No to ja właśnie z takiej małej firmy jestem, co to o klientów stara się dbać. I prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie, żeby wypuścić gniota i jeszcze się tłumaczyć, że tak miało być. Jasne, zdarzają się sytuacje, w której klient nie powiedział głośno o czymś, co oczywiste z jego punktu widzenia, a nieoczywiste z mojego, ale moim psim obowiązkiem jest spróbować wczuć się w niego i na etapie projektowania WYCIĄGNĄĆ z niego tyle, ile się da, a nie czekać, że sam mi powie to, co istotne. Otóż nie powie, bo jego tok myślenia jest zupełnie inny niż mój. Sam z siebie ma tylko mgliste wyobrażenie, i na pewno sam z siebie nie powie na przykład, że sesja ma być zapamiętywana. Albo dlatego, że o tym nie pomyśli; albo dlatego, że uzna to za oczywiste. To jest chyba jedna z ważniejszych rzeczy, jakich się przez te parę lat nauczyłem.
W dużym skrócie - jestem odpowiedzialny za jakość dostarczanego produktu, i w sytuacjach takich, jak z tym kalendarzem czy zapamiętywanym wyszukiwaniem mogę mieć rację na papierze (nie było w zamówieniu), ale nie zmieni to faktu, że po stronie klienta w subiektywnym odczuciu będzie to niedoróbka, i wykłócając się jeszcze mogę to odczucie pogorszyć. Po prostu trzeba zważyć, co się bardziej opłaca. Rozumiem oczywiście, że w "przetargach" nie ma to takiego znaczenia - po sprzedaniu "gniota" i tak będę mógł w kolejnym przetargu wystartować, później się odwoływać, a na końcu i tak klient może być zmuszony do korzystania z moich usług. Dość komfortowa sytuacja, trzeba przyznać.
Zakładki