VIDEO »   Spitfire RIAT 2024        GALERIA »   Zapraszamy do umieszczania zdjęć w naszej galerii   

Pokaż wyniki od 1 do 11 z 11
Like Tree66Likes
  • 10 Post By Rob_Sad
  • 15 Post By Rob_Sad
  • 8 Post By megaloman
  • 2 Post By Rob_Sad
  • 6 Post By Rob_Sad
  • 6 Post By Rob_Sad
  • 9 Post By Rob_Sad
  • 5 Post By Rob_Sad
  • 5 Post By Rob_Sad

Wątek: Kolumbia - Panama - Dominikana - Montral

  1. #1
    Awatar Rob_Sad

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    Poznań

    Domyślnie Kolumbia - Panama - Dominikana - Montral


    Polecamy

    Bilety kupione nieco spontanicznie. Miała być głównie Kolumbia, ale dało się dodać coś w podobnej cenie - dodaliśmy Dominikanę, a pomiędzy nimi najtańszą opcją były linie Copa przez Panamę. Głupio by było nie zatrzymać się na cały dzień i nie pozwiedzać. Główny bilet przez Montreal, gdzie na powrocie mamy długą przesiadkę też dającą szanse by zobaczyć miasto.
    W dniu wylotu mamy spory stres, widoczność 600-800m nie jest problemem, ale podstawa chmur 30m to minimum do lądowania na ILS II i być problem. Jeśli Lufthansa z Monachium na małym CRJ nie wyląduje to cały wyjazd może się nawet nie rozpocząć. Czekamy w stresie, ale na szczęście udaje się. W Monachium pomimo że po przylocie nasz samolot jest obsługiwany autobusem, a kolejny leci z gejtów L (satelita T2) i tak zostaje nam czas by coś zjeść w saloniku. Do Montrealu lecimy z Lufthansą na A350:





    Monika ma dziś urodziny, wydłużone o 6h przez różnicę czasu. Na upgrade była nikła szansa, bo linie tego raczej nie praktykują, ale niespodziewanie i tak Monika dostała prezent od Lufthansy:





    W pakiecie całkiem fajny zestaw w kosmetyczce z biznesu. W Kanadzie przy przesiadce międzynarodowej trzeba przejść pełne imigration, odebrać bagaż (jeśli się go nadało), a później wrócić do gejtów przechodząc wszystkie formalności odlotowe. To minimum 30min jeśli nie ma dużego ruchu. Formularz deklaracji celnej można wypisać wcześniej online. W Montrealu są dostępne 2 saloniki na Priority Pass. Jeden Air France w godzinach szczytu przyjmuje tylko pasażerów lecących w biznesie, drugi to salonik bankowy i tam obowiązuje wirtualna kolejka. Udaje nam się wejść do drugiego po około 25min czekania.





    Lotnisko w Montrealu to ciekawy przypadek. W latach 70tych zbudowano całkowicie nowe lotnisko o nazwie Mirabel, dalej od miasta. To miał być duży HUB dla tej części Kanady. Nikt nie chciał jednak dojeżdżać na lotnisko tak daleko, linie lotnicze też wolały stary port. Mirabel obsługuje nadal cargo, szkoły latania, ale nie ma tam już komercyjnych lotów pasażerskich. W zamian poprawiono ciasny terminal na starym lotnisku i jak na skalę ruchu działa on zadziwiająco sprawnie. A ruch tam skupia się w godzinach popołudniowych gdy jest fala przylotów i wylotów do/z Europy.
    Do Bogoty lecimy A330 Air Canada. Zaraz po starcie serwis, całkiem fajny. Potem śpimy aż do lądowania.

  2. #2
    Awatar Rob_Sad

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    Poznań

    Domyślnie

    Wybraliśmy hotel NH przy głównej drodze pomiędzy lotniskiem, a centrum. Bardzo dobra relacja jakości do ceny. Świadomie nie wybraliśmy hotelu na starym mieście, bo mamy kolejny lot wcześnie rano, a te 3km bliżej w stronę lotniska oznacza o połowę krótszy czas dojazdu. Pan w recepcji opowiedział nam gdzie najlepiej jeść na mieście i w sumie się sprawdziło.
    Pierwsze co zobaczyliśmy w Bogocie to rozjechany rowerzysta na środku skrzyżowania. Właśnie przyjechało pogotowie. Potem mogło być już tylko lepiej.. i było. Stare miasto w Bogocie to La Candelaria. Jedziemy tam Uberem, pierwsze wrażenie nie może być dobre, tym bardziej, że pada deszcz:





    Bogota to ponad 2600mnpm i często pada tu deszcz. Jest jakaś pora bardziej sucha i cieplejsza od grudnia do lutego, ale różnica jest niewielka, wybija się na plus tylko styczeń. Nawet gdy nie pada to i tak jest mało słońca. Jeśli nie jedzie się lądem gdzieś po bezdrożach to spokojnie można przylecieć w dowolnej porze, w Bogocie to co najciekawsze i tak jest pod dachem.
    Na początek idziemy coś zjeść i wypić kawę. Kawa jest tu niemal wszędzie i jest dobra. Ogólnie nie jest jakoś ślicznie, ale La Candelaria ma swoj klimat: kawiarenki, stragany. Najbardziej znanym miejscem jest rynek z katedrą:





    Im bardziej na wschód, w stronę gór, tym uliczki są wyżej, a domki mniejsze ciekawsze i bardzej kolorowe.














    Pierwsze otwierają Muzeum Policji, jest za darmo. Udało nam się tam ukryć w czasie gdy mżawka zmieniła się w ulewę. Hitem są pamiątki po Eskobarze, ale eksponatów jest tam naprawdę dużo. Kolumbia była długo niebezpiecznym krajem, widać tu prestiż i zaufanie do policji. Policję widać też na drogach, są mili.





    Kolejny punkt to slynne Muzeum Złota. Z zewnątrz budynek wygląda niepozornie, ale to całkiem fajnie zaprojektowane muzeum. Ekspozycje to rzemiosło kultur prekolumbijskich (w niedzielę wstęp za darmo):

















    Potem idziemy w stronę kolejki na górę Montserat. Baliśmy się, że przy tak niskich chmurach nie warto jechać na górę, bo nic nie będzie widać (to już około 3150m npm), ale akurat przestało padać i zaczęło wychodzić słońce. Na górze jest jakieś sankutarium. Można tam wjechać kolejką linową lub szynową. W szynową mieści się więcej osób i kolejka do kasy jest krótsza, przemieszcza się szybciej. Linowa ma pewnie lepsze widoki, ale na oko stracimy więcej czasu na czekaniu. Stojąc i czekając poznajemy parę z Polski, która przyleciała do Kolumbii na wesele. Gdy już mamy wsiadać coś się psuje w kolejce i stoimy, a w tym czasie kolejka do kolejki linowej maleje prawie do zera. Na szczęście naprawili po około 20min i nie straciliśmy dużo czasu:











    Na górze jest nieco kiczowato, za kościołem alejka z sklepikami:





    a dalej tanie knajpki za którymi ścieżka zmienia się w szlak pieszy na dół. Jest tu już całkiem dziko jak na bezpośrednie sąsiedztwo dużego miasta:








    Nawet na starym mieście jest sporo obrzydliwych budynków, ale sytuacje ratuje grafiti. Zjeżdżają tu artyści z całego świata i to widać, szczególnie na wzgórzach.














    Największym pozytywnym zaskoczeniem było Muzeum Botero, znanego malarza kolumbijskiego lubiacego okraągle kształty. Zaczął malować krągłości przez przypadek, zgubił proporcje namalowanego instrumentu i to mu się spodobało. Zaczął eksperymentować i z tego dziś jest znany i lubiany:








    Spodziewałem się tam tylko jego dzieł, ale okazuje się, że większość ekspozycji to działa innych artystów, które Botero kolekcjonował i jest to kolekcja imponująca (nie mamy w Polsce takiego muzeum). Tam w zasadzie są 3 połączone ze sobą muzea z sztuką. Wszystkie za darmo. Dookoła ciekawa architektura, czasem niepozorna:





    Próbujemy jeszcze kupić jakieś pamiątki, ale zaczynamy czuć zmęczenie. Dookoła są już korki, wychodzimy więc bliżej ruchliwej ulicy i zamawiamy Ubera.
    Nasz hotel sprawdził się bardzo dobrze. Mamy apartament za około 200zł i to z takim widokiem:





    W Bogocie stare miasto i wzgórza są po stronie wschodniej miasta, lotnisko po zachodniej. Całe południe blisko środka jest biedne i niebezpieczne. Północ, szczególnie północny-wschód to bogate bezpieczne dzielnice.





    Później okazało się, że i tak mieliśmy szczęście z pogodą, następnego dnia pogoda popsuła się jeszcze bardziej i przez kolejny tydzień ulewy były tak duże, że miały miejsce lokalne podtopienia, były też wichury.

  3. #3

    Dołączył
    Mar 2013
    Mieszka w
    EGLL

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez Rob_Sad Zobacz posta
    Lotnisko w Montrealu to ciekawy przypadek. W latach 70tych zbudowano całkowicie nowe lotnisko o nazwie Mirabel, dalej od miasta. To miał być duży HUB dla tej części Kanady. Nikt nie chciał jednak dojeżdżać na lotnisko tak daleko, linie lotnicze też wolały stary port. Mirabel obsługuje nadal cargo, szkoły latania, ale nie ma tam już komercyjnych lotów pasażerskich. W zamian poprawiono ciasny terminal na starym lotnisku i jak na skalę ruchu działa on zadziwiająco sprawnie. A ruch tam skupia się w godzinach popołudniowych gdy jest fala przylotów i wylotów do/z Europy.
    Mirabel był projektowany w czasie, gdy loty z Europy do Ameryki musiały gdzieś lądować po drodze. Mirabel miał zastąpić Gander/Montreal. W tamtym czasie Montreal był też centrum finansowo-biznesowym Kanady. Chwilę po rozpoczęciu budowy Mirabel zasięg samolotów poprawił się na tyle, że samoloty z Europy do Ameryki mogły latać bez potrzeby tankowania po drodze. Dodatkowo prowincja Quebec wprowadziła prawo wymuszające używania języka francuskiego w miejscach pracy, gdzie co najmniej jedna osoba preferowała francuski... stąd biznes/finanse wyniosły się_do Toronto. Lotnisko w Montrealu straciło na znaczeniu i mega lotnisko typu Mirabel nie miało racji bytu. Administracyjnie ruch był podzielony między Mirabel (loty między kontynentalne) a Montreal (loty krajowe/USA). Nawet LOT latał swego czasu na Mirabel.
    Rob_Sad, Adik_s, Gabec and 5 others like this.
    Moje loty | Moje zdjęcia | oneworld: AA AB AS AT AY BA CX FJ IB JL JJ LA MH QF QR RJ S7 UL


  4. #4
    Awatar Rob_Sad

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    Poznań

    Domyślnie

    Dzięki, będę musiał trochę zmienić opis
    megaloman and T0pek like this.

  5. #5
    Awatar mapa

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    WRO

    Domyślnie

    Bardzo ładne zdjęcia, jak zwykle zresztą. Zapewne trochę lepszy byłby odbiór miasta gdyby pogoda dopisała, mi się najwidoczniej z tym udało, ale to było jakoś w lipcu. I faktycznie korki na tej długiej alei prowadzącej z lotniska do miasta potrafią być niemiłosierne.

  6. #6
    ModTeam
    Awatar STYRO

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    EPRZ/RZE

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez Rob_Sad Zobacz posta
    Kolumbia była długo niebezpiecznym krajem, widać tu prestiż i zaufanie do policji.
    Oj chyba nie do końca masz rację. Kolumbia nadal jest niebezpiecznym krajem, a policja nadal boryka się z korupcją. To nadal jest kraj trzeciego świata.

    Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy.
    Pozdrawiam
    STYRO

    LOS SUAVES - już nie pójdę na taki koncert ...

  7. #7
    Awatar Rob_Sad

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    Poznań

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez STYRO Zobacz posta
    Oj chyba nie do końca masz rację. Kolumbia nadal jest niebezpiecznym krajem, a policja nadal boryka się z korupcją. To nadal jest kraj trzeciego świata.
    Miałem na myśli, że jest lepiej niż było. Może widoczny respekt dla policji to strach nie wiem. Subiektywnie odebrałem to co widziałem pozytywnie.

    Cytat Zamieszczone przez mapa Zobacz posta
    Zapewne trochę lepszy byłby odbiór miasta gdyby pogoda dopisała, ....I faktycznie korki na tej długiej alei prowadzącej z lotniska do miasta potrafią być niemiłosierne.
    Jakoś lekko przyszło mi zaakceptowanie tej pogody, spodziewałem się tego. Biorąc pod uwagę ile rzeczy mogło pójść nie tak w takiej krótkiej podróży to te deszcz biorę w ciemno. Widziałem korki po południu i cieszyłem się, że na lotnisko będziemy jechać wcześnie rano, bo poszło ultra sprawnie.

    No to kolejny dzień:
    Różnica czasu to 6h i działa na naszą korzyść. Zasypiamy przed 21:00, a wstajemy bez problemu przed 5:00. Uber działa tak sprawnie, że nie ma potrzeby by zamawiać taxi z wyprzedzeniem. W recepcji nasz ulubiony pan czeka z niespodzianką. Mamy nocleg bez śniadania, a on załatwił dla nas śniadanie na wynos. Miły gest. Na lotnisko jedziemy może 15min. Kolumbia to duży i zróżnicowany geograficznie kraj. Prawie wszędzie trzeba latać i widać to już na lotnisku. Terminal lotów lokalnych jest większy od tego międzynarodowego. Lotnisko jest zadbane i bardzo nowoczesne.



    Mamy tu dostępny salonik na Priority Pass, ale w pirsie D (odlatuje tu głównie Avianca), nasz lot jest z pirsu C (bardziej linie LATAM). Wydawało mi się, że to nie problem, ale okazało się, że pirsy nie są ze sobą połączone strefą tranzytową i każdy ma osobne security. Nie ma jednak dużego ruchu, więc idę nieśmiało zapytać czy wpuszczą nas na około 1h do strefy D bez karty pokładowej z odlotem z D.. nie ma żadnego problemu. Super. Salonik jest fajny, ma dobrą kawę (wszędzie tu pachnie kawą). Najlepsze są jednak kanapki które dostaliśmy od pana w recepcji hotelu.



    Bezproblemowo docieramy do naszego gejta w strefie C:



    Po starcie widać, że północne przedmieścia Bogoty są bardzo zielone i nawet daleko od miasta wyglądają bogato:



    Lot trwa niecałe 1,5h. Gdy tylko wysiadamy czujemy wreszcie ciepłe i wilgotne powietrze. Niedawno musiało padać, bo wszędzie są duże kałuże. Mamy hotel przy samym lotnisku, bo kolejny lot jest wcześnie rano. Zostawiamy rzeczy i jedziemy Uberem zwiedzać.



    Kolumbia jest pierwszym krajem w Ameryce Południowej który uzyskał niepodległość, jednak nie bez zależności i wierności Hiszpanii. Całkowitą niezależność ogłosiła wtedy tylko Kartagena. Obchodzą w każdą rocznicę wielkie dzikie święto i prawie się na nie załapaliśmy. W Kartagenie widać turystów, widać sklepy z pamiątkami, drogie galerie z sztuką i tanie obrazy na sprzedaż na ulicy (całkiem niezłej jakości). I wcale się nie dziwię, miasto ma klimat. Zostało założone 40lat po pierwszej wyprawie Kolumba, potem rosło w siłę. Tu zwożono łupy z głębi kontynentu by zabierać je statkami do Europy. To trafiali niewolnicy z Afryki.



    Miasto z czasem stało się istotnym strategicznie portem. Po próbach podbicia przez anglików zbudowano fortyfikacje, miasto otoczono murami. Z czasem po kolejnych atakach (dodatkowo francuzów i piratów), mury umacniano. Część zachowała się do dziś. Pomimo, że nie są wysokie, zdecydowanie dodają miastu uroku. To ja:



    Ten sam kraj, a zupełnie inny klimat niż Bogota. Także kulturowy. Czuje się tu karaibską mentalność, wszyscy są uśmiechnięci i weseli. Jest fajnie, co widać na każdym kroku:





    Miasto sprawia wrażenie romantycznego i kolorowego.





    Najwięcej dzieje się w okolicy placu Bolivara i katedry:



    Spokojniej jest w wschodniej części starego miasta.



    Warto dojść aż do Las Bóvedas, długiego podcienia z sklepikami:



    Odwiedzamy muzeum w dawnym Pałacu Inkwizycji.





    Potem idziemy do dzielnicy Getsemani. Jest architektonicznie słabsza, mniej zadbana, mniej reprezentacyjna ale artystyczna i chyba bardziej rozrywkowa:









    Wracamy jeszcze na stare miasto by odwiedzić grób pisarza Gabriela Garcia Marqueza na dziedzińcu tutejszego Uniwersytetu. Marquez mieszkał tutaj tylko rok, ale sprowadziła się tutaj prawie cała jego rodzina, więc regularnie odwiedzał miasto. Wracał też tutaj w swoich książkach.



    Spacerujemy jeszcze bez jakiegoś celu:







    Prawie kupiliśmy obraz, ale ciężko byłoby go dostarczyć bez zniszczeń do domu (nawet po zwinięciu). Na koniec wychodzimy przed najbardziej znaną miejską bramę:



    Dawniej właśnie tu, w spokojnej zatłoczone, znajdował się główny port. Tu nie ma cienia, więc ludzie wychodzą dopiero gdy słońce jest nisko:





    Żal nam wracać do hotelu. Docieramy jeszcze ponownie do Getsemani na plac Plaza de la Trinidad, gdzie powoli rozkręca się impreza. Wracamy dopiero jak robi się ciemno




  8. #8
    Awatar Rob_Sad

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    Poznań

    Domyślnie

    Tego poranka bałem się najbardziej. Wylot o 6:35. Właśnie dlatego mamy nocleg przy samym lotnisku. Przy odprawie online wyskoczyła na czerwono informacja, że niby jesteśmy odprawieni, ale musimy pokazać swoje paszportu. Byłem pewien, że uda się to zrobić dzień przed lotem, ale nic z tego. Powiedziano nam, że w dniu wylotu i w okienku checkin. To oznacza, że nie wystarczy gdy stawimy się na lotnisku 1-1,5h przed lotem tak jak pierwotnie planowałem, ale musimy na nim być przynajmniej 2,5h przed lotem, bo pani w biurze COPA sugerują, że może być kolejka. Jestem zły. Ale na pocieszenie widzę, że aplikacja Priority Pass pokazuje dostępny salonik w strefie odlotów międzynarodowych - jeszcze tydzień temu go nie było.
    Oczywiście 2,5h przed lotem jesteśmy jeszcze w łóżkach, ale od momentu budzika do dotarcia na lotnisko mija około 5min. Dostajemy ponownie śniadanie na wynos. Dla checkinów online które muszą pokazać dokument są osobne stanowiska i to aż 2 i nie ma przy nich żadnej kolejki. To jedyny tak wczesny odlot międzynarodowy z lotniska więc kontrola też przebiega sprawnie. Salonik jest jednak zamknięty. Jemy hotelowe śniadanie i wypełniam online formularze wjazdowe i wyjazdowe dla Dominikany (są mocno rozbudowane i zajmuje mi to około pół godziny). Kątem oka widzę, że ktoś się zjawia w recepcji salonika, a jednocześnie ogłaszają, że niedługo rozpocznie się boarding. Salonik jest skromny, ale jest coś do jedzenia, jest dobra kawa, jest też bardzo zimno (wyjaśnia się dlaczego wcześniej był niedostępny, awaria klimatyzacji nie pozwalała schłodzić pomieszczenia do 16C przy większej ilości osób, a to wstyd jak jest cieplej). Kawę dopijamy idąc już po płycie do samolotu:



    Ludzie tu żyją luźniej, taki widok zza okna przykuwa moją uwagę:



    W ogóle dziwne, bo karty pokładowe na loty COPA mają mocny napis "Prefer Access", jakby nasz status FTL z M&M miał jakieś znaczenie. Miejsc w samolocie nie mogliśmy jednak wybrać gratis. Nie było też okazji by weryfikować czy przysługuje nam bezkolejkowy checkin lub fast track, bo nigdzie i tak nie było kolejek. Docelowo lecimy na Dominkanę, ale widząc, że najtańsze są bilety przez Panamę nie mogłem nie przedłużyć przesiadki do 1 doby. Tyle wystarczy by zwiedzić miasto i okolice. Gdy lądujemy burza wisi w powietrzu. Chwile później zaczyna lać deszcz i gdy wychodzimy z lotniska nadal leje. Wyciągam telefon i w prognozach widzę, że ma padać do wieczora, cały dzień. Ten dzień i wszystkie kolejne do końca prognozy. Trochę się podłamałem, ale no cóż. Owszem to sezon mokry, ale taki trwa tu 8 miesięcy. Czytałem jednak, że raczej powinno padać krótko i mocno, a pomiędzy opadami powinno być sporo słońca. Przylatujemy na Terminal 1, a ponieważ na jutrzejszych kartach pokładowych mamy tę samą czerwoną informację o potrzebie pokazania paszportów kierujemy się do Terminala 2 licząc, że tym razem będzie to formalność. Niestety naszego problemu nie rozwiązuje automat COPA, ale pracownik COPA informuje nas, że wystarczy jak pokażemy paszport przy gejcie. Do centrum jedziemy metrem, które kosztuje tylko 0,6usd. Niestety trzeba 2x się przesiadać i podróż zajmuje około 50min.



    Gdy w końcu dojeżdżamy do centrum w okolice hotelu hotel, wita nas słońce. Okazuje się, że prognozy dla centrum są zupełnie inne. Niecałe 25km od lotniska, ale lotnisko jest bliżej gór, a centrum to wybrzeże nad Pacyfkiem. Mamy tu fajny hotel, śniadanie jest w cenie, ale wiemy, że jutro nie zdążymy go zjeść. Próbowałem uzgodnić z hotelem, że zjemy je w dniu checkin, ale nikt mi nie odpisał. Liczyłem, że dogadamy się na miejscu, pan w recepcji może miał nawet dobre chęci, ale śniadanie było do 10:00, a my dotarliśmy też równo o 10:00. Pewnie gdyby nie wycieczka na drugi terminal to by się udało. Pech. Żeby było śmieszniej, patrzę w aplikację linia Copa i karty pokładowe zaświeciły się na zielono, nie musimy już pokazywać paszportów, system (słusznie) zrozumiał, że jeśli już pokazaliśmy paszportu na lotach do Panamy, to dalej lecimy na tych samych paszportach. Mogliśmy w ogóle nie odwiedzać terminala 2, a od razu jechać do miasta.
    Zostawiamy bagaże i pędzimy na miasto. Najpierw kilka stacji metrem, a potem spacer na nabrzeże.





    Za chwilę nadciąga ciemna chmura i musimy biec by nie zmoknąć. Leje może 10min i koniec, znowu wychodzi słońce (tak jak miało być). Dopiero gdy przestało padać orientujemy się, że jesteśmy w porcie rybackim. Fajne miejsce bezpośrednio przy starym mieście:






    Zaczynamy od starego miasta, które jest malutkie ale tu znajdują się najważniejsze budynki rządowe, są tu kawiarenki, sklepiki i jest co oglądać. Tu główny plac:



    Sępnik Szary - padlinożerca (wygląda na głodnego), a obok jakiś ptak:





    Ruiny starego kościoła:







    Chcemy iść na wzgórze Ancon z widokami na miasto i kanał ale wchodzimy w mocno zniszczona dzielnice El Chorrillo. Okazuje się, że podczas wojny z USA w 1989 ten obszar mocno ucierpiał i nadal to widać, dziś jest tu biedniej.





    Cofamy więc i Uberem jedziemy na drugą stronę kanału przez most Ameryk na punkt widokowy. Jak widać zachmurzenie zmienia się szybko. Akurat gdy jedliśmy słońce świeciło dosyć długo, a potem bardziej się zachmurzyło. Ja wolę słońce, bo zdjęcia są ładniejsze. Monika się cieszy, ale prawdę mówić gdy wychodziło słońce to momentalnie robiło się naprawdę gorąco.



    Most jest ładny, ma 60lat i długo był jedynym stałym mostem przez kanał. Potem jedziemy wzdłuż kanału by popatrzeć na statki. Kanał daje Panamie ogromne zyski - około połowy PKB całego kraju. W poprzedniej dekadzie kanał został przebudowany, by mogły przepływać nim większe statki. Cała idea kanału jest sprytna. By nie kopać dużego rowu (polegli na tym francuzi) wymyślono sztuczne jezioro na poziomie o niecałe 30m wyższym niż poziom oceanów i system śluz po jego obu stronach. Taki sposób był znacznie tańszy, ale jest mocno zależny od ilości opadów. Musi padać by kanał działał.



    Wracamy na wzgórze Ancon. To miejski park z dziką zielenią. Taka przyroda w bezpośrednim sąsiedztwie miasta przypomina mi Singapur:



    Widok na stare miasto, które zajmuje niewielki półwysep. Ktoś wymyślił, by zrobić dookoła obwodnicę, na słupach na wodzie i to 200-300m od nabrzeża. Pętla ma ponad 1km średnicy i jest raczej niespotykanym rozwiązaniem:



    Widzimy leniwca, poruszał się szybko jak na leniwca - chyba uciekał.





    Potem wracamy do hotelu i zachód słońca oglądamy z tarasu na dachu.





    Widać nawet stare miasto w oddali:

    tartal, walusinsky, dak04 and 3 others like this.

  9. #9
    Awatar Rob_Sad

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    Poznań

    Domyślnie

    Rano Uber na lotnisko i bardzo ładny salonik linii Copa. Jest powierzchniowo ogromny, dobrze wyposażony, ale kulinarnie jest raczej słabo. Może dlatego da się wejść na Priority Pass:







    Gdy jechaliśmy na lotnisko już w połowie drogi zaczęło padać, gdy zaczęło robić się jasno widać ciemne chmury:





    Lecimy do Santo Domingo. Krótko po starcie wlatujemy w skraj mocnego układu niżowego, który obserwuję na mapach od kilku dni. Bałem się, że popsuje pogodę na Dominikanie, ale na szczęście dla nas przesuwa się na zachód. Na nieszczęście dla Hondurasu i Meksyku ciągle rośnie i pewnie im popsuje pogodę (na cyclocane.com ma już imię: Sara). Przez około 1h lotu za oknem mgła i to na wysokości przelotowej. Potem pogoda mocno się poprawia i wybrzeże Dominikany wita nas słońcem. Santo Domingo z góry:




    Po zachodniej stronie (na lewo) od ujścia rzeki Ozama znajduje się stare miasto nazywane tutaj Zona Colonial:



    Lotnisko usytuowane jest ponad 20km na wschód od miasta. Z okna widać soczystą zieleń:



    Na lotnisku odbieramy samochód. Jadąc do Zona Colonial, gdzie mamy hotel, po drodze zwiedzamy rezerwat z cenotami o nazwie Tres Ojos. Zapadliska krasowe z jeziorkami jak w Meksyku.



    Liczyłem, że będzie tam chłodniej, bo cień, ale było odwrotnie - goręcej niż na lotniskowym parkingu, naprawdę potwornie gorąco. Mijamy tylko wielkie muzeum na cześć Kolumba w formie latarni, nie zachęca do zwiedzania.



    Na wszelki wypadek zostawiamy samochód na strzeżonym parkingu i idziemy do hotelu:



    Nasz hotel nazywa się Mosquito Boutique i wygląda fajnie, choć pokój jest nieco mały:



    Mówią, że jeszcze godzina do checkin, a pokój nie jest gotowy więc idziemy na szybki spacer. Santo Domingo to pierwsze miasto obu Ameryk założone przez Europejczyków - dokładnie przez brata Kolumba, jeszcze pod koniec XV wieku. Tu jest najstarszy kościół, katedra, najstarszy klasztor dla obu Ameryk. Tu też powstał pierwszy Uniwersytet. Jest bardzo gorąco, ale gdy wchodzimy do katedry szok. Jest w niej tak zimno, że ciężko wytrzymać. We wnętrzach poukrywane są ogromne klimatyzatory, które chłodzą tak, że od zewnątrz z szyb ścieka skraplająca się woda.







    Odpoczywamy chwilę w pokoju i wychodzimy jeszcze raz. Dopiero po 16:00 robi sie przyjemnie, gdy słońce jest niżej. Zwiedzamy stare mury, najlepiej zachowane od strony rzeki Ozama:



    Niestety cały Pałac Kolumba jest w remoncie, otoczony płotem:



    Potem Muzeum Domów Królewskich. Rezydencji pierwszej administracji kolonii hiszpańskich. Ekspozycje skromne, ale budynki bardzo klimatyczne:







    Panteon najważniejszych osób dla Dominikany znajduje się w dawnym kościele jezuitów:





    I umocnienia dookoła fortu Ozama, najlepiej zachowane miejsce dawnych murów:





    Południowa część Zona Colonial jest spokojniejsza. Nie ma turystów, są lokalni mieszkańcy:





    Niestety plac przed Klasztorem Dominikanów (będącym pierwszym kościołem Ameryk) jest w remoncie i remont obejmuje też elewacje więc nie da się nawet podejść bliżej.





    Widać, że w wielu miejscach trwają prace konserwatorskie. Miasto zdecydowanie ma potencjał. Turystów bardzo mało, bo to daleko od miejsc gdzie latają chartery. Kolacje jemy w knajpce przy głównym rynku z muzyką na żywo.


  10. #10
    Awatar Rob_Sad

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    Poznań

    Domyślnie

    W Santo Domingo jemy pierwsze śniadanie na spokojnie, bez pośpiechu.





    Potem idziemy jeszcze na spacer. Najpierw w stronę murów, a tam mamy towarzystwo, Jakiś pies uznał, że jest nasz i chodzi za nami jakby nas znał.





    Jak widać dzisiaj jest więcej chmur. Muzeum Domów Królewskich od zewnątrz:








    Postój na Dominikanie jest mocno przez przypadek, bo tylko Dominikanę dało się wcisnąć w plan w niskich kosztach, tak by było coś więcej niż Kolumbia. Nigdy mnie Dominikana nie ciągneła i pewnie inaczej niż przez przypadek przelotem bym tu nie trafił. Lot powrotny mamy z Punta Cana i tam oddajemy samochód. Są autobusy, ale jadą długo i są kapryśne. Pożyczony samochód daje elastyczność i znacznie więcej czasu na zwiedzanie.
    W planie mamy przystanek w Bayahibe. Miasteczka będącego punktem wylotowym do Parku Narodowego Cotubanama z wyspą Saona. Na trasie mamy prawie cały czas zadbaną płatną autostradę, dobra jakość nawierzchni, żadnych dziur. Zero szaleństw, wszyscy jadą zgodnie z przepisami. Po tym co wcześniej czytałem, jaka tu dzicz na drogach, jestem w szoku, bo kultura jazdy jest znacznie wyższa niż w Polsce, także w Santo Domingo nie było z tym źle. Może kwestia regionu, nie wiem. Wszystko idzie sprawnie do czasu gdy niespodziewanie zatrzymuje nas policja. Policjant na translatorze w telefonie pyta dlaczego zwolniłem jak ich zobaczyłem i że to wykroczenie. Odpisuję, że widząc samochody na poboczu zwalniam, szczególnie gdy dookoła chodzą ludzie. Piszę też, że po za tym jechałem cały czas zgodnie z przepisami. On wtedy twierdzi, że jechałem jednak za szybko (miał radar, ale go nie używał). Potem twierdzi, że jechałem za blisko samochodu przede mną (to jak widział, że zwalniam?). Najpierw policjant chce 130usd, a potem nic już nie chce, ale daje puste etui i pisze, że to nie jest obowiązkowe. Daliśmy mu około 15usd i był zadowolony. Wkurzające, ale staliśmy tam ponad 30min i w tym czasie inni byli zatrzymywani bez powodu, bez użycia radaru, ale płacili bez dyskusji i jechali dalej. Być może od nich chcieli mniej i dyskusja nie miała sensu. To pewnie tłumaczy dlaczego ludzie tak grzecznie jeżdżą. Po tej przygodzie jedzie mi się już mniej przyjemnie, ale do Bayahibe już blisko. W planie jest łódka, ale jest już nieco za późno by zrobić to tanio dołączając do jakiejś grupy, no i grupy płyną tam na dłużej, a nam wystarczą 2-3h. Siadamy w knajpce przy plaży na chwilę.








    Obserwujemy turystów z biur podróży, którzy dojeżdżają dużymi autokarami i przesiadają się na łodzie z ogromnymi głośnikami z których wali jakieś lokalne disco - powoli nam się odechciewa tej wyspy. Poszedłem jednak dogadywać cenę za wypad indywidualny i udało mi się uzyskać w miarę akceptowalną cenę.
    Ale gdy wyszliśmy z spod knajpkowych parasoli zmroziły nas zbliżające się ciemne chmury na niebie. Bojąc się, że utkniemy zrezygnowaliśmy z Cotubanama. Nieco ponad pół godziny później okazało się, że raczej postąpiliśmy słusznie, bo padało mocno i długo. Część samochodów na drodze stawała.





    W takiej deszczowej aurze dojechaliśmy do Punta Cana. Tak jak się spodziewaliśmy miejsce nie jest zbyt atrakcyjne, to taka typowa pułapka turystyczna. Facet z Red is Bad wybrał sobie fatalną okolicę na emigrację - nie dziwię się, że wykryty chciał jak najszybciej wrócić. Ale przez te kilka godzin dnia które nam zostało fajnie było pochodzić po plaży. Sama plaża nie razi, ale już za pierwszą linią budynków są albo zamknięte resorty, albo smród śmieci.














    Mamy taki nocleg, że słychać fale nawet przy zamkniętym balkonie. To zawsze jest fajne i na to jedno popołudnie miejsce jest ok. Jest wyraźnie chłodniej niż w Santo Domingo, w nocy znowu zaczęło padać.
    myszygon, frik, dak04 and 2 others like this.

  11. #11
    Awatar Rob_Sad

    Dołączył
    Feb 2007
    Mieszka w
    Poznań

    Domyślnie


    Polecamy

    Rano robimy sobie szybki spacer po plaży. O dziwo już o 6:30 jest tam spory ruch.





    Potem jemy hotelowe śniadanie. Do lotniska mamy około 30min jazdy. Oddanie samochodu bezproblemowe. Formalności na lotnisku są ultra szybkie. Imigration w automatach. Szukamy salonika, ale ten w miejscu wskazanym przez Priority Pass jest zamknięty. Jest jednak kartka o nowym na drugim końcu terminala A. Ten nowy (o którym PP nie wspomina) jest całkiem fajny



    Niestety wychłodzony tak, że woda się skrapla od zewnątrz:



    Salonik ma niby opcję siedzenia na zewnątrz, ale po nocnym deszczu złożyli meble. Szkoda, bo jest tu nawet basen:



    Powrót zaczynamy od lotu Air Canada Rouge do Montrealu. Około 4h lotu, ale jest serwis z przekąskami, są napoje. Słabiej niż lot do Bogoty, ale Air Canada nie jest tak złą linią jak się często o niej pisze na forach. Nawet gorsza wersja Rouge. No i są dodatkowe mile z executive bonus. Mamy w Montrealu dłuższą przesiadkę i zamiar by zrobić spacer po starym mieście. Montrealskie lotnisko YUL nie ma szybkiego połączenia z centrum, Uber jest drogi, brak linii kolejowej, jedyna komunikacja publiczna to autobusy. Staramy się ogarnąć formalności po przylocie szybko, bo mieć jak najwięcej czasu na spacer przed zachodem słońca. Autobus lotniskowy nr 747 dojeżdża do stacji metra Lionel-Groulx:



    Tam bardzo szybko i sprawnie przesiadamy się na metro i 6 przystanków dalej jesteśmy w centrum. Około 1h od wyjścia z samolotu, więc całkiem nieźle. Ale to dlatego, że przed godzinami korków, te zaczynają się podobno po 16:00. Jest całkiem przyjemnie, choć późna jesień i mało kolorów.





    Ratusz, będący pierwszym ratuszem w Kanadzie (a ma tylko 150lat).





    Okolice starego portu, obecnie raczej spacerowe:





    Reprezentacyjna Rue Saint Paul, drogie sklepy i restauracje. Najstarsza ulica w mieście, tu założyciel miasta zbudował pierwszy dom (1650).



    Bazylika Notre-Dame i Place d'Armes przed nią. Całkiem fajne miejsce. Czuje niedosyt Montrealu i nabrałem ochotę by przylecieć latem (o ile ceny pozwolą).





    Powrót według wielu opinii jest ryzykowny. Czytałem o ludziach którzy jechali na lotnisko po 2-3h z powodu popołudniowych korków, czytałem, że na lotnisku można także utknąć na 2-3h bo mogą być ogromne kolejki (fala przylotów i wylotów z Europy po południu). My aż 6h rezerwy nie mamy i troche się przestraszyłem jak uciekł nam autobus przy Lionel-Groulx, tym bardziej, że nie wszyscy czekający się do tego autobusu zmieścili. Na pocieszenie mam więc dodatkowe kilkanaście minut na zdjęcia:



    Jakoś się udaje i to szybciej niż przewidywałem. Korek był tylko przed samym lotniskiem, aż do przylotów i odlotów.

    Chciałem być sprytny i upewniając się wcześniej, że salonik bankowy (w którym byliśmy przed tygodniem) codziennie korzysta z tego samego linku do wirtualnej kolejki, zgłosiłem chęć wejścia jak tylko dotarliśmy na lotnisko. Myślałem, że wszystko pójdzie podobnie, ale widać było jak na lotnisko dociera coraz więcej ludzi. Kolejka rosła, a nasze szanse na wejście do saloniku malały ze względu na niską wagę kart Priority Pass. Widząc jakie tłumy dotarły na lotnisko 1h po nas, w sumie dobrze zrobiliśmy dodając sporą rezerwę do czasu w którym uznaliśmy, że czas wracać z centrum na lotnisko.
    Analogicznie jak tydzień temu salonik Air France wpuszczał tylko pasażerów klasy biznes. Odczekałem trochę do boardingów 2 dużych lotów i spróbowałem ponownie. Udało się:



    Gejt do odlotu do Monachium mamy bardzo blisko, wychodzimy więc w ostatniej chwili. Lecimy ponownie Lufthansą na A350. Po starcie dostajemy jeszcze jedzenie i idziemy spać. Udało się wybrać miejsca blisko wyjścia, więc po lądowaniu bardzo szybko docieramy do saloniku.



    Odlot do Poznania także punktualny.

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •