Zobacz kanał RSS

suter odleciał :-)

Pogoda super – do dupy, czyli METAR kłamie.

Oceń wpis
przez w dniu 16-02-2019 o 21:00 (2933 Odsłon)
Żeby nie było lot się odbył, ale w zasadzie była to walka o przetrwanie, dodam że krótka i skoro to czytacie to ostatecznie zakończona sukcesem. No może przesadzam z tą walką, ale nie aż tak bardzo.

Słowo wyjaśnienia dla czytelników mniej zorientowanych, METAR to depesza pogodowa podawana dla danego lotniska na konkretną godzinę, mówi ona, że o takiej a takiej godzinie, tego a tego dnia, warunki atmosferyczne są takie a takie, ta depesza podaje stan aktualny, to ważne. To może na przykładzie, tym konkretnym z dziś: METAR EPPO 150800Z 29006KT 6000 NSC 02/01 Q1033 R10/19//95=, super co nie. Ciąg literek, cyfr i znaków, czarna magia, a żeby posiąść wiedzę tajemną o co w ogóle biega należy wstąpić do tajnej organizacji oszołomów lotniczych. Albo np. przestudiować materiały na awiacja.imgw.pl , albo… nie ważne . No dobrze, to rozkodujmy, żeby nie było: METAR EPPO czyli depesza dla lotniska Poznań Ławica, 150800Z – dzień 15 danego miesiąca, depesza wydana o godzinie 08:00 Zulu – u nas zimą to jest 9:00, depesze dla Ławicy są podawane co pół godziny i ta wcześniejsza była niemal identyczna. Następnie 29006KT – tu mamy wiatr z kierunku 290 stopni(wieje z zachodu) z prędkością 6 węzłów, potem 6000 – widzialność w metrach, NSC – żadnych znaczących chmur na niebie(taaaa, jasne, do tego się potem przypier…czepię), 02/01 – temperatury powietrza i punktu rosy, Q1033 – wartość ciśnienia, na które należy nastawić wysokościomierz, żeby nie pokazywał głupot, R10/19//95= - warunki na drodze startowej, szału nie ma, dramatu też nie. Wierzcie mi lub nie, ale to tak w telegraficznym skrócie, poza METARem jest jeszcze TAF – prognoza pogody dla danego lotniska, ale tego nie będę rozkodowywał, skróty, cyfry, literki, znaki podobne, tylko więcej, poza tym aż takiego znaczenia to na dziś nie miało. Nie musicie dziękować .

To po kolei, prognoza TAF była ok, zapowiadał się przyjemny lot i ostatecznie mnie się podobało, zawsze co w powietrzu to w powietrzu , choć nie tak to sobie wyobrażałem. Plan był, żeby pomieszać śmigłem powietrze od 08:00 do 10:00 czasu lokalnego, później niestety musiałem wrócić na ziemię i popilotować biurko w pracy. Po dotarciu na lotnisko pogoda robiła się coraz lepsza, super, MEATRy obiecujące, co prawda trochę chłodno, ale słońce zaczęło się nieśmiało przebijać, szanse na lot rosły z każdą chwilą. Aleksander też dotarł bez przeszkód, przynajmniej ja o żadnej nie wiem. Odprawa na przejściu i już mogę wziąć głęboki wdech na płycie postojowej lotniska, bosko . Idziemy do naszego skrzydlatego rydwanu, naszej podniebnej limuzyny, a tu, no cóż zima i samolot oszroniony. Nie ma co się oszukiwać fizyka dopada wszystko, odpowiednia temperatura i wilgotność równa się szron na owiewce i skrzydłach. A to już jest niebezpieczne, niestety historia lotnictwa zna bardzo dużo tragicznych wypadków, w których winowajcą było oblodzenie na skrzydłach. Ale od czego jest odladzanie . Nie, nie takie jak samolotów liniowych, przy takim małym sprzęcie odladzanie jest na własną rękę, a nawet na dwie, a nawet na cztery, tak, tak. No więc najpierw należy zataszczyć samolot na miejsce, w którym będzie można zaopiekować się maszyną, w tym ją zatankować. Sam jestem zaskoczony jak łatwo i lekko ciągnie się taki samolocik po płycie lotniska, wiedziałem, że jest lekki, ale aż tak ? Powiem szczerze, że łatwiej ciągnąć/pchać taki samolocik niż auto, dajmy na to taką Astrę. Zatargaliśmy Tecnama w odpowiednie miejsce i zaczęła się zabawa w odladzanie. Jeśli obejrzycie na YT: https://www.youtube.com/watch?v=MHEsoVpiKXM mój filmik ze startu z Pragi to zobaczycie jak to wygląda od środka w przypadku samolotu liniowego, specjalna maszyna do odladzania polewa tu i tam, operator siedzi sobie wygonie w kabinie i czyni swoją powinność, luzik. Jest też masa filmików jak to wygląda z zewnątrz. A teraz wyobraźcie sobie dwóch gości przy małym pierdolotku, każdy w obu rękach trzyma odmrażacz do szyb, taki jak można kupić na każdej stacji benzynowej, tylko płyn wlanych inny i psika na dwie ręce po całym samolocie. A że we dwóch to daje cztery ręce, a nie mówiłem . I trzeba spryskać całe skrzydła, statecznik i owiewkę kabiny. Rycerze Odmrażania Lotniczego herbu Atomizer. Skrobaczką nie wolno, bo powierzchnia skrzydła i owiewka po sezonie byłyby w opłakanym stanie, a do tego mogłoby to być niebezpieczne. Wyglądało to zapewne komicznie, taki taniec z atomizerami w koło maszyny, ale tutaj żartów nie ma, zlekceważenie może się skończyć bardzo nie dobrze. W tak zwanym międzyczasie pogoda zrobiła się wręcz rewelacyjna, ciut zimno, ale widoczność super, słoneczko świeci, rewelacja. Z tym większym zapałem popsikaliśmy maszynę, jeszcze tylko dotankowanie i przeciągamy samolot na miejsce, w którym usadzimy swoje szanowne cztery litery w środku.

Siedzimy, checklista w ręku i punkt po punkcie, odsłuchujemy warunki pogodowe, ale widzimy za oknem, że coś ciemniej się zrobiło, oj. No tak, w międzyczasie znowu pogoda się zmieniła, już wiem czemu jest TA pogoda, rodzaj żeński, bo pogoda zmienną jest. No ale dobra, wieża potwierdza, że jest ok, mamy zgody, kołowanie, sprawdzenie silnika przed pasem i na pas. Mamy zgodę od wieży po starcie na skierowanie się na punkt Charlie(Rokietnica) i na wzniesienie się do pułapu 1500 stóp. No to dźwignia ciągu spokojnym tempem do przodu, Tecnam zaczyna dziarsko się rozpędzać, lekko wciska nas w fotele, podnoszę dziób i już w powietrzu – bosko . Wznosimy się i Aleks mówi, żeby skierować się na jezioro Kierskie, spoko, jesteśmy na 800 stopach, przechylam samolot na prawe skrzydło i yyyyy, czekaj, aha ta ledwo widoczna plama to jezioro? Widoczność na wysokości 800 stóp była już kiepska, ewidentnie coś było nie tak jak w depeszach pogodowych, przestałem się wznosić żeby utrzymać widoczność ziemi, ale instruktor mówi, że mamy zgodę na 1500 stóp i mam wznosić, no to wio do góry, ale tu kibel, ewidentnie wlecieliśmy w chmurę, Aleks mówi, że za chwile powinno się przejaśnić. No i miał rację, tak jakby. Warstwa chmur była cienka i już po chwili się przejaśniło i to jeszcze jak! Wzlecieliśmy ponad chmury i naszym oczom ukazało się słońce w swojej pełnej krasie, a parę metrów pod nami nieprzerwana pierzynka z chmur ciągnąca się niemal po horyzont. No to dupa, ziemi nie widać, gdyby nie obraz na GPS nie wiedziałbym gdzie jestem, choć i tak moja orientacja była raczej kiepska. Skontaktowaliśmy się z wieżą, mówimy jak jest, a oni na to, że według MEARu, chmur jest tylko trochę i ogólnie luzik. Wspomniałem powyżej, że się do tego przypier…czepię, według depeszy NSC – żadnych znaczących chmur, ale na gołe oko to zdecydowanie OVC – pełne zachmurzenie. No to tłumaczymy, że to trochę, to według nas pełne zachmurzenie i że w takim razie METAR kłamie. No nic, powiadomiliśmy, że w takim układzie wracamy na Ławicę i pokręcimy kręgi na miejscu. Wieża wydała zgodę, widzialność 6000 metrów, można podchodzić. 6000 metrów?? Czy my aby na pewno rozmawiamy z wieżą na Ławicy? No bo spójrzcie sami, to nie jest 6km, Aleks stwierdził, że dwa najwyżej trzy kilometry, ale nie sześć.
blogs/suter/attachments/5311-pogoda_super_do_dupy_czyli_metar_klamie-52566021_252096029047287_5994036541318496256_n.jpg
Widzicie pas? Ta biała jasna kreska to światła podejścia, bez nich w zasadzie nie było widać progu pasa. Tłumaczymy po raz kolejny wieży, że z ta widzialnością to raczej nie bardzo, a oni dalej swoje, że METAR tak podaje. Wspominałem już, że METAR kłamie? Podaliśmy nasze wrażenia, ale jeszcze nie zdecydowaliśmy się ostatecznie lądować. Robimy touch and go, na pasie ponownie dźwignia ciągu do przodu, Tecnam nabiera prędkości, ciągnę lekko drążek na siebie, lecimy - uwielbiam to. Teraz krąg nadlotniskowy, instruktor mówi, żeby wznieść się na 800 stóp i utrzymać w kręgu, spoko. Nie, nie spoko, wcale. Dolatuje do 700 stóp i zaczyna się mleko za oknem, ziemia zaczyna znikać w chmurze, oj niedobrze, to staram się nie wchodzić za wysoko. Ale nie, Aleks mówi, że 800 stóp. Dobrze, już się robi. Jesteśmy na zadanym pułapie i nie powiem, coś tam widać za oknem, ale wyłącznie jakieś kontury, których nie rozpoznaję, ogólnie mgła jak diabli. Mówię instruktorowi, że sorry, ale ja nie wiem gdzie jestem, nie widzę lotniska i że ogólnie dupa. No dobra, kończymy te nierówną walkę, przegraliśmy z pogodą. Informujemy wieżę, że dosyć na dziś zaklinania pogody i walki o dostrzeżenie czegokolwiek na ziemi, lądujemy i do domu. Ja w zasadzie do pracy - c'est la vie. Wieża wydaje zgodę, a ja staram się z pod tych chmur ustawić w osi pasa. Jak mi poszło?
blogs/suter/attachments/5312-pogoda_super_do_dupy_czyli_metar_klamie-52596014_2291530921122773_2327246239998935040_n.jpg
Tak, poszło do dupy. Ta jasna kreska jak widać jest z boku samolotu, a powinna być idealnie z przodu. Było tak ciężko z widocznością ziemi, że nie ogarnąłem podejścia tak jak powinienem i znalazłem się mocno z boku drogi startowej, o dziwo nie dostałem w łeb od Aleksa, miły jest, jak tu go nie lubić . To teraz niczym myśliwiec musiałem wymanewrować maszyną tak, żeby jednak trafić w pas. Tak mam mocno rozbudowaną wyobraźnię, niektórzy mówią, że za mocno . Najpierw mocny przechył na prawe skrzydło, a po ustawieniu samolotu w osi pasa przechył na lewe, żeby wyrównać i dopiero wtedy redukcja prędkości i ostateczne zniżanie. No i wylądowaliśmy. Dla mnie koniec lotów na ten dzień, jeszcze tylko skołowanie na miejsce postojowe i do widzenia Tecnam. Po wyjściu z samolotu zobaczyliśmy jeszcze, że jeden z naszych szykuje się do startu, jeszcze nie zapuścili silnika. Podeszliśmy i Aleksander wyjaśnił jak tam w górze i że jeżeli nie lecą IFR, czyli według przyrządów, to w zasadzie właśnie zakończyli lot. No i wracaliśmy do terminala we czterech psiocząc na pogodę i METARy, oczywiście zasugerowali się nimi i po wejściu do biura sprawdziliśmy co też meteo podaje. Ten METAR, który rozszyfrowałem powyżej to właśnie ten sprawdzony po lądowaniu. Na szczęście takie wtopy z depeszami pogodowymi nie zdarzają się często, bo nikt by pewnie tego nie czytał, ale to pokazuje jaką wredotą potrafi być pogoda. Są pewne siły na tym świecie z którymi nie wygrasz i trzeba się z tym pogodzić. A mi nie pozostało nic innego jak oczekiwanie na kolejną szansę wzbicia się w powietrze, może następnym razem pogoda okaże się łaskawa i da polatać, a może nawet będzie cudowne czyste niebo i nieprawdopodobne widoki z góry. Jakieś marzenia trzeba mieć . Wszystkiego dobrego i do następnego .

Ps. Fotki oczywiście robił Aleksander, dzięki wielkie .

Umieść "Pogoda super – do dupy, czyli METAR kłamie." do Facebook Umieść "Pogoda super – do dupy, czyli METAR kłamie." do Google

Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy

  1. Awatar PM
    • |
    • permalink
    Czegoś nie kumam. Skoro po starcie widzieliście, że warunki na V zaczynają się kończyć, to gdzie się pchaliście? To, że TWR dało clearance do 1500ft, to nie znaczy, że koniecznie trzeba do tylu wznosić. Mówisz na radiu, że ze względu na meteo wyżej niż 800ft nie pójdziesz i, że chcesz wrócić na lotnisko. To, że METAR, czy raczej ATIS podaje 6km vis, to nie znaczy, że tyle jest w danej chwili, bo nawet ATIS nie jest na bieżąco. Skoro instruktor mówi, że ocenia widzialność na 2-3km , chmury zaczynają się na 700ft, to po kiego grzyba pchacie się jeszcze na krąg? W myśl zasady, że co prawda warunki za oknem do bani, ale z ATISu wynika, że minima V są, więc można latać? Ja tylko przypomnę, że utrata orientacji w powietrzu, o której wspomniałeś to sytuacja w niebezpieczeństwie, w której możesz już krzyczeć do radia mayday. Takimi numerami robicie problem nietylko sobie, ale i ATC, które nie potrzebuje w pracy dodatkowych atrakcji. Już były takie przypadki, że szkolnym na V nagle kończyły się warunki - bo to jest przecież zaskczenie, jak się startuje przy vis 5,5km i OVC007 - uczeń był tak zestresowany, że na radiu nie mógł wyartykułować co się dzieje, i w końcu temat uratowało tylko to, że instruktor miał uprawnienia IFR i mógł na wektorach w ILS podchodzić.
    A Ty się jeszcze takimi numerami jak przebijanie chmur VFRem chwalisz...
    Updated 03-03-2019 at 08:06 by PM