Wybraliśmy hotel NH przy głównej drodze pomiędzy lotniskiem, a centrum. Bardzo dobra relacja jakości do ceny. Świadomie nie wybraliśmy hotelu na starym mieście, bo mamy kolejny lot wcześnie rano, a te 3km bliżej w stronę lotniska oznacza o połowę krótszy czas dojazdu. Pan w recepcji opowiedział nam gdzie najlepiej jeść na mieście i w sumie się sprawdziło.
Pierwsze co zobaczyliśmy w Bogocie to rozjechany rowerzysta na środku skrzyżowania. Właśnie przyjechało pogotowie. Potem mogło być już tylko lepiej.. i było. Stare miasto w Bogocie to La Candelaria. Jedziemy tam Uberem, pierwsze wrażenie nie może być dobre, tym bardziej, że pada deszcz:
Bogota to ponad 2600mnpm i często pada tu deszcz. Jest jakaś pora bardziej sucha i cieplejsza od grudnia do lutego, ale różnica jest niewielka, wybija się na plus tylko styczeń. Nawet gdy nie pada to i tak jest mało słońca. Jeśli nie jedzie się lądem gdzieś po bezdrożach to spokojnie można przylecieć w dowolnej porze, w Bogocie to co najciekawsze i tak jest pod dachem.
Na początek idziemy coś zjeść i wypić kawę. Kawa jest tu niemal wszędzie i jest dobra. Ogólnie nie jest jakoś ślicznie, ale La Candelaria ma swoj klimat: kawiarenki, stragany. Najbardziej znanym miejscem jest rynek z katedrą:
Im bardziej na wschód, w stronę gór, tym uliczki są wyżej, a domki mniejsze ciekawsze i bardzej kolorowe.
Pierwsze otwierają Muzeum Policji, jest za darmo. Udało nam się tam ukryć w czasie gdy mżawka zmieniła się w ulewę. Hitem są pamiątki po Eskobarze, ale eksponatów jest tam naprawdę dużo. Kolumbia była długo niebezpiecznym krajem, widać tu prestiż i zaufanie do policji. Policję widać też na drogach, są mili.
Kolejny punkt to slynne Muzeum Złota. Z zewnątrz budynek wygląda niepozornie, ale to całkiem fajnie zaprojektowane muzeum. Ekspozycje to rzemiosło kultur prekolumbijskich (w niedzielę wstęp za darmo):
Potem idziemy w stronę kolejki na górę Montserat. Baliśmy się, że przy tak niskich chmurach nie warto jechać na górę, bo nic nie będzie widać (to już około 3150m npm), ale akurat przestało padać i zaczęło wychodzić słońce. Na górze jest jakieś sankutarium. Można tam wjechać kolejką linową lub szynową. W szynową mieści się więcej osób i kolejka do kasy jest krótsza, przemieszcza się szybciej. Linowa ma pewnie lepsze widoki, ale na oko stracimy więcej czasu na czekaniu. Stojąc i czekając poznajemy parę z Polski, która przyleciała do Kolumbii na wesele. Gdy już mamy wsiadać coś się psuje w kolejce i stoimy, a w tym czasie kolejka do kolejki linowej maleje prawie do zera. Na szczęście naprawili po około 20min i nie straciliśmy dużo czasu:
Na górze jest nieco kiczowato, za kościołem alejka z sklepikami:
a dalej tanie knajpki za którymi ścieżka zmienia się w szlak pieszy na dół. Jest tu już całkiem dziko jak na bezpośrednie sąsiedztwo dużego miasta:
Nawet na starym mieście jest sporo obrzydliwych budynków, ale sytuacje ratuje grafiti. Zjeżdżają tu artyści z całego świata i to widać, szczególnie na wzgórzach.
Największym pozytywnym zaskoczeniem było Muzeum Botero, znanego malarza kolumbijskiego lubiacego okraągle kształty. Zaczął malować krągłości przez przypadek, zgubił proporcje namalowanego instrumentu i to mu się spodobało. Zaczął eksperymentować i z tego dziś jest znany i lubiany:
Spodziewałem się tam tylko jego dzieł, ale okazuje się, że większość ekspozycji to działa innych artystów, które Botero kolekcjonował i jest to kolekcja imponująca (nie mamy w Polsce takiego muzeum). Tam w zasadzie są 3 połączone ze sobą muzea z sztuką. Wszystkie za darmo. Dookoła ciekawa architektura, czasem niepozorna:
Próbujemy jeszcze kupić jakieś pamiątki, ale zaczynamy czuć zmęczenie. Dookoła są już korki, wychodzimy więc bliżej ruchliwej ulicy i zamawiamy Ubera.
Nasz hotel sprawdził się bardzo dobrze. Mamy apartament za około 200zł i to z takim widokiem:
W Bogocie stare miasto i wzgórza są po stronie wschodniej miasta, lotnisko po zachodniej. Całe południe blisko środka jest biedne i niebezpieczne. Północ, szczególnie północny-wschód to bogate bezpieczne dzielnice.
Później okazało się, że i tak mieliśmy szczęście z pogodą, następnego dnia pogoda popsuła się jeszcze bardziej i przez kolejny tydzień ulewy były tak duże, że miały miejsce lokalne podtopienia, były też wichury.
Zakładki