pojęcia co to jest, ale żyły są ok. Widział też wyniki badania krwi, gdzie kwas moczowy był ok, a jedyne złe wartości to OB i CRP na poziomie 22 i 38.

Środa była totalną kulminacją. Pojechałem do WRO w celu wykonania swoich obowiązków służbowych. To nie był najlepszy pomysł. Ledwo co chodziłem i zdecydowanie marzyłem o balkoniku przed sobą. Dzień był długi i na koniec skapitulowałem. Łyknąłem przepisany lek.

W czwartek ponowna wizyta w Rehasport, kolejny Doppler i wizyta u ortopedy, który powiedział "nie wiem, ale gdyby Pan złamał nogę to bym wiedział co robić" . No nic, trzeba szukać dalej. Mam sprawdzić serce i nerki.
Wieczorem jedna ze znajomych po zobaczeniu moich nóg na FB, zadzwoniła do żony i dała trop dla dalszych poszukiwań. Miała kiedyś takie same objawy i zdiagnozowano u niej chorobę autoimmunologiczną rodem z dr House-a, czyli sarkoidozę (dzięki Basiu).

Piątek rozpocząłem od kardiologa, który stwierdził, że u mnie wszystko jest ok. Dalej udałem się na badania krwi i do internisty. Tam, delikatnie wspomniałem, że może to sarkoidoza??? Pani doktor mówi, że wg niej raczej nie, ale dla świętego spokoju da mi skierowanie na RTG płuc, aby sprawdzić czy to nie housowa przypadłość. Tego samego dnia cyknąłem fotkę i po godzinie odebrałem wynik.
Zrobiło się stresująco, ponieważ "wnęki płucne poszerzone, policykliczne, do dalszej diagnostyki w TK" - nie brzmi dobrze. Pojawiły się też pierwsze wyniki badania krwi, które też nie były optymistyczne, bo OB wzrosło dwukrotnie do 44, a CRP doszło aż do 99.

W pierwszej chwili użyłem dr Google w celu sprawdzenia, co to może oznaczać. Pojawiła się sarkoidoza, ale też chłoniak, ziarniniak i cała masa innych nowotworowych elementów. Tak szybko jak zapytałem, tak szybko wyłączyłem tego złego doradcę. Weekend był ciężki emocjonalnie. Dużo myśli i scenariuszy. Głowa potrafi....

W poniedziałek ponowiłem badania OB i CRP, oraz wbiłem się pomiędzy pacjentami do internisty po skierowanie na badania tomografii komputerowej. Dostałem skierowanie i udałem się do pracowni TK, gdzie od ręki udało się wykonać diagnostykę z podaniem kontrastu. Dobrze, że w poprzednich badaniach krwi oznaczyłem poziom kreatyniny, który jest niezbędny do przeprowadzenia badania z kontrastem.
Badanie TK szybkie, kontrast dał metaliczny smak i w momencie podania mocno rozgrzał organizm.

Umówiłem się również na środową wizytę u pulmonologa, ponieważ była szansa na wynik w ciągu 2 dni.

Teraz znów czekanie, znów myśli, znów strach i pytania o to, co wykaże TK...

Środa 21/12, jadę rano zrobić badania krwi OB i CRP, a potem odebrać wynik TK. Niestety jeszcze nie jest opisany. Słabo trochę, bo wizytę u pulmonologa mam na 9:30.
Podczas wizyty lekarz mówi, że bez TK nic nie jest w stanie określić, ale przy CRP powyżej 100 i OB na poziomie 44 i tak chce wysłać mnie do szpitala. Przedłożyłem więc poranny wynik badań, który był już lepszy i ustaliliśmy, że jak tylko odbiorę wynik TK, to wrócę do lekarki.

Znów jadę do pracowni i jest. Odbieram i czytam. Nogi się robią jak z waty, gardło się ściska, kiedy czytam, że mam liczne guzki na płucach i jakieś zatarcie na trzustce. Pierwsza myśl wiadomo jaka. Ale ok, pozbieraj się facet! Jadę do lekarki. Ona patrzy na wynik i minę ma też nietęgą. Pytam "źle jest?". Okazuje się, że jednak może być ok, ale finalnie dostaję skierowanie do szpitala pulmonologicznego z dopiskiem "PILNE".

Jadę szybko do szpitala. Tam numerek, izba przyjęć i pierwsza studząca emocje informacja. Doświadczona Pani doktor patrzy na wynik TK, dokumentację zdjęciową spuchniętych nóg, robi wywiad i zaprasza mnie na pobyt w szpitalu od 11/01, w celu potwierdzenia diagnozy wg kodu ICD10: D86 - czyli sarkoidoza. Zaczynam odczuwać lekką ulgę i delikatne uspokojenie. Pytam jeszcze o to, czy mam zrezygnować ze świątecznego wyjazdu do Emiratów, ale Pani doktor, bez zawahania odpowiada, że mam jechać i jedynie unikać słońca.

Kolejnego dnia idę jeszcze do naturopaty, który jest również neurologiem i radiologiem. Po przeczytaniu wyniku TK stwierdził, że spoko, nie ma się co przejmować. Gdyby to było nowotworowe, to inaczej by świeciło na TK i miałoby inne kształty + nacieki. Ufff. Kolejna osoba, która daje mi oddech. Dostaję homeopatyczne granulki i szykuję się do odpoczynku.

23/12 to dzień wylotu do Emiratów. W sumie podróż musimy zacząć dzień wcześniej, ponieważ wylot jest z WAW o 0:05 do Ras al Khaimah. W pierwszej wersji odlot miał być z POZ, ale te nasze gamonie nie potrafią uzbierać nawet jednego samolotu, więc kierunek ten nie ruszył u nas.

Droga do WAW słaba. Bardzo duży ruch i wypadek na A2, gdzieś na odcinku pomiędzy Łowiczem a Sochaczewem, powodujący 16km korek. Trzeba było jechać objazdem, a czasu było coraz mniej. Na lotnisku pojawiamy się równo 2h przed odlotem. Odbieramy nasze bilety i udajemy się na bezpieczną. Tam po 22 jest już cisza i spokój, a o jedzeniu niemal można pomarzyć. Koło "Maca" była otwarta jeszcze Kuchnia Polska, gdzie w wyborze bez wyboru kupiliśmy resztki wystawowe. Następnie kontrola paszportowa i pod GATE.

Lecimy zaledwie dwuletnim B738 Travel Service OK-TSE na trasie WAW->RKT. Limit bagażu na pax-a wynosi 15 kg. Jest to dość długi rejs i paliwa mamy pod korek. Wnętrze maszyny nowoczesne (sky interior). Przed odlotem mamy jeszcze odladzanie. Startujemy z lekkim delem. Lot przyjemny i dość spokojny. Dzięki miejscom 2DEF mamy full miejsca na nogi (dzięki Peter). W trakcie lotu poszukiwany był lekarz na pokładzie, ponieważ komuś się zasłabło. Całość jednak udało się opanować i nie było konieczności dokonywania międzylądowania. Jedyne co trzeba było zrobić, to obniżyć temperaturę na pokładzie, co nie było zbyt miłe, ale lepsze zimno niż nieplanowe kucanie po drodze. Lądowanie z delikatnym kangurem po 5h40m. Jesteśmy mocno zmęczeni, ponieważ mijają właśnie 24h od naszego wstania. Po odprawie udajemy się do autobusu i po 35 minutach jesteśmy w hotelu. Tam jeszcze pozostaje poczekać na pokoje, które dostajemy na raty.

Nazwa:  IMG_6823.jpg
Wyświetleń: 1281
Rozmiar:  38.0 KB Nazwa:  IMG_6824.jpg
Wyświetleń: 1312
Rozmiar:  19.1 KB

Pobyt na miejscu jest dobrym czasem na przemyślenia oraz na solidny odpoczynek przed pobytem w szpitalu i ewentualną terapią. Pod koniec pobytu śmigamy jeszcze na całodniową wycieczkę do Dubaju. Tam zaliczamy wszystkie ważne punkty miasta. Mam tez jeden punkt, który mnie osobiście dobrze się kojarzy- z symulatorem (GearUP). Hotel na szczycie sztucznej palmy jest niemal każdorazowo przelatywany przez dziurę .

Podczas obiadu mam fajny widok na tłuściochy startujące z DXB. Miło popatrzeć.

Nazwa:  IMG_6889.jpg
Wyświetleń: 1785
Rozmiar:  39.1 KB Nazwa:  IMG_6890.jpg
Wyświetleń: 1283
Rozmiar:  65.1 KB

Do kraju wracamy 30/12. Przez mgły na lotnisku w RKT nasz samolot jest opóźniony o 1,5h. Sam port lotniczy jest słaby. To nie jest port godny przepychu panującego na miejscu. Bliżej mu do Zanzibaru, niż do Dubaju. Toalety brudne, brak w nich papieru itd, na lotnisku brak komunikatów, więc pracownicy portu wołają sami do gatów. Na balkonie smród i upał. Mając jednak na uwadze rozwój całego UAE, wydaje się, że za 2-3 lata i to lotnisko doczeka się nowego terminala. Spotykam też satyryka Tadeusza Drozdę, który podróżował z rodziną. Wymieniliśmy trochę zdań, ponieważ myślał, że nasz samolot już gdzieś wylądował i zapewne nas nie weźmie, bo godziny itd. Pokazałem mu na FR24, że maszyna OM-TSG w malowaniu SmartWings spokojnie leci po nas i zapewne z delem na poziomie 2h weźmie nas do WAW. I tak też było.

Nazwa:  IMG_6913.jpg
Wyświetleń: 1325
Rozmiar:  46.8 KB

Lot spokojny z miłym lądowaniem w WAW. Załoga też fajna, a w kokpicie ponoć małżeństwo . Po lądowaniu zjedliśmy w "Macsraku". Zupełnie to do nas nie pasuje, ale chodziło głównie o to, aby opuścić WAW do 15 i uciec przed piątkowymi powrotami "Słoików" do domu. Jazda autem była sprawna i przyjemna. W POZ byliśmy chwilę przed 18.

Sylwester kolejny raz spędziliśmy w łóżku . Przed 22 wypiliśmy po lampce zdrowego "szampana" (sok pomarańczowy z wodą gazowaną) i poszliśmy w kimono. Obudziły nas dzieci cieszące się na fajerwerki, strzelane w naszej okolicy. Pół godziny później znów spaliśmy .

W oczekiwaniu na wizytę w szpitalu wykonywałem swoje obowiązki służbowe. 02/01 udaję się na badania w kierunku boreliozy. Robię rozszerzony panel, gdzie badane będzie więcej elementów.
Na 4 dni przed terminem okazało się, że mogę iść dzień wcześniej niż było planowane. Jadę również do Zielonej Góry, gdzie mamy znajomą bioenergoterapeutkę. Nasza "Wiedźma" widzi mnie w dobrych kolorach. Może to fikcja, ale każda taka dobra informacja jest na wagę złota, szczególnie kiedy złotem jest stan emocjonalny.

10/01 o 7:30 rano pojawiłem się w szpitalu z kompletem wcześniej wykonanych badań. W systemie kolejkowym odczekałem na mój numerek, następnie izba przyjęć, laboratorium, EKG i wio na oddział P4. Tam trafiam na salę, gdzie leżą 3 osoby. 85 letni "Dziadek", dwóch facetów po 60. Jeden z nich od roku z drobnymi przerwami żyje w szpitalu. Generalnie masakra, bo sam sobie nie pomaga. Całą noc na tlenie, potem inhalator, steryd z kroplówki, nebulizacja z kolejnego sterydu i na koniec fajeczka. Do tego banan, białe pszenne pieczywo i produkty mleczne, a facet dziwi się, że nadal jest zaśluzowany. Jak lekarz pyta to on nie pali, ale z dala widać, że jeszcze się z niego dymi.
Ok, ale wróćmy do mojego pobytu. Tego dnia mam jeszcze spotkanie z lekarzem prowadzącym, spirometrię, wkłucie wenflonu, sprawdzenie czy mam uczulenie na głupiego Jasia i na tym kończy się ten dzień.

Duży plus należy się za wyżywienie w szpitalu. Nie można powiedzieć złego słowa w sprawie ilości i smaku. Jedno co jest słabe, to brak świadomości czego nie powinni jeść pacjenci z konkretnymi dolegliwościami.

Nazwa:  IMG_6948.jpg
Wyświetleń: 1201
Rozmiar:  35.4 KB

Noc jest niespokojna, bo śledzę na FR24 drogę B744 AtlasAir, który ma wykonać pierwsze w historii lądowanie na EPPO. Szkoda, że mnie to omija, ale zdrowie jest ważniejsze!
Moi towarzysze nieźle piłują i ostro charczą na przemian z chrapaniem. Noc przespana z dużymi przerwami, w słuchawkach, które działały jako wyciszenie otoczenia. Było też troszkę emocji przed fiberoskopią, którą zagląda się w płuca i pobiera wycinki.

Nazwa:  IMG_6947.jpg
Wyświetleń: 1351
Rozmiar:  58.1 KB

11/01 zaczynam wcześnie, bo chwilę przed 5 rano. 15 minut po 7 dostałem zastrzyk z głupim Jasiem. Od tego momentu czas leciał bardzo szybko, a przejazd na salę zabiegową mam z małymi przerwami w łączności. Pamiętam też, jak przesiadam się z wózka na łóżko zabiegowe. Poza tym pamiętam, jak łapię nosem powietrze, pobieranie wycinków, jakiś ekran, gdzie było widać moje wnętrze. Pamiętam też, że poleciały mi łzy, jak przy odruchu wymiotnym . Potem już wiem, że byłem w windzie i chwilę później na oddziale. Zapewne badanie to bez "Jaśka" byłoby dość trudne do wykonania, ale przy tak uległym pacjencie poszło ekspresem. Pobrano mi parę wycinków. Teraz trzeba czekać na wynik histopatologiczny.

Dostaję szlaban na wstawanie i jedzenie do południa. Zjadam obiad, a wieczorem udaję się na echo serca. Tam dobre wieści. Serce ok, bez znamion sarkoidozy. Z tego co już wiem, to choroba ta sama się pojawia, nie są znane przyczyny, nie ma na nią konkretnych leków, atakuje zazwyczaj ludzi w wieku 30-40 lat, w 80% przypadków potrafi sama zniknąć nawet bez leczenia. W ostrych stanach wymaga leczenia sterydami lub antybiotykami. Potrafi zająć różne narządy. W Europie najczęściej są to płuca, ale może być też serce, mózg, oczy itd. To ostanie np. atakowane jest wśród Japończyków. Towarzyszy jej ból i opuchnięcie stawów skokowych z rumieniem guzowatym.

Tego dnia mam też sporo odwiedzin. Spędzam czas z moją wspaniałą żoną, potem dziećmi i rodzicami. Na koniec pojawia się też siostra. Dostajemy też nowego Pana na salę. Wspomniany z sali "dziadek" przez cały czas leży. Do tego nie chce jeść. Jest cukrzykiem i co chwilę ma badany poziom cukru. Podają mu insulinę i jakieś kroplówki. Pojawił się na zapalenie płuc. Tuż przed kolacją udał się do toalety, a po powrocie zasłabł i się "zatrzymał". Szybka reakcja odwiedzającej go rodziny spowodowała przywrócenie akcji serca przez lekarzy i pielęgniarki. Okazało się, że ma bardzo wysoki cukier. Po godzinie znów żartował i wyglądało na to, że temat jest opanowany. Dość mocno się spocił i postanowili, że go przebiorą. Znów zrobiło mu się słabo i kolejny raz się "zatrzymał". Niestety pomimo długiej reanimacji już nie wrócił.

Trochę słabo... Patrząc jednak na ludzi będących na oddziale, to były tam same ciężkie przypadki. Oglądanie tego nie napawa optymizmem. Zrobiło się niemiło. Po usunięciu ciała do "Pro Monte" czyli pokoju, gdzie zmarły czeka jeszcze 2h po opuszczeniu sali, mogliśmy wrócić do pokoju. Wieczór spędziliśmy na oglądaniu TV. Przy wieczornym pomiarze temperatury okazało się, że mam 37,5'C, ale jest to normalne po porannym badaniu.

Następnego dnia poza pomiarem parametrów życiowych nie miałem badań. Taki dzień w szpitalu jest bardzo długi, więc trzeba było jakoś zabić czas. Troszkę poklikałem, trochę pooglądałem filmy, trochę pogadaliśmy o Smoleńsku, polityce i gospodarce. Dobrze, że osoby na sali były normalne. W ciągu dnia opuścił nas jeden Pan, a wieczorem dostaliśmy nowego.

Piątek 13/01. Kolejny dzień znów na czczo. To przez USG jamy brzusznej. Tu znów dobre wieści .Trzustka jest ok i cała reszta też ok. Potwierdza się torbiel na nerce i lekkie stłuszczenie wątroby. Mam jeszcze pobraną krew na potrzeby określenia ilości wapnia. Piątek 13 to mój szczęśliwy dzień. Potem piątkowy obchód, na którym poznaję Panią ordynator. Teraz pozostaje czekać na wyniki....a one dopiero we wtorek. Do tego czasu już nie mam badań, ale jest to zrozumiałe, bo wiele badań, które normalnie wykonuje się w szpitalu, miałem zrobione przed wizytą. Wyniki badania na obecność boreliozy też są ok.

W międzyczasie opuszczam szpital. Dobrze jest być w domu. Wreszcie mogę się wyspać, a co najważniejsze, to już nie patrzę na ten przytłaczający widok schorowanych ludzi.

17/01 miał być dniem, który da wyjaśnienie co mi dolega. Niestety wynik był niejednoznaczny i trzeba było ponownie wypreparować wycinek.
Głowa szaleje. Co znaczy "wynik niejednoznaczny"? Cały dzień nękają mnie myśli. Te złe i te, które je prostują. Nikomu nie życzę takiego czekania na informację o stanie zdrowia. Nie chce się pracować, nie chce się jeść, śmiać i myśli się tylko o tym co dalej...

18/01 to znów pytania i pytania i pytania ... co dalej? Jaki będzie ten wynik? A jeśli to nie sarkoidoza?? Powtarzam w myślach "to nic złego", ale już za chwilę pojawia się "a jeśli?". Późnym popołudniem otrzymuję informację, że na 99% to sarkoidoza. Ja pitole. Przychodzi ulga, radość, krew zaczyna krążyć. Wracają dobre myśli. Jutro będzie potwierdzenie i będzie pełnia radości.

19/01 nadal nie ma potwierdzenia na papierze. Lekarz prowadzący wytłumaczył mi, że poprzednio źle został obrobiony wycinek, ale nie mam się co martwić bo jest ok. Nadal wiszę jednak na 99% i z utęsknieniem czekam na ten 1%, tą kropkę nad "i". Na kolejne już ostateczne potwierdzenie pozostaje mi poczekać do wtorku 24/02 kiedy to mam dostać już wszystkie papiery.

24/01 Dzwonię do lekarki z pytaniem o wyniki. Wszystkie wyniki są, ale w pobranym wycinku nie jest to Sarkoidoza.... Pytam więc czy jest to coś czym mam się martwić, czy jest to nowotwór??? Ponoć nie mam się czym denerwować i to nic z tych rzeczy. Mamy porozmawiać jutro przy odbiorze wypisu.

25/01 Od rana jadę do szpitala. Spotykam się z lekarką i odbieram też wypis ze szpitala. Rozmawiamy o wynikach i diagnozie. Wg Pani dr to sarkoidoza. Wszystkie inne wyniki i objawy idealnie do niej pasują, a badanie wycinków nie zawsze posiada ziarna, które mogą potwierdzić tą diagnozę. Najważniejsza jest jedna informacja: w pobranym wycinku nie stwierdzono komórek nowotworowych. Uffffffffff........

Sarkoidoza to choroba, z którą da się normalnie funkcjonować. Trzeba ją troszkę podleczyć i powinno być ok.
Będę żył dalej, dalej będę uprawiał sport, będę dalej preferować zdrową żywność. Choroba będzie monitorowana i jestem niemal przekonany, że zapomnę o niej jeszcze przed czterdziestką.

W lutym wybieram się jeszcze do szpitala na dwa badania, w tym pobranie materiału inną metodą z innego miejsca. Może tym badaniem uda się coś potwierdzić od strony laboratoryjnej.

Cały ten szalony miesiąc dużo zmienił. Pojawiło się sporo przemyśleń, było sporo strachu i pytań. Od: dlaczego, do: co dalej. Pojawiały się scenariusze działań. Było też dużo radości i podziękowań. Wiem też, jak wielu mam przyjaciół i jak wielu osobom nieobojętny był mój los. Wiele pomógł mi również kolega, dzięki któremu miałem dobrą lekarkę prowadzącą (dzięki Artur). Wasza obecność, pytania i dobre słowa znaczyły bardzo dużo. Byłem u naturopaty, bioenergoterapeutki, robiono mi akupunkturę, sprawdzano Quantekiem, biorezonansem magnetycznym i orgonem. Zrobiłem wiele badań krwi, sprawdziłem czy mam boreliozę, toksoplazmozę, świetliłem się na RTG i w TK, byłem w szpitalu. Wow. Sporo tego. Moja dokumentacja medyczna z tego lekko ponad miesiąca zajmuje prawie cały mały segregator. Największym problemem jest to, że jako laicy nie mamy wiedzy o tym co nas w takiej sytuacji dotyka. Czekanie na wyniki to cała wieczność, a każda próba sprawdzenia u dr. Google kończy się przybiciem. Dlatego nie robiłem tego i czekałem na wieści. Nerwy odjęły mi ponad 6kg, ale ....

To nie jest nowotwór!

Wiem, że jestem dobrym człowiekiem, ale czuję się, jakbym dostał kolejną szansę, jakąś misję i zapewne to wykorzystam. Wszystko powyżej jest skomplikowane, ale nie oznacza to, że mamy się poddać losowi. Ja osobiście dziękuję za ten czas, ponieważ miałem okazję przewartościować wiele elementów w moim życiu. Teraz spoglądam inaczej na niektóre tematy.

Ten wpis jest ewidentnie inny od poprzednich. Jest bardzo osobisty, ale mam nadzieję, że zmobilizuje Was do dbania o zdrowie. Pamiętajcie: zdrowia i szczęścia nie da się kupić. Badajcie się i nie ignorujcie symptomów. W zdrowiu nie może być tematów tabu.

Panowie! Badajcie prostatę, zróbcie sobie USG jamy brzusznej, RTG płuc, kolonoskopię, badania krwi. Niektóre badania raz w roku, inne raz na parę lat, ale róbcie.
Drogie Panie! Ginekolog, USG, RTG itd.... Wy też musicie się badać.

A teraz "Siema"

Umieść "To jest skomplikowane...." do Facebook Umieść "To jest skomplikowane...." do Google

Updated 25-01-2017 at 18:57 by meschiash

Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy

  1. Awatar STYRO
    • |
    • permalink
    Cieszę się, że to "tylko" sarkoidoza. Super!
    meschiash likes this.
  2. Awatar frik
    • |
    • permalink
    Zdrowia Tomku!
    meschiash likes this.
  3. Awatar meschiash
    • |
    • permalink
    Cytat Zamieszczone przez frik
    Zdrowia Tomku!
    Dzięki
  4. Awatar maciek55
    • |
    • permalink
    Dużo zdrowia Tomku! Apropo pana z sali obok, to palacze tytoniu to prawdopodobnie jedna z największych bolączek (zwłaszcza) polskiej służby zdrowia, gdzie nie robi się absolutnie nic, żeby ograniczyć im częstotliwość palenia, które autentycznie robi największą szkodę, jaką sobie można wyobrazić, zwłaszcza w kategorii chorób układu oddechowego (ryzyko raka płuca, który daje dramatycznie krótkie, 5-letnie przeżycie u kilkunastu procent pacjentów u nałogowych palaczy tytoniu według niektórych źródeł rośnie 60-krotnie). Tak samo jest masa innych chorób wywoływanych przez palenie (rozedma, POChP jest w 100% uwarunkowane paleniem), a od niedawna jest 3 przyczyną zgonów w Polsce. A obraz bezsilności idiotycznego systemu zdrowia widać po wyjściu z pulmonologii (choćby u nas w Katowicach), gdzie masz 100% szansę trafić na pacjenta "pulmonów" który mimo swojej choroby idzie na szluga nic nie robiąc sobie z zaleceń, a przecież tylko sobie chorobę nasila. W Holandii np, pacjenci z POChP, jeżeli potwierdzone jest u nich palenie (tzw testem kotyninowym), tracą refundację leczenia, bo sami wpędzają się w chorobę...
    meschiash likes this.
  5. Awatar mapa
    • |
    • permalink
    Dzieki za podzielenie się tak osobistymi przeżyciami i emocjami. Zdrowia życzę
    meschiash likes this.
  6. Awatar Gryni
    • |
    • permalink
    Zdrowia życzę, i popieram akcję z badaniami. W ub. roku na 40-stkę poszedłem i kompleksowo zrobiłem wszystko. Włącznie z tymi mało przyjemnymi badaniami. Miło jest usłyszeć od lekarzy że wszystko jest w porządku. Dodaje to takiego kopa jak mało co.
    meschiash likes this.
  7. Awatar dromader
    • |
    • permalink
    Niestety, sarkoidoza jako choroba najczęściej jest mało absorbująca, za to jej diagnostyka jest trudna i w sumie sprowadza się do kolejnego eliminowania wszystkiego innego. Mi się to też trafiło, na szczęście już w pierwszym podejściu lekarz podstawowy (internista) nabrał podejrzeń w kierunku sarkoidozy, więc minęło mnie łażenie po różnych specjalistach, dostałem po prostu komplet skierowań na badania plus skierowanie do szpitala na Płocką (w Warszawie szpital gruźlicy i chorób płuc). Miałem 2 tygodnie badań w tzw trybie dziennym (rano do szpitala, seria badań i wczesnym popołudniem do domu - na szczęście blisko) i kilkudniowy pobyt na oddziale na badanie inwazyjne (mediastinoskopia czy jakoś tak). I w sumie na tym koniec - żadnego leczenia (nie było potrzebne) - taka diagnostyka dla diagnostyki. Oczywiście co jakiś czas badania kontrolne (spiro/rtg).
    Trzeba uważać jak się szuka informacji o sarkoidozie w internecie - zwykle tam opisane są ciężkie i przewlekłe przypadki, gdy tymczasem zdecydowana większość jest łagodna i sama znika. W moim przypadku zdiagnozowanie to w sumie był przypadek - miałem taki trwający ponad miesiąc napadowy kaszel, ale bez żadnych innych objawów. Po tym czasie kaszel się skończył. Przy najbliższej okresowej wizycie u lekarza wspomniałem o tym, po chwili wahania lekarz zdecydował by zrobić RTG płuc i od tego się zaczęło.

    Dużo zdrowia!
    meschiash likes this.
  8. Awatar pasazernagape
    • |
    • permalink
    Życzę zdrowia a ostanie akapity o konieczności wykonywania badań to powinna być oczywista oczywistość dla nas wszystkich. W końcu robimy te badania dla siebie. Dla własnego zdrowia.
    meschiash likes this.
  9. Awatar PolishAir42
    • |
    • permalink
    meschiash likes this.