-
Pobojowiska lotnicze z dnia 3 września 1939 roku
Polecamy

PUNKTY (REJONY) POBOJOWISK SAMOLOTÓW LUFTWAFFE, ZESTRZELONYCH W LOTACH BOJOWYCH PZL P-11, Z LOTNISKA OPERACYJNEGO W DZIERZNICY (Podana tu kolejność niektórych zestrzeleń - w rzeczywistości mogła być nieco inna).
3 WRZEŚNIA 1939 ROKU.
1)- He-111. Po pościgowej walce powietrznej, bardzo śmiglej w locie (podczas swych ataków) naszej PZL-ki, toczonej od strony Nekli, nad kompleksem lasów czerniejewsko - nekielskich, po Promno, przystanek kolejowy w Promnie (gdzie od wybuchów bomb były ofiary śmiertelne), Jerzykowo i Puszczę Zielonkę, zestrzeleniu uległ ostatni bombowiec z niezbyt dużej, gdyż kilku samolotowej grupki Heinkli. Mocno dymiąc (a w zasadzie to paląc się w locie) - wpadł on do stawu, w miejscowości Sława (obecnie : Sława Wielkopolska), na południe od owej miejscowości (także w większej już odległości, na południe od miasteczka Skoki). Los niemieckiej załogi nie został dobrze wyjaśniony, jednakże mogła ona zginąć we wraku bombowca He-111. Zestrzał z pory już popołudniowej. P-11 podążająca za swą dymiącą ofiarą w locie, nad punktem jego końcówki lotu, odbyła parę powietrznych kręgów, po czym obrała kurs odlotu na południowy - wschód.
X1)- He-111. Nie można tu też wcale wykluczyć wcześniejszego zestrzelenia Heinkla He-111, nad rejonem lasów okolic Promna - przystanku kolejowego w Promnie, jako pierwszego zestrzelenia niemieckiego bombowca, z grupki sześciu ich samolotów, który spadł w głębokie rozpadliny leśne, tuż na zachód od niedużego budynku stacyjnego Promno. Możliwe, że przy upadku bombowca na las, mogły eksplodować jego bomby pokładowe, które spowodowały tam śmierć Polaków, przebywających na pobliskim przystanku kolejowym. Niemiecki bombowiec uległ tam całkowitemu zniszczeniu, a jego załoga miała najprawdopodobniej zginąć. Widoku spadającego do ziemi - dymiącego Heinkla, nie zaobserwowali świadkowie pościgu naszej pojedynczej "jedenastki" - zmagającej się z grupką 6 ciu wrogich niemieckich samolotów (z rejonów : Brzeźna, Siedlca, Iwna, Kostrzyna, z powodu dużej odległości do przystanku w Promnie : około kilkunastu do 7-8 km i licznych przeszkód terenowych, w tym zadrzewienia leśnego). Samego momentu runięcia bombowca do ziemi nie zaobserwował tam żaden z napotykanych (w rejonie Pobiedzisk - Biskupic) tzw. "informatorów" zdarzenia, ze względu na stosunkowo duży obszar rejonów leśnych. Mówiono jedynie, że było to dnia 3 września, w porze już jakby obiadowej. Nikt tam nie znał kierunku lotu owej grupki Heinkli, lecz nie mówiono zarazem, by leciały one nad linią kolejową z Gniezna do Poznania czy odwrotnie. Los załogi - nie był też dość dobrze znany. Po fakcie zestrzelenia samolotu, nasza "jedenastka" toczyła dalszą swą walkę na kierunku północno - zachodnim. Nie zauważono także żadnego okrążania punktu tego pobojowiska przez P-11 (w jej locie powrotnym - to już mogło nie być tam żadnych - zwłaszcza większych - ognisk pożarów). Z tych oto powodów, są kłopoty z właściwą, bezbłędną identyfikacją tego zestrzelenia lotniczego.
2)- He-111. Także w porze już popołudniowej, pojedyncza P-jedenastka, dość skrycie podleciała we wschodnim rejonie stacji kolejowej w Nekli (znad stroszkowskiego lasu i Kokoszek), na lecącą nad linią toru kolejowego eskadrę niemieckich Heinkli, na nieco mniejszej wysokości, niż zazwyczaj. Z lekką przewagą wysokości, zaatakowała ostatni bombowiec z szyku. Wtedy to, nad zachodnią stroną stacji kolejowej posypało się sporo bomb, w większości znoszonych na południe od torów, przez wiejący wiatr. Po paru dalszych skutecznych jej atakach, nad stacją kolejową Gułtowy - z bombowca wydobywał się z dala już widoczny dym. Nasza P-11 leciała odtąd w bezpiecznej odległości, obserwując dalsze zachowanie się tegoż samolotu, bowiem szybko zaczął on obniżać swą pierwotną wysokość, szykując się do lądowania w jakimś polu. Bardzo nisko zniżył się w już rejonie stacji kolejowej Kostrzyn, po czym, po przelocie jeszcze ponad 1 km w bardzo niskim locie, przyziemił w niezbyt dużej odległości od południowej strony toru, niecałe 2 km na zachód od dworca kolejowego w Kostrzynie. Załogę niemiecką, niebawem polscy żołnierze wzięli do niewoli. Nasz samolot, po paru okrążeniach tego miejsca, obrał kurs wschodni, na stację w Nekli.
3)- He-111. W popołudniowej walce powietrznej, rozgrywanej na dość wysokim pułapie z grupką Heinkli, lecących znad Poznania w kierunku Wrześni, 2 nasze myśliwce zaatakowały nagle w jastrzębim stylu, nad rejonem pól Kokoszek - Gąsiorowa, z lekka w lewym swym skręcie (skrywając się tym razem w słońcu). Trzeci - umiejętnie ubezpieczał je podczas ataków). Po stosunkowo krótkiej, ale bardzo widowiskowej, zwinnej, akrobatycznej powietrznej walce, zestrzeliły one ostatni samolot z niemieckiej eskadry, który to zaraz znad rejonu stacji kolejowej w Podstolicach (na którą zaczęły niecelnie spadać bomby), odłączył się w prawo ze swego szyku i coraz to mocniej zaczął palić się w swym dalszym locie już tylko ku ziemi. Zaobserwowano widok tylko jednego spadochronu na niebie, opadającego na okolicę dwu miejscowości o nazwie Chocicza. Reszta załogi, mogła więc zginąć przy upadku bombowca na ziemię, w dużym obszernym polu pomiędzy Chwalibogowem - Bardem a linią kolejową z Jarocina do Wrześni, będącą zapasową magistralą węglową do Gdyni. Na owym dużym majątkowym polu, zimą 1945 roku, Rosjanie mieli tam pokaźne lotnisko bojowe bombowców nurkujących typu Pe-2 FT. 3 nasze samoloty, nie przerywając swej walki, usiłowały zestrzelić innego jakiegoś jeszcze bombowca i nie były zainteresowane wykonywaniem okręgów powietrznych nad tym Heinklem, który niedawno w otoczce ognia i dymu został posłany jako pierwszy do ziemi.
4)- He-111. W porze już bardzo, bardzo późnego popołudnia, 4 P-11 wdały się w atak powietrzny na jednego z grupy 12 Heinkli, lecących od strony Poznania, w kierunku Środy. Było to w płn. - zach. rejonie Środy. Dość celnie i szybko ostrzelany został jeden z upatrzonych bombowców, lecących wyjątkowo nisko, na pułapie rzędu może 200 metrów, który nagle zachwiał się w swym locie i runął w pole z kukurydzą, pomiędzy następującymi miejscowościami ; Krerowem - Bugajem - Markowicami, po czym nagle eksplodował z wielkim hukiem, z powodu wybuchu ładunku jego pokładowych bomb, rozrywając się prawie że na strzępy. Niemiecka załoga zginęła. Nasze myśliwce, wcale nie okrążały tego pobojowiska, tylko zaraz podążały za bombowcami atakującymi tory kolejowe na odcinku Kórnik - Środa i zaczęły ścigać umykające w wielkim popłochu niemieckie maszyny w kierunku Tulec.
5)- He-111. Ścigany przez 2 nasze "jedenastki" jeden z Heinkli (nad rejonem Krerowa - Tulec), wnet został zapalony w powietrzu, w locie na niedużym pułapie, po czym spadł w polu na płn. - zach. od miejscowości Tulce, grzebiąc w szczątkach swą załogę. Nasze myśliwce, przepędzały 10 tkę pozostałych niemieckich maszyn w kierunku zachodnim. Po powrocie z dość długiego pościgu (po upływie ponad pół godziny : po walce na odległości lotu ponad 80 km w jedną stronę), nasze 3 samoloty zaczęły nad rejonem miejscowości Tulce - Spławie czegoś intensywnie i długo szukać, wielekroć robiąc powietrzne kręgi na niedużej wysokości lotu. Po którejś minucie owych tam niezwykłych swych manewrów, wzbiły się w gorę, obierając kurs wschodni. Natomiast czwarty nasz samolot - gdzieś musiał się zawieruszyć po walce na jeszcze dłuższym dystansie lotu.
6)- He-111. Nad Opalenicą, w porze przedwieczornej, zaobserwowano pościgową walkę powietrzną (1:1) uciekającego niemieckiego Heinkla, ściganego w powietrzu, przez bardzo zwinny polski samolot myśliwski. Przed Zbąszyniem ów Heinkel zaczął wytracać swą wcześniejszą wysokość (ponad 1000 m), sposobiąc się do awaryjnego, przymusowego lądowania na spodzie kadłuba. W swej końcówce lotu - dymił z jednego z dwu silników Wylądował on tak zwanym sposobem twardym, w pasie przygranicznym pomiędzy Zbąszyniem a Zbąszynkiem, po wcześniejszym przelocie nad lasem. Los jego załogi nie jest wyjaśniony, lecz jest bardzo mało prawdopodobne, by mogła tam dostać się do polskiej niewoli. Tutaj jest jeszcze pytanie, ile faktycznie niemieckich bombowców zostało wtedy w tej przedwieczornej walce zestrzelonych naprawdę : czy tylko te owe 3 znane, czy też o 1-2 może więcej?
7)- Bf-109. Nad Wierzbnem, w południowym rejonie Słupcy, jedna nasza P-11 stoczyła zwycięsko zakończony nagły swój atak powietrzny na jednego z dwu samolotów myśliwskich typu Bf-109, które eskortowały lot 2 He-111. Jeden samolot myśliwski leciał w górze (z przewyższeniem wysokości), a drugi poniżej pułapu osłanianych bombowców (z tzw. przeniżeniem wysokości). Nasza "jedenastka" zaatakowała od strony słońca, wyżej lecący samolot, z pewną przewagą wysokości, kierując w niego nieco dłuższą serię ogniową, na szczęście celną, po czym pozostała się z tyłu owych samolotów, kontrolując z większej odległości ich lot ku Wrześni. Po przelocie kilku już km, z niemieckiej ostrzelanej maszyny zaczął wydobywać się dym, a tuż przed Wrześnią - Messerschmitt objęty został mocnymi już językami ognia oraz pióropuszem dymu. Podczas swego przymusowego lądowania w wielkim polu w obszarze : wrzesińska wieża ciśnień - tor kolejowy do Warszawy - droga do Witkowa, zaczął się już na dobre palić i dymić. Jego pilot nie zdołał się wydostać ze swej płonącej kabiny i uwięziony w tej pułapce - zginął. Samolot ten po kilkunastu minutach - został strawiony przez wielki jego pożar. Na owym rozległym polu (a obecnie terenie już całkowicie zabudowanym), podczas okupacji, lądowały tam od czasu do czasu jakieś kurierskie niemieckie samoloty, czasem z jakimiś ważniejszymi osobami na pokładzie, lub z jakimiś niemieckimi dokumentami czy pocztą lotniczą lub innymi materiałami. Niekiedy były to to trój silnikowe Ju-52, a bywało, że też trój silnikowe włoskie Savoie Marchetti SM.73. Zdarzały się także lądowania łącznikowych Fi-156 (Storchów) lub jeszcze innych typów.
8)- Bf-109. W porze przedwieczornej, w obszarze stacji kolejowych Paczkowo - Swarzędz, na wysokości może rzędu ponad 1000 m - doszło do krótkiej walki powietrznej typu 1:1, w wyniku której, po niezbyt wcale długiej serii ogniowej, pokonany został niemiecki samolot myśliwski, który to codziennie o tej porze dnia - zbierał wiadomości szpiegowskie odnośnie najważniejszych celów do rannego zbombardowania, na odcinku Poznań - Konin. Po niewielkiej chwili, zaczął on obniżać pułap lotu, szykując się do przymusowego lądowania w polu. Nie tyle nawet wylądował, ile po prostu spadł na jedno z pól pomiędzy warszawską drogą a nieco tam oddaloną warszawską linią kolejową, w odległości około 2 km na wschód od stacji kolejowej w Swarzędzu (obecnie w pobliskim tamtym miejscu, jest stacja paliwowa). Samolot ten przednią częścią kadłuba wbił się w ziemię, stercząc statecznikiem w górze. Rannego, pokrwawionego lotnika, z kabiny zabrali Polacy i zawieźli gdzieś do szpitala (zapewne do Poznania). Do godzin rannych 4 września, wrak tego samolotu był pilnowany przez polskich policjantów ze Swarzędza. Samolot nasz, zanim odleciał do Dzierznicy, parokroć okrążał punkt upadku na ziemię swej ofiary.
X2)- Bf-109. W dniach 3 i 5 września, we wschodnim rejonie Nowego Tomyśla (nieco na płd. - wsch.), w odległości od siebie paru km, zakończyły swój lot dwa niemieckie myśliwskie Messerschmitty. Pierwszy z nich miał lądować przymusowo (na pierwszy rzut oka jakby bez powodu, gdyż ani nie palił się, ani nawet nie dymił w locie), po jakimś starciu powietrznym z polskim samolotem myśliwskim (posiadał on sporo przestrzelin od ognia km-ów kalibru 7,92 mm), w porze jakby około południowej dnia 3 września (ktoś z Nowego Tomyśla - podawał też datę 2 września). Niemiecki pilot został zabrany do niewoli. Przypuszczalnie ten samolot mógł zostać ostrzelany przez jakąś PZL P-11c z lotniska w Dzierznicy, w obszarze powietrznym rejonu Wrześni - Nekli - stacji kolejowej Gułtowy, w którym to, od pory przedpołudniowej do późniejszego już popołudnia, "dzierzniccy" myśliwcy cały czas czatowali na niemieckie samoloty w powietrzu, w obawie przed ewentualnym niemieckim nalotem bombowym na rejon parku w Dzierznicy. Pociski z celnej serii P-11- zapewne tu dały o sobie znać dopiero po przelocie dość długiego dystansu (paru dziesiątków km w powietrzu), przez samolot niemiecki. Walka powietrzna z tego typu samolotem z zasadzki Kobyle Pole - nie jest znana, zaś z samolotami z zasadzki z Gułtów jest mniej prawdopodobna, a najmniej prawdopodobna z P-11- z zasadzki z Puszczykowa Zaborza. Natomiast w dniu 5 września, spadł tam "samoistnie" tego samego typu samolot, a jego pilot zginął w kabinie wraku, gdy ten nieoczekiwanie wpadł w korkociąg z dość dużej wysokości, ulegając rozbiciu, zniszczeniu i spaleniu, po zderzeniu się z ziemią. Zapewne był to jakiś bliżej nieznany zestrzał lotniczy 5. samolotowej grupki P-11, w dniu 5 września, (z lotniska polowego zasadzki myśliwskiej Poznań Wschód z Piotrowa, położonej w odległości ~ 1,5 km na południowy zachód od obecnego lotniska wojskowego w Krzesinach), dowodzonej przez ppor. pil. Pawła Łuczyńskiego.
Przypadki okrążeń miejsc pobojowisk lotniczych : lp 1, 2, 5 (w locie powrotnym), 8.
Bez okrążeń : lp 3, 4, X2 .
Brak informacji : lp X1, 6, 7.
Przypadki pościgu za niemieckimi samolotami, po fakcie
zestrzelenia przez P-11, jakiegoś niemieckiego samolotu : lp X1, 3, 4, 5. W paru przypadkach, odległość pościgu mogła być większa od 50 km od swego podstawowego lotniska, a nawet i zbliżona do 100 km. Z zasadzek, są znane przypadki zestrzelenia w jednym locie bojowym przez 3 P-11 (3 tak zwane odbyte samolotoloty) aż 4 samolotów (1 września - z Ławicy oraz 3 września z zasadzki z Nałęcza pod Gnieznem : 4 He-111, które to zakończyły swój lot na terenie ziemi wrzesińskiej, gnieźnieńskiej i poznańskiej - a kolejny - piąty samolot, miał zakończyć swój lot już na własnym terenie III Rzeszy).
Źródła informacji:
1-Londyńskie - brak.
2-Pisemne i ustne : lp 4 (inf. z poznańskiej gazety codziennej oraz z poznańskiej relacji archiwalnej, ze zbiorów specjalnych Biblioteki im. Raczyńskich).
3-Tylko ustne : lp 1, X1, 2, 3, 5, 6, 7, 8, X2 .
4-Pisemne, w formie ukrytej, zawoalowanej (w dniu 4 września 1939 r., na łamach codziennej gazety wydawanej w Poznaniu, ukazała się wiadomość o fakcie zestrzelenia przez polskich myśliwców 6. niemieckich samolotów w dniu 3 września, w bliskich okolicach Poznania) : chodzi tu o 2 samoloty, zestrzelone we wschodnim obszarze Poznania: lp 5, 8. (pozostałe 4 - dotyczą zasadzek Kobyle Pole i Gułtowy) oraz lp 5 - inf. o 3 P-11 poszukujących punktu pobojowiska He-111 w okolicy Spławia, w swym locie powrotnym.
5-Dane niemieckie : brak, bez żadnych potwierdzeń, z całkowitą i absolutną negacją i zaprzeczaniem.
W pierwszą wojenną niedzielę, siły dywizjonu myśliwskiego zostały podzielone na 3, a następnie na 4 główne człony obrony wielkopolskiego nieba : obszaru ziemi poznańskiej z 16. samolotami (z tego 4. do obrony ziemi gnieźnieńskiej), 5 P-11 do obrony ziemi kaliskiej oraz 3 - do obrony południowo - zachodniej strony ziemi bydgoskiej (Bydgoszcz do 1937 roku wchodziła w skład Wielkopolski) a także i żnińskiej (będącej w Wielkopolsce do końca 1955 roku). Po południu, 2 myśliwce z Malczewa, a więc działające w powiecie gnieźnieńskim, zostały skierowane do obrony lotnisk polowych na ziemi konińskiej, w okolicę : Kleczewa - Kazimierza Biskupiego. Na rejon Środy i Śniecisk zabrakło już samolotów (dały się już we znaki ubytki 3 samolotów myśliwskich), choć co prawda był to rejon już nieco mniej ważny i mniej narażony na działania niemieckich sił powietrznych niż np. Gniezno. Do południa, Luftwaffe działała stosunkowo słabo. Nasze myśliwce zdołały w porze ranno - przedpołudniowej - zestrzelić tylko 2 bombowce wroga : He-111 - w Skałowie przez 2 P-11 z zasadzki w Puszczykowie Zaborzu i Ju-86 - w Jasinie pod Swarzędzem, z zasadzki Gułtowy. Zadaniem przydzielonym na ten dzień było znów zwalczanie samolotów rozpoznawczych i obserwacyjnych oraz wypraw bombowych, głównie nad szlakami komunikacyjnymi (w tym rejonami przemarszu polskich wojsk). Lotnictwo rozpoznawcze, wbrew wcześniejszym przewidywaniom, nie działo w ową pierwszą wojenną niedzielę zbyt intensywnie. Od południa nasiliły się jednak, a po południu dość mocno zintensyfikowały się, naloty bombowe na linie i węzły kolejowe, zwłaszcza na kierunku Kutna. W Dzierznicy do godz. 13.00, znajdowały się tylko 3 samoloty myśliwskie. Wykonały one wpierw kilka startów z alarmu, jednak bez żadnych rezultatów, z powodu ucieczki samolotów npla, zanim one zdołały się nieco zbliżyć do nich (o otwarciu celnego ognia do nich nie było mowy). Od pierwszych nalotów bombowych na kierunek Wrześni, latały one niemalże bez przerwy w powietrzu, z małymi przerwami na odtwarzanie swej gotowości bojowej do następnego wylotu. Obawiano się bowiem w Dzierznicy, nagłego, niespodziewanego tam nalotu, więc za najlepsze rozwiązanie przyjęto ciągłą kontrolę przestrzeni powietrznej przez patrole zaczepne nad okolicami : Nekielki - Nekli - Barczyzny - Psar - Wrześni - Podstolic - Gąsiorowa - Kokoszek - Dzierznicy - Stroszek - Gułtów, czy w przeciwnym o 180 stopni kierunku patrolowania. Zrezygnowano tym razem z patroli linii kolejowej do Poznania, przekazując obronę miasta dla zasadzki Kobyle Pole, wzmocnionej od południa piątym P-11 z Dzierznicy (Poznań tym razem nie był obiektem ataków lotniczych). Z Dzierznicy, gdy chwilowo było więcej samolotów (7 P-11) wysyłano jedną parę myśliwską na patrol bliskiego rejonu : Środa - Śnieciska - Zaniemyśl - Orzechowo - Miłosław - Września - Nekla (gdzie na owych kierunkach, głównie w stronę Środy i Miłosławia, zauważono parę pościgów naszych samolotów za pojedynczymi samolotami czy za niewielkimi grupkami wrogich maszyn), a drugą parę - na dalszy patrol, nad linię kolejową do Konina. Od godz. 12.00, Luftwaffe zaczęła pokazywać swą wielką potęgę, przelatując co godzinę w sile dywizjonu bombowego 28. Heinkli He-111. W pierwszym ich nalocie, myśliwcy z Kobylego Pola zdołali posłać do ziemi ostatni samolot z ugrupowania, w drugim - to samo uczynili myśliwcy z Gułtów. Natomiast już w trzecim przypadku, 28 wrogich maszyn przeleciało nad dopiero co zlikwidowaną zasadzką w Gułtowach, a następnie nad samym rejonem Dzierznicy. Stamtąd, nie wystartował jednak żaden nasz samolot, zapewne z obawy przed wykryciem ich lotniska. Nad Wrześnią, owa potężna grupa uderzeniowa rozpoczęła ataki stacji kolejowej i całości węzła kolejowego, niszcząc rozjazdy na Jarocin i Poznań. Nie przeszkadzał im tam żaden nasz samolot myśliwski. Jedynie artyleria przeciwlotnicza celnie ostrzelała jednego z napastników, który to mocno dymiąc - odłączył się od swego ugrupowania i obrał kurs odlotu na zachód, lądując przymusowo w polu Czerlejna. Od bomb zapalających, na stacji kolejowej we Wrześni, zapalił się wielki skład węgla dla lokomotyw, z którego niebawem zaczęły wydobywać się coraz to większe i dłuższe kłęby i wstęgi dymu (późnym już popołudniem - dotarły one nad rejon Środy a potem nawet do Śremu). Co w tym czasie "robiły" nasze myśliwce z Dzierznicy - to nie bardzo jest wiadome (czy piloci obawiali się rozpoznania ich lotniska w chwilę po swym starcie, czy może P-11 były na dalszym patrolu, czy miały uzupełniane w tym czasie paliwo i taśmy amunicyjne ?). W porze pomiędzy godz. 9.00 a późniejszym już popołudniem, na niebie rejonu Nekli - Zasutowa - Podstolic - Gąsiorowa - Kokoszek - Stroszek, zaobserwowano kilka ciekawych i emocjonujących starć z Luftwaffe, toczonych na dużym pułapie, rzędu 4000 - 3500 m (a nawet na wysokości 5000 m), gdzie jednak pomimo licznych wysiłków naszych pilotów (pięciokrotnych w sile : 3 a nawet i maksymalnie 5 polskich myśliwców) - na oczach świadków zdarzeń, żaden z nieprzyjacielskich samolotów (poza jednym przypadkiem zestrzału bombowca na pola Chwalibogowa) - ani nie dymił, ani nie spadał ku ziemi. Nie udane bywały ataki boczne i tylno - boczne naszych 2 - 3 P-11, zwłaszcza znad Starczanowa - Nekli - Gierłatowa - Zasutowa, odbywane z niezbyt dużym kątem od słońca (gdy ono nieco oświetlało prawe burty P-11), więc stosunkowo szybko były one zauważane przez samoloty Luftwaffe i nie było tu żadnego zaskoczenia, a ogień z nieco większej odległości niż z bliskiej czy bardzo bliskiej, bywał mało skuteczny, zaś do następnych ataków już z reguły nie dochodziło - ze względu na zmasowany w ich stronę ognień ze stanowisk strzelców pokładowych załóg bombowych jak też i duże prędkości lotu na pełnych obrotach silników (co stosowano już od dnia 2 września). I nie pomagała tu wcale wielka zwinność i zwrotność naszych "jedenastek", wobec ich - niestety - dużej powolności. Lotnicy niemieccy na ów bardzo niebezpieczny tutaj dla siebie rejon byli uczuleni już przy swym starcie. Niemieckie zaś nieduże ugrupowania bombowe (często po ~ 6 maszyn) - w rozpierzchłych szykach, starały się jak najszybciej opuścić strefę ataków na maksymalnych obrotach swych silników, czasami zmieniając swój pierwotny kurs lotu na nieco inny. Tego typu ataki boczne - gdy nie było przewagi wysokości - były dużo mniej skuteczne od ataków czołowych a zwłaszcza od tych wykonywanych z dużą przewagą wysokości z górnej i tylnej półsfery bombowców. Pewną ilość zwycięstw uzyskiwano jak dotąd - także w oczekiwaniu na powracające samoloty z kierunków wschodnich, podczas wstępnych na nie ataków czołowych (gdy nasze P-11 skrywały się w słońcu). Tak więc w 3 dniu wojny, myśliwcy "dzierzniccy"- znów ze względu na owe sztuczki Luftwaffe, w swoim bliskim rewirze działań, po raz drugi z rzędu nie osiągali zbyt dużych sukcesów bojowych takich jak w piątek, w pierwszym dniu wojny. Tego dnia strasznie ucierpiały stacje kolejowe w wyniku masowych bombardowań, głównie Heinkli He-111. I tak, wpierw oberwała solidnie bombami stacja w Kostrzynie, od 6 - ciu bombowców starszej generacji Ju-86 (umykających przed 3 - ma P-11 z Gułtów), jeszcze przed południem. Od pory południowej, gradem bomb (po atakach naszych myśliwców), obsypywane były (na szczęście niezbyt celnie, gdyż zrzucane z wysokości 3500 - 3000 metrów, a z reguły były znoszone przez wiejący wiatr ; od trzech dni był on z północno - wschodniego kierunku), na południe od torów kolejowych następujące stacje : Gułtowy - po ataku 3 P-11 z tamtejszej, pobliskiej zasadzki, Nekla i Podstolice - po atakach P-11 z Dzierznicy, Otoczna oraz niezwykle silnie Wólka (gdzie było sporo ofiar śmiertelnych) - po atakach przedwieczornych 3 P-11 z zasadzki z Nałęcza (spod Gniezna). Po południu, na stacjach w Podstolicach i w Nekli, ugrzęzło parę osobowych pociągów z Poznania do Wrześni (i dalej do Warszawy), zaś jeden - także osobowy (z Leszna), przymusowo stał wśród pól Kokoszek (w dość głębokim wykopie toru kolejowego), nękany niecelnymi bombami i to dość dużych wagomiarów (500 kg). Od tej pory pociągi ewakuacyjne z Poznania do Warszawy, zmuszone były do objazdów, linią poprzez Gniezno, co niebawem stwarzało niebezpieczeństwo zwiększonych na nie nalotów przez bombowce agresora. Kilka naszych samolotów myśliwskich z Dzierznicy (przy natrętnych nalotach bombowych na linię kolejową do Kutna), mimo że "dwoiło się i troiło", nie bardzo mogło poradzić sobie z ogromnymi nalotami, z użyciem wielkiej ilości nowoczesnych niemieckich bombowców. Tym razem nasi piloci, wobec potęgi sił Luftwaffe, pokazanych w bliskim rejonie Dzierznicy, byli już prawie że bezradni i bezsilni oraz bliscy załamania. Nie bardzo już wiedzieli, jak dalej z taką super niemiecką potęgą lotniczą walczyć. Ale na innych lotniskach działań, nasi myśliwcy wcale nie tracili ducha bojowego, ciesząc się widokiem licznych samolotów wroga, głównie bombowców, co rusz spadających z nieba ku ziemi w otoczkach ognia i kłębów dymu. Lotnicy "dzierzniccy" - okazję do odreagowania i pokazania swej wartości, mieli dopiero przed wieczorem, gdy od strony Poznania, w kierunku Środy, leciała (tym razem na stosunkowo niedużej wysokości) grupa 12 Heinkli, z których to zestrzelono (z tego co jest wiadome), 3 bombowce. Późnym popołudniem, nastąpiła nieduża reorganizacja zasadzek. Na ziemi poznańskiej było łącznie 13 sprawnych P-11 (a jeden uszkodzony - był w naprawie), w tym 3 w obronie Gniezna. 3 były w rejonie Kalisza, 3 w rejonie Żnina, 2 pomiędzy Kleczewem a Kazimierzem Biskupim oraz 2 w rejonie miasta Turek. W związku z zagrożeniem wjazdu wojsk niemieckich do Kalisza, zasadzkę z majątku Janków przerzucono wieczorem w pobliże Kleczewa, do Białobrodów. 3 września, z lotniska podstawowego - z tego co jest znane - zostało zestrzelonych : 8-9, a może nawet i 10 samolotów wroga, a więc znacznie mniej, niż we wcześniejsze dni. Spowodowane to było mniejszą ilością wykonanych z głównego lotniska dyonu tzw. samolotolotów, ze względu na mniejszą ilość działających stamtąd P-11 (w trakcie jednego dnia działań bojowych, 1 P-11 z Dzierznicy mógł jednakże wykonać w granicach powyżej 5 do ~10 tak zwanych samolotolotów, z bojowym nalotem dziennym 8-10 godzin) i operowaniem dużych niemieckich formacji bombowych w bliskim rejonie tegoż lotniska, paraliżujących mocno działania zaczepne naszych samolotów. Ponadto Niemcy też byli już bardziej przygotowani na odpieranie ataków naszych myśliwców i podobnie jak nasz dywizjon myśliwski, również i oni modyfikowali każdego dnia taktykę i metody walki z naszym lotnictwem. Odczuwalne już były wszystkie ubytki samolotów w dyonie myśliwskim. Zbytniego ciężaru ilości lotów bojowych - nie odczuwali jeszcze piloci w Dzierznicy, bowiem było wśród nich wielu zapasowych myśliwców (zmęczenie odczuwali jednak już piloci na zasadzkach, zwłaszcza tych wielodniowych i wielogodzinnych). Najbliższym zestrzałem - był Heinkel z pól Chwalibogowa. Najdalszym - był bombowiec, który to przymusowo lądował w polu, w obszarze przygranicznym Polski i Niemiec, pomiędzy Zbąszyniem a Zbąszynkiem. Prawie że połowa z 8-9 zestrzelonych samolotów, spadła tym razem w trójkącie z lotniskiem w Dzierznicy, a więc w obszarze Poznań - Września - Jarocin. Połowę ze swych zwycięstw z Dzierznicy, uzyskano dopiero wieczorem ; za dnia - nie bardzo tu się tym razem wiodło. Pierwszym zestrzelonym samolotem mógł być Heinkel z przystanku kolejowego z Promna, a ostatnim : Bf-109 z pobliża Swarzędza. Tego dnia poznańscy piloci dokonywali ataków dość często kluczem myśliwskim 3. P-11, lub parą myśliwską. Lecz zdarzały się sytuacje, że i 4 - ma, 5 - ma lub tylko jednym myśliwcem. Do godz. 13.00 - na dwu bliskich lotniskach : Dzierznica i Gułtowy - działało w łączności ze sobą 6 samolotów (2 klucze myśliwskie). Były też przypadki (jak w Kobylem Polu), że w powietrzu naraz było 5 naszych maszyn, lecz na 2 różnych kierunkach walk. W ową pierwszą wojenną niedzielę, kto wie, czy może nie padł absolutny rekord zwycięstw powietrznych z zasadzek (~ 23 + 1 uszkodzenie Heinkla, przy założeniu, że informacja londyńska o zestrzale 3. samolotów z zasadzki koło miasta Turek na ziemi konińskiej, byłaby prawdziwa). Jak dotąd, przez owe 3 dni wojny, poznański dyon myśliwski zestrzeliwał łącznie w każdym dniu, jeśli nie blisko 30 samolotów wroga, to nawet ową liczbę 2 i 3 września przekraczał. Z Dzierznicy, pod sam wieczór, udała się sztuka zestrzelenia w obszarze pomiędzy Paczkowem a Swarzędzem - myśliwskiego, jedno silnikowego Messerschmitta, którego to po raz już trzeci zaobserwowano z Dzierznicy, jak leciał nad linią kolejowo - drogową z Poznania do Słupcy a może i Konina, wykonując misję szpiegowską, rozpoznania z powietrza celów - do porannych bombardowań. Tym razem jednak ważnych wiadomości z wieczornego zwiadu lotniczego nie dostarczył niemieckim sztabowcom i analitykom. Na wielkopolskim niebie, 3 września dominowały przede wszystkim bombowce typu He-111, a także mniej liczne, starsze typy, w wersji Junkers Ju-86 oraz trójsilnikowe Ju-52 (wielką ich watahę - ponoć aż 59.maszyn nad strefą Biedruska miała ścigać jakaś samotna nasza "jedenastka" (czy z Dzierznicy ? - nie wiadomo - leciały one jakby od strony Bydgoszczy), niewielkie ilości myśliwskich Messerschmittów (obu typów), a nad rejonem Kalisza - bombowców typu Dornier Do-17. Nie można tu też zupełnie wykluczać pojawienia się w tymże dniu, trójki najnowszych niemieckich bombowców typu Junkers Ju-88, z którymi to miał walczyć tegoż dnia, pod wieczór (jak to samemu podawał w Anglii, w swoim liście do znanego polskiego Asa myśliwskiego z Bitwy o Anglię - swego kolegi oficera, Witolda Urbanowicza - dowódca 131. EM). Jest możliwe, że Niemcy testowali operacyjnie swój nowy typ bombowca, z dalekiego rejonu przygranicznego z Francją. Luftwaffe nie bombardowała już tego dnia Poznania, ani lotniska w Ławicy, zaś z innych lotnisk - jedynie to im znane - w Mierzewie. Do powiadamiań zasadzek (jak tej w rejonie Kalisza), nie używano jak wcześniej łącznikowego RWD-8 (których to dyon powinien mieć dwa, lecz z powodu niedostatku ich na Ławicy, musiał zadowolić się tylko jedną takową maszyną), lecz myśliwskiego P-11. Wracając do samolotów łącznikowych. Otóż dnia 30 sierpnia, w Dzierznicy rano wylądowały 3 szkolno - łącznikowe dwupłaty typu PWS-26, natomiast w okolicy Gułtów, w dolnym obniżeniu pola (z południowej strony lasu, blisko Karolewa), znalazły swe miejsce ukrycia 2 inne dwupłaty (albo typu PWS-26, albo Potez XXV, które to odleciały stamtąd wieczorem 31 sierpnia). Nasze myśliwce działały tam przez 3 dni wojny na zasadzce Gułtowy, z wielkiego pola - w kierunku Gułtów, a nie z południowej strony owego lasu (zresztą południowa strona lasu zawsze była dobrze oświetlona przez słońce, przez wiele godzin dnia, w przeciwieństwie, do północnej, gdzie dużo łatwiej można było maskować samoloty. 30 sierpnia, niebawem po swym popołudniowym starcie z lotniska w Dzierznicy, zakrztusił się silnik polskiego PWSa, zapewne z powodu braku odpowiedniej ilości paliwa (gdyż został zbyt siłowo przekręcony w kabinie przez pilota, zawór paliwowy, inaczej nazywany kranem paliwa). Skutkiem tego, polski dwupłat siadł nagle w polu, w odległości 1 km na płn. - zach. od Stroszek, kapotując przy dużym tam, głębokim i długim rowie melioracyjnym, z powodu zbyt mocnego nacisku pilota na pedał hamulców kół. Ranną załogę zabrała wojskowa karetka pogotowia z Dzierznicy, zaś uszkodzony wrak samolotu wywieziono na Ławicę. Pozostałe 2 PWSy, odleciały z Dzierznicy, około godz. 10.00 dnia 1 września, do jednego z 2 lasków Kawęczyna (do tego nieco tam większego) na wschód od linii kolejowej z Wrześni do Gniezna (na płn. - wsch.od Marzenina). Rano 3 września, na porannej odprawie pilotów we dworku Wizów (dowódca dyonu mieszkał osobno, u jednego z rolników - o nazwisku Nowakowski, tuż koło dzierznickiej kaplicy, mając tam zamontowane połączenia telefoniczne ; obecnie ów dom - już nie istnieje) - kategorycznie zabroniono pilotom długotrwałych pościgów i pogoni wrogich samolotów w ogniu niemieckich strzelców pokładowych, po fakcie zaginięcia ppor. rez. pil. Aleksandra Wróblewskiego. Część z pilotów i tak nie do końca respektowała owego rozkazu, gdyż odbywała dość długie pogonie bombowców, na odległościach rzędu 20 - 30 - 40 km, tyle tylko, że nad ziemią poznańską.
Tak więc, pierwsza wojenna niedziela, pomimo wielkich obaw i niezwykłego stresu w samej Dzierznicy, zakończyła się względnie pomyślnie. Można było dopiero wieczorem odetchnąć z ulgą w sercu, że na szczęście nie posypały się żadne bomby na Dzierznicę. Zapewne stało się to za przyczyną bardzo dużego ruchu w powietrzu stosunkowo małej ilości samolotów P-11, działających z lotniska podstawowego, z północnej strony parku (do godz. 13.00 - były tam tylko 3 samoloty, do godz. 17.30 - 7 P-11, a do wieczora 4 P-11, bowiem 5 ty - ten z Gułtów - był po południu cały czas naprawiany). Jednakże, podobnie jak nie obroniono 1 września - Poznania, tak teraz - ważnego z punktu strategii Armii "Poznań" - wrzesińskiego węzła kolejowego oraz licznych stacji kolejowych, utrudniających przez te zakłócenia odmarsz poznańskiej armii z terenu Wielkopolski. Na wieczornym i nocnym niebie, z Dzierznicy zaobserwowano dużo bardziej rozświetlone niebo łunami liczniejszych pożarów niż wcześniej. Po raz kolejny zastanawiano się nad jeszcze inną taktyką działań, w następnym dniu wojny. Zmartwieniem natomiast był ubytek do szpitala tak znakomitego pilota, jakim był dowódca 131. EM oraz proces ściągnięcia do Dzierznicy wraku jego samolotu, dezorganizujący na wiele godzin właściwą pracę dywizjonu.
Rozkaz operacyjny na dzień 4 września, niewiele różnił się od tego na dzień 3 września (gdzie nakazywał zorganizowanie nowej zasadzki w rejonie Żnina, na lotnisku opuszczonym przez I/33. EO oraz zasadzki 3 P-11 w nowym, dopiero co specjalnie przygotowanym miejscu, na południe od Gniezna). Rozkazy na pierwsze dwa dni wojny nakazywały obronę Poznania poprzez działania systemem dość licznych małych zasadzek, z ciągłą zmianą ich miejsc oraz wydzielenie większej zasadzki dla rejonu Kalisza (6 - ewentualnie 5 P-11), zwalczanie samolotów rozpoznawczych npla (co było niezwykle trudnym zadaniem dla naszych dość powolnych PZLek - zwłaszcza przy bardzo słabiutko - lub i nawet czasem wcale - działającej sieci obserwacyjno - meldunkowej), wypraw bombowych, osłona lotnisk lotnictwa armijnego i ewakuacyjnych linii kolejowych.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki