Komuna Karaibów - wehikułem czasu
przez
w dniu 14-12-2013 o 01:19 (3887 Odsłon)
Wyprawa do Meksyku była spełnieniem marzeń, ale sprawdziło się porzekadło, że apetyt rośnie w miarę jedzenia:) Obiecaliśmy sobie, że o ile pozwoli na to sytuacja, rok po Meksyku w rocznicę naszego ślubu cywilnego wybierzemy się na Kubę - kolejną destynację, o której odwiedzinach marzyliśmy.
W przeciwieństwie do Meksyku wyjazd nie mógł być tak spontaniczny - mieliśmy ściśle określone ramy 2-tygodniowego lutowego urlopu. Zacząłem z niemalże półrocznym wyprzedzeniem śledzić nie tylko portale śledzące promocje i błędy taryfowe, ale również i strony przewoźników lotniczych - niemalże codziennie bywałem na stronach Air France / KLM, Iberii, AirEuropa. Nie wpadało nic. Sytuacja zmieniła się początkiem grudnia. Air France wraz z KLM bardzo mocno przecenił loty do Hawany z Włoch. Szybka kalkulacja pozwoliła ocenić, że warto:) Tanie noclegi przy Termini w Rzymie + rezerwacje dolotu do Rzymu z użyciem punktów z karty Citi WizzAirem miały ograniczyć koszty dodatkowe. Na wyjazd zaprosiliśmy parę dobrych znajomych.
Problemy tym razem zaczęły się bardzo wcześnie:) Rezerwowaliśmy loty symultanicznie - my dla siebie, znajomi dla siebie. Wiedzieliśmy, że taryfa jest raczej niezagrożona, bowiem te linie lotnicze wyświetlają info, gdy jest <5 biletów w danej cenie. Znajomy był pierwszy - e-tickety wystawione. U mnie problem - Air France odrzuca autoryzację MasterCard przy 3D Secure. Pierwszy raz, drugi... Aj.. Taryfa poszła do góry. O - bagatela - 1000 PLN per person. Zrobiło się gorąco. Znajomym również, nie mówią po hiszpańsku ani słowem i wizja naszych kłopotów z rezerwacją była dla nich nie mniej pasjonująca:)
Pozostało liczyć na to, że skok taryfy spowodowała blokada naszych miejsc, pozostało czekać. Nie czekać - telefon do banku. Nie wiadomo o co chodzi, transakcji nie ma, blokady nie ma. Pass. Czekamy. OK, miejsca są. Nie ryzykuję - wchodzę na klm.com. Rezerwacja - nie przeszła. Ale jest postęp - dostaję potwierdzenie wstępnej rezerwacji na maila. Brak póki co płatności. Dzwonię na Schipol. Dobrze, że siedzą tam wieczorem. Zimny prysznic - to KLM Italia i pani proponuje skontaktować się z Rzymem. Na szczęście daje się przekonać - autoryzuje płatność. Jest. Lecimy!:)
Pewnym skutkiem ubocznym była podwójna blokada środków na koncie - nieudana transakcja na stronie KLM nie ściągnęła, ale zablokowała kasę. Kolejny telefon do banku uspokoił,że nie ma podwójnego księgowania. Ciekawostka - kurs EUR na stronie niższy, niż przy "holenderskiej asyście".
Z czasem złapaliśmy różowe arbusy na trasach WMI -> FCO i CIA -> KTW. Czas przyniósł zmianę ze znanego wszystkim powodu przerzucając nas na moje ulubione polskie lotnisko - Okęcie. Nie ukrywam, że akurat w przypadku tego lotu od pewnego momentu mocno kibicowałem przesuwanym co raz terminom otwarcia Mgłodlina. Bałem się, że nie zdążymy chwycić się jakiejkolwiek alternatywy, gdyby last minute wyskoczyło coś z wylotem z Polski. Cóż, coś za coś, można było lecieć z Polski na jednym bilecie, ale raz, że 2 x drożej, dwa - co z tym pokładem adrenaliny:)
Z Okęcia polecieliśmy. Nie wiedzieliśmy do czego, bowiem prognoza pokazywała skrajne załamanie pogody w godzinach popołudniowych w Rzymie. Póki co po przylocie pogoda znośna. Ciągnęły jednak chmury. Telefon do Polski... Ooo... Lecimy obalić komunizm, a póki co Papież abdykuje:) Nieźle... Rzym niewzruszony, stoi dalej, życie się toczy normalnie. Tylko ten deszcz.... Spacer po Rzymie ograniczył się do dojścia do Koloseum, przy di Trevi ściana deszczu. Szkoda znajomych, to ich pierwsza wizyta we Włoszech. Nie było wyjścia, szybko znaleźliśmy się ponownie w hostelu.
Mały tip - w drodze z Termini w kierunku Koloseum po lewej stronie znajduje się knajpa z gatunku low-cost z kebabami. Nie rozpisując się, a pisząc bardzo poważnie, ODRADZAM SKRAJNIE, komu zdrowie miłe...
Poranny kurs Terravision na Fumicino. Próbowaliśmy się oprawić w skrzynkach do automatycznego check-in. Bezskutecznie. To już nasze drugie po MEX nieudane podejście do tego typu maszyn. Na szczęście pani asystentka szybko nadrabia za maszynę. Kontrola wiz.
Wracając do Fiumicino, czekał na nas Airbus 321 Air France:
Bardzo niski LF na pokładzie, nie przekroczył 50%, a miałem wrażenie, że było jeszcze niżej. Jeszcze na ziemi informacja - ze względu na warunki pogodowe nad CDG wylot opóźniony. Nieciekawie, mieliśmy na przesiadkę 1:15h. Wystartowaliśmy po około 20 minutach. Zgłosiłem stewce informację o naszym transferze. Dobrze, że terminal się zgadza, nie będzie skrajnie daleko. Nerwów było więcej, niż warta tego sytuacja, zdążyliśmy swobodnie. A nerwy były, bo szkoda byłoby nam stracić jeden dzień, ponadto Kuba to Kuba, fajnie byłoby, gdybyśmy w casa particular zameldowali się o czasie..
Boarding poszedł sprawnie. Boeing 777-300ER. Jedno z moich lotniczych marzeń. Po B772 Aeromexico sprzed roku połknąłem bakcyla, zauroczyły mnie trzy siódemki. Ten lot był dla mnie jedną z największych atrakcji tego wyjazdu. Jeszcze większa szykowała się w drodze powrotnej, ale o tym również innym razem:)
Konfiguracja 3 + 4 + 3. I dylemat - komfortowy (dostęp do korytarza) środek, czy okno. Postawiliśmy na okno. Z powodzeniem - miejsca obok nas wolne. Load factor wysoki, na oko > 90%. Świetny on-bard entertainment - ogromny wybór filmów, gier, przy starcie video na pas.
Lot bardzo przyjemny, w okolicy Bahama bardzo mocno turbulentny. Bahamy prezentowały się z 30000 ft (edit: Dzięki Vivere za korektę!:) fantastycznie:
Kolejnym lądem była już Kuba. Spokojne lądowanie, kontrola graniczna, wiza. I stało się:) Buchnęło w nas wilgotne gorące powietrze. Zmęczeni, ale szczęśliwi zakrzywiliśmy czasoprzestrzeń. 9000 km od Polski, ale niczym w Polsce, kilkadziesiąt lat temu...