Rosyjskie śmigłowce na Ukrainie jak "szturmowiki" z II Wojny Światowej
Na nagraniu widać dwa rosyjskie śmigłowce bojowe najnowszych typów – powszechniej używany w tej wojnie (a przynajmniej częściej filmowany) Ka-52 Aligator oraz Mi-28. Sam fakt, że w ataku występuje para maszyn dwóch różnych typów jest zastanawiający. Rosyjskie jednostki lotnicze wykorzystują bowiem albo Mi-28N albo Ka-52. Fakt operowania dwóch takich maszyn w parze może oznaczać, że rosyjskie śmigłowce poniosły (przynajmniej na tym odcinku) ciężkie straty i obecnie wykonywane są loty na tym co zostało, czyli czasami na sprzęcie mieszanym, z załogami nie zgranymi wcześniej ze sobą w ramach jednostek.
Drugą zastanawiającą okolicznością jest fakt ostrzeliwania celów przy użyciu niekierowanych pocisków rakietowych w trakcie przemieszczania się w kierunku celu z dużą
prędkością, a następnie odejście - podobnie jak to robiły samoloty pola walki w czasach drugiej wojny światowej. A nie przy użyciu precyzyjnej, zaawansowanej (i drogiej) broni dużego zasięgu, z myślą o której stworzono te kosztowne wiropłaty.
Advertisement
W dodatku strzały są oddawane do pewnego stopnia „na ślepo". Tak prowadzony ostrzał ma na celu zwiększenie zasięgu prowadzonego ognia z niekierowanych pocisków rakietowych, na zasadzie podobnej jak strzela artyleria rakietowa. Oznacza to, że Rosjanie na nagraniu albo nie mają dostępnego uzbrojenia precyzyjnego większego zasięgu, albo rzeczywiście śmigłowce były w tym przypadku wykorzystywane w charakterze artylerii, której z jakichś powodów zabrakło.
Ogień prowadzony w taki sposób nie jest jednak efektywny. Strzelanie 80 mm pociskami, świadczy albo o chęci jak najszybszego ich odpalenia zanim wejdzie się w zasięg obrony przeciwlotniczej przeciwnika, albo o atakowaniu celu powierzchniowego, jak miasto czy zgrupowanie wojsk. Wydaje się, że rakiety kalibru 80 mm w takiej roli nie będą jednak zbyt efektywne.
Zakładki