Zobacz kanał RSS

suter odleciał :-)

Nawigacyjny lot sentymentalny.

Oceń wpis
przez w dniu 20-09-2019 o 21:49 (1486 Odsłon)
Szkolenie wkracza w kolejną fazę. Kilka dni przed kolejnym lotem dostałem informację, że mam przygotować sobie trasę na mapie, tak aby lot trwał około dwie i pół, trzy godziny. Moje pytanie było czy jest to dowolna trasa gdzieś w Polsce, czy są jakiekolwiek wytyczne jej dotyczące. Nie ma wytycznych, ot lot z mapą na kolanie, prawie gdziekolwiek sobie wymyślę. Hmmmm. Od dawna marzył mi się lot nad „moimi miejscami”, nad mieściną, z której pochodzę – Trzciel, języka sobie nie połamcie , domem teściów pod Nowym Tomyślem, a co ja z moimi, żyję bardzo dobrze, pozdrawiam przy okazji, technikum w Zbąszynku, Bielsko koło Międzychodu, gdzie mam masę rodziny i wspaniałe wspomnienia z czasów kiedy człowiek był piękny i młody. No to super, mapa na stół, linijka, kątomierz lotniczy, kalkulator, flamaster i heja z planowaniem. Wytyczyłem trasę z Poznania, przez Nowy Tomyśl, Trzciel do Międzychodu i zająłem się obliczeniem ile mnie to czasu zajmie, uwzględniając jeszcze kilka kółek w tych miejscach. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że całe okrążenie razem z powrotem zajmie mniej-więcej półtorej godziny . No dobrze, skoro tak, to lećmy dalej. Z Międzychodu kierunek na Krzyż Wielkopolski, a z niego do Piły. Nieco ponad dwie godziny. Co jest, przecież to nie F-16? Jak to tak szybko, to nie możliwe. Liczę jeszcze raz, no nie ma inaczej, tak wychodzi. Dobra, w Pile można pokręcić touch nad go i potem wrócić, w sumie wyjdzie około trzech godzin. Zaczęło docierać jak szybkim rodzajem transportu jest lotnictwo. Tak wiem, to niby oczywiste, że samolotem jest dużo szybciej ale w sumie dopiero licząc trasę dociera jak daleko można dolecieć tylko w godzinę, na mnie to zrobiło wrażenie . Tak czy inaczej trasa narysowana, policzona, oznaczona na mapie, można śmigać na lotnisko.

Przed lotem pomyślałem sobie jeszcze, że w będę leciał z instruktorem. A gdyby dać mu na chwilę stery, niech pokręci kółka, a samemu popełnić kilka fotek z „moich miejsc”? Na tyle na ile poznałem Abdurrahmana nie spodziewałem się odmowy i kiedy pokazałem mapę z wyznaczoną trasą i opowiedziałem mój pomysł, on uśmiechnął się i zgodził z planem w stu procentach. Jupi! Już wiedziałem, że to będzie wspaniały lot, z mnóstwem fantastycznych wspomnień, emocjonujący bardziej niż zwykle, bo będzie związany nie tylko z tym co w powietrzu, ale też z tym co na ziemi, nawet pogoda była bardzo dobra, z bardzo doba widocznością… tylko turbulentna łajza, jak diabli i… o tym za chwilę .

Dobrze więc, startujemy, kierunek w lewo na punkt Whiskey – jezioro Niepruszewskie, mapa na kolanach, a ja rozglądam się po okolicy, żeby namierzyć mój pierwszy check point. Jest, tam, tamto jezioro to będzie to, widzę je… Tjaaa g… widzę . Instruktor uśmiecha się pod nosem: jesteś pewien? Oj, ciśnienie się nieco podniosło, sprawdzam dokładniej, patrzę na zbiornik wodny, który wziąłem za punkt Whiskey, hmmm nie zgadza mi się do końca wygląd jeziora, palcem po mapie i AHA! To nie to. To było akurat jezioro Strykowskie, a nasze jest… Łoj! Pod nami! Wciskam palec przycisku nadawania i zgłaszam wieży, że właśnie mijamy Whiskey. Potem zgłaszam się do Poznań Informacja i możemy kontynuować lot. Abdurrahman w międzyczasie mówi mi jak łatwo można namierzyć Whiskey po starcie. Do tej pory wiedziałem jak namierzyć whiskey po lądowaniu . Dalsza część lotu minęła już bez zagubienia w czasie i przestrzeni. Znad jeziora Niepruszewskiego widziałem już blisko Buk, lecimy tam więc i po chwili mijamy to miasto po południowej stronie. Dalej wzdłuż linii kolejowej dolatujemy do Opalenicy i także po południowej stronie mijamy kolejny punkt orientacyjny. Instruktor cały czas pyta mnie, czy jestem pewien kierunku, czy jestem pewien, że to co widzę to rzeczywiście punkt, którym myślę, że jest, czy jestem pewien gdzie jestem i gdzie lecę? Tak było podczas całego lotu, ale po wpadce w punktem Whiskey już nie było żadnych problemów i zawsze wiedziałem gdzie jestem i dokąd lecę. A Abdurrahman podczas całego lotu wymagał, abym pokazał palcem na mapie i na ziemi poszczególne punkty nawigacyjne, które wypatrzę, a to wiatraki, a to układ jezior lub pobliskich miast, drogi, rzeki, linie kolejowe i zawsze bez problemu wszystko pokazywałem. Super sprawa, a jednocześnie dociera jak ważny jest to element lotu, aby wiedzieć gdzie się jest i nie powiem niesamowicie satysfakcjonujący kiedy wiesz, że ogarniasz temat . Dotarło też jeszcze coś, w lotnictwie jest takie powiedzenie: Nie pozwól, by samolot zabrał Cię w miejsce, którego Twój umysł nie odwiedził 5 minut temu. Humorystyczne, ale teraz doświadczyłem tego jak bardzo prawdziwe i jaki ogrom spokoju i satysfakcji daje poczucie, że samolot dopiero dolatuje do miejsca, które Ty jako pilot odwiedziłeś w myślach wcześniej.

No dobrze, ale miało być też o „moich miejscach”. No to z Opalenicy, dalej trzymając się linii kolejowej dolatywaliśmy do Nowego Tomyśla. Po jego południowo-wschodniej stronie stoją sobie turbiny wiatrowe, ale nie takie jak w sporej większości miejsc, tylko znacznie wyższe, dokładnie te:
blogs/suter/attachments/5381-nawigacyjny_lot_sentymentalny-adsc04827.jpg
Ilekroć przejeżdżałem obok nich w drodze do lub z Nowego Tomyśla zawsze chciałem zrobić im fotkę z powietrza. Tak, można dronem. Ale to tak jak by oglądać w pociągu na komórce ekscytujący film 2D, zamiast kupić bilet i iść do kina na 3D. Niby obejrzane, ale to nie to samo. A ja miałem 44k, 3D i surround i to dosłownie, bo oblecieliśmy wiatraki dookoła i to chciałem przeżyć, nie tylko popatrzeć jak to jest, ale samemu doświadczyć tego widoku osobiście, z powietrza, słysząc miarowy dźwięk silnika i czując swoim ciałem przechylenie samolotu. Do tego doszła możliwość porobienia kilku fotek, tak dla siebie, dla wspomnień. No właśnie z tymi fotkami to tak do końca nie było kolorowo. Wspominałem, że pogoda była w porządku, słońce pięknie oświetlało, chmury dawały ciekawe cienie na ziemię, ale rzucało samolotem jak w pierwszym locie, kto nie wie niech poczyta. Turbulencje, które w zasadzie uwielbiam, bo nie ma nudy, coś się dzieje i jest ciekawie, musisz się skupić nad maszyną i rzeczywiście popilotować, a nie tylko wytrymować samolot i lecieć jak po sznurku, tym razem doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Trzęsło tak mocno, że zastanawiałem się czy mi aparat z rąk nie wyleci, nie szło utrzymać kadru, masakra. Coś tam udało się pofocić i dzięki trybowi zdjęć seryjnych kilka fotek nadaje się do pokazania, ale na tyle ile tych fotek w sumie strzeliłem to raczej dramat. Na szczęście jestem amator i mi fotki mogą, a nie muszą się udać. Nie mniej jednak frajda była niesamowita, i choćby dla tych kilku ujęć, a przede wszystkim dla rundy w koło np. domu rodzinnego, warto było taki lot odbyć i nacieszyć oko widokami, a duszę wspomnieniami. Polecam wszystkim .

Dobrze, wracamy do lotu. Pod Nowym Tomyślem jest mała wieś – Sękowo, gdzie w fantastycznej okolicy mieszkają teściowie i w zasadzie to był główny punkt rundy w okolicy N.T., okolica przedstawia się następująco:
blogs/suter/attachments/5382-nawigacyjny_lot_sentymentalny-adsc04882.jpg
Bardzo urokliwie i bardzo chciałem zobaczyć jak to wygląda z góry, poezja.

Z tegoż urokliwego zakątka plan był taki, żeby polecieć do Trzciela, z którego pochodzę, ale tu, na szczęście wtrącił się instruktor . Uznał, że skoro jesteśmy tak blisko, to może by tak low-pass w Babimoście? No jak nie, jak tak. Rzut oka na mapę, obieram nowy kurs, orientacyjny, bo nie miałem kątomierza lotniczego na podorędziu, ale to wystarczyło, żeby po chwili dostrzec jasną nitkę pasa startowego pod zielonogórskiego lotniska. I tu kolejne zaskoczenie, Abdurrahman wpisał odpowiednią częstotliwość i ustawił przyrządy do podejścia według ILS. Hmmm, pamiętam jak próbowałem coś takiego na Ławicy zrobić jeszcze z poprzednim instruktorem i wówczas było kiepsko, strasznie ciężko wtedy było utrzymać maszynę w ryzach, ale że lubię takie wyzwania to spróbujemy ponownie, w końcu muszę zrozumieć o co chodzi i nauczyć się czegoś nowego. Krótkie wyjaśnienie, co i gdzie należy utrzymywać, żeby być na ścieżce podejścia i już wklejam wzrok tylko w ekran przede mną starając się jednocześnie zignorować widoki za oknem, oczywiście instruktor wrzucił coś na szybę, żeby nie kusiło mnie jednak spoglądanie na pas . I tym razem miłe zaskoczenie, dla mnie. Teraz udaje się w miarę trzymać ścieżkę, maszyna nie szaleje jak za pierwszym razem, kropki i kreski jeżdżą nieco po ekranie, ale tym razem to spokojna jazda po parku, a nie jak poprzednio ujeżdżanie dzikiego mustanga. Hmmm, czyli coś się rzeczywiście nauczyłem. W końcu z szyby znika zasłona i widzę jasną wstęgę drogi startowej, dolatujemy jeszcze kawałek, po czym pełny gaz, wyrównanie nad pasem i w górę.

Odlatujemy z Babimostu, tym razem kierunek na Trzciel, ale widzę, że będziemy przelatywać obok Zbąszynka . No rewelacja, to dopiero bonus!! Nie miałem tego w planach, bo Zbąszynek leży w granicach CTR Babimostu i nie chciałem się tu panoszyć, ale skoro jest taka okazja, to grzech nie skorzystać. A dlaczego akurat Zbąszynek? A bo tu jest „moja” szkoła średnia. Stara dobra „Kolejówa – fajna buda”. Pozdrawiam wtajemniczonych . Pięć lat technikum, po których pozostało mnóstwo fenomenalnych wspomnień, wartościowych przyjaźni i ciekawych kontaktów . Pięć lat, które pozostaje w człowieku na zawsze i każdorazowo budzi uśmiech na twarzy. Więc kiedy pojawiła się okazja oblecenia „budy” dookoła, nie zastanawiałem się ani chwili, oto ona:
blogs/suter/attachments/5383-nawigacyjny_lot_sentymentalny-adsc04958.jpg

To jeszcze Zbąszynek z lotu stalowego ptaka:
blogs/suter/attachments/5384-nawigacyjny_lot_sentymentalny-adsc04916.jpg
Wracajmy jednak do realizacji głównego planu tego lotu i rundy w koło Trzciela, co tu dużo opowiadać dom rodzinny, nic więcej chyba nie trzeba tłumaczyć. I tu doprawdy zachodzę w głowę, dlaczego nie mam panoramy Trzciela, podstawówki… Zapatrzyłem się chyba na to wszystko, odnalazłem miejsca, w których bawiłem się za dzieciaka, gdzie dorastałem, teraz z góry to wszystko wygląda inaczej, ale przywołuje nieprzebrany ogrom wspomnień, być może dlatego tak mało mam fotek z nad tej małej mieściny. No nic, będzie plan na inny lot J, na razie tylko „prawie jak katedra” w Trzcielu :
blogs/suter/attachments/5385-nawigacyjny_lot_sentymentalny-adsc05007.jpg

Z Trzciela obrałem kurs na Międzychód, gdzie już nieco starszy, jako nastolatek „urlopowałem” się w okresie wakacyjnym u kuzynostwa, imprezy, zabawy do rana i inne szalone pomysły. Oj działo się i było rewelacyjnie, też nie mogłem ominąć tego punktu i z lotu ptaka popodziwiać uliczek, placów, parków i akwenów „krainy stu jezior” jak reklamuje się, słusznie według mnie, Międzychód. Także tutaj runda w koło i kilka fotek dla rodzinki, z ich osiedlami i domami. Potem porozsyłałem zdjęcia z pytaniem czy poznają i o dziwo niektórzy mieli kłopoty. A ja miałem przedni ubaw .

Tu w zasadzie kończył się „mój plan lotu”, teraz pora było pokręcić się nieco po Wielkopolsce, żeby wyrobić ustaloną normę czasową i nie wrócić do Poznania za szybko. Z Międzychodu kierunek na Krzyż Wielkopolski, palec na mapę i lecimy. O ile poprzednie okolice znałem bardzo dobrze i nie sposób było mi się tam zgubić, to teraz musiałem mocno się skupić, żeby w każdym momencie wiedzieć gdzie jestem i czy jest to pozycja, w której rzeczywiście chcę być. O dziwo „lecąc palcem po mapie”, nie miałem problemów z określeniem swojego położenia, mapa lotnicza daje wszelkie możliwe pomoce nawigacyjne, trzeba tylko z nich korzystać, choć przelatując nad wielką połacią lasu z Międzychodu do Krzyża trzeba było się bardziej wysilić, bo nie było tak wyraźnie widać jak w rejonach gdzie co chwile, a to droga, a to rzeka, jezioro lub inny punkt orientacyjny. I tu z pomocą przybył także instruktor z cenną wskazówką: wznieś się wyżej, wówczas będziesz lepiej widział okolicę, a dodatkowo, lecąc nad sporą połacią lasu im wyżej będziesz, tym więcej czasu w razie awarii będziesz miał na zastanowienie się nad możliwymi opcjami. Toteż wznieśliśmy się na trzy tysiące stóp, Abdurrahnam uznał, że to wystarczy. Kiedy lecieliśmy na połowę niższym pułapie, nie miałem w zasadzie problemów w zorientowaniu się gdzie jestem, zawsze coś z mapy i widoku za oknem można było wyczytać, ale faktem jest, że będąc wyżej, było nieco łatwiej. I tak dolecieliśmy do Krzyża, a stamtąd obraliśmy kierunek na Piłę. I tu ponowne zaskoczenie, widoczność była tak dobra, że jak tylko ustawiłem kurs, przed oczami w oddali zauważyłem blokowiska Piły. Wyraźnie widoczne jasne zabudowania wystające ponad linię horyzontu, niesamowite. Kontrolnie porównywałem mapę z widokiem za oknem, ale bardziej dla komfortu psychicznego i wyrabiania nawyków lotniczych, wszak nie zawsze trafię na aż tak rewelacyjną widoczność .

Pilskie blokowiska rosły w oczach, samolot niby leniwie, ale nieprzerwanie do nich dolatywał, czas z Abdurrahmanem trwoniliśmy na rozmowach i historiach lotniczych, a także na podziwianiu widoków, np. takich:
blogs/suter/attachments/5380-nawigacyjny_lot_sentymentalny-adsc05163.jpg

Z ziemi to wygląda doskonale, ale z powietrza… Fotka nie odda magii chwili i emocji jakie ona wywołuje kiedy możesz niemal dotknąć chmury, musisz sam to przeżyć, doświadczyć, posmakować…

W końcu dolecieliśmy do Piły, tam wlecieliśmy w strefę lokalnego lotniska, meldując się wcześniej, że to my i że chcemy pokręcić nieco touch nad go. Po kilku rundach kierunek na Poznań, lecimy do domu, czas mamy dobry, ale też nie ma co zwlekać, robił się wieczór i musieliśmy zdążyć z lądowaniem, żeby nie przekroczyć limitów czasowych, wszak nie mam jeszcze nawet licencji, nie mówiąc już o uprawnieniach do lotów nocnych. Ostatni odcinek lotu już bez mapy na kolanach, tą okolice znam już na tyle dobrze, że nie było potrzeby weryfikować widoku na zewnątrz z mapą. Ostatni zakręt i prosta do lądowania na poznańskiej Ławicy, tu już bez bajerów, pełne lądowanie i koniec na ten dzień.

Jakże udany dzień, eeeh . Tyle widoków, wspomnień, lot z mapą na kolanach. To właśnie dla takich lotów, takich emocji chciałem zostać pilotem i teraz się to dzieje, rewelacja. Oby jak najszybciej ponownie w powietrze.

Wszystkiego dobrego i do następnego.
Adik_s, vader, Madrider and 6 others like this.

Umieść "Nawigacyjny lot sentymentalny." do Facebook Umieść "Nawigacyjny lot sentymentalny." do Google

Updated 12-02-2020 at 20:23 by suter

Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy